Jak rozmawiać z dyrektorem?
Sąd uznał, że nauczyciel nie może – nawet dla dobra uczniów – występować przeciwko dyrektorowi szkoły. Chodzi mi o przypadek nauczycielki z Liceum Sacre Coeur w Pobiedziskach w Wielkopolsce (zob. tekst). Pani od angielskiego poinformowała rodziców, że z powodu decyzji dyrekcji (klasa nie została podzielona na grupy) nie jest w stanie właściwie przygotować uczniów do matury. Szefowa się wściekła i ukarała swojego pracownika naganą. Anglistka poczuła się pokrzywdzona, bo przecież działała dla dobra uczniów, dlatego sprawę skierowała do sądu. I przegrała. Sąd uznał, że nauczyciele mają obowiązek podporządkowywać się decyzjom dyrekcji i nie mogą występować przeciwko nim, gdyż takie zachowanie zakłóca proces nauczania.
Przypadek anglistki ujawnia istnienie pewnego procederu, jaki ma miejsce w szkołach. Nieraz dochodzi do tego, że nauczyciele w rozmowach z rodzicami negatywnie wypowiadają się o decyzjach dyrekcji. Mówią, że wprawdzie dyrektor zarządził to i owo, ale my swoje wiemy, dlatego zrobimy tak i siak. Czasem też nauczyciele buntują rodziców, aby wystąpili wspólnie przeciwko jakiejś decyzji dyrekcji. Mówią otwarcie, że szef nauczycieli nie słucha, więc żadna interwencja rady pedagogicznej nie pomoże, ale gdyby rodzice zażądali czegoś, to dyrektor na pewno się zgodzi. Myślę, że anglistka postąpiła właśnie w taki sposób, czyli naskarżyła na swoją dyrektorkę (chyba nauczycielka liczyła, że rodzice ją obronią), ale ta, nie w ciemię bita, nie pozwoliła na takie numery.
W ogóle w wielu szkołach nauczyciele nie mają odwagi bezpośrednio sprzeciwić się swojemu przełożonemu, tylko szukają pomocy osób trzecich, np. uczniów albo ich rodziców. Znam wiele takich przypadków, że nauczyciele sami ani słowa nie powiedzieli dyrektorowi, a potem prosili rodziców, aby coś zrobili w danej sprawie, bo przecież w takich warunkach pracować się nie da. Dlaczego tak się dzieje? Czy szefowie szkół to tacy ludzie, że bez kija nie ma do nich dostępu? Czy nie można im nic powiedzieć? Czy rada pedagogiczna nie ma już żadnego głosu w szkole?
Komentarze
>Czy rada pedagogiczna nie ma już żadnego głosu w szkole?<
Nie ma – to tylko symboliczne pozostałości zupełnie innego świata;-)
Oczywiście bywają wyjątki…
Rada może tyle, ile jej dyrektor pozwoli. Oczywiście wg prawa wygląda to inaczej, ale prawo swoje, a życie swoje?
rada pedagogiczna ma glos w szkole, ale sprzeciwiajac sie dyrekcji szkoly nie zrobi tego karstka nauczycieli ale zdecydowana wiekszosc. problem lezy takze w wyborze dyrektora….przeciez to fikcja.
Jestem przeciw a nawet za.Dyrektorzy szkol to ogolnie nasi pracodawcy.Nie dyskutujesz ze swoim chlebodawca, nawet jezeli chleb ktory on ci daje jest niedobry, albo gorzki. Robisz to co ci kaze twoj kierownik i odbierasz za to pieniadze. Nie widze problemu.Jak sie nam nie podoba, to mozemy zmienic prace albo wyjechac na Seszele. Houk.
Rda,rada,rada. A kto by sie jej sluchal. Ludzie tylko siedza, potakuja, a i tak swoje robia. Nie ma sie czym przejmowac. Wspolczuje tylko gospodarzowi, musi codziennie cos wymuslac. To musi byc naprawde ciezki obowiazek.
To Pan, Panie Belfrze, o to pyta, czy rada pedagogiczna nie ma nic do powiedzenia? A ja bym od Pana chcial uslyszec nie to pytanie, ale na nie odpowiedz, Panie Belfrze. Czyzby Pan tez bal sie swojego dyrektora i nie chce Pan mowic, ze jednak rada ma cos do powiedzenia, bo dyrektor, tak wywolany, moze chciec sprawdzic czy rzeczywiscie?
