Kto ma płacić za etykę?
Minister edukacji każe szkołom prowadzić etykę, ale pieniądze na ten cel musi znaleźć gmina. Od MEN nie należy się spodziewać ani grosza. To sprawa Organu Prowadzącego. Niestety, w budżetach gmin nie ma pieniędzy na finansowanie kolejnego przedmiotu. OP każe dyrektorom szkół wykombinować pieniądze na etykę albo zniechęcić dzieci do wybierania tego przedmiotu. Jedni dyrektorzy spod ziemi wykopują pieniądze, a inni decydują się wybić uczniom etykę z głów. Wystarczy sprawdzić, jak to jest w konkretnych placówkach.
U mnie na etykę zgłosił się tłum chętnych. W grupie dla klas pierwszych mam 38 osób, a dla klas drugich – 33. Dla maturzystów etyki nie uruchomiono, chociaż chętni też są. Policzyłem, że na etykę chodzi 18 procent pierwszo- i drugoklasistów, czyli prawie co piąta osoba. To sporo. I dla tej grupy nie ma pieniędzy. Nie dla jednego promila, jak się często przedstawia w mediach, ale dla 18 procent uczniów. Tych ludzi trzeba w następnych latach albo zniechęcić, albo wykombinować dla nich pieniądze spoza gminnego budżetu.
Najprostsze wyjście jest jedno. Skoro na etykę przychodzi taki tłum chętnych, to znaczy, że na religię uczęszcza znacznie mniej osób niż dotychczas. Trzeba zatem odebrać księżom prawo do uczenia katechezy w pojedynczej klasie i nakazać im pracować w grupach międzyklasowych. I wtedy pieniądze się znajdą (będzie mniej godzin religii w planie budżetowym szkoły). Jeśli chcemy mieć etykę w szkołach, taki sposób postępowania to jedyne wyjście. Na pieniądze ekstra bowiem nie ma co liczyć. Gminy nie zgodzą się płacić dodatkowo za etykę.
Powstaje pytanie, czy księża zgodzą się pracować w łączonych grupach. Ale po co w ogóle kogoś pytać o zgodę? Czy mnie, nauczyciela etyki, ktoś pyta, czy ja zgadzam się pracować w zespole międzyklasowym? Dano mi, o nic nie pytając, prawie 40-osobową zbieraninę z różnych klas i kazano uczyć. Tak samo należy postąpić z nauczycielami religii: łączyć klasy i pieniądze na etykę będą jak znalazł. Zresztą z lekcji religii codziennie i tak zwalnia się tyle osób, że choćby zapisanych było 50, to obecnych będzie nie więcej niż 20.
Wyjście zatem jest, do tego sensowne i pragmatyczne. Dlaczego w takim razie dyrekcje tak wielu szkół wybierają drugą metodę, czyli wybijanie uczniom z głów etyki?
Komentarze
Wiadomo dlaczego, oj wiadomo.
Tusk jest cwany, zawsze powie „ja wam wójtów nie wybierałem” ale ani Komisji Mieszanej, (która okrada gminy) nie zlikwiduje ani nie da kasy na etykę.
Poza tym sprawa etyki sankcjonuje religie w szkole
Jedyne rozsądne wyjście to likwidacja religii w szkole (wiem, wiem, niemożliwe). Dlaczego państwo ma płacić za nauczanie jakieś religii!? Moi maturzyści mają godzinę j. niemieckiego a dwie religii! Absurd! Poza tym rzadko kiedy ksiądz (czy katecheta) radzi sobie z dyscypliną. Rzadko nauczający tego przedmiotu uczestniczą w pracach RP. Nie są wychowawcami, nie robią w zasadzie nic poza prowadzeniem swoich zajęć. Omija ich szereg niewdzięcznych, niepłatnych robótek.
Kiedyś ludzie budowali salki katechetyczne dla swoich dzieci. „Ktoś” je użytkuje, a miały służyć uczniom.
