Zemsta belfrów
Wystawianie ocen to dobra okazja do zemsty. Tak przynajmniej pojmują tę sprawę uczniowie. Zapytałem dzisiaj swoich wychowanków, dlaczego mają słabe noty na koniec roku, a oni na to, że wszystko z powodu zemsty belfrów. Nauczyciele mszczą się za krzywdy doznane w ciągu roku od uczniów.
Być może młodzież ma rację. Jakiemuś nauczycielowi mogła zaświtać w głowie myśl, aby zemścić się za jakieś przewinienia. Jednak wystarczy rzut oka na dziennik, aby przekonać się, że nie ma powodu do wystawienia wyższych ocen. Gdyby nauczyciel chciał się zemścić, musiałby wystawić jedynki albo nawet zera. Jeśli jednak chce być sprawiedliwy, to z baterii dwój wystawia dwóję, a z trój – tróję itd. Jak ktoś nie ma czwórek cząstkowych, tylko niższe oceny, to na jakiej zasadzie może otrzymać coś więcej niż trzy?
A jednak pretensje uczniów nie są bezzasadne. W oskarżaniu nauczycieli o zemstę jest jakaś cząstka prawdy. Otóż przez lata uczniowie zostali przyzwyczajeni, że na koniec roku podwyższa im się oceny. Tak oto z dwójek wychodzi trójka, z trójek – czwórka z czwórek – piątka, a z piątek – szóstka. Uczniowie sądzą, że podwyższenie oceny o jeden stopień należy im się jak psu zupa. Gdy więc tego nie ma, młodzież czuje się oszukana. Nic dziwnego, że nauczyciele, którzy wystawili sprawiedliwe oceny, zostali oskarżeni o zemstę na dzieciach. W szkole bowiem nie ma sprawiedliwości, tylko notoryczne zawyżanie not. Gdy nauczyciel tego nie robi, mamy dowód, iż się mści.
Jeśli chodzi o mnie, to jeszcze nie zdecydowałem, co robić: być niesprawiedliwym czy się mścić?
Komentarze
Szanowny Panie Profesorze,
jak w każdym stanie zawężenia postrzegania, Pana obserwacje nabierają spójności i tautologicznie nadają spójność, co ja osobiście – lubię 🙂 Nie ma to jak konsekwencja nie do podważenia – nie musi mieć związku z refleksją nad rzeczywistością, powtarzana, tworzy ją sama.
Ale – ad rem:
” …Wystawianie ocen to dobra okazja do zemsty. Tak przynajmniej pojmują tę sprawę uczniowie…”
Cóż, dowód to kolejny na prawdziwość tezy, że wpływ nauczycieli przed-akademickich na pojmowanie przez uczniów świata i jego mechanizmów jest SKUTECZNY.
Czegoś się jednak w szkole nauczyli (a na studiach – dostaną tylko za friko i peeleny pusty papier).
Bo czegóż nauczają swą kompetencją i postawą belfrzy – także tu, na blogu?
– Ewaluacja nauczycieli to zemsta urzędników.
– Papierologia to zemsta urzędników.
– Płaca za dowolną pracę oświatową – to zemsta społeczeństwa
– Nieporadność i/lub niekompetencja zawodowa belfra – to zemsta trudnej, głupiej i rozwydrzonej młodzieży i rodziców
– Karta Nauczyciela – to pole zemsty za doznane krzywdy, odszkodowanie społeczne za gwałt przymusu pracy jako belfer
Wszystko kręci się w praktyce i przesłaniu oświatowym wokół zemsty – kto kogo pomści i na kim, za doznane z winy otaczającego twierdzę świata, przez belfrów krzywdy.
„W szkole bowiem nie ma sprawiedliwości, tylko notoryczne zawyżanie not”
To i jak rozumieć uczniowi, że te ofiary nieustannej martyrologii jednym zawsze podnoszą a innym – nie podnoszą?
Oczywiście – to force majoeur sprawia tę niesprawiedliwość. „Notoryczne zawyżanie” to zjawisko, które „ma miejsce” – w przyrodzie, bezosobowo. I jakże elegancko, hihi.
Belfrzy nie mają z tym nic, ale to nic wspólnego, nic – co pozwoliłoby na jakąkolwiek uczciwą krytykę własnego środowiska – bez aluzji i puszczania oka do współgroniastych. Dobry belfer jest przyzwoity dla wszystkich … swoich.
Nic to przy tym, że hamletycki i po grecku tragiczny dylemat: niesprawiedliwość czy zemsta to zdaje się u Pana jedynie aromat identyczny z zupą – po obiedzie, Panie Profesorze.
Przecież są tu na blogu belfrzy (przynajmniej jeden) , co już wybrali (oba)dwa rozwiązania w jednym – przepuszczając na maturze nie zasługujących na to uczniów, ze względu na solidarność z kolegami po fachu, zemścili się eo ipso na tych, którzy kolegować się nie chcieli lub nie mieli okazji i pokazali swą sprawiedliwość tym pozostałym uczniom, którzy na swoją zdaną maturę musieli ciężko zapracować.
Na blogu doniesiono nam o tym w duchu łaski miłosierdzia i bezkompromisowej solidarności.
Co z równie ciężkim niesmakiem zasyłam pod uwagę Szanowną, wraz z miłosierdziem i sprawiedliwością właściwymi podkatedrze.
