EWD, czyli szkoła na złom
Opinię prof. Marii Dudzikowej o EWD powinno się wywiesić w pokojach nauczycielskich, przedstawić uczniom oraz ich rodzicom (zob. wywiad z uczoną z Poznania). Przypomnę, że EWD – nowe dziecko MEN – to edukacyjna wartość dodana, kolejny sposób mierzenia jakości szkół. Profesor nie pozostawia suchej nitki na tej metodzie:
„Najpierw ocenię, jaką wartość ma edukacyjna wartość dodana. Ona nie mierzy wiedzy uczniowskiej, tylko porównuje wynik jednego testu z drugim! Gdybyśmy założyli, że egzaminy są świetne, wtedy moglibyśmy powiedzieć, że EWD mierzy wiedzę. Niestety system egzaminowania uczniów jest chory, pozbawia ucznia myślenia, każe mu wkuwać na blachę, zmusza do ściągania, korepetycji. Sam dyrektor CKE ogłosił, że system egzaminów jest „głupi, niedoświadczony, słaby”. Także minister Hall twierdzi, że doprowadza on do patologii i chce go zmienić. Więc EWD mierzy coś, co jest wmurowane w chory system. To jest wciskanie kitu.”
Dowiaduję się, że kolejne szkoły przechodzą na EWD, czyli na pilne rozwiązywanie testów. Tylko uczenie tą bzdurną metodą gwarantuje, że uczeń na wyjściu ze szkoły będzie lepszy niż na wejściu. Będzie lepszy w rozwiązywaniu testów.
Jak moja szkoła przejdzie na EWD, to na pierwszej lekcji polskiego rozdam uczniom po sto testów, każę założyć teczkę z testami i będziemy po kolei je rozwiązywać. Jak klasa będzie miała poziom rozszerzony, to podwoję liczbę testów i sprawa załatwiona. Tak naprawdę to poloniście o wiele łatwiej jest uczyć pod testy, niż szerzyć kulturę, propagować czytelnictwo czy rozwijać zrozumienie literatury. Ćwiczenie uczniów w rozwiązywaniu testów wymaga od nauczyciela wyłącznie znajomości klucza rozwiązań (wydrukuję go sobie wraz z testem). Także uczniowie wiedzą, czego się uczyć – klucza na pamięć. Edukacyjny idiotyzm, czyli – zdaniem MEN – ideał.
Szkołom wciska się kit co najmniej od czasu ministra Handkego. Może wcześniej też wciskano kit, ale nie tak oczywisty. Aż strach pomyśleć, jakie kwalifikacje zdobędą uczniowie po przejściu szkół na EWD. Prof. Dudzikowa tak to widzi:
„Przypomina mi się anegdota: pewna kobieta z dzikich rejonów Finlandii wyrusza do cywilizowanego świata w poszukiwaniu pracy jako gospodyni. Trafia do jednego domu i okazuje się, że nie umie obsługiwać pralki, zmywarki, żadnych kuchennych sprzętów. Zdenerwowana gospodyni pyta, co tak właściwie potrafi robić. A ona z dumą odpowiada: potrafię doić renifery. Niech nauczyciele sami sobie odpowiedzą na pytanie, po co to robią. Niech się zastanowią, po co jest szkoła. Czy po to, by nauczyć rozwiązywać testy, czy po to, by uczyć żyć w tym coraz bardziej skomplikowanym świecie.”
Dopóki nie uporządkuje się systemu egzaminów, należy wstrzymać się ze stosowaniem EWD. Dudzikowa tak ocenia uczenie pod testy:
„Ucznia bardziej wychowują korepetytorzy niż polonista, który nie ma czasu na to, by poprzez lektury szukać odpowiedzi na ważne dla młodego człowieka pytania. On „przerabia” tylko teksty z myślą o sprawdzianie kompetencyjnym, którego wyniki w „wyścigu szczurów” mają decydującą rolę. Rodziców nie interesuje, czego dziecko się nauczyło, tylko czy to będzie na testach. Wizytatorzy sprawdzają, czy szkoła stworzyła obowiązkową górę papierów, bo papier, a nie jego rozwój dla władz się liczy. A nauczyciel, który wie przecież, że uczeń musi się rozwijać, już dawno stracił poczucie bezpieczeństwa.”
