Kto do odstrzału?
Nauczyciele dostają wymówienia z pracy do 31 maja (na trzy miesiące przed 1 września). Jeszcze zatem parę dni i można będzie odetchnąć. Na razie jednak sporo osób w radzie pedagogicznej drży, obawiając się zwolnienia lub zmniejszenia godzin. Nauczycieli mianowanych i dyplomowanych trudno zwolnić, gdyż chroni ich Karta Nauczyciela, chyba że zabraknie godzin, wtedy każdemu można dać wymówienie. Dlatego okres przed końcem maja jest stresujący.
Wszystko zależy od wielkości naboru. Jeśli nowych uczniów będzie za mało, zabraknie też godzin. W szkołach podstawowych etaty mogą uratować rodzice sześciolatków, natomiast w gimnazjach i liceach nic się nie poradzi. Na siłę młodzieży nie zmusi się, aby zapisała się właśnie do tej, a nie innej szkoły. Uczniów nie wystarczy dla wszystkich.
Tyłek nauczycielom mogą uratować „martwe dusze”, tzn. uczniowie, którzy zostaną zapisani do szkoły, ale wcale nie będą do niej przychodzić. Na przykład wyjadą za granicę razem z rodzicami. Można też dzieci „sklonować”, tzn. zapisać na listę uczniów osoby, które żyły kiedyś. W urzędach panuje taki bałagan, że nikt nie odkryje fikcji. Jeśli w USA władze zwracają teraz podatek osobom, które zmarły kilkadziesiąt lat temu (wg dokumentów urzędu podatkowego te osoby nadal żyją), to podobne nieścisłości w dokumentach mogą istnieć też w naszym kraju. Kto tam się zorientuje, jeśli do szkół zapiszemy także dzieci, które już nie żyją? Martwym to krzywdy nie zrobi żadnej, a żywym uratuje skórę.
Piszę o takich sposobach, ponieważ najprostsza metoda, czyli zmniejszenie liczby uczniów w klasach, nie jest przez władze oświatowe brana pod uwagę. Nie byłoby problemu z brakiem etatów dla nauczycieli, gdyby klasy były mniej liczne. A tak – poza szkołami, które cieszą się sławą i przyciągają uczniów – reszta placówek boi się nie tylko zmniejszenia etatów, ale nawet likwidacji. Dlatego wiele szkół, w imię wyższego dobra, będzie kombinować, jak ukryć przed władzami mniejszą liczbę uczniów. Nic władzom nie da, że rekrutacja jest prowadzona elektronicznie, człowiek bowiem potrafi przechytrzyć maszynę. Dlatego apeluję do władz oświatowych, aby zgodziły się na mniej uczniów w klasach, w przeciwnym wypadku muszą liczyć się z partyzanckimi działaniami ze strony nauczycieli i dyrekcji. Naprawdę Polak potrafi! Może on tak ułożyć liczebność uczniów w szkole, aby wyglądało, że jest ich dużo więcej, mimo że de facto będzie o wiele mniej.
Komentarze
Proponuję rozpocząć dyskusję od apelu oraz fundamentalnego pytania tomka: „Raz jeszcze pytam, wołam, ile to kosztuje?”
Ile kosztuje kształcenie jednego ucznia w ciągu roku? Ile otrzymują z tego wyłącznie sami nauczyciele, a ile pozostali uczestnicy procesu edukacyjnego włącznie z Panią minister Hall? Ilu uczniów liczy przeciętna szkolna klasa?
Gdyby nauczyciele zadali sobie trud „przeczytania ze zrozumieniem” mojej obszernej wypowiedzi „Podstawowy problem – jak dzielić uczniów na klasy?” (http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=573#comment-48677), to teraz mieliby w rękach argumenty, zamiast po raz kolejny pielgrzymować pod „ścianę płaczu”!
No właśnie. Niech nauczyciele walczą o swoje miejsce pracy, ale inaczej niż górnicy i stoczniowcy.