Religia umrze śmiercią naturalną, pracuję w szkole ponadgimnazjalnej, w mojej klasie wychowawczej (I – wszej) na 31 osób na religię zapisało się 5 osób, 2 osoby na etykę, reszta zrezygnowała zupełnie z tych zajęć. A to wszystko „zasługa” ostatnich wydarzeń.
Zgadzam się z przedmówcami, nie życzę sobie by z moich podatków opłacano pensje nauczycieli religii, niezależnie czy to świeckim, czy „umundurowanym”.
U mnie religia zawsze była w środku lekcji, więc nie było sensu się wypisywać… Etyka jest w tym roku (jak zresztą we wszystkich poprzednich) godzinę po lekcjach. Nie ma zatem specjalnie dużo chętnych (30 osób pewnie się nie uzbiera, mimo że w szkole uczy się około 1000 osób).
…a ja się zastanawiam, kto mi zwróci za cały jeden rok szkolny, który mojemu młodemu UKRADZIONO w trakcie 12-letniej edukacji?
Bo wbrew zapowiedziom, lekcji religii nie organizowano na początku, ani na końcu lekcji, tylko w środku dnia szkolnego.
W rezultacie młode przepałętało się bezproduktywnie cały rok.
Myślę ,że pytanie jest retoryczne. Bo katecheci jeśli są katolikami postępować muszą w/g zasad określonych przez etykę. No bo jeśli nie postępują moralnie to nie powinni uczyć religii.To jeśli chodzi o katechetów świeckich. Bo wiadomo ,że na studiach teologicznych jest taki przedmiot jak etyka więc każda(?) osoba stanu duchownego jest przygotowana do wykładania i religii i etyki.A pieniądze? No cóż…skoro gminy płacą katechetą za lekcje religii to niechaj Kościół płaci za lekcje etyki 🙂
To ostatnie pytanie jest retoryczne prawda ? 😉 Mi podoba się rozwiązanie Alberta, jest jednocześnie eleganckie i diaboliczne ;D
I jeszcze dla zainteresowanych:
http://etykawszkole.pl/
Do Grzegorz
>Bo wbrew zapowiedziom, lekcji religii nie organizowano na początku, ani na końcu lekcji, tylko w środku dnia szkolnego.<
To od początku był pic na wodę żeby zneutralizować protesty. pierwszych lekcji jest w tygodniu 5, ostatnich też 5. To znaczy że mogłoby to działać tylko w szkole z 5 klasami. Na dodatek katecheta musiałby wpadać do szkoły raz na 45 min. a potem po paru godzinach jeszcze raz;-)
Tak samo jak gimbusy – też pic na wodę. Pamiętacie obiecanki rządu?
Dwie godziny w tygodniu religii?! I jedna godzina jezyka obcego?! Moze eszcze trzecia godzine”przystosowanie do zycia w ciemnogrodzie” bo jakos dzieci musza sie nuczyc zyc w tym, co im szykujemy…
Widzę, że nienawiść do religii powoli osiąga apogeum także w środowisku nauczycieli, które jednak podobnie jak reszta społeczeństwa w ponad 90% deklaruje się jako wierzący z czego większość jako katolicy. Dziwię się, że pod pozorem braku funduszy chce się wyrzucić religię z życia publicznego. Szkoła powinna być (zaraz po rodzinie nie zamiast niej) miejscem gdzie przekazujemy wartości, które młody człowiek będzie potem wykorzystywał przez resztę życia. Lekceważenie czy ośmieszanie religii bądź etyki da nam pokolenie obywateli bez zasad moralnych i niedojrzałych emocjonalnie pozwalających sobą manipulować. Polska szkoła ostatnio włącza się w haniebny nurt przekazywania jedynie treści uznanych za poprawne politycznie i takie aby niechcący nie urazić np. ateistów czy jakiś mniejszości.
Nie wszyscy są katolikami i kierują się w życiu zasadami chrześcijańskimi, ale pewne zasady etyczne są potrzebne i akceptowalne ogólnie w nowoczesnej cywilizacji (nie zabijać, nie oszukiwać, nie kraść nie krzywdzić nie kłamać) to zasady które akceptują chyba także ateiści.