Stopnie są jawne, tylko zaślepiony zemstą nauczyciel stosuje je jako swoiste narzędzie służące do do dowalenia uczniowi. Obserwuję z przykrością traktowanie oceny jako bata dyscyplinującego uczniów. Dziennik pęka od jedynek, które uczniowie olewają. Przyznaję im rację.
Jeżeli podamy młodzieży jasne kryteria oceniania i będziemy konsekwentni, wówczas nikt nam nie powie, iż się mścimy. Trzeba po prostu dobrze robić swoją robotę. Należy także pamiętać, żę bezrobocie wśród nauczycieli zatacza coraz to większe kręgi. Niech ta przestroga dotrze do tych z nas, którzy wystawianie ocen traktować mogą jako okazję do dokopania uczniowi
Skad sie bierze ulepszanie stopni? Czy to tylko miekkie serce pedagoga? A moze dyrekcja nie chce miec klopotow i zadaje sakramentalne, zeby nie powiedziec sakramenckie pytanie ?Skad u pana/i tyle dwojek i trojek? Czy aby potrafi pan/i uczyc, nawiazac kontakt z mlodzieza, zachecic ja i zmobilizowac do wiekszego wysilku?? Uczylem w szkole (tak, tak ElToro w wysoce cywilizowanych krajach jak Szwajcaria czy Korea to tez sie zdarza) gdzie dyrektor obwiescil, ze chce miec srednia ……. 89% !!!!!!!! To znaczy, ze statystycznie najgorszy stopien musialby byc 78% !
Oczywiscie nauczyciel tez ma tu cos do powiedzenia – chociaz Orciowi brak tylko tyciu tyciu do czworki, to poniewaz Orcio robil niestosowne uwagi to trojczyna mu zostanie. Zato Ziutka zawsze ukladna, mila i usluzna – jej trojczyne do czworeczki naciagamy jak gumke w majtkach – latwiutko.
W szkolach ktorych uczylem w zasadzie obowiazywal jawny system stawiania stopni: uczniowie mieli wagi poszczegolnych form oceny: za quizy 20%; testy 30%; praca domowa 10%; laboratorium 30%; projekt 10% (procenty orientacyjne – tylko dla przykladu). Czyli uczniowie mieli male pole do manewru wymuszajacego. Czesciej byla mowa o poprawkach, dodatkowych pracach itd.
Nieuczciwym byłoby zmienianie reguł gry pod sam koniec. Dziwi mnie zatem dylemat Autora. Według mnie nie powinien niczego w swoim postępowaniu zmieniać i o ile do tej pory zawyżał – zawyżyć a jeżeli tego nie praktykował to nie zaczynać teraz.
Uczniowie wiedzą która szkoła zawyża (en masse),- o ile to robi, i podobnie, jakie zwyczaje mają poszczególni nauczyciele w szkole, w której taki zwyczaj nie jest regułą.
Najgorsze jest robienie niespodzianek na koniec.
Znane sa przypadki nauczycieli, u których „tylko Pan Bóg umiał na piątkę” (czy w dziesiejszych czasach na szóstkę) i wobec tego posiadanie czwórki czy nawet trójki często-gęsto było więcej warte aniżeli piątki z innej szkoły.
Uzasadnienia mogę podac dwojakiego rodzaju. Pierwsze to (z definicji) szkoła ma uczyć. Szybciej uczymy się, jeżeli mamy luksus pobierania nauk od nauczyciela, który jest „stały w postępowaniu”, np. nigdy nie kłamie. Oczywiście można nauczyć się też od nauczyciela, który od czasu do czasu przekazuje mylne informacje, ale idzie to trudniej i dłużej.
Drugi powód to wpojenie oczekiwania sprawiedliwej nagrody za swoją prace. Ale tutaj uczniowie będą mieli konflikt pomiędzy sprawiedliwą szkołą a przyszłym miejscem pracy przyznającym trzynastą albo i czternastą pensję w zależności od widzimisię prezesa i/lub walki pomiędzy nim a np. związkiem zawodowym.
Ciekawy wpis. Swoją drogą przypomniała mi się sytuacja z ubiegłego roku gdy chciałem podciągnąć uczniom trochę oceny i do dwóch 5, jednej 4, dołożyć chociaż jedną 3, bo do tego 25 2 marnie wyglądało.
Ale nic za darmo, minimum wysiłku od uczniów chciałem wymusić, jakaś odpowiedź ustna, jakaś kartkówka, cokolwiek co by potwierdziło ich minimalną wiedzę.
Niestety nie byli zainteresowani bo przecież z 2 się zdaje i nic innego im nie jest potrzebne. Nie będą się wysilać.
Z innej beczki miałem ucznia w tym roku, który mając same 3 wypłakał u mnie 4 na koniec szkoły, dosłownie wypłakał, wymiączał, wybłagał. A na koniec miał pretensje, że nie chcę mu 5 postawić.
xbelfer pisze: 2011-06-07 o godz. 21:49
„dyrektor obwiescil, ze chce miec srednia ??. 89% !!!!!!!! To znaczy, ze statystycznie najgorszy stopien musialby byc 78% !”
Czy może pan wyjasnić, bo nie rozumiem tej kalkulacji.
zza kaluzy
U mnie z matematyki Pan Bog mial 5, nauczyciel 4, a dopiero reszta byla dla uczniow!