Ciekawe, co na to inni uczeni pedagodzy.
Komentarze
Jako umysł ścisły ciśnie mi się na usta tylko jeden komentarz. To już nawet nie jest równia pochyła. To już jest zjazd po paraboli.
Mam mieszane uczucia po przeczytaniu tego artykułu. Po pierwsze zgadzam się, ze to wszystko do bani. Ale jak zabieram głos krytyczny to powinienem coś innego bardziej sensownego zproponować. A tak wygląda to jak 90 % wypowiedzi – tylko narzekanie.
To jeszcze ja ponarzekam 🙂 Po co jest test po podsatwówce?
1) UCZEŃ SŁABY: Uczeń może go napisać na 3 pkt albo i na 0- byle przyszedł to szkołę skończy. I uczeń o tym wie.
2) UCZEŃ BARDZO DOBRY : kombinuje, szuka haczyków, zależy mu, stres go niszczy, albo też jest np super zdolny z matematyki a z polskiego przeciętny. W teście pytań na super zdolności nie ma- ale przeciętność wykaże. Zdobędzie 34 punkty na 40 i nie dostanie się do wymarzonego gimnazjum
3) UCZEŃ ŚREDNIO ZDOLNY- najczęsciej zaskakuje i zdobywa 40 punktow. Haczyków w tescie nie szuka, pisze co wie, test nie jest trudny…
I co ja wiem o dziecku ? że dostało 36 punktów tak? albo 40? czyli co? ten z 40 jest lepszy, zdolniejszy? a może 2 razy strzelił i dobrze trafił?
Uważam, że jeśli ten egzamin być musi to powinien polegać na tym, że sprawdzamy czy uczeń go zdał czy nie zdał. Jak zdał to może skończyć szkołę, osiągnął niezbędne minimum wiedzy aby mieć ukończoną podstawówkę. Jak nie zdał- zostaje. Koniec kropka.
aro, no zgoda, wszyscy narzekamy, tak? Coraz głośniej o tych narzekaniach w mediach. Szczęśliwie, bo można mieć nadzieję, że minister i jego biurokratyczna machina czytają prasę. Ze zrozumieniem, rzecz jasna. Edukacyjna Wartość Dodana ! O, Mamusiu ! Ile trzeba wypić, żeby skonstruować taką nazwę?
Przepraszam, mądrzejszy komentarz nie przychodzi mi do głowy, mamy z niego w domu dobry ubaw…
Panie Gospodarzu, niech szuka Pan taniej kserokopiarki i sponsora na papier, bo zwolnią Pana z pracy za nieterminowe zaopatrywanie uczniów w setki stron testów. Groziłoby to zaniżeniem słupków EKD dla Pana szkoły.
Również mam mieszane uczucia. Pracuję w niewielkim wiejskim gimnazjum. Zjawisko korepetycji i „wyścigu szczurów” jest mi obce. Wyniki naszych uczniów na egzaminie gimnazjalnym nie są rewelacyjne. Wszyscy zgodnie potwierdzają, że największy wpływ na wynik egzaminu ma tzw. kontekst społeczny. Analiza wyników liczbowych egzaminu doprowadza czasem mnie i moich współpracowników do frustracji. Ciężko pracujemy na lekcjach, na zajęciach pozalekcyjnych, zespołowo i indywidualnie a efekty często mizerne. Dopiero analiza EWD dodała nam skrzydeł. Okazało się, że nie marnujemy w szkole talentów naszych uczniów. Jesteśmy szkołą wspierającą rozwój ucznia. Możliwe, że EWD nie jest najlepszym rozwiązaniem i wymaga doskonalenia. Cały system egzaminów zewnętrznych również. Jest jednak, moim zdaniem, krokiem w dobrym kierunku. Edukacyjna Wartość Dodana jest krytykowana szczególnie przez nauczycieli szkół, które osiągają wysokie wyniki egzaminu bo mają dobrych uczniów. Takim nauczycielom trudno pogodzić się z faktem, że ktoś nazwał ich szkołę „szkołą niewykorzystanych możliwości”. Nie wiem w jaki sposób szkoła „przechodzi na EWD”? Przecież trzeba realizować podstawę programową! Chyba w takiej szkole szwankuje nadzór pedagogiczny dyrektora. W mojej szkole nikt nie ma zamiaru „przejść na EWD” tylko analizować tę wartość jako jedną z wielu informacji o wyniku egzaminu.
