Hierarchia w szkole
Kilka słów a propos szkolnej fali i agresji między nauczycielami (zob. także tekst).
Trudno znaleźć społeczność, w której wszyscy byliby sobie równi. Także w szkole błyskawicznie tworzy się hierarchia, zarówno wśród uczniów, jak i nauczycieli. Dyskutowałem ostatnio z kolegą o tym, czy nauczyciel powinien przeciwdziałać tworzeniu się podziałów między uczniami. Czy powinien pilnować, aby jedni nie byli ważniejsi od innych? Ten sam problem można też rozważać na poziomie pracowniczym. Czy dyrekcja powinna przeciwdziałać tworzeniu się podziałów między pracownikami?
Doszliśmy do wniosku, że interwencja nauczyciela (bądź dyrekcji – w sprawach pracowniczych) nic nie da. Jedynie dłużej i bardziej boleśnie będzie trwało tworzenie się hierarchii. A tak, gdy nikt się nie wtrąca, szybko i bezboleśnie powstaje podział na ważnych i mniej ważnych, na takich, z którymi inni się liczą, i na takich, z którymi nie liczy się nikt. Gdy podział już się ukształtował, spada poziom agresji w grupie. Po prostu każdy wie, co ma robić, kogo szanować, komu ustępować i z kim się liczyć. Tak jest zarówno wśród pracowników, jak i wśród dzieci.
Trzeba przeciwdziałać, gdy formowaniu się hierarchii towarzyszy agresja. Chociaż i w tej sprawie nie jest to takie oczywiste. Pewne formy agresji są konieczne, aby w ogóle dokonały się podziały. I tu powstaje problem: Skoro bez agresji niczego nie można osiągnąć w życiu (w stosownej formie samemu trzeba być agresywnym, bo inaczej ludzie wejdą na głową i będą człowieka wykorzystywać do bólu), to czy można na pewną formę agresji pozwolić uczniom? Łatwo o pochopną odpowiedź, że agresji w każdej postaci trzeba powiedzieć stop, ale przecież ludzie zawsze byli agresywni. Świat bez agresji to utopia. Oczywiście bezwarunkowo trzeba interweniować, gdy ktoś wybucha niepohamowaną złością bądź też wykazuje agresję instrumentalną (np. przemocą zmusza kogoś do czegoś). Jednak także w tej sprawie zwyczaj jest taki, że chłopcom pozwala się na więcej (przyjmując, że chłopcy z natury są bardziej agresywni), a dziewczynkom na mniej.
Sprawa bardzo trudna. Łatwo powiedzieć, że wszyscy powinni być w szkole równi, a agresji nie powinno być ani trochę. Pokażcie mi społeczności, których członkowie są absolutnie równi i całkowicie pozbawieni agresji! We wszystkim trzeba zachować umiar. Należy się sprzeciwić szkolnej fali, ale nie popadałbym w przesadę z udowadnianiem, że wszyscy jesteśmy święci, równi i anielsko dobrzy.
Komentarze
z całym szacunkiem ale w opisywanym przypadku nie chodziło o hierarchię między nauczycielami, ale o lokalną sitwę oraz obrzydliwe przypadki bezwzględnej walki o to samo miejsce pracy (a ponoć nauczycieli jest za mało).