System byl taki, ze za nieprawidlowa odpowiedz dostawalo sie „-” minusik; za prawidlowa „+” plusik.
Cztery minusiki – dwoja. Cztery plusiki trojka, osiem plusikow czworka, dwanascie plusikow piatka. Jak sobie latwo policzyc aby wygrzebac sie z dwojki trzeba bylo byc pytanym dwa razy na kazdej lekcji do konca okresu – a to sie, jak sie latwo domyslac, nie moglo zdarzyc.
@ Ino
Bardzo popieram to, co napisałeś:
„Jeżeli podamy młodzieży jasne kryteria oceniania i będziemy konsekwentni, wówczas nikt nam nie powie, iż się mścimy. Trzeba po prostu dobrze robić swoją robotę.”
Pytanie – dlaczego zwykle taka postawa przerasta możliwości belfra?
Niestety, odpowiedź nie jest specjalnie trudna, chociaż przekracza sens dyskutowania na blogu. To trochę tak, jakby dyskutować, po co i dlaczego należy się trzymać praw fizyki.
Pisze o tym także:
@ xbelfer
„tak, tak ElToro w wysoce cywilizowanych krajach jak Szwajcaria czy Korea to tez sie zdarza”
Tak, tak, xbelfrze, są rzeczy na świecie, które się ‚zdarzają’ i są takie, które się ‚dzieją’.
Różnica pomiędzy światem a nami polega na tym, że „świat” wyciąga ze zdarzeń wnioski i dąży do „dziania się” lepszego świata.
U nas za każde ‚zdarzenie’ odpowiada siła wyższa, sąsiedzi albo niesprawiedliwy los-selekcjoner. W takim razie, rozumienie i wyciąganie wniosków, posługiwanie się wiedzą – na nic się nie przydaje a dążenie do czegokolwiek, ponad własny dobrobyt kosztem innych, jest frajerstwem.
To jeden z powodów, dla których ani nauczyciele ani uczniowie (w tej kolejności) nie widzą sensu w uczciwej pracy.
Drugim jest system, jaki tworzą tak ukształtowani kulturowo i społecznie ludzie.
Organizacja systemu, w który zachęca ludzi do wydajnej twórczej pracy, stwarza jasne kryteria i wymagania sukcesu (ale i porażki) nie jest żadną tajemnicą.
Nie u nas – nasza ignorancja i zamknięcie poznawcze sprawia, że wiąż debatujemy nad wynalezieniem koła.
Ale i tak to dyskusja zastępcza, bo przecież zmian nikt tak naprawdę nie chce. Nie takich, w których miałby sam wziąć udział.
Dlatego system jaki jest – trwa i rozwija się.
A słowa naszego hymnu narodowego powinny rozpoczynać się od frazy:
Polacy! nic się nie chciało – nic się nie stało.
Nie dalej jak wczoraj słyszałem po raz kolejny tę mantrę narodową z ust ministra odpowiedzialnego za chińskie autostrady pod płaczącymi (oczywiście!) wierzbami.
Z naszą Oślą Wiatą też nic się nie stanie, nawet jak upadnie.
System oceniania w mojej szkole jest tak ustawiony, że czasami proszę uczniów by liczyli sobie oceny razem ze mną, aby nie było żadnych pomyłek. Po prostu są kategorie na każdym przedmiocie, za które się ocenia, każda kategoria ma inną procentową wagę (np. w LO 40% całości oceny stanowią prace klasowe) i nic tutaj nie da się ani obniżyć, ani podwyższyć. Oczywiście są ścisłe zasady poprawiania słabych ocen, ale pod koniec roku fizycznie i w/g przepisów nie da się za dużo poprawić.
Zza kaluzy,
Rzeczywiscie nie podalem calej informacji. Pan dyrektor oprocz podania oczekiwanej sredniej, narysowal tez oczekiwany rozklad ocen w klasie – cos w rodzaju rozkladu normalnego Gaussa – niewiele super stopni (wyzszych od 95%) maksimum wlasnie przy 89% i bardzo niewiele stopni ponizej 80%. Chodzilo mu o to aby nie przesadzac (nauczyciele nie ogrodnicy) z tymi najlepszymi stopniami, ale tez aby nie mial telefonow od rodzicow ktorych pociechy zaliczyly ?tylko? 70% czy cos takiego. Jego kalkulacja byla po prostu (najlepsze stopnie + najgorsze)/2 = 89%. Stad, wg niego, najslabszy stopien mial byc 78%. Poniewaz uczylem przedmiotow scislych w szkolach z programem miedzynarodowej matury (IB) pole do manewru (upiekszania stopni) mialem mocno ograniczone – stare egzaminy, ktorych uzywa sie do klasowek, maja rozwiazania z punktacja za kazde zadanie. Dociagnac do oczekiwanej sredniej bylo raczej niemozliwe 🙁 .