We wpisie zostały połączone dwa różne problemy.
1 Wprowadzany system oceniania oddziaływania szkoły na ucznia jest bardziej sprawiedliwy niż obowiązujący dotychczas niezależnie od jakości egzaminów. Z drugiej strony stwarza większe pole do manipulacji (np. nie można uznać przyrostu osiągnięć 30-35% oraz 90-95% jako tożsamego, w związku z tym można w różny sposób interpretować te przyrosty).
2 Egzamin w formie testu nigdy nie będzie doskonały, jego zaletą jest natomiast porównywalność wyników i stosunkowo krótki czas potrzebny na ocenienie prac. W przypadku przedmiotów ścisłych forma testowa jest bardziej naturalna chociaż i tutaj najlepsi uczniowie nie mają możliwości wykazania się swoimi umiejętnościami. Sądzę, że z przedmiotami humanistycznymi problem jest większy.
Ogólnie słabością egzaminów jest jakość i struktura zadań oraz narzucony system oceniania.
Podpisuję się pod wypowiedzią DG, bo sama pracuję w przeciętnym liceum, gdzie wcale oczywistością nie jest, że mój uczeń w klasie pierwszej z marszu poszedłby na maturę i ją nieźle zdał (o czym pisał już Gospodarz). Nauczenie pisania, odczytywania sensów w tekstach to moja, często ciężka, praca i to, że od kilku lat mam 100% zdawalność wśród moich uczniów, powód do radości.
„Wszyscy zgodnie potwierdzają, że największy wpływ na wynik egzaminu ma tzw. kontekst społeczny. „- i EWD w jakiś sposób to pokazuje. Bo -czasem- świetna szkoła marnuje dobrego ucznia (bo jest dobry, więc po co ma być jeszcze lepszy, zresztą sporo „załatwią” korepetytorzy) , a szkoła przeciętna musi nieźle się nastarać, by uczniowie osiągnęli przyzwoity wynik na egzaminach, z czego – nie czarujmy się- jesteśmy rozliczani. Nikt nie zbada, czy rozbudzaliśmy zamiłowanie do literatury, czy uczyniliśmy naszych uczniów wrażliwszymi, na zewnątrz liczy się ten nieszczęsny egzamin. I tak od dłuższego czasu mam wrażenie, że uczenie polskiego to czasem taka śmieszna wersja egzaminu na prawo jazdy- pokazać zasady i ćwiczyć praktycznie.
Do aro
To nie jest tak,ze nie można dobrze zrobić egzaminu zewnętrznego, nawet matury z polskiego.Są w świecie liczne przyklady,ze to się da zrobić. Tylko trzeba chcieć(to najważniejsze!!!) i mieć coś w glowie;-) Niestety towarzystwo wzajemnej adoracji z CKE/OKE,zajęte „przerabianiem” funduszy unijnych (szczególnie EFS!), w życiu tego nie zrobi, bo jemu jest dobrze, a tu pracować by trzeba, coś zmieniać,niekórych się pozbyć…;-)
Moim skromnym zdaniem w procesie edukacyjnym uczeń powinien uzyskać pewien odpopwiednio dobrany początkowy zasób informacji oraz opanować metody twórczego korzystania z tych informacji. Mówiąc językiem komputerowym, powinien dysponować w głowie podstawową bazą danych oraz odpowiednio oprogramowanym procesorem, pozwalającym logicznie i twórczo wykorzystywać tę bazę danych, a także ją rozszerzać i uaktualniać. Obecny system, od podstawówki po „wyższe” uczelnie jest absolutnie zafascynowany wtłaczaniem w głowy bazy danych, kompletnie zapominając o wytworzeniu choćby szczątkowego procesora. Dzieje się tak dlatego, gdyż stan bazy danych łatwiej jest sprawdzić na różnego rodzaju testach i napisać potem ładne sprawozdania dokumentujące EWD, czy inny równie idiotyczny wskaźnik. Uczniowie chętnie tu współdziałąją z systemem, gdyż łatwiej jest zakuć lub ściągnąc niż nauczyć się choćby elementarnego myślenia. Wszyscy są zadowoleni, a absolwent nie potrafi przeprowadzić choćby najprostszego logicznego wnioskowania. A wartość zakutej fragmentarycznej bazy danych jest marna, w dodatku szybko się dezaktualizuje. Ktoś kiedyś powiedział, że prawdziwa wartość edukacji zawiera się w tym, co zostaje w człowieku gdy zapomni już WSZYSTKO o czym szczególowo wykładano na lekcjach. Chyba miał rację.
