Koniec nauki w liceum

Prawdziwa nauka w liceum trwa od początku września do końca listopada. Potem zaczyna się czas imprez, studniówek, walentynek, ferii, rekolekcji, świąt, turniejów, konkursów, wolontariatu, Dnia Dziecka itd.

W grudniu śpiewamy kolędy i przygotowujemy się do mikołajek oraz klasowych wigilii. Klasówki trzeba wepchnąć między próby kolęd i turnieje pastorałek. Lekcje przerywają bez przerwy wolontariusze, którzy zbierają datki na domy dziecka, dla bezdomnych i wszystkich żyjących inaczej.

Po sylwestrze najstarsze klasy rozpoczynają przygotowania do studniówki. To udziela się także pozostałym klasom. W ogóle styczeń to miesiąc studniówkowy, a luty – feryjny. W styczniu i w lutym nie ma prawdziwej nauki, do tego część uczniów wcześniej zaczyna ferie i później kończy. Frekwencja w tych miesiącach jest bardzo mizerna. Koniec semestru też swoje robi – uczniowie wciąż coś zaliczają i poprawiają, więc na zaplanowane lekcje nie przychodzą; nauczyciele wypełniają dokumenty i siedzą na radach pedagogicznych.

W marcu mogłoby być nieźle, w końcu miesiąc długi. Co z tego, skoro rozbity przez trzy dni rekolekcji. Jak zwykle w takich wypadkach, trzy dni to za mało. Wiele osób wpada w nastrój religijny tydzień przed rekolekcjami i kończy modły odpowiednio później. W najlepszym wypadku trzy dni na rekolekcje to tydzień wolnego. Lepiej w marcu nie planować sprawdzianów, chyba że znienacka, inaczej frekwencja znikoma. W kwietniu są święta, czyli okazja, aby chodzić po sklepach, a nie do szkoły. Poza tym trzeba się przygotować na długi weekend majowy. Nie tylko uczniowie wyjeżdżają na majówkę, także część kadry kombinuje, jakby tu urwać się z pracy i wypocząć. Wiosną uczą się tylko maturzyści, ale poza murami szkoły. Na lekcjach są tylko wtedy, gdy muszą, i na tych przedmiotach, które im są do czegoś potrzebne. Reszta nauki to fikcja. A gdy już zaczną się egzaminy maturalne, to wtedy przepadają lekcje dla klas młodszych. W czerwcu jest Dzień Dziecka, czyli tysiąc jeden imprez sportowych. Potem uczniowie żyją już wakacjami, a nauczyciele zajmują się wypełnianiem dokumentów, bo od jakości wpisów w dziennikach zależy w niejednej szkole przyznanie dodatku motywacyjnego.

Ponad trzy czwarte materiału zrealizowałem w pierwszych trzech miesiącach nauki. Było trudno, ale się udało. Nie próżnowałem od września do listopada, na zwolnienia nie chodziłem, klasówki robiłem, prace domowe zadawałem, dzieci męczyłem nauką, odpytywałem, sprawdzałem, stopnie wstawiałem. Jako stary belfer wiem dobrze, że po sylwestrze można w liceum omówić tylko resztki tematów. Kto więc rozłożył sobie materiał równo, ten będzie musiał nadrabiać zaległości po wakacjach. Mimo że została mi tylko jedna czwarta treści programowych, nie mam pewności, że uda mi się ją do końca roku w całości zrealizować.