Śmieszne tragedie, zabawne treny
Apeluję do minister edukacji o wprowadzenie wielu komedii do kanonu lektur. Częsta dawka humoru znacznie łagodzi frustracje, jakie dzieci przeżywają w szkole. Śmiech na lekcji przyniósłby uczniom niewymierne korzyści, a nauczycielom ułatwiłby pracę wychowawczą.
Tymczasem w kanonie przeważają lektury smutne i bardzo smutne. W zeszłym tygodniu omawiałem w klasie ID Bogurodzicę, w IE „Treny” Jana Kochanowskiego, w IID pozytywistyczne nowele o prześladowaniu Żydów i poniżaniu starców, a w klasie IIID poezję Leśmiana. W tym tygodniu będę omawiał w klasie ID średniowieczną ascezę św. Aleksego, w IE tragedię „Makbet” Szekspira, w IID nieszczęśliwą miłość Wokulskiego („Lalka” Prusa), a w IIID poezję wojny i okupacji. Do końca roku nie będzie niczego śmiesznego, a później tyle, co kot napłakał (trochę Moliera i Mrożka). W 99 procentach mamy smutne lektury (w liceum nie omawia się już Fredry).
Gdy nauczyciel nie stwarza okazji do śmiechu, uczniowie sami ją znajdują. Dochodzi czasem do sytuacji, że przy omawianiu utworów smutnych młodzież się śmieje (w jednej z klas ludzie zaśmiewali się przy omawianiu „Trenów”, a przecież dotyczą one śmierci małego dziecka). Niestety, im więcej smutnych lektur, tym wzrasta ilość śmiechu obraźliwego i sarkastycznego. Pojawia się też czarny humor (jak chociażby o siekierze, którą Muzy zaoferowały Kochanowskiemu, gdy nie miał o czym pisać). Na miejscu uczniów, których nasyca się smutnymi lekturami, zachowywałbym się podobnie: śmiałbym się przy najpoważniejszych tematach. Od „Antygony” aż po „Dżumę” śmiałbym się do łez bez specjalnej przyczyny. Skoro inaczej nie można, czytałbym tragedie jak komedie, a treny jak anegdoty.
Wiemy bardzo dużo o pozytywnych skutkach śmiechu, o tym, jak korzystnie działa na układ odpornościowy, że poprawia samopoczucie, a nawet łagodzi objawy alergii. Dlaczego w takim razie szkoła, zamiast wykorzystywać utwory, które wywołują śmiech, tak nonszalancko z nich rezygnuje? Większość lektur wywołuje wśród młodzieży w najlepszym wypadku uśmiech politowania, częściej jednak reakcją jest zgrzytanie zębów i rzucanie przekleństw. A przecież powinno być inaczej. Przecież czytanie książek to przede wszystkim dobra zabawa.
Komentarze
Jak w życiu, okazji do śmiechu zazwyczaj niewiele, więc śmiejemy się do rozpuku gdy jest okazja. Zgadzam się z tezą, że lektury szkolne nie są powodem do śmiechu – no choć może ilość lektur, którą chce wprowadzić MEN, może prowadzić do śmiechu, ale trudno coś tu zmienić, bo w naszej historii nie wiele jest wesołych momentów, także niewiele wesołych dzieł powstało.
Tak czy owak, temat lektur w polskiej edukacji powinien być obecnie na świeczniku. Ale zamiast poważnej debaty a później reformy, mamy redukcję lektur. Zamiast tego powinno się dodać nowych autorów – takich jak Orwell, Kapuściński czy więcej Mrożka i Gombrowicza. I niech nikt nie próbuje mi wmawiać, że licealiści mają za dużo do czytania. Byłem w klasie humanistycznej, gdzie mieliśmy parę lektur ekstra niż w standardowym programie. Po przeliczeniu wychodziło nam, że będziemy przerabiać jedną lekturę raz na 2 tygodnie. A myślę, że przeczytanie 300-400 stron w ciągu tygodnia to pestka. Gdy owi, biedni licealiści pójdą na studia, przekonają się, że 1000 stron w ciągu tygodnia można przeczytać, jeśli naprawdę się chce, albo jeśli naprawdę trzeba je przeczytać.
pozytywizm o tej porze roku? pogratulować tempa…
Pamietam przedstawienie Makbeta w gdynskim Teatrze Muzycznym z okazji jednego z Festiwali Szekspirowskich. Aktorzy byli bodajze ze Slowacji. W kazdym razie jest tam scena, gdzie Macduff mowi „O Scotland, Scotland”. W wersji slowackiej bylo to „O szkocko, szkocko”, a aktor wypowiadal te slowa zataczajac sie, z pucharem w reku. Pare razy to powtorzyl, bo widownia zamarla. Dopiero, jak na sali pojawily sie smiechy, akcja ruszyla dalej…
Tragedia – bardzo proszę zdjęcie i fonia Pani Minister. Komedia – także bardzo proszę, rozbiór logiczny propozycji MEN. Jeśli porównamy je z tekstami Romka Giertycha, no to Wielkim Ministrem Roman Był.
A co by pan powiedział na Vonneguta w kanonie, hm? Na przykład Rzeźnia…
Witam. Niestety, ale w tym punkcie ciezko sie zgodzic, poniewaz to co jest smieszne dla doroslych, nie jest smieszne dla dzieci. Niestety, ale nie sa one dobrze dobrane do wieku uczniow pod tym wzgledem. Niektore ksiazki mozna docenic i zrozumiec dopiero po wielu latach, po „przerobieniu” ich w szkole. Niektore nie sa w ogole smieszne, ale w podreczniku jest napisane, ze sa, wiec nic sie nie poradzi.