Dawniej ponoć (sam nie pamiętam tych czasów) modlono się przed każdą lekcją i jakoś nikomu nie przeszkadzała religia w szkole. Argument o względach finansowych jest naciągany, bo jakoś nie brakuje w szkolnictwie pieniędzy na durne programy nauczania, wdrażanie kolejnej nikomu niepotrzebnej reformy, marnotrawienie pieniędzy na nowe co roku podręczniki. A młodzież obserwuje uważnie i bierze przykład z nas dorosłych. Jeśli będziemy publicznie z pogardą i lekceważeniem odnosić się do religii, etyki czy pewnych uniwersalnych wartości w ogóle, to mamy jak w banku, że oni też staną się tacy gdy dorosną.
Do Kuba
Czy naprawdę sądzisz, że nudne glindzenie czy to katechety czy to nauczyciela etyki może przekazać jakiekolwiek wartości,co więcej zinternalizować je???;-) Człowiek takich rzeczy uczy się w działaniu, z przykładu i od osób szanowanych i akceptowanych. Jest typowo polską głupotą traktowanie wygłaszania kazań na jakikolwiek temat jako wychowywania.Dlatego nasza młodzież jest coraz gorzej wychowana, mimo że wygłaszających kazania coraz więcej a kolejka chętnych do tego[albo brania za to kasy;-)] coraz dłuższa;-)
Kuba przesadza, ale Ty, S-21, też możesz mieć więcej optymizmu.
To, że połowa moich pierwszoklasistów wywołała skandal w szkole, nie idąc na pierwszą lekcję religii, to nie znak, że są gorzej wychowani. Są mądrzejsi i odważniejsi, niż ich starsi koledzy, bardziej pewni tego, czego im potrzeba, niż my byliśmy. Tak poza tym całkowicie się z Tobą zgadzam, pomijając jedynie fakt, że nie uważam, by obecnie młodzież była gorzej wychowana.
Zgadzam się, że moralizowanie i wygłaszanie kazań bez pokazania, że samemu się dobrze postępuje jest bezcelowe. Młodzież nie znosi obłudy i hipokryzji tak obecnej w naszym kraju (od polityki a na szkole kończąc). Ale usuwanie religii z życia publicznego w tym ze szkoły tylko przyspieszy proces rozkładu i demoralizacji młodego pokolenia. Jest wielu wspaniałych katechetów (tak świeckich jak duchownych) którzy mogą być dla współczesnej młodzieży autorytetami i przekazywać prawdziwe i piękne wartości bez zakłamania i w sposób ciekawy. Tych należy wspomóc i stworzyć warunki do pracy w szkołach. Tych nudnych, zakłamanych i biorących tylko pieniądze należy oczywiście ze szkół eliminować bo robią więcej szkody niż pożytku. Ale nie odkrywam ameryki tym stwierdzeniem. Przecież z tego powodu, że w szkolnictwie zdarzają się np. beznadziejni matematycy (przepraszam akurat tę grupę) nikt nie podnosi postulatu aby zlikwidować w szkołach matematykę. Podobnie jest z religią czy etyką, należy dobrać odpowiednich ludzi.
W grupach międzyklasowych uczy sie również języków obcych w częsci szkół w Polsce, wychowania do życia w rodzinie i w niektorych szkołach juz eksperymentalnie innych przedmiotów, i nikt nauczyciela nie pyta o zdanie czy mu sie to podoba, wiec tak samo mozna uczyć i religii!!
Księża i katecheci to święte krowy w szkołach. Skoro tak świetnie uczą moralności, to dlaczego nie pełnią funkcji wychowawcy klasy? Tu widzę dla nich pole do popisu. Kościół w naszym kraju nie zasługuje na miano autorytetu, moim zdaniem. Ksiądz sobie wpadnie od czasu do czasu, dyrektor nawet nie za bardzo może go kontrolować i wymagać (chyba że mój ze zwykłego strachu kłamał, że nie może). Szkoła to instytucja świecka. Zresztą ta część młodzieży, która jeszcze na zajęcia chodzi, mówi szczerze, że to dla papierka, bo „wie pani – ślub trza kościelny, żeby rodzina nie stękała”.
