Program przeciwdziałania wagarom

Coraz częściej jestem świadkiem takiej rozmowy: „Zostajesz na matematyce?” „Nie, wychodzę.” Młodzi wybierają sobie lekcje, nie przychodzą na pierwsze, wychodzą z ostatnich, nieraz opuszczają zajęcia w środku planu. Po prostu robią, co chcą.

Od września działa w mojej szkole specjalny program przeciwdziałania wagarom. Jest on tak wymyślny, że jego głównych idei nie dałoby się streścić na kilkunastu stronach, więc pominę te kwestie. Powiem o skutkach. Otóż w poprzednich latach uczniowie też wagarowali. Jednak w tym roku absencja doszła do granic absurdu. Wręcz normą stało się wybieranie lekcji. A uczestniczą w tym procederze nie pojedynczy uczniowie, lecz nieomal wszyscy.

Rozmawiałem o tym problemie z rodzicami. Przytaknęli, że mam rację – dzieci powinny chodzić na wszystkie lekcje. Poprosiłem, aby nie usprawiedliwiać nieobecności, niech dzieci poniosą konsekwencje – znowu przytaknęli. Zaraz po zebraniu część rodziców stanęła w kolejce, aby usprawiedliwić wszystkie opuszczone godziny. Tylko nieliczni nie żądali usprawiedliwiania (dwie osoby).

Wdrożenie programu spowodowało, że rodzice stanęli murem po stronie dzieci. Dawniej, gdy działaliśmy zwyczajowo (np. opieprzając wagarowiczów), nieobecności było mniej. Teraz, gdy postępujemy według przyjętych zasad, ucieczek z lekcji jest więcej. Rodzice zwarli szyki z dziećmi, podpisują im in blanco zwolnienia, zgadzają się na podrabianie zwolnień, kryją każde oszustwo. Dzwonię do rodzica, aby poinformować, że dziecko kilkanaście razy nie przyszło na pierwsze lekcje i samowolnie opuściło ostatnie. Rodzic na to, że o wszystkim wie i na jutro przygotuje usprawiedliwienie.

Wczoraj byłem świadkiem, jak uczniowie klasy drugiej dogadywali się, czy pójdą na historię. Przy mnie rozmawiali o tym. To tak, jakbym przy swoim przełożonym zastanawiał się na głos, czy mam wypełniać obowiązki czy też nie. Obowiązki szkolne lekceważono zawsze, ale nie tak bezczelnie. Uczniowie – dzięki rodzicom – czują się bezkarni. Bo co im może zrobić szkoła, jeśli mama czy ojciec zrobią wszystko, aby obronić swoje kochane dziecko?

Czy można się dziwić, że w takiej sytuacji coraz więcej nauczycieli umywa ręce albo – mówiąc dosadnie – ma wszystko w d…, nawet nie zaznacza nieobecności, bo co to da?

Chcielibyśmy, aby szkoła uczyła tak dobrze jak dawniej. Narzekamy na coraz niższy poziom nauczania i jeszcze niższy poziom wychowywania. Tylko że dawniej, gdy nauczyciel wyznaczył uczniowi surową karę, to rodzic w domu jeszcze poprawił i kara była naprawdę dotkliwa. A teraz rodzic z dzieckiem pośmieją się w domu z wysiłków nauczycieli. Mają ubaw po pachy, że nauczyciele chcą, aby uczniowie respektowali normy. Zasady są dla frajerów – uważają rodzice wespół z dziećmi – a mojemu dziecku nikt nie będzie mówił, jak ma postępować. No to mamy to, co mamy.