Uczniowie maja specyficzne poczucie humoru – aby sie posmiac zabija rybki z akwarium, „podleja” kwiatki w klasie, przebija komus opony lub zaloza nauczycielowi smietnik na glowe, rozpyla gaz lzawiacy, zdemoluja ubikacje, poznecaja sie nad klasowym fajtlapa, namaluja graffiti itp, itd. Jesli za cel stawiac by sobie dobry humor uczniow, nalezy umozliwic tego typu dzialania na terenie szkoly. Dlatego moze warto jeszcze raz przemyslec, czy aby na pewno w szkole musi byc do smiechu. Pozdrawiam.
Pamiętam okres w moim liceum,kiedy to cały semestr został poświęcony literaturze holokaustu i literaturze wojennej…nie było mnie na lekcjach polskiego dokładnie cały semestr! Pamiętam te uczucie buntu,kiedy to obowiązek szkolny ZMUSZAŁ mnie do czytania książek,których bardzo osobiście nie lubię i nie kultywuję aczkolwiek w pewien subiektywny sposób cenię.
Tak więc szkoła nie dała mi prawa wyboru i musiałam warunkowo zaliczac semestr pisząc pracę na podstawie lektur.Pamiętam jak dziś jak siedziałam nad tym wypracowaniem z zaciśniętymi ze złości zębami i oczami pełnymi łez.Pamiętam,że pisałam o tym,iż te opowiadania,reportaże i inne wspomnienia sa na tyle intymne i poruszają tak znaczące sprawy ludzkie, a z których się robi jedynie kwestię historycznych faktów i kulturowej analizy literatury,że jak dla mnie to ponowne współczesne „przerabianie ludzkich ciał na praktyczne mydła”!
To dla mnie literatura subiektywna w odbiorze.Nie każdy chce wiedziec.Niektórzy chcą zapomniec.Niektórych to już nie dotyczy.Jeżeli jednak ktoś chce to zrozumiec,wejdzie w intymny,osobisty i zaangażowany związek i z literaturą, i byc może z autorem,który często jest świadkiem naocznym tych wydarzeń…Jedank warunkiem jest dobrowolnośc!!!
Holokaust jest mi daleki.Nadal nie tykam takiej literatury.Natomiast coś się we mnie zmieniło,kiedy z gazet krzyczały do mnie róznorakie losy ludzi na całym świecie.Wtedy dopiero sięgnęłam po Kapuścińskiego i Tochmana,którzy osobiście dotykali tragedi tych ludzi a swoje emocje wylewali na papier.
W dalszym ciągu nienawidzę szkoły i całej narodowej edukacji,która karmi się drażliwą historią!Bo to w jaki sposób ona jest przedstawiana,to rzeczywiście KUPA ŚMIECHU!
stażysta
Owszem można przeczytać setki stron, ale wołałbym aby uczniowie przeczytali 2 strony i coś z nich zrozumieli niż wysylabizowali bezmyślnie tysiące wyrazów bez większego pożytku.
A może ktoś podać te wesołe utwory, które w swej treści byłyby na tyle uniwersalne aby można je było wstawić do kanonu??
W gimnazjum jest podobnie, wszedzie smierc- Antygona, zZ pamietnika poznanskiego nauczyciela,balladyna Romeo i Julia,Maly Ksiaze, Kamienie na szaniec, Tristan i Izolda,Silaczka. KOSZMAR
Cyrk jest do zabawiania a szkola do przekazywania wiedzy. Nie wiem gdzie mlalyby sie konczyc zadania placowe gdyby nauczyciele musieliby dodatkowo zabawiac mlodziez. A ze literatura smutna jest, no coz zycie nigdy nie bylo wesole. Wsoplczesnosc jest wyjatkiem: trzeba zabawiac i byc zabawianym az na smierc. Opisano juz to w ksiazce „Amuzed to Death”- „Ubawieni na smierc”. Niewymuszony humor belfra na lekcjach OK ale nie wprowadzajmy Humoru jako przedmiotu na uczelniach pedagogicznych. Bo potem znowu beda w Wyborczej picac, ze uczniowie agresywni bo lekcje nudne i nauczyciele nudni. Znam temat z autopsji: rzeczywiscie zyc sie odechciewa jesli sie probuje byc nauczycielem i entertainer-em jednoczesnie.
Inna sprawa, ze polonisci musza byc zanudzeni na smierc omawiajac co rok te same lektury. Moze nie trzeba przebudowywac kanonu a tylko co pare lat modyfikowac w ogolnie przyjetych ramach, by najpierw nauczyciele mieli frajde z uczenia, uczniom sie udzieli. Tylko, ze te ramy pewnie by za sztywne byly…
Trochce nie na temet ale: ciekawe jakie lektury wybraliby polonisci gdyby kryterium wyboru byly jedynie ich preferencje?
Więcej śmiechu! I to w jak najlepszym gatunku! Absurd, purnonsens, czarny humor, satyra i ironia w dobrym gatunku to coś, o czym ludzie młodzi pojęcia nie mają. Wyznacznikiem śmieszności są teraz ‚Kiepscy’ i ‚a twoja stara …’.
Ale co tu wymagać. ‚My, Polacy jesteśmy smutni. bo mamy smutną historię, smutną rzeczywistość i czarne myśli na przyszłość, a im gorzej, tym nam jest na duszy lepiej.’ Gdzie człowiek nie spojrzy tam sama martyrologia. Tyle, że jest wiele krajów z podobnie smutną historią i niewesołą rzeczywistością, w których podczas obchodów świąt narodowych organizowane są festyny, a u nas co najwyżej manifestacja i msza.
A nie lepiej poczytac jakies dobre napisy do jakiegos nowego filmu na dvd? ;-)))