Dlaczego nauczyciele o nic nie walczą ?!
– Nie walczą o zmniejszenie liczebności klas. Jest oczywiste, że w klasach do 20 osób efekty pracy są lepsze a problemy z agresją i przemocą są o wiele mniejsze (byłoby więcej etatów).
– Nie walczą o jednoosobowe ławki. Uczeń w takiej ławce jest bardziej samodzielny, aktywny i odpowiedzialny. Potrafiliśmy zakupić F16 to zaimportujmy także ławki.
– Nie walczą o podwyższenie kosztów uzyskania przychodów. Nauczyciele są jedyną grupą zawodową, której pracownik musi przynieść do pracy: własną odzież i własny preparat chroniący ręce przed skutkami używania kredy, i własny długopis, i własne zeszyty, i własne książki (!), a obecnie, w praktyce, własny komputer.
– Nie walczą o MASOWY udział uczniów w zajęciach artystycznych, szczególnie TEATRALNYCH. O tym jaki wpływ na psychikę człowieka, zwłaszcza dziecka ?patologicznego?, ma uczestnictwo w teatrze, niech wypowiedzą się specjaliści(byłoby więcej etatów).
– Nie walczą o MASOWY udział uczniów w różnych rywalizacjach. O tym jaki wpływ na dzieci ma NOTORYCZNY udział w różnych konkursach, zawodach sportowych, niech wypowiedzą się specjaliści (byłoby więcej etatów).
O co jeszcze mogą i powinni walczyć nauczyciele ?
„Piszę o takich sposobach, ponieważ najprostsza metoda, czyli zmniejszenie liczby uczniów w klasach, nie jest przez władze oświatowe brana pod uwagę.”- od lat to moje ciche i pewnie nie do spełnienia marzenie związane z oświatą. Nie mogę pojąc fikcji w tworzeniu w różnych programach edukacyjnych portretu absolwenta liceum/gimnazjum itp (cóż za wzniosłe hasła i zapisy się tam znajdują!!!). Tylko one mają się nijak do rzeczywistości, bo nie ma mowy, nie ma szans na podmiotowe traktowanie ucznia w klasach 30+. Mam porównanie, bo miałam parę razy klasy 22-osobowe, a raz 19-osobową- nie ma porównania w tym, jak się uczy w takiej niedużej klasie i jak w niej czuje się uczeń.
A tak mamy fikcję np. programów naprawczych, NACOBEZU (czy Gospodarz spotkał się już tym koszmarkiem językowym jako novum w oświacie?).
Bądżmy bardziej konkretni, odpowiadając na pytanie odnośnie kryteriów według , których typowane są osoby do odstrzału. W pierwszej kolejności wylatują ci, ktorzy szargają dobre imię szkoły, czyli mają odwagę glosic inne poglady niż dyrekcja. Prócz nich wylatują nauczyciele sprawiający problemy swoim szefom, gdyż są zbyt konsekwentni, a podczas dyżurów otaczają ich stada rodziców. Wylecą także osoby, o których mówi się po cichu w pokoju nauczycielskim, że mają problemy z utrzymaniem dyscypliny podczas prowadzenia lekcji, itp, itd….
Rok temu przeżyłam taką traumę- mimo mianowania i gotowej teczki dyplomowanego. Wywalono mnie z pracy pod pratekstem likwidacji klasy (z trzech 20-osobowych dyrektorka zrobiła dwie 30 osobowe) i pozbyła się niewygodnej osoby- czyli mnie.
Teraz pracuję w elitarnej szkole prywatnej.Mam 11 uczniów- wszyscy ponadprzeciętnie zdolni. Jest super, dyrektorka wymagająca -ale najpierw wobec siebie samej. Grono bardzo przyjazne i nie ma wyścigu szczurów. Wciąż zapytuję samą siebie- czy to nie sen? Po 23 latach w szkole państwowej nareszcie wiem, że może być NORMALNIE.
Mada,
ten potwór-nowotwór jeszcze do mnie nie dotarł. Ale się zainteresuję. Dziękuję za podpowiedź.