Mam mieszane uczucia bo:
1. Cały czas prubuje się mierzyć coś co jest czego tak naprawdę nie da się zmierzyć. Bo jak zmierzyć wiedzę? nie ma jednostki wiedzy. Tzn. ten uczeń ma pieć jednostek, a tamten 3 kilojednostki. Czyli żaden test nie zmierzy wiedzy ucznia.
2. Próba pomiaru za pomocą testu kończy się manipulowaniem statystykami albo próbą interpretacji. (każdy ma rację i każdy ciągnie w swoją wiedzę)
3. Nie potrafię zaproponować lepszego rozwiązania poza likwidacją głupich i kosztownych egzaminów na poczet zminejszenia liczebności klas. Tu kasa będzie racjonalniej wydana.
4. Likwidacja egzaminów w niedługim czasie może doprowadzić do jeszcze większej zapaści, bowiem dziś praca nauczyciela traktowana jest praca (słusznie zresztą), a nie jak misja. a jak nikt nie sprawdzi mnie czy się wysilam na lekcji czy nie to lepiej się nie męczyć i uczniów zresztą też.
5. Wyjść i powiedzieć, że coś jest do niczego to może nawet pani Wiesia z kantorka i będzie miała rację, a co ważne potwierdzoną obserwacją szkoły przez wszystkie lata pracy.
EWD nie mierzy wiedzy uczniów.
Czytając taki zarzut od razu można sobie darować krytykę pani profesor . Wiedzę to się wbijało uczniom ze dwie dekady temu. Teraz stawia sie na umiejętności. Wiedza jest tylko fundamentem do umiejętności analizy syntezy, korzystania z informacji w praktyce. Szkoły już nie wtłaczają pocztu królów Polski, tablicy Mendelejewa ani budowy anatomicznej rzekotki.
Gospodarz boi sie wprowadzenia EWD? A jak to się wprowadza?? Przecież to pomiar zewnetrzny, juz istniejący, niezależnie od tego czy się go chce czy nie chce wprowadzić.
Jak się już zacznie coś krytykować to wypadałoby wiedzieć co to jest.
nie spotkałem jeszcze szkoły która by uczyła UMIEJĘTNOŚCI
Na EWD nie da się przejść. Ona juz jest. Testomania to nie jest wynalazek jakiegoś monstrualnego EWD, ale sposób na „pomiar dydaktyczny”. Można sie spierać czy w ogóle istnieje jakiś sensowny sposób pomiaru czy taki potworek powinien być oświacie, ale co w zamian?
Zadziwiające, ze EWD krytykują nauczyciele z elitarnych szkół. Grzeją się od lat w rankingach szkół, które to (rankingi) zapewniają im dobre samopoczucie. Rzesza nauczycieli tyrających w przeciętnych i słabych placówkach musi się tłumaczyć, ze nie są wielbłądami, że 12 miejsce w rankingu to nie jest ich wina.
Testy mamy od dekady. EWD ma porównać czy umiejętności (tak testy sprawdzają też umiejętności, a nie tylko strzelanie pomiędzy a, b i c) po klasie szóstej zostały rozwinięte w gimnazjum czy może uczeń stanął w rozwoju. To samo dalej. Czy w liceum się rozwinął czy bazuje na tym co zdobył na wcześniejszych etapach kształcenia.
Tyle, że dzisiaj słabe wyniki to konsekwencje dla nauczycieli. Uczniowie mogą się śmiać. Jak mu się zechce to pobawi się w totka i wyjdzie po kwadransie, a wytłumaczyć będzie się musiał nauczyciel czemu wynik taki, a nie inny. Dlatego też czy to EWD czy inne rankingi są niewiarygodne.