Co do agresji dorosłych nie będę się wypowiadała to temat na dłuższą dyskusję. Chcę natomiast kilka słów powiedzieć nt.agresji dzieci i umiejętności pedagogicznych nauczycieli.Mieszkam w mieście a mój syn miał to „szczęście ” że udało mi się go posłać do podstawowej, szkoły społecznej która uchodziła za elitarną. Nie była molochem, każdy rocznik liczył po dwie 20-to osobowe klasy. Niestety od początku nastąpiła segregacja na dzieci znajomych wychowawczyni resztę. Nieszczęście polegało na tym że wśród tych „lepszych” znalazł się chłopak o cechach przywódczych w najgorszym tego słowa znaczeniu.Stworzył „bandę” która terroryzowała kilkoro uczniów w tym mojego syna.Gehenna trwała przez trzy lata i mimo usilnych starań nas rodziców poszkodowanych dzieci nie byliśmy w stanie tej sprawy wyjaśnić i tylko przedziwne było to że agresja i bitwy miały miejsce w szkole. Poza szkołą np. mój syn nigdy z żadnym kolegą się nie pobił mimo że miał ich wielu. Sytuacja została zdiagnozowana dopiero w 4-tej klasie wraz z przyjściem nowej wychowawczyni ale było już za późno aby całkowicie uspokoić klasę. Najbardziej tragiczne było to że dopiero wtedy dowiedzieliśmy się o maltretowaniu psychicznym dziewczynki która do najzamożniejszych nie należała. Z tego wszystkiego najbardziej budujące było to że część kolegów mimo że narażało się na szykany to jednak potrafiło stawać w jej obronie. I dla mnie właśnie ta druga nauczycielka jest wzorem pedagoga bo my rodzice mimo usilnych starań nie jesteśmy w stanie zapanować nad naszymi dziećmi w szkole. Nie widzimy tych interakcji jakie zachodzą między uczniami, tu niestety rola nauczyciela jest nie do zastąpienia. Jedyne co możemy zrobić to wpływać na wrażliwość własnych ale czasami/ o czym się brutalnie dowiedziałam / to za mało bo jakich rad mam udzielać bitemu i wyśmiewanemu synowi ? Ja czułam się czasem bezradna.
Problem w mechanizmach i kryteriach, które ową szkolną hierarchię nauczycieli ksztaltują.Ponieważ obecnie z wysokiej jakości i efektywności pracy nauczycieli szkola ani jej dyrektor nic nie ma [Gospodarz w GN napisal niedawno wręcz,że wszyscy dlugoletni nauczyciele są dobrzy;-)], to te hierarchiczne boje rozgrywane są przy pomocy intryg i chamstwa.I to jest problem, bo w szkolach zaczynają dominować ci, którzy w chamstwie i intrygach szczególnie celują!!!;-)
Czy dyrekcja powinna przeciwdziałać tworzeniu się podziałów między pracownikami?
Moja dyrekcja sama i z pasją tworzy takie podziały!
podzielonymi sie latwiej rzadzi, zreszta z tekstu wynika ze panie obie dzialaja podobnie, wiec widzialbym w tym konflikt niz jakies wielkie podzialy na wodzow i poddanych.
@ Autor
CO TO K… JEST?!
„Dyskutowałem ostatnio z kolegą o tym, czy nauczyciel powinien przeciwdziałać tworzeniu się podziałów między uczniami. (…) Jedynie dłużej i bardziej boleśnie będzie trwało tworzenie się hierarchii.”
„Po prostu każdy wie, co ma robić, kogo szanować, komu ustępować i z kim się liczyć.”
„Pewne formy agresji są konieczne, aby w ogóle dokonały się podziały.”
„Łatwo powiedzieć, że wszyscy powinni być w szkole równi, a agresji nie powinno być ani trochę.”
MAIN KAMPF BELFER SOBIE PISZE?!
PS
Mam nadzieję, że to tylko taka pisaninka.
Wesołkowata (jak napisałaby Izabela)?!
Każdy w stadzie ma swoje miejsce.
Albo mnie oczy mylą, albo to kolejny wpis na siłę, aby był. Pan jest rasowym belfrem, zajmuje się nie istotą funkcjonowania szkoły, jeno pierdołami. Dzeisiaj popełniłem b ycie na „spotkaniu” z rodzicami, takim o maturze. Spędza się ludzi, ględzi, owi wszscy namaszczeni dyr. i vce dyr. Jakoś nikt z nas nie mówi, że sam proces uczenia już nikogo ie interesuje – teraz tak, owszem zapobiegamy agresji, pilnujemy procedur, monitorujemy; oczywiście podgryzamy się, a o uczeniu ani tutku. Ludzie siedziałem na radzie 5 godzin i jednoi zdanie było na temat, reszta to przyjmowanie planów i procedur, nieskutecznych już z przyczyny grzechu pierwoorodnego – napisanych językiem nie normalnego człowieka, ale gwarą pseudo-oświatowo-naukowo-urzędniczą. I Jeszcze jedno, szkoła nie jest dla dzieci czy młodzieży, szkoła to taki wynalzek finansowany i żywiony przez przymus państwowy, wynalzek, który ma wbijać wiedzę i umiejętności. Pozdrawiam kolegów, dyplomowanych, mianowanych, kontraktowych, stażystów!!!
