Paskudne miejsca

Przeczytałem wyznania pedagoga, który pracuje w domu dziecka. Relacja straszna, miejsce pracy paskudne, koledzy wredni. Jeśli ktoś jest wrażliwy, lepiej niech nie czyta (tekst tutaj). W trakcie czytania przypomniał mi się stary dowcip o tym, czym się różni pedagog od pedofila. Otóż pedofil lubi dzieci. Wiem, że to nie jest śmieszne, ale prawdziwe.

Mam świadomość, że obecnie przytępiła mi się wrażliwość na to, co dzieje się w szkole. Lata pracy robią swoje. Pedagog, który opowiada te historie, ma za sobą zaledwie dwa lata pracy. Widzi więc i czuje więcej. Jednak wrażliwość przemija. Po pewnym czasie stanie się taki jak inni. Przed tym nie ma ucieczki.

Gdy zaczynałem pracę w szkole podstawowej, wzięła mnie do pokoju dyrektorka, stara nauczycielka, doświadczony pedagog. Powiedziała, że wyglądam na delikatnego i wrażliwego, więc mogą być ze mną kłopoty. Radzi mi, abym do uczniów odnosił się ostro, nigdy nie mówił „proszę” ani „dziękuję”. Wyznała, że jak powiedziała kiedyś do uczennicy „proszę”, to potem przez trzy lata nie mogła jej uspokoić. Uczniowie muszą się nas bać – przekonywała. Dodam, że rozmawialiśmy o dziesięciolatkach.

Prowadzę czasem zajęcia ze studentami, którzy pracują w domach dziecka, poprawczakach albo innych placówkach wychowawczych, opiekuńczych itd. Jak to na zajęciach z pedagogiki, padają wtedy z moich ust tak wielkie słowa, że można by je w ramki oprawić i powiesić w kościele obok dwóch przykazań miłości. Gdy tak żongluję tymi słowami, w końcu nie wytrzymuje jakiś pracownik domu dziecka, poprawczaka czy innej placówki i mówi, że gadam bzdury. Przecież tak naprawdę chodzi o to, kto kogo weźmie za łeb: my swoich wychowanków czy oni nas. A pedagogika jest tylko po to, aby branie za łeb dzieci umiejętnie zakamuflować.