Proszę spojrzeć z innej perspektywy. Kariera edukacyjna, słusznie albo niesłusznie, zależy od wyników w trzech sprawdzianach zewnętrznych: po 6.kl., gimnazjalnym i maturze. Wskaźnik EWD informuje, jak dana szkoła wpływa na zwiększenie lub zmniejszenie szansy na pomyślną karierę edukacyjną, jest więc istotny dla ucznia i jego rodziców, a także dla oceny szkoły pod względem jednego tylko kryterium, ale decydującego dla losów życiowych uczniów.
lordjohn pisze:
nie spotkałem jeszcze szkoły która by uczyła UMIEJĘTNOŚCI
A ja od lat nie spotykam uczniów,którzy mieliby wiedzę:(
A poza tym bardzo trafne wydaje mi się użycie metafory komputerowej
– świetnie oddaje to,co powinna szkoła dać uczniowi/wymagać od ucznia.
Problem w tym,że chyba wylało się dziecko z kąpielą- odejść od „wtłaczania wiedzy”- ok, ale jakimi danymi wtedy ten procesor nieszczęsny ma operować?
Czy ktoś mógłby mi wyjaśnić,jakich „wszyscy” oczekują umiejętności, których to szkoła winna nauczyć? Czy umiejętność słuchania muzyki klasycznej, doznawania przyjemności wskutek oglądania obrazów, filmów, spektakli teatralnych też jest przewidywana? Czy to się w przyszłości „nie przyda”?
Widzę, że zbliżamy się do postawienia najprostszych pytań. DO CZEGO POTRZEBNA JEST SZKOŁA: uczniowi, rodzicom, społeczeństwu, państwu ? Jakie potrzeby ucznia powinna zaspokajać ? Co może i powinna wydobyć z ucznia ? Do czego przygotować ? Jakie zachowania powinna propagować i pielęgnować ? Jakiego absolwenta potrzebuje nasze społeczeństwo i państwo ? Jak uwzględnić rozkład talentu do nauki zgodny z krzywą Gaussa ?
Myślę, że takie pytania chciałaby postawić Pani Profesor.
I jeszcze jedno: w jakim stopniu istotna jest WIEDZA wtłaczana w uczniów, a w jakim stopniu DZIAŁANIE ?
Przypominamy w szkołach pasażerów statku, który utknął na mieliźnie. Część osób jeszcze o tym nie wie, a część głośno dopinguje maszynę, aby ruszyła. Jedni i drudzy daleko nie przepłyną. Problem pojawił się, kiedy zaczęliśmy reformować polski system przy pomocy angielskich i amerykańskich wzorców. Nieco bezmyślnie i… bez funduszy własnych. A może to był sposób , jak zarobić na reformie w Warszawie?
Mam jednak pocieszenie – postawmy na twórcze myślenie, wszak Łódź ma tam swojego mistrza( z szacunkiem!). Jestem za zbudowaniem systemu nowego, ale bez nagłego wprowadzania przy pomocy trzęsuienia ziemi.
Zgodnie z tym co wyczytałem na stronie cke, to raczej EGZAMINACYJNA wartość dodana.Tylko jak mozna porównać wiedzę i umiejętności uczniów na egzaminie gimnazjalnym (cz. H.), w ktorym jest ponad 20 pytań dotyczących wiedzy i umiejętności z języka polskiego do sprawdzianu po podstawówce, podczas ktorego uczniowie zmagali się np.z pięcioma zadaniami? A gdzie reszta?-samopoczucie ucznia w dniu egzaminu, motywacja ucznia w prowincjonalnym środowisku, w ktorym (bez względu na ilość uzyskanych punktów) dostanie się do każdej szkoły i o tym wie(!),środowisko rodzinne itp.Wysokie wyniki egzaminu, niższe EWD i program naprawczy dla polonistów,bo nie wykorzystali potencjału uczniów!A ortografia, język i interpunkcja sięga dna – książki czyta komputer, błędy poprawia komputer,a polonista przez 3 lata gimnazjum MUSI sprawić,żeby EWD w szkole wzrosło.Po prostu źle naucza…A na egzaminie wystarczy w dłuższej wypowiedzi popełnić 2 bł. ortograficzne i 0 punktów…Powodzenia,poloniści!
Żeby krytykować trzeba znać. Mam wrażanie, że autor niewiele wie o EWD.
Uczenie pod testy nie gwarantuje sukcesu na teście, każdy nauczyciel to wie.