Pozdrawiam
DCH
To proszę zerknąć na OK (ocenianie kształtujące), NACOBEZU oznacza w nowomowie oświatowej: na co będę zwracać uwagę (okropieństwo, prawda?). To kolejny oświatowy „krzyk mody”, jak kiedyś ścieżki przedmiotowe itp. A ja zwyczajnie chciałabym mniej liczne klasy.
Proponuję oficjalne wprowadzenie następujących zwrotów: JAJECELE (jaki jest cel lekcji), COBERONAL (co będziemy robić na lekcji) oraz wersję dla ucznów – POCHNATAL (do rozwiązania).
Ale mam farta! Pracuję w zespole szkól liczącym 17 klas i 334 uczniów. Liczebność klas – w przedziale 14 – 25. Trzydzieści lat temu (w ośmioklasowej szkole podstawowej) uczyło się tu ponad 700 uczniów w dwudziestu czterech klasach.
Pozdrawiam.
POCHNATAL – banał po co nam ta lekcja!
Sorry po cholerę nam ta lekcja
Można nawet dosadniej 🙂
No właśnie, wszyscy niby wiedzą że mniejsze klasy to lepsze efekty nauczania i … co? Dopóki edukacja będzie traktowana jako koszt (na równi z pomocą socjalną) a nie inwestycja, będziemy mieli takie kwiatki. Według gminy szkoła to koszt, więc jak jest nadzieja że, zamiast w trzech szkołach, będzie można pomieścić dzieci w dwóch to gmina w to idzie, nie bacząc na to że klasy zamiast dwudziestu uczniów będą liczyły trzydziestu.
Kto tam będzie brał pod uwagę komfort pracy nauczyciela? Tylko że potem żąda się aby wyniki w takich przeładowanych klasach były porównywalne z klasami fińskimi, jeśli zaś nie to od razu znajdą się winni – oczywiście nauczyciele którzy są źli, leniwi, źle oceniają i nie potrafią dotrzeć indywidualnie do ucznia. Żeby w polskich realiach spełnić wszystkie wymagania stawiane nauczycielom, trzeba być człowiekiem – gumą.
Pamiętam,że zaczynalem pracę w 81 roku w stolecznym liceum.Też byl niż to klasy mialy po 25-28 uczniów.I tyle…;-)A podobno za komuny tak strasznie bylo;-)))))
Mnie dopadło „odstrzelenie” co prawda w połowie bo zostało 10 godzin ale co to jest?. Za rok będzie jeszcze gorzej. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że po 13 latach uczenia matematyki (w dodatku w okresie kiedy matematyka jest obowiązkowa na maturze) nie będzie pracy. Widoków na dopełnienie etatu nie mam. W mniejszych miejscowościach niż demograficzny daje bardziej we znaki niż w miastach. Czym może zajmować się nauczyciel po kilkunastu latach przepracowanych w szkole? Może macie jakieś pomysły?
Szanowni Państwo!
A co w takiej sytuacji ma począć niedoszły narybek polonistyczny? Na dniach kończę studia, a zapowiada się na to, że nie będzie mi dane pracować w zawodzie, choć tak bardzo bym chciała. Złożyłam CV niemal w każdej (!) łódzkiej szkole i w każdej mnie zbywano mniej lub bardziej oryginalnym sposobem. A to pokazano mi cały segregator polonistycznych CV z twierdzeniem, że żadne z nich nie zostanie wzięte pod uwagę, a to oznajmiono, że szkoda marnować papieru z moją ofertą pracy, a to z litościwym uśmiechem powiedziano mi, że na pracę w szkole nie ma najmniejszych szans, bo nawet jeśli jakiś nauczyciel odejdzie, to nie zatrudnią nowego, bo niż, bo to, bo tamto… Nieciekawie jest w tym szkolnictwie.