Wcale nie przesadzam. Tak się to właśnie zaczyna. W ramach źle rozumianej tolerancji zaczyna się najpierw usuwać religię i etykę twierdząc, że przekonania religijno-światopoglądowe to wyłącznie domena prywatna. Później zaczyna się usuwanie symboli religijnych z życia publicznego (co znamienne dla naszego kraju przeszkadzają jedynie symbole chrześcijańskie bo półksiężyc, gwiazda Dawida czy pierścień Atlantów można sobie nosić i nie jest to uważane za obciach). Historia uczy nas, że tak naprawdę nie da się stworzyć społeczeństwa całkowicie areligijnego, bowiem zdeklarowany ateizm staje się z czasem pewnego rodzaju formą „religijności” często prowadząc do fanatycznego wręcz przestrzegania jego zasad.
>Tych nudnych, zakłamanych i biorących tylko pieniądze należy oczywiście ze szkół eliminować bo robią więcej szkody niż pożytku. Ale nie odkrywam ameryki tym stwierdzeniem. Przecież z tego powodu, że w szkolnictwie zdarzają się np. beznadziejni matematycy (przepraszam akurat tę grupę) nikt nie podnosi postulatu aby zlikwidować w szkołach matematykę. Podobnie jest z religią czy etyką, należy dobrać odpowiednich ludzi.<
Dobry matematyk zna się dobrze na matematyce i umie ją ciekawie i komunikatywnie przedstawić oraz jej nauczyć. Poza tym może pędzić bardzo kolorowe życie i nic komu do tego.
Katecheta czy etyk poza znajomością przedmiotu i jego dydaktyki musi „świecić przykładem”. Pozycja ornitologa ktory nie musi fruwać czy drogowskazu, który nie idzie drogą jaką wskazuje jest tu zabójcza.
Piszesz o dobieraniu odpowiednich ludzi. Kościół ma ludzi jakich ma i innych mieć nie będzie – dotyczy to zarówno księży jak i katechetów. Gdyby miał tych „lepszych czy odpowiednich” ludzi to by ich wykorzystał.Ale nie ma! Podobnie z etykami w skali masowej. Dlatego skończy się(w masowej skali – bywają wyjątki!) wygłaszaniem umoralniających kazań religijnych bądź etycznych;-)
Kuba ma racje. Brak jakiegokolwiek przygotowania do doroslego zycia na plaszczyznie psychologicznej jest nienaturalne i nieludzkie. Dzieci, mlodziez potrzebuje wsazowek jak ryba wody. Kiedys, kiedy nie bylo telewizji, internetu a w wielu domach nawet i ksiazek, wystarczylo czytanie i bibli i trzymanie sie dziesieciu przykazan. Dzis juz tak proste przepisy nie wystarczaja. Religia w szkole jest skazana na likwidacje, to kwestia czasu. Sek w tym co w zamian zaproponujemy mlodziezy? Jak, w sposob odpowiedni do ich zmieniajac sie percepcji, wytlumaczymy im np. znaczenie przykazania „nie kradnij”? Wydaje sie proste i oczywiste dla obecnych doroslych, ale dla mlodziezy, ktora jednym kliknieciem poczyta w necie o prezesach Enronu, o polityce, o pozyczkach sub-prime w USA, ktore zatrzasly swiatowa gospodarka? Ja sama watpie w to przykazanie. Jak mam czegokolwiek uczyc dzieci?
Dzisiejszej mlodziezy nie zmusi sie do bezmyslnego klepania pacieza. No jak? Drodzy czytelnicy, czy Wasze dzieci mowia paciez? A jsli tak to co o tym sadza? Jesli nie to co im oferujecie w zamian?
S-21@
„Pozycja ornitologa ktory nie musi fruwać czy drogowskazu, który nie idzie drogą jaką wskazuje jest tu zabójcza.” Matematyk tez jest drogowskazem, czy chce czy nie chce. Codzienny kontakt czyni ze wszystkich nauczycieli drogowskaz, czy im sie to podoba czy nie.