nie znam przypadków zaniżania ocen, jedynie podciągania, ale nie każdemu jak leci tyle wedle zasług, jak ktoś ma gdzieś cały rok szkołę nie może liczyć na lepszą ocenę za nic, jak ktoś pracuje, stara się, ale coś mu czasem nie wychodzi to czemu nie, za pracowitość też się należy
zresztą tak samo w pracy zawodowej, gdy delikwent ma gdzieś pracodawcę to o premii może zapomnieć
Zasady wystawiania ocen, czyli WSO (Wewnątrzszkolny System Oceniania) a także Przedmiotowy System Oceniania są jawne i zamieszczone na stronach internetowych szkoły. Uczeń zna zasady i SAM sobie WYSTAWIA ocenę. Nauczyciel ją tylko WPISUJE. Excel (arkusz jest dostępny dla każdego na stronie szkoły) ZAWSZE pokaże uczniowi taką ocenę końcową, jaką WPISAŁ mu nauczyciel. Tak jest w moim prowincjonalnym gimnazjum, w którym ” ani nauczyciele ani uczniowie (w tej kolejności) nie widzą sensu w uczciwej pracy” a kadra w swej „ignorancji i zamknięciu poznawczym (…) wiąż debatuje nad wynalezieniem koła.” (Cytaty z Eltoro)
Witam,
Mama jednego z moich podopiecznych gimnazjalistów z zaburzeniami opozycyjno – buntowniczymi, na pytanie skierowane do Pani polonistki, co jej syn powinien zrobić, żeby poprawić jedynkę (Pani wystawiła zagrożenie), usłyszała: „mniej pyskować”.
Pozdrawiam,
a szczególnie tych, którzy wystawiając ocenę za wiedzę nie kierują się sympatią do ucznia lub jej brakiem.
cvb pisze:
2011-06-08 o godz. 15:40
„…zresztą tak samo w pracy zawodowej, gdy delikwent ma gdzieś pracodawcę to o premii może zapomnieć…”
Czy ja dobrze rozumiem?
A więc belfer – jak patron, przydziela stopnie w ramach premii jeśli uczniowie mają go tam (i pewnie – tak) , gdzie (jak?) on sobie życzy?
Jednak każdy głos belfra wart jest wysłuchania z uwagą. Przypadkiem lub z nieszczelności intelektualnej – dochodzi do interesujących, bo wreszcie prawdziwych wycieków…hihi.
Tak, taki samoopis mentalności belfra – to by się zgadzało z powszechnymi praktykami … co za szczerość w swej hm…prostocie.
spiteful pisze:
2011-06-08 o godz. 20:04
Skoro mnie cytujesz, to napisz proszę, na czym polega sugerowana przez Ciebie sprzeczność tego co Ty piszesz, z tym – co pisze ja.
Bo – po pierwsze, istnienie jawności i zasad oceniania nie gwarantuje wcale, że praca jest uczciwa.
Jak bowiem rozumiem, nie ma u Ciebie żadnych konfliktów w związku z ocenami ani kontrowersji?
Moje dzieci chodziły do szkoły z identycznym systemem.
Nauczycielka WPISYWAŁA tylko część ocen i to dopiero na wielokrotne żądania. Sprawa oparła się o arbitraż, nauczycielka zaprzeczała faktom…
Bo – po drugie – zastąpienie (jak rozumiem) oceny -samooceną nie jest ani poznawcze ani postępowe. Wartość oceny polega też na uczciwej i kompetentnej informacji zwrotnej ze strony oceniającego. Rygor wyłączności samoocen jest właśnie przykładem „ignorancji i zamknięcia poznawczego” a także braku zaufania do uczciwości i kompetencji kadry.
Myślę, że to wystarczy – wracam do apelu o odpowiedź na pytanie zadane na wstępie.
Pozdrawiam.
@ Margola,
twoje (i moje) obserwacje potwierdza też deklaracja niejakiego cvb (co skomentowałem wyżej).
No i liczne wpisy Gospodarza Szanownego, jakże emocjonalnie traktującego (przynajmniej w blogowej narracji) swoje podejście do obowiązków…
W ogóle – próby udowodnienia, że nie jest się wielbłądem, to gra w którą nie warto dawać się wmanipulować.
Każdy rodzic potrafi wykazać (a nie tylko – mieć wrażenie) co najmniej kilka przypadków ewidentnej stronniczości, niekompetencji i personalnych kryteriów w ocenach i podejściu do standardów ocen w szkole.
Oczywiście nauczyciele zaprzeczają na zasadzie taktyki „w zaparte” – i to jest reguła systemowa (potocznie:omerta).
O błędności systemu nie świadczą zdarzające się błędy – ale wewnętrzna na te błędy reakcja.
Dobry system własne błędy tropi i sam naprawia.
W tym systemie tropi się „krytyków” i to dyskredytuje system najdosadniej.
Pozdrawiam.
A po co wogóle tak się tymi „znaczkami na papierze” emocjonować?
Jakie one mają realne znaczenie dla ucznia, szczególnie jego przyszłości?
[Oczywiście nie to co on wie i umie, ale właśnie te znaczki na papierze!;-)]
Zabawa(czasochłonna!) tym znaczkami zdominowała myslenie o uczniu i jego rozwoju!
Eltoro, co dziwnego jest w tym, że tak oceniam?
O ocenie za aktywność na lekcji słyszałeś? Niby czemu ktoś kto ma wszystko gdzieś ma być oceniony tak samo jak ktoś kto się stara osiągać lepsze rezultaty? Czemu ktoś, kogo frekwencja w szkole wynosi 51% i udało mu się ściągnąć na sprawdzianie mam mieć ocenę taką samą jak ktoś z frekwencją 100%?