Zatem pytam ponownie: to dlaczego nauczyciele tylko biadolą zamiast walczyć o zmniejszenie liczebności klas ?!!! Ilu jest nauczycieli w Polsce ? Czy to jest mała siła ? Niestety, najlepiej wychodzi nam narzekanie, wspominanie jak to dobrze było kiedyś i bierne oczekiwanie aż ONI nam to zrobią. Małe klasy i małe szkoły to, przede wszystkim, mniej stresu i agresji. Zamiast organizować czarne marsze po kolejnej tragedii szkolnej, zróbma marsz za zmniejszeniem liczebności klas.
Poczytajcie oslawiony „Raport o kapitale ludzkim” Boniego.Tam wręcz się eksponuje ewidentnie absurdalnie wyniki jakichś „naukowców” twierdzących „naukowo”,że liczebność uczniów w grupie nie ma wplywu na efekty nauczania.A teraz pomyślcie, czy ta bzdura trafila tam
przypadkiem…;-)))))))))))))))
@S-21
Jacy naukowcy takie wnioski. Zważywszy że nasi naukowcy są często nieznani nikomu poza własnym wydziałem rodzimej uczelni, po ich wnioskach nie można się wiele spodziewać.
Zresztą, już dawno stwierdzono że nie ma takiej bzdury której nie poarłby swoim autorytetem jakiś naukowiec.
Jacyś mało patriotyczni jesteście, większe klasy: więcej pieniędzy pozostanie w kieszeniach naszych ukochanych przywódców 🙂 Czasem jednak chytry dwa razy traci, gdy w mojej szkole podniesiono limit z 24 do 27 minimalnie, to okazało się że nie oszczędzono prawie nic, gdyż trzeba było podzielić klasy na grupy językowe 😉
Jedna z klas, w któeej uczę, ma 6 osób (wiejska podstawówka). Wydawałoby się – cudownie. A żaden z nauczycieli nie lubi uczyć tej klasy. Po prostu są prostaccy, na niczym im nie zalezy, nie chca się uczyć, trudno ich zmobilizować do wysiłku intelektualnego.
@Ewka
Porównania na takim poziomie według mnie są nieuczciwe. Jedyne wnioski, które można z tego wyciągnąć to takie że duża klasa grzecznych dzieci jest lepsza od małej klasy dzieci niegrzecznych ale nic konkretnego z tego wynika.
Lepiej jest porównywać małe klasy dzieci niegrzecznych z dużymi klasami dzieci niegrzecznych, podobnie w przypadku dzieci grzecznych. Wtedy przeważnie wyjdzie że małe klasy są jednak lepsze od dużych.
Wracając do podacego przez Ciebie przykładu, myślę że gdyby opisywana klasa liczyła nie 6 a np. 30 uczniów to raczej utrudniło by to pracę niż ją ułatwiło.
Nie użyłam słowa grzeczni albo niegrzeczni. Napisałam , że są prostaccy, ale najważniejsze, ze nie zalezy im, żeby się czegokolwiek nauczyć. Wręcz nie chcą się niczego nauczyć.
Droga Dolores:)
Wygląda na to, że jestesmy kosmitkami lub jakimiś przygłupami, co to niewiadomo czego w szkole szukają. Po polonistyce???? W szkole???? Najlepiej w mięsnym, tudzież na zmywaku. Tylko ja się pytam, skoro to takie dziwne, że jako polonistka szukam pracy w szkole, to jak to się dzieje, że inni poloniści tam pracują? Może oni posiadają jakieś niezwykłe właściwości, w końcu skoro nie ma pracy dla polonistów, to nie ma i finał. A może, droga Dolores, są równi i równiejsi? Powiem Ci na „pocieszenie”, że będą ci się tak uśmiechac prosto w twarz, jeszcze długo i stracisz fortunę na tusz do drukarki, aż dojdziesz do „oczywistej oczywistości”, że nie brakuje Ci niczego za wyjątkiem tego, że nie jesteś córeczką bardzo ważnej osoby, kuzynką szwagra brata tesciowej, siostrą pani Lodzi z Urzędu Gminy lub kimś w tym guście, kogo na zasadzie handlu wymiennego opłaca się zatrudnic.
