Niewychowani znajomi

Spotykam na ulicy znajomych, z którymi zamieniam parę słów, a potem przecieram oczy ze zdumienia i zastanawiam się, co zrobić. Wytłumaczyć ręcznie czy tylko opieprzyć. Ostatnio zawisła na włosku znajomość z kolegą z liceum, który odwinął przy mnie lody na patyku, dla siebie i dla dziecka, następnie rzucił papierki na chodnik, a na moje pytanie, co robi, odpowiedział, że podniesie później. Nie chciałem człowiekowi robić wstydu przy dziecku, więc odpuściłem. Oczywiście żadnego papierka nie podniósł, gdyż wiatr wywiał wszystko na trawnik.

Przyglądam się koleżance, która przed wejściem do klatki rzuca peta na chodnik, mimo że kosz stoi tuż przy niej. Gdybym jej zwrócił uwagę, zrobiłbym sobie wroga na całe życie. Bo problemem nie jest tylko niechlujność dorosłych, ale przekonanie, że nikomu nic do tego. Dwa lata na klatce stoją śmieci po remoncie i znajomi nie zamierzają ich sprzątnąć. Co z tego, że na dole wisi regulamin, w którym wołami jest wypisane, że żadne rzeczy nie powinny znajdować się na klatce schodowej? Ludzie wiedzą lepiej.

Dzieci bywają niewychowane, ale zawsze jest nadzieja, że się zmienią. Co powiedzieć natomiast o dorosłych ludziach, którym brakuje elementarnych manier? Zwracać im uwagę i robić sobie wrogów czy czekać, aż sami zrozumieją? W końcu to są moi znajomi, więc czuję się za nich odpowiedzialny, a poza tym bycie nauczycielem zobowiązuje.