Może chciałbyś zmienić system oceniania?
Masz coś jeszcze do dodania?
I proszę bez wycieczek osobistych, które ci zdarzają.
S-21
Święte słowa. Dylemat szkoły: ile w niej ma być sędziego wydającego wyroki, a ile przewodnika-trenera wycieczki zwanej wiedza-i-życie ?
cvb pisze:
2011-06-08 o godz. 21:43
„Niby czemu ktoś kto ma wszystko gdzieś ma być oceniony tak samo jak ktoś kto się stara osiągać lepsze rezultaty?”
To proste – ponieważ masz prawo oceniać nie ludzi i intencje ale wyniki, jeśli chcesz kiedyś być uczciwym i kompetentnym belfrem.
Ktoś, kto ‚ma gdzieś’ – to epitet dotyczący człowieka.
Ktoś, kto – wg Ciebie – ma gdzieś, może mieć dość wiedzy i umiejętności – i pokazać to!, niż ktoś, kto się „się stara” (co jest intencją nie podlegającą ocenie, jeśli ma być sprawiedliwa).
I nie ma związku do udowodnienia pomiędzy frekwencją, rezultatem a ściąganiem.
Ale Ty nie musisz udowadniać – Ty oceniasz jedynie „ktosiów” a nie ich wyniki.
I na tym polega to, czego nie rozumiesz – to Ty ustawicznie dokonujesz ocen personalnych i argumentujesz ad personam.
I to opisują tu krytycznie rodzice, bo jest to powszechna praktyka belfrów – dyletantów.
Którzy oceny ‚aktywności’ i ‚frekwencji’ traktują jako narzędzie manipulacyjne – aż do stopnia, opisywanego tu niedawno belferskiego, zaskarżonego przekrętu, zakończonego wyrokiem sądu i odszkodowaniem dla ucznia.
Jeszcze jakieś prośby?
„Myślałem ze do szkoły chodzę po to żeby mnie czegoś nauczyli a nie powiedzieli czego mam się nauczyć w domu”
http://demotywatory.pl/3123917/Myslalam-ze-do-szkoly-chodze
Eltoro pisze:
2011-06-08 o godz. 20:43
@Eltoro: Skoro mnie cytujesz, to napisz proszę, na czym polega sugerowana przez Ciebie sprzeczność tego co Ty piszesz, z tym ? co pisze ja.
Nie ma sprzeczności. Jest rozbieżność podejścia. Wściekle uogólniasz, mimo że nie pracujesz w szkole. Ja pracuję w szkole i trzymam się tego, CO WIDZĘ Z BLISKA. Może byś zaczął publikować listę szkół, gdzie mają miejsce opisywane przez Ciebie zjawiska ? Taki Krajowy Rejestr Dłużników Edukacyjnych?
@Eltoro: Bo ? po pierwsze, istnienie jawności i zasad oceniania nie gwarantuje wcale, że praca jest uczciwa.
Jeśli chodzi o uczciwość pracy PODCZAS LEKCJI to zgoda. I podczas obdukcji lekarskiej również. Jeśli chodzi o uczciwość wystawiania ocen – oceny są obliczane przez Excel. WSO mówi ponadto, że ocena z zachowania NIE MA WPŁYWU na oceny przedmiotowe. Obojętnie ?jak dużo uczeń pyskuje?
@Eltoro: Jak bowiem rozumiem, nie ma u Ciebie żadnych konfliktów w związku z ocenami ani kontrowersji?
Oczywiście, że są. Przychodzi RODZIC i mówi, że nie rozumie tych wag ocen: kilka piątek (kartkówki ze słówek, waga 2) i tyle samo trój (testy, waga 5), a ja stawiam tróję na koniec. Tłumaczę na czym polega waga oceny i wyciągam listę z pierwszej wywiadówki, gdzie widnieje podpis rodzica, że zapoznał się z WSO oraz wydruk z Excela, gdzie jest niżej niż 3.51 (za 3.52 jest DOBRY, co jest absurdem). W tym momencie jeszcze nie ma konfliktu. W momencie, gdy rodzic decyduje się iść ?płakać? do Dyrekcji konflikt już jest. Dyrekcja nie chce ?płaczących? rodziców. A szczególnie ?płaczących rodziców, którzy sugerują, że skontaktują się z Wydziałem Oświaty.
@Eltoro:Moje dzieci chodziły do szkoły z identycznym systemem.
Nauczycielka WPISYWAŁA tylko część ocen i to dopiero na wielokrotne żądania. Sprawa oparła się o arbitraż, nauczycielka zaprzeczała faktom? Nie odniosę się. To przypadek kryminalny. Raczej nie norma. Przytaczasz taki przykład w OGÓLNEJ dyskusji o edukacji??? Zlituj się…. Toponizej Twojego poziomu.
@Eltoro: Bo ? po drugie ? zastąpienie (jak rozumiem) oceny -samooceną nie jest ani poznawcze ani postępowe. Wartość oceny polega też na uczciwej i kompetentnej informacji zwrotnej ze strony oceniającego. Rygor wyłączności samoocen jest właśnie przykładem ?ignorancji i zamknięcia poznawczego? a także braku zaufania do uczciwości i kompetencji kadry.
