Pseudowykształcenie itd.

Przyjaciel, mam nadzieję, że prawdziwy, zapytał, dlaczego on, człowiek bez studiów (absolwent technikum), nie robi błędów ortograficznych. Natomiast nowi pracownicy firmy, osoby z dyplomami uczelni, nie potrafią zdania poprawnie sformułować, tylko jakieś łamańce, do tego zapisane z błędami. Podczas dyskusji doszliśmy do wniosku, że ci ludzie musieli zdobyć pseudowykształcenie, więc mają pseudowiedzę i posiedli pseudoumiejętności. Są po prostu pseudokimś. Tylko jak do tego doszło i kto na to pozwolił?

Niestety, w jakiś dziwny sposób każdy z nas dokłada cegiełkę do tego stanu rzeczy. Jeśli chodzi o mnie, to każdą lekcję zaczynam od pseudotematu, np. takiego: „Jak analizować fragment lektury, aby trafić w klucz rozwiązań wymyślony przez autorów testu maturalnego?” (oczywiście, dla potrzeb pseudokontroli, która sprawdza tylko papiery, temat sformułowany jest trochę mniej pseudo, np. „Postawy bohaterów „Dżumy” wobec epidemii”). Na lekcji nie dyskutujemy jednak o prawdziwym problemie ani nie omawiamy prawdziwej lektury, tylko jej wersję pseudo, bowiem uczniowie czerpią wiedzę z opracowania. Bryk w najprawdziwszy sposób ułatwia przygotowanie się do matury, natomiast lektura utrudnia. Uczniowie robią pseudonotatki w języku pseudopolskim, a ja uczę ich pseudopotrzebnych umiejętności, czyli jak wpaść na to, co stwierdzono w kluczu rozwiązań. Niektórzy uczą się na pamięć tego klucza. Błędy ortograficzne, te najprawdziwsze, do tego częste i gęste, nie mają żadnego znaczenia, ponieważ na egzaminie w części „Czytanie ze zrozumieniem” nie są liczone przez egzaminatora (na maturze można bezkarnie robić błędy), zaś w części „Praca pisemna” są uwzględniane w stopniu komicznie małym (można stracić maksimum 5 punktów na 50 możliwych za choćby tysiąc błędów). Nawet pseudointeligentny uczeń pojmuje, że ortografii nie opłaca się uczyć. Rzeczywistość, kiedy za trzy błędy nie zdawało się matury z języka polskiego, już dawno temu przestała istnieć.

Po pracy wsiadam do samochodu i jadę do domu po pseudojezdni (zarządcy drogi nie opłaca się łatać dziur, bo co mu można zrobić?). W radiu słucham, jak zaproszeni goście dyskutują, co należy zrobić z pseudokibicami. A co można im zrobić? Tak samo poradzimy sobie z pseudokibicami, jak radzimy sobie z pseudozarządcami dróg, z pseudokoleją, z pseudowładzą i z całą naszą pseudoojczyzną. Błędy ortograficzne i pisanie bez składu i ładu to naprawdę pseudoproblem w porównaniu z tym, co dzieje się na drogach, na kolei, na stadionach itd. A na starość czeka mnie jeszcze pseudoemerytura. Mam wrażenie, że to całe „pseudo” rozpowszechnia się szybciej niż epidemia (zob. info o zlikwidowaniu przez policję jednego gniazda pseudo).