Trzymaj się dzielnie, ja też będę, mimo braku złudzeń nie rezygnuję z walki o wykonywanie zawodu, którego się uczyłam i Ty nie rezygnuj.
* nie wiadomo. Przepraszam za brak spacji:)
Do kachy ..
Całkiem na poważnie pomysl o zmianie na branżę IT … Sam jestem
programistą i mam sporo kolegów po matematyce – i naprawdę dobrze sobie radzą … a po kilku latach w branży nie ma znaczenia co kończyłaś
tylko co naprawdę umiesz zrobić ..
Obecnie nadal mimo kryzysu (* jaki kryzys ?? ) są duże braki kadrowe w IT i firmy (najczęściej koncerny) całkiem chętnie przyjmuja ludzi z odpowiednim wykształceniem (a matematyka, fizyka, elektronika itd *** do takich należy *** ) a bez doświadczenia w branży – na stanowiska mniej chętnie obstawiane (czyli np wsparcie aplikacyjne, wdrożenia). Po prostu na takie stanowiska nie ma chętnych wśród ludzi z doświadczeniem albo żadają kasy jakiej koncern nie ma w budżecie.
W części ogłoszeń jak przeczytasz między wierszami to wystarczy jakaś znajomość języka (angielski na poziomie czytania min), biegła znajomość obsługi komputera, dobre zaprezentowanie się …
Koncerny się tym specjanie nie chwalą ale czasami bywa że biora praktycznie każdego kto potrafi coś po angielsku wydukać i zachowac się poprawnie na rozmowie (no i ma mgr przed nazwiskiem 😉 ) … znam przykłady gdzie przyjeli ludzi po filologiach – a ich jedyną zaleta był jakiś biegły język ..
Zapłacą może nie za dużo (stawki to ok 3k brutto) ale:
http://oferty.jobs.pl/WebApplication1/procXML?xml=/jobs.nsf/ofertypracyxml/C503F744D93C4185C12575C1004DAFF2&xsl=/jobs.nsf/basicdocuments/grafton6
http://oferty.jobs.pl/WebApplication1/procXML?xml=/jobs.nsf/ofertypracyxml/73DC5B06BB2A0F72C12575C1004F8D71&xsl=/jobs.nsf/basicdocuments/grafton6
http://oferty.jobs.pl/WebApplication1/procXML?xml=/jobs.nsf/ofertypracyxml/54C9BEB82C47EC63C12575C1004D498F&xsl=/jobs.nsf/basicdocuments/grafton6
http://oferty.jobs.pl/WebApplication1/procXML?xml=/jobs.nsf/ofertypracyxml/9128BB5F06ED9588C12575B000483B46&xsl=/jobs.nsf/basicdocuments/jobstemplateszerszylogo
(odpornośc na stres .. hihi .. żaden programista nie ma takiej jak nauczyciel 😉 )
http://www.jobs.pl/jobs.nsf/basicdocuments/Eurilogic40
Takich ogłoszeń jest multum (o bezrbociu możesz zapomnieć o ile sama nie wolisz byc wtedy bezrobotną) .. część jest beznadziejna (czytaj nie naucza cie wiele) .. ale bywają ciekawe – to te których oferta będzie rozwojowa – to znaczy że będziesz miała szkolenia techniczne lub kierownicze oraz możliwość zrobienia od czasu do czasu czegoś ciekawego – np zaprogramowania, zaprojektowania, testowania, analizy etc .. czegoś co nauczy cię na tyle aby w przyszłości się w tej branży rozwijać technicznie (lub jeśli wolisz – w kierunku kierowniczym) ..
Z tym co się dzieje obecnie w edukacji nauczycielom pozostaje przekwalifikowanie.
Nie trzeba nartwić się o pieniądze i ofert pracy jest na prawde dużo np. https://asmo-solutions.pl/