Ile stron czytasz?
Pytanie o liczbę przeczytanych książek jest przestarzałe i w ogóle nie bada stanu czytelnictwa. To tak, jakby badać ilość kalorii poprzez pytanie o liczbę zjedzonych tabliczek czekolady. Nawet tuczonym grubasom może wyjść, że przyswajają za mało kalorii, ponieważ jedzą niewiele czekolad. A przecież nie tylko czekolada jest źródłem kalorii i nie tylko książka jest przedmiotem do czytania. Zdecydowanie wolę pytanie o liczbę przeczytanych stron (strona to ok. 2800 znaków łącznie ze spacjami).
Gdyby mnie ktoś zapytał, ile książek przeczytałem w ostatnim tygodniu, to miałbym nie lada kłopot. Czytam raczej strony niż książki. Z rana, jeśli tylko nie wychodzę do pracy o siódmej, czytam kilkanaście blogów. Daje mi to ok. 20 stron tekstu. Poza tym lubię sprawdzić, jakie newsy serwują portale (ok. 10 stron) oraz przed czym ostrzegają (ok. 10 stron). Na deser sprawdzam, czy coś napisali moi ulubieni poeci (np. Piotr Macierzyński, Marek Czuku czy Bohdan Zadura). Lubię też wejść w linki, które podrzucają osoby komentujące mój blog, i tam coś poczytać. Daje mi to z rana łącznie jakieś 50 stron, ale zero książek.
Po lekcjach, zanim wyjdę ze szkoły, lubię sprawdzić (znowu kłania się internet), co słychać na Portalu Etyki Akademickiej, co piszczy w Przeglądzie Filozoficzno-Literackim, o czym trąbią w Kronosie (metafizyka-kultura-religia) i co huczy na Wortalu Pedagogiki Filozoficznej. Jeśli z rana nie zdążyłem przeczytać, to teraz przetrząsam „Głos Nauczycielski”, „Głos Pedagogiczny” i „Edufakty” oraz co tam w oko wpadnie. Staram się też nie przeoczyć, co nowego w literaturze udostępnianej przez internet. Znowu zbiera się co najmniej 50 stron dobrego tekstu, ale książek zero.
Wieczorem odbywam kolejną pielgrzymkę po portalach, tropiąc interesujące strony. Co chwila córka każe mi zrobić przerwę i wtedy czytam głośno coś dla niej (np. o Alibabie i 40 rozbójnikach). Jednak książki jak nie widziałem, tak nie widzę. Dopiero w weekend sięgam po woluminy i wtedy upajam się tradycyjnym czytaniem. Ostatnio przeczytałem „Układ” Kazana (uczennica mi podrzuciła) i „Rock Manna, czyli jak nie zostałem saksofonistą” Wojciech Manna (siostra mi sprezentowała).
Jadąc samochodem do i z pracy, słucham, jak inni czytają, ale to się chyba nie liczy. Czytania lektur też nie liczę, gdyż robię to wyrywkowo, aby przypomnieć sobie fakty, o których będzie mowa na lekcji.
Gdyby badać książki, wychodzę na przeciętnego czytelnika. Jednak pod względem czytania stron nie jest wcale tak źle. I tak jest chyba z nami wszystkimi. Niby książek nie czytamy, a oczy mamy przekrwione i obolałe z powodu pochłoniętego tekstu. Ile więc stron czytam? Nie jestem już w stanie policzyć. A ile książek? W porównaniu ze stronami tyle co nic.
PS: Jakby ktoś chciał wiedzieć, to właśnie przeczytał stronę. Jak ta strona wejdzie do książki, to można ją będzie liczyć, ale na razie podobno nie wolno.
Komentarze
Na każdym polskim czytamy i omawiamy jedną stronę lektury, więc ile książek przeczytamy w sumie w liceum? W głowie mi się zakręciło od tego, bo nie myślałem, że tyle czytam, gdy nic nie czytam.
Bardzo ciekawe, Panie Profesorze.