invinoveritas: co się dziwisz? 😉 To przecież typowe podejście wielu polskich nauczycieli. Przeszkadzają im – i zawzięcie je zwalczają – różnice wynikające z talentu i stanu posiadania – ale różnice wynikające z agresji i stosowania prawa pięści są dla nich zupełnie naturalne! Dzięki swojemu sokolemu wzrokowi szybko wyłapują dzieci zjadające banany, ale nagle ślepną, gdy w pobliżu znajdzie się dzikus tłukący inne dzieciaki. Każdy z nas mógł w swoim życiu zaobserwować ten schemat tak często, że zaczynam podejrzewać, że na wydziałach pedagogicznych istnieją specjalne zajęcia – „Znaczenie pomroczności jasnej w codziennej pracy wychowawczej”. Większość młodych nauczycieli ma problem z tym tematem, ale z wiekiem i praktyką stają się prawdziwymi ekspertami!
Do wypowiedzi „T.” Istnieje też naukowo udowodniona teoria o”kolejności dziobania”.
Świat nigdy nie był sprawiedliwy a ludzie równi. Socjalizm próbował coś w tym temacie zrobić i zrobił …krzywdę ludziom, którzy dali się uwieść jego ideom. Gdybyśmy doczekali komunizmu to byłaby szansa zrealizować hasło: – „każdemu według potrzeb, od każdego według możliwośći”.
Brat John Dawey napisał kiedyś : -„Najbardziej palącą potrzebą ludzkiej natury jest potrzeba bycia ważnym”. Dajcie babci klozetowej władzę w postaci ustalania kolejności wejścia do kabin, i niech przydziela jeszcze porcje papieru toaletowego a zobaczycie co władza robi z ludzi. Pieniądz daje znacznie większe możliwości. „Głupiec rozumu przez to nie nabędzie, że zmieni miejsce i gdzie indziej siędzie”.
To Kryłow powiedział.
Ja widzę rolę nauczyciela w łagodzeniu tego zjawiska . Może poświęćmy więcej miejsca na omawianie postaw „być” i „mieć”?
Czasem ręce opadają, kiedy się czyta teksty pana Dariusza!
Wkrótce być może napisze, że „dyskutowałem ostatnio z kolegą, czy nauczyciel powinien w ogóle jakoś reagować na krwawe bójki, towarzyszące zgodnemu z ludzką naturą tworzeniu się naturalnych podziałów między uczniami. Uznałem, że jeśli się wtrąci, przedłuży jedynie walkę wszystkich ze wszystkimi i mimo woli sprawi, że będzie dwa razy więcej ofiar”.
Pracowałem w wielu szkołach. W jednych agresja sięgała sufitu, w innych prawie jej nie było. Największy wpływ na to mieli nauczyciele i dyrektor, ich postawa, przekonania, sposób organizowania i wykonywania pracy. Nie uwierzy pan, ale w szkole, w której było jej najmniej, nie zamontowano nigdy żadnych kamer i nawet nie musieliśmy wychodzić na dyżury, choć chodzili do niej też liczni „trudni” uczniowie.
Człowiek (nauczyciel) nie jest biernym świadkiem tworzenia się hierarchii. Nawet kiedy na naszym podwórku widzimy, że tworzy się patologiczna hierarchia, zgodnie z którą najbardziej liczy się ten, kto podpali najwięcej kotów, możemy na szczęście coś zrobić. Nauczyciel tym bardziej ma wpływ na to, według jakich kryteriów się tworzą klasowe i szkolne hierarchie oraz jakimi środkami się posługują ci, którzy rankingi materializują. Rozmiary tego wpływu są wprost proporcjonalne do siły i jakości więzi, jakie nauczyciel- człowiek jest w stanie wytworzyć ze swoimi podopiecznymi.
Oczywiście, władza nauczyciela jest ograniczona, ale kiedy czytam takie wpisy, to myślę, że czasem warto byłoby ją jeszcze bardziej ograniczyć.
Tomek
Ja mam z kolei wrażenie że nasz gospodarz szkoły nie lubi i traktuje to swoje miejsce pracy jako przymus a ten blog służy odreagowaniu.
