Zagrożenie dla rodziców

Miesiąc przed klasyfikacją informujemy rodziców o ewentualnym zagrożeniu dziecka oceną niedostateczną. Nie ma znaczenia, ile lat ma uczeń. Niedopełnienie obowiązku poinformowania rodziców o zagrożeniach powoduje, że nie można postawić jedynki na koniec roku. W tym tygodniu, jeśli dobrze liczę, mija termin.

Od kilkunastu lat obserwuję reakcje rodziców na zagrożenie. A te bywają naprawdę różne, zmieniają się też z biegiem lat. Pamiętam czasy, kiedy nagminne było proponowanie korzyści, zwykle markowego alkoholu. Potem zwyczajem było proponowanie datków na rzecz szkoły, np. wpłat na komitet rodzicielski. W zamian nauczyciel miał dać uczniowi kolejną szansę, spojrzeć przychylnym okiem, a w końcu przepuścić do następnej klasy. W pewnym okresie modne były prośby, wzbudzanie litości chorobą (np. cukrzycą, depresją) bądź trudną sytuacją rodzinną (rozwodem, utratą pracy). W ostatnich latach modne było straszenie, że się złoży skargę u dyrekcji, kuratora lub samego ministra.

Niedawno byłem świadkiem czegoś jeszcze innego. Otóż pewien rodzic rozmawiał z wychowawcą i prosił, aby mu wyjaśnić, jak to jest możliwe, że nauczyciel nie potrafi zmusić ucznia do nauki. To się przecież nie mieści w głowie! To źle świadczy o szkole, ujawnia brak profesjonalizmu nauczyciela. Po to przecież – mówił rodzic – jego dziecko zostało posłane do szkoły, aby się uczyć. Tymczasem co robią nauczyciele? Pozwalają na wagary, nie mogą zmusić, aby dziecko regularnie zjawiało się w szkole, nie potrafią nakłonić, aby uczestniczyło w sprawdzianach, nie są w stanie wbić wiedzy do głowy, nie mogą przekonać, aby zechciało się uczyć. Po prostu wstyd i żenada. Dziecko zmarnowało tu czas, teraz jeszcze zamierza się je ukarać repetą. Tymczasem na karę zasługują przede wszystkim nieudolni nauczyciele.

Jeśli chodzi o mnie, to nie działa na mnie logika butelki alkoholu, ponieważ mało piję. W barku mam jeszcze trunki, które 20 lat temu przywiozłem z Francji czy Niemiec. Czekają na okazję. Nie działa też na mnie prośba, ponieważ zwykle jest naciągana. Jeszcze mniej działa na mnie groźba, a wszystko przez to, że grożono mi tak często, iż w końcu się na to uodporniłem. Natomiast podziałała na mnie logika argumentu, że wszystko zależy od nauczyciela. Naprawdę jestem gotów użyć wszelkich środków, aby wszyscy zagrożeni uczniowie zdali do następnej klasy. Tylko żeby potem nikt nie miał pretensji, że to bolało.