Ja dodałbym (Doda-ł!) wagę przeczytanego tekstu, ilość liter parzystych i nieparzystych, wyrazów blisko- i dalekoznacznych oraz długość rolki (wiadomo) na której się tekst przeczytany zmieści.
Osobiście znam kohorty analfabetów intelektualno-kulturowych, czytających kilkaset stron dziennie.
Czego i po co?
To pierwsze – bez znaczenia, cel – by wypocić z siebie po 4-6 latach jedną stronę: dyplomu wyższej uczelni.
Waga – 55g, ilość liter – 67, wartość rynkowa od 0 do nieskończoności (pln/eu).
„Przeczytać książkę” to wyrażenie niosące przesłanie obce czytelnikom liter.
A stron?
Z poszanowaniami ze strony podkatedralnej 🙂
I tu trafiłeś w sedno, Gospodarzu. Pisałeś zresztą o podobnym zagadnieniu parę dni temu. Ucząc, zmuszamy dzieciaki do czytania, czy raczej, jak mądrze stwierdziłeś, do udawania, że czytają, tekstów, które kompletnie nie przystają do współczesności. Skoro my czytamy inaczej (sam czytam głównie książki historyczne, choć jestem nauczycielem j. p.), to trudno wymagać od naszych uczniów, by pasjonowali się np. „Gloria victis” p. E. O. Ale wobec tego, należałoby całkowicie zmienić podejście do naszego przedmiotu. Skoro uczymy polskiego i wymagamy tego, do czego przygotowujemy, czyli archaicznego powtarzania, tez w rodzaju, że Słowacki wielkim poetą był, to nie spodziewajmy się jakiejś oryginalności od maturzystów! Był, oczywiście, ale tak naprawdę konstatują to dopiero absolwenci, bo chyba jeszcze nie studenci, polonistyki. Stwierdzę rzecz niepopularną, niech j. p. przestanie być obowiązkowy, wtedy, tak jak np. w Anglii, zaczniemy poważnie wymagać od uczniów, by traktowali nasz przedmiot poważnie. Pozdrawiam.
Czekam z niecierpliwością na ten moment, kiedy ta przeczytana właśnie strona stanie się jedną z wielu stron Pana książki 🙂 Jest szansa?
Pozdrawiam, stała czytelniczka
Drogi Gospodarzu, bardzo ciekawy wpis. Faktycznie pod słowem „czytanie” nie powinno się mieścić tylko czytanie książek. Ważne, żeby w ogóle czytać. Dla mnie jeszcze jedna rzecz jest ważna, aby wyciągać coś z tej lektury, coś mądrego, dobrego, jakąś pozytywną energię. Niestety dzisiaj wbrew pozorom mało się czyta, a więcej słucha/ogląda. W każdym bądź razie ja i tak gorącą zachęcam do czytania książek, a nie tylko publikacji, wiadomości. Ale to moja subiektywna ocena, dlatego, że mi po prostu czytanie książek daje radość. Pozdrawiam serdecznie 😉
A co Pan sądzi Gospodarzu o tomiku Marka Czuku „Forever” ? Mnie i moim znajomym podoba się.
Taka uwaga:
Czyż aby nie jest istotnym nie to, jaką drogą coś do głowy wchodzi, lecz to, co wychodząc stamtąd się rodzi?
Czytanie jako funkcja poznawcza jest tyle samo warte, jak dłubanie w nosie.
Oglądanie telewizji czy murali m o ż e być tak samo twórcze i rozwojowe, jak czytanie wielostronicowej specyfikacji produktu.
Czy naprawdę jesteśmy tak oderwani od współczesności, aby pojąć nasze świadkowanie ewolucji?
Pozdrowienia.
Świetny wpis!
Tak, znam ten ból – czytam setki tekstów krótszych lub dłuższych w gazetach codziennych, tygodnikach, w internecie – już mi ciemno przed oczyma od tego czytania i wiecznego nienadążąnia z lekturą artykułów, a tu w kolejce rośnie i przekrzywia się złowrogo wieża z książek, które chciałabym, które muszę i które powinnam przeczytać.