Ja powiem tak…szkoła nie chamuje rozmowojowi hierarhii:) a nawet pomaga np. wybór przewodniczacego kl, który ma być ta pierwszoplanową postacia. ludzie nie moga byc puszczeni w samo pas… tak samo w szkole, musi byc ktoś kto zoorganizuje klase, ale musi byc to osoba która ma do tego predyspozycje, osoba która budzi zaufanie. Przewodniczacy dobierając sobie „pomoc” czyli zastepce, czy tez skarbnika tez wprowadzaja hierarhie:). Ale musi byc to robione z głową, a osoby wywyzszajace sie nad innymi powinny byc karcone za zachowanie swoje wlasnie przez przewodniczacego…Nauczyciele nic w tej kwestii nie poradza to spr klasowa, z która powinni sie uporac uczniowie. Ale tez sa nie którzy uczniowie, którzy poprostu daja sobie ” w kasze dmuchac”…Powiem szczerze ze nie wiem czego to moze byc skutkiem, ale takie sytuacje powinny byc wlasnie rozsadzone przez klase
Pani Katarzyno,
proszę nie przyprawiać mi gęby. Nie lubię pewnych wydarzeń, jakie dzieją się w szkole. I o tych wydarzeniach najczęściej piszę, gdyż mam nadzieję, że dzięki reakcji czytelników będzie takich wydarzeń mniej.
Pozdrawiam
DCH
do Katarzyny
„Ja mam z kolei wrażenie że nasz gospodarz szkoły nie lubi i traktuje to swoje miejsce pracy jako przymus a ten blog służy odreagowaniu”
Mam wrazenie, ze Gospodarz szkole (i to panstwowa) lubi za bardzo. Dlatego stara sie cos zmienic (miedzy innymi poprzez redagowanie tego bloga). Cale szczescie dla oswiaty publicznej. Niestety, trudno oczekiwac, zeby wszyscy to rozumieli, z czego zapewne zdaje sobie sprawe :-(.
Kiedys wypowiadal sie na tym forum dyrektor prywatnej szkoly, ktory pokreslal, ze wysztalcenie, papierki z ukonczenia kolejnych kursow, nic nie znacza a naprawde liczy sie osobowosc, kreatywnosc, unikalnosc…. (dyskusja o tym pojawila sie w innym miejscu wiec to tylko ogolne stwierdzenie). Nauczyciele tacy jak Czeslaw, Franciszek, Gospodarz..to ludzie, przed ktorymi naprawde trzeba chylic czola, wlasnie ze wzgledu na osobowosc, intuicje oraz rozumienie,co w nauczaniu i wychowaniu jest tak naprawde wazne. Nie znaczy to, ze od razu trzeba zgadzac sie ze wszystkim co robia i co pisza, ale jako osoby wiele wnosza i uczniowie jesli nie od razu, to po latach to rozumieja.
Kiedys uczylam w szkole , a obecnie tylko interesuje sie oswiata w krajach w ktorych pracuje. Takie dziwne hobby, ale tez wybieranie szkoly, sposobu edukacji dla moich dzieci. Jeszcze niedawno nie mialam watpliwosci, ze ma byc to polska szkola. Ale od swoich bylych kolegow i rodziny ciagle slysze, ze to nie jest juz ta szkola, ktora pamietam. Zmienila sie na taka, jaka w wyobrazeniu urzednikow byla szkola amerykanska, a juz i tak dawno nie jest.
Chociaz podobno jak grzyby po deszczu wyrastaja dobre prywatne szkoly.
Ostatnio slyszalam o rewelacyjnej szkole waldorfowskiej w Krakowie. ( nastawionej na ogolny rozwoj dziecka, promowanie zdrowego trybu zycia i rezygnacja z konsupcyjnego podejscia …itd, Wymagajacej ogromnej wspolpracy rodzicow, zmiane trybu zycia np. rezygnacje z urzadzania urodzin w restauracji , przygotowanie calego przyjecia przez dziecko z pomoca rodziny i przymowanie tylko wlasnorecznie zrobionych prezentow – to oczywiscie tylko malenki przyklad, na czym to polega).
(Pewnie dla niektorych zadziwiajace, ze rodzice slono placa za to, zeby nauczycielka nauczania poczatkowego powiedziala im, ze ich dzieci nie moga miec zeszytow, kredek, piornikow z kolorowymi nadrukami – tylko ekologiczne, nie ma mowy o przynoszeniu elektronicznych gadzetow