Uczyć własne dziecko

Słuchałem ostatnio nauczyciela, który opowiadał o zaletach uczenia w szkole własnego dziecka. Na przykład dziecko może potajemnie wysłać nauczycielowi SMS, że coś nie gra w lekcji. Brzmi to chociażby tak: „Zacznij stary od początku, bo nie skumaliśmy, o co w tym biega”.

Obecność dzieci nauczycieli w szkole to norma. Uczyłem potomstwo koleżanek i kolegów, także pociechy dyrekcji. Zwykle jednak obowiązywała zasada, że nie daje się nauczycielowi klasy, w której jest jego dziecko. Na syna czy córkę można więc było trafić tylko sporadycznie, np. podczas zastępstw. Teraz jednak dowiedziałem się, że wiele można zyskać, gdy ma się dziecko w swojej klasie. Głównie chodzi o przepływ informacji.

Piszę o tym, ale mam mieszane uczucia. To prawda, że w rozmowach z kolegami czasem słyszałem: „Tak, córka mi o tym mówiła” albo „Mój syn cię chwalił, chociaż słyszałam, że na lekcji było spore zamieszanie”. Niestety, nie mam takiego źródła informacji, gdyż moja córka jest w wieku przedszkolnym. Czy jednak chciałbym mieć ją w swojej klasie, aby w razie czego dała znać, co robię nie tak?

Chwalenie się posiadaniem własnego dziecka w klasie zdradza jedno. Otóż nauczyciele mają problemy z komunikowaniem się z uczniami. Więc jak się trafi potomek w klasie albo dziecko przyjaciół, to wydaje nam się, że trafiliśmy na żyłę złota. To jednak pozory. Nie jest sztuką wykorzystywać własne dziecko jako źródło informacji. Prawdziwym mistrzostwem jest doprowadzić do sytuacji, że obce dzieci będą nam mówiły, co robimy dobrze, a co źle. Niestety, z tym jest o wiele gorzej. Obce dzieci mają siedzieć cicho i robić to, co im każemy. Krytykować nas nie mogą, gdyż ucierpiałby na tym nauczycielski autorytet.

Uważam, że uczenie własnego dziecka w szkole obniża nasz profesjonalizm. Korzystamy bowiem z pośrednika w komunikacji z uczniami. A przecież trzeba docierać do nich bezpośrednio. Zysk tymczasowy z obecności syna czy córki w klasie na pewno jest, jednak na dłuższą metę na tym tracimy. Tak sądzę, ale jestem młody i niedoświadczony. Jak będę miał dziecko w wieku licealnym i kompletnie stracę kontakt z uczniami, to pewnie zmienię zdanie. Tonący bowiem brzytwy się chwyta.