Dziś jestem w miarę usatysfakcjonowana, bo właśnie skończyłam czytać najprawdziwszą książkę – a nie żadne teksty rozsypane tu i ówdzie – czyli niezliczalne, co bardzo mnie boli, bo jako 10-latka założyłam zeszyt, do którego wpisuję przeczytane lektury. Dziś prowadzę chyba 4. z kolei – nie umiem pozbyć się tej dziecięcej maniery skrupulatności w notowaniu tego, co przeszło mi przez mózg zwartym tekstem 😉
Dlaczego te wszystkie wymienione źródła nie są podlinkowane? Edufakty znaleźć w googlach nie problem, ale już z poetami może być gorzej, a niektóre nazyw (Kronos) mogą być zbyt wieloznaczne. Odnośniki są istotą i podstawą www.
Poza tym chętnie zapoznałbym się z listą blogów czytanych przez Gospodarza 🙂
Chciałem napisać swój komentarz, ale Łodzianin uprzedził mnie.
Prosta recepta na dziś:
– kto przeczytał lekturę siada z przodu
– pozostali z tyłu
I nie karać tych z tyłu, lecz nagradzać tych z przodu. Traktować czytających jak elitę, bo to jest elita wśród uczniów.
Panie Marcinie,
jak tylko wrócę do domu, podlinkuję, co się da. Przepraszam za to niedopatrzenie.
Pozdrawiam
DCH
Szanowny Gospodarzu.
Uważam, że najpierw trzeba zdefiniować pojęcie „książka”. Czy jest to przedmiot stojący na półce – dwie okładki i pomiędzy nimi kartki – czy też zawartość merytoryczna. Według mnie – to pierwsze. Czyta sie „dzieła naukowe”, powieści, nowele, wiersze itd. Książki się ma, jako sprzęty.
Czy ktoś powie, że czytał książkę-biblię, że ” De revolutionibus…” to książka, że konstytucja RP to książka itp.? Książka to dla mnie np. książka telefoniczna.
Jestem prostym inżynierkiem, któremu jednakowoż na sercu leży poprawność językowa. Czy ktoś z Państwa byłby w stanie mnie oswiecić w tej materii językowej? Są Państwo przecież fachowcami w dziedzinie nauczania i języka.
Z poważaniem
paolo
Narcystycznie zaglądnąłem na Pański blog ciekawym będąc, czy ktoś próbuje mnie oświecić w omawianej przeze mnie kwestii, a tu cisza. No cóż – miłość własna zdechła. Niemniej jednak ośmielam się zapytać Gospodarza, czy na swoich lekcjach omawia książkę „Pan Tadeusz” czy też poemat pod tym tytułem?
Kreślę się
paolo.
Jeden komentarz wnosi tu, jak zawsze, bardzo wiele. Czyj – każdy się domyśli (trochę słownej ekwilibrystyki, nieco pseudointelektualnego bełkotu, a wszystko podlane bynajmniej nie sosem ironii lecz sarkazmu); nożyce się zaraz odezwą:-)
Ja również chętnie dowiedziałbym się, jakie blog czyta autor owego bloga. Serdecznie pozdrawiam.
A tak niedawno nauragal Gospodarz mlodziezy, ze nie czytaja ksiazek.
POLAKÓW PORTRET WŁASNY
„20 proc. osób z wyższym wykształceniem (…) nie przeczytało w ciągu miesiąca tekstu dłuższego niż trzy strony”
„(w badaniu) rozszerzono definicję ‚książki’, włączając do niej albumy, poradniki, encyklopedie, słowniki a także książki w wersji elektronicznej”
Całość badania: http://wiadomosci.onet.pl/kraj/przygnebiajacy-wynik-badania-wyksztalconych-polako,1,4186339,wiadomosc.html
_____
Oto dobry komentarz zarówno do dyskusji o tym ile i czego czytamy oraz …
do jednego z rzeczywistych WYNIKÓW naszej publicznej edukacji powszechnej.
Myślę, że trafniejszy strategicznie, niż PISA.