Pozdrawiam i klaniam sie nisko,
Tom (tez belfer, choc nieco inny)
rada jest zależna od dyrekcji i już , adyrektor jest udzielnym xięciem na włościach. Ja nie mam podpisanej umowy o prace od września zeszłego roku szkolnego, a byłem rok na zastępstwie. W poprzednim miejscu pracy miałem tak napisana umowę ,że nie zawierała ona wymiaru zatrudnienia, przez co nie mogłem wziąć żadnego kredytu bo w banku powiedzianoże ich zdaniem w myśł tej umowy dyrektor może dać m
Drogi panie Dariuszu!
Zostałam wywalona z pracy- w majestacie prawa- właśnie dlatego, że odważyłam się stanąć po stronie dobra dzieci i nauczycieli. Nieważne, że Rodzice stanęli za mną murem, nieważne, że przepracowałam w tej szkole przeszło 20 lat.
Najbardziej przykre było to, ze koleżanki nie odważyły się stanąć po mojej stronie, choć wszyscy wiedzieli, ze mam rację.
Regulamin.
Art. 1. Szef ma zawsze rację.
Art. 2. Jeśli szef nie ma racji, patrz art. 1.
Wszyscy to znają. Zarówno w radach ważnych jak i takich, które wybiera sam szef ,aby coś tam mu przyklepali nie zadając kłopotliwych pytań.
Rozumiem gorycz wypowiedzi Maury, ale do kogo kierować ten żal?
Mauro,
postawę dyrekcji można zrozumieć, natomiast braku wsparcia ze strony koleżanek nie sposób pojąć. Współczuję. Dobrze, że przynajmniej rodzice wspierali.
Pozdrawiam
DCH
Droga Mauro!
Wcale mnie nie dziwi postawa Twoich kolezanek/kolegow. Srodowisko szkolne nie jest, niestety, pozbawione hipokryzji. Przyklady moglabym mnozyc. Zastanawia mnie tylko jak tacy ludzie ucza mlodziez uczciwych postaw. Pracuje w tym zawodzie kilkanascie lat i coraz bardziej nabieram przekonania, ze czesc osob trafila niewlasciwie. Kiedys madry starszy dyrektor powiedzial: „Jesli pani mysli, ze w innej szkole bedzie inaczej to sie pani myli”. I mial swieta racje.
Ale nie trac ducha. Pozdrawiam. Zoja
Sytuacja trochę inna ale…dziennikarka TVP Wrocław w 1999 została ukarana naganą za publiczne krytykowanie szefów (podpisała list otwarty przeciwko zdjęciu z anteny audycji o muzyce poważnej). Sąd pracy oddalił jej zażalenie, wygrała w Strasburgu. Cytuję za Wyborcza z 17.07.09″ wczoraj Strasburg wytknął polskim sądom, ze potraktowały dziennikarkę jak każdego innego pracownika działającego na szkodę pracodawcy(…)W przypadku dziennikarzy lojalność wobec pracodawcy nie może pozbawiać ich prawa zabierania głosu w dbacie publicznej”. W przypadku nauczycieli lojalność wobec pracodawcy….. no właśnie jak by to było?
Był niedawno w moim mieście przypadek znieważenia proboszcza, w obecności biskupa, przez uczniów mojego gimnazjum. Chodziło o pieniądze za bierzmowanie, do którego pijani młodzieńcy nie przystąpili i chcieli zwrot. Natychmiast. Pokopali w drzwi plebanii, nawrzucali wiązanek i..po przyjeździe policji i rodziców, sprawa potoczyła się swoim tokiem. Byli to uczniowie III klasy, parę dni po wystawieniu ocen. Na następnej radzie, dot. klas I-II, ksiądz (Bogu ducha winny człowiek, o nieposzlakowanej opinii) opowiedział zdarzenie, po czym Rada przystąpiła do głosowania nad obniżeniem oceny z zachowania. Przeważyła ocena naganna, którą wystawiono. Dyrekcja była przeciw. Na drugi dzień szybko powołano specjalną komisję, (złożoną z przeciwników obniżenia, tudzież przedstawiciela uczniów) która podwyższyła ocenę do ndp, rzekomo na prośbę rodziców. Poczuliśmy się jakby nam kto w …dał. I tak się niepotrzebnie rozpisałam…