Jak zwykle wściekle uogólniasz. Choć ja też nie napisałem dostatecznie precyzyjnie. Nie ma na poziomie gimnazjum ?samooceny?, przekładającej się na ocenę wpisywaną na świadectwie. Uczeń zna swoje oceny, zna ich wagę, wpisuje je do Excela i ma DOKŁADNIE TAKĄ ocenę, jaką ja wpiszę do dziennika. Do konfliktów co do ocen dochodzi nie z uczniami, ale z RODZICAMI. Są w stanie dyskutować z kalkulatorem i Excelem.
Eltoro, napisz ustawę, zbierz 100tys. popisów i zabierz belfrom dzienniki szkolne, skoro odbierasz im prawo do oceny stają się one niepotrzebne.
Zmień szkolne systemy oceniania, które definiują oceny za aktywność czy pracę na lekcji. Bo zdaje się, że odbierasz mi prawo do wystawiania takich ocen?
A to, że ściągnął jest bardzo proste do zweryfikowania, wystarczy zapytać takiego ucznia o to samo co było w ocenianej pracy. Ale dla ciebie to nie dowód, że ściągnął? Czy ty do szkoły nie chodziłeś? Ja chodziłem całkiem niedawno i nie daję się nabierać na takie rzeczy.
Czy zdajesz sobie sprawę, że jeśli frekwencja delikwenta jest poniżej 50% to niezależnie od ocen jest on nieklasyfikowany?
Jak psu zupa to nie. Ale kiedy do wyższej oceny brakuje 0,01 pkt, czy 0,1 czy 0,5 to jednak niewstawienie wyższej oceny jest cóż zemstą, brakiem minimum dobrej woli. Bo taki człowiek ląduje z oceną taką samą, jak kolega który ma np. 10 pkt mniej.
Eltoro,
„To proste ? ponieważ masz prawo oceniać nie ludzi i intencje ale wyniki, jeśli chcesz kiedyś być uczciwym i kompetentnym belfrem.”
Tutaj muszę się z całego serca zaprotestować. Jak najbardziej zgadzam się z S-21 oraz ync – nauczyciel to bardziej przewodnik a nie ekonom od liczenia snopków sciętych przez ucznia w czasie dniówki.
Od bycia ocenianymi (oraz opłacanymi) na podstawie liczenia snopków mamy całe zycie PO UKOŃCZENIU SZKOŁY.
Spotkałem się z podwójnym systemem oceniania uczniów, w którym każdy dostawał dwie oceny,- jedną za włożony wysiłek a drugą za wyniki (snopki). Zastanowiłbym się także, czy nie dawać ocen za współpracę z kolegami w grupie zarówno na poziomie klasy jak i całej szkoły. Czyli być może uczeń powinien dostawać cztery oceny a nie tylko tę za snopki.
Eltoro jest zwolennikiem dziewiętnastowiecznej teorii darwinizmu społecznego.
Wszystkie jego komentarze tego dowodzą.
Pewnie nawet tego nie wie.
To skompromitowana teoria i tego też nie wie.
zza kałuży pisze:
2011-06-09 o godz. 05:48
Niestety – totalna zmyłka i nieporozumienie, w tym co piszesz.
Ocena wyników jest niezbędnym elementem jakiegokolwiek motywacyjnego systemu edukacyjnego. Po prostu ludzie nie mający obiektywnego wglądu w to, co wychodzi z ich działania nie są w stanie działać efektywnie.
W tym wypadku – uczyć się.
Na tym polega ‚przewodnictwo’, mentorstwo, coaching i wszelkie inne formy nowoczesnego, zgodnego z wiedzą o psychologii człowieka wsparcie w rozwoju umiejętności.
Tyle, że oceniać trzeba umieć i wiedzieć w jaki sposób zrobić to fachowo.
Tego nie wie, nie umie ani nie rozumie SS-20, co widać, słychać i czuć.
Nie rozumie – ync (ale nie musi, nie jest belfrem).
Również i Ty nie odróżniasz takiej, jak wspomniałem oceny, będącej w anglosaskim świecie opisywanej jako ewaluacja od takiej, wywodzącej się z pruskich tradycji oceny WARTOŚCIUJĄCEJ, będącej de facto klasyfikacją selekcyjną.
Dylemat „numerki” czy „przewodnictwo” jest dyletancki i fałszywy, dawno rozwiązany przez współczesne metody zarządzania edukacją indywidualną.
Kryteria ewaluacji to nie wszystko (można je ustawić zależnie od zakładanego celu, jak to opisałeś). Ważna jest przede wszystkim jakość jej procesu oraz wyjściowa wartość motywująca doskonalenie. A to zależy od kompetencji i postawy ewaluatora – to musi być osoba nie tylko umiejąca ale też mająca osobiste zasoby umożliwiające przeniesienie wartości na innych.
Krótko mówiąc – z zupaka sierżanta albo misia luzaka nie będzie nowoczesnego belfra 🙂 To kwestia odsiewania plew u drzwi katedry (fachowej selekcji do zawodu).
Skądinąd ta nieświadomość belferstwa mnie nie dziwi – chociaż powinni to (oceniać motywacyjnie) wiedzieć i umieć (są ku temu zasoby w środowisku) – to przecież oni pierwsi lansują „niemożność ewaluacji”, bojąc się wizerunku swoich kompetencji, których ani nie muszą ani nie chcą doskonalić, aby otrzymać lekko swoje „pęsum i kęsum” (czyli dutki za, jak sądzą, ‚bycie belfrem’).
Tak się nakręca belferskie „niedasie” – niedasie oceniać, niedasie wpsywać znaczków, niedasie…pracować profesjonalnie – to i uczniowie się tego właśnie w szkole uczą.
Bycia Niedasiem.
A oceny są w tej sytuacji wyłącznie instrumentalnym elementem manipulowania, konserwującym ten system w jego marnocie, na każdym poziomie od ministralno-ministranckich strategii do indywidualnych sierżanckich wystrzałów modo SS-20.
Pozdrawiam 🙂
Eltoro, jakbyś ocenił człowieka, który przez cały rok szkolny miał tylko jedynki, niedostateczny oczywiście na semestr. Nagle na ostatnich zajęciach przychodzi i mówi, że chce oddać wszystkie prace. Podobno sam je wykonał. Skoro sam to czemu wcześniej nic nie przynosił? Ja w tym momencie mogę nie mieć już czasu i możliwości weryfikacji czy to jego czy nie jego prace.
Mam mu je ocenić i wystawić dobrą ocenę? Bo przyniósł te prace?
Ma nagle z samych jedynek otrzymać lepszą ocenę niż ktoś, kto systematycznie, może miernie ale pracował? Jak mam ocenić jego wkład pracy i wysiłek włożony w te prace?
Tobie się przyjemnie krytykuje ale ocenianie nie jest łatwe.
cvb pisze:
2011-06-09 o godz. 00:08
Dziękuję za rady.
Prostsze jednak i skuteczniejsze jest zwolnienie na zieloną trawkę belfra, który nie zna, nie rozumie oraz manipuluje posiadanymi narzędziami, ponieważ i tak WIE (jest to wiedza przyrodzona i ugruntowana doświadczeniami) KTO jest KTO ( a nie co jest czym).
Takiego, jakiego tu siebie prezentujesz.
Osobiście, również wybierając rekomendację doświadczenia, wybieram mój sposób 🙂
I jak dotąd jest skuteczny – a obowiązujące standardy w pełni umożliwiają właściwe podejście i uczciwe wykorzystanie systemu ocen tym pozostałym na stanowiskach, którzy chcą i potrafią.
spiteful pisze:
2011-06-08 o godz. 23:26
Tak, mamy różne podejście i różne perspektywy.
To jest zresztą na tym blogu powszechny problem, że doświadczenie i pozycja większości dyskutujących nie pozwala im dostrzec (albo też wygodniej im nie widzieć) mechanizmów, jakie nimi samymi kierują na ich roboczych stanowiskach.
Trochę to jak bunt robotników przeciw maszynom parowym.
Z tej perspektywy (czyli: szkoły i zadań, jakie znają i mają) ogarnięcie całości i prawidłowości rządzących ich bytem zawodowym – wydaje się uogólnieniem.
W dodatku, najczęściej, kompetencyjnie znaleźli się oni w niewłaściwym miejscu, czasie i z błędnego powodu oraz w kontrproduktywnym celu 🙂
W tym przypadku potraktuj to, proszę, jako…uogólnienie właśnie a nie ocenę Twej sytuacji 🙂
Jednak to, co piszesz ma pewne znamiona tego syndromu.
Odniosę się do kolejnych akapitów Twojej polemiki.
a/ To nie excell liczy i wystawia oceny, ale nauczyciel. Każdy system daje wynik nie poprzez narzędzie, jakiego używa, ale tym, co i w jaki sposób do „excella” wpływa i co jest zrobione z tym, co wypływa. A tu, jak już omówiliśmy jest pole do wielu manipulacji. Jakość postawy oceniającego belfra nie da się zamaskować liczydełkiem.
b/ konflikt z rodzicami, jaki opisujesz, jest oczywiście wynikiem Twojego podejścia i sposobu pracy z ocenami. To właśnie dowodzi, że żaden uczciwy system nie daje sam przez się uczciwego wyniku w abstrakcji od postawy i kompetencji operatora systemu. Opisałeś to dokładnie, jak się zastanowisz to zrozumiesz.
c/ nie wiem, czy przypadek jaki ja opisałem, jest kryminalny, ale zapewniam – powszechny. Mam zawodową styczność z ludźmi z całego naszego kraju, każdy zetknął się z czymś takim lub podobnym. Manipulowanie systemem ocen przez nauczycieli to powszechna praktyka, świadczą o tym też liczne wpisy i równie liczne niezamierzone „comingouty” na tym blogu.
d/ To, co rozumiesz uprzejmie i kulturalnie jako „wściekłe” uogólnienie to po prostu luźno przeze mnie strawestowana jedna z wielu zasad współczesnego zarządzania doskonaleniem kompetencji, wynikająca z wiedzy socjo i psychologicznej. Potwierdzasz tylko to , co napisałem o ‚uogólnieniach’ na początku tego wpisu.
„…Uczeń zna swoje oceny, zna ich wagę, wpisuje je do Excela i ma DOKŁADNIE TAKĄ ocenę, jaką ja wpiszę do dziennika…”
To właśnie przykład zaplątania Twego przekazu, innego niż poprzednio; tu – skoro uczeń zna swoje oceny, tzn ktoś mu je określił (jeśli sam – to samoocena, hihi), excell ma znaczenie rysika na talbliczce, jak sam piszesz, uczeń MA ocenę, jaką TY wpiszesz dalej. Albo – nie wpiszesz, dziennik zaginie, kartkówka nie zostanie oceniona przez 3 ms, pojawi się błąd systemu, zastępstwo nie dopisze itd itp – wszystko z życia wzięte (jak widzisz BYWAM w szkołach) 🙂
I tak oto wracam do początku – żaden kij ani marchewka w krzywych rękach nie trafia do traktowanego nimi adresata …
(to też taka maksyma żartobliwie ujmująca wiedzę o mechanice systemowej…hihi).
Pozdrawiam.
Zauważę tylko nieśmiało, że dyskusja, przynajmniej teoretycznie, dotyczy wystawiania ocen końcowych i możliwości ich „naciągania” lub podwyższania w zależności od „zasług” ucznia. Jeśli system wyliczania takiej oceny jest czytelny wtedy po prostu możliwości manipulacji na szczęście lub niestety nie ma.
Na szczęście, gdyż nie ma możliwości „dołożenia” nielubianemu uczniowi przez „nauczyciela”. Niestety, bowiem zdarza się, że nasza wiedza o umiejętnościach ucznia kazałaby ocenić go wyżej, niż wynika z ocen, które w ciągu semestru otrzymał.
cvb pisze:
2011-06-09 o godz. 11:25
„Eltoro, jakbyś ocenił człowieka…”
Nie oceniam ludzi, już pisałem, a Ty tego nie łapiesz, że ocenianie ludzi to domena Boga.
Ja aż tak potężny się nie czuję 😉
Bardzo mi pochlebiasz zwracając się na blogu o poradę metodyczną (tak, tak…) ale jednak nie wypada mi prowadzić tu, w gościnie, tak zasadniczego poradnictwa.
Może ktoś ze starszych kolegów Cię oświaci?
Ja też chętnie poczytam 🙂
Pozdrowienia.
Samodzielność pracy ucznia jest łatwo zweryfikować. Pod warunkiem, że nie przyjmuje się postawy „ja ci pokażę/udowodnię”, tylko „zobaczmy, co ci zostało w głowie z tego, co zrobiłeś”. Jeśli zostało, to powód do radości dla ucznia i nauczyciela a pozytywna ocena to żadna łaska (nawet jeśli wcześniej wydawało nam się, że uczeń nie podoła).
Pozdrawiam,
a szczególnie tych, którzy wystawiając ocenę za wiedzę nie kierują się sympatią do ucznia lub jej brakiem.
Piekne zasady zasadami, a praktyka praktyka. Nie masz bata na pyskujacych. Co mu zrobisz, skoro on sie za super inteigentnego buntownika uwaza? Ze przy okazji przeszkadza skupic sie innym uczniom, uniemozliwia prace nauczyciela, to juz jego „inteligentny” lebek nie obejmuje? No to nic tylko zanizanie ocen.
Pisze to jaka matka, ktorej dziecko tez doznalo zanizenia stopni. Zadzwonilam do nauczyciela i podziekowalam. A dziecko dzisiaj swieci w klasie przykladem, ma dobre stopnie. Przy okazji porozmawialam z nim, ze reguly regulami, ale w stosunkach miedzyludzkich i tak zwyciezaja emocje.
tsubaki pisze:
2011-06-10 o godz. 06:55
„…Co MU ZROBISZ, skoro on sie…”
time pisze:
2011-06-09 o godz. 21:14
„…Pod warunkiem, że nie przyjmuje się postawy ?ja ci pokażę/udowodnię…vs… zobaczmy, co ci zostało w głowie z tego, co zrobiłeś?
Fajny dwugłos o postawie dydaktycznej 🙂
Czy zadaniem belfra jest „zrobić mu coś” w reakcji na bezradność belferskiego wpływu, czy też „zobaczMY co TY z tego masz”…
To jest dyskurs postawy represyjnej z afirmatywną.
Ta pierwsza jest u nas uwarunkowana kulturowo, religijnie i społecznie. Ta druga, będąca podstawą zdolności do wpływu, jest indywidualną wrażliwością, sprzeczną z naszym systemem oświaty, opartym na tej pierwszej, pruskiego pochodzenia.
Jak by to było pięknie, zobaczyć obie Panie w dyskusji face to face – ale to możliwe tylko w systemie afirmatywnym…hihi:)
Pozdrawiam:)
Dil-Se pisze:
2011-06-09 o godz. 16:49
:…Na szczęście, gdyż nie ma możliwości ?dołożenia? nielubianemu uczniowi przez ?nauczyciela?.
Must have been an Angel, blinded by the Light 🙂 🙂
A jednak wypada podziękować za ten promyk optymizmu 🙂
Pozdrawiam 🙂
Ja się mszczę – to znaczy wystawiam oceny jak wychodzą. Faktem jest, że w szkole, w której w tym roku uczę (pozdrawiam nauczycieli na zastępstwo) jest system punktowy. Z tego powodu, uczniowie mogą robić dodatkowe prace i dostaną za to dodatkowe punkty co im ocenę podwyższy, ale tylko o 1 i TYLKO jeśli się starają. A widzę, że się starają więc wystawiam sprawiedliwie – tym co trzeba (bo wychodzi po staraniach) – lepsze, a tym co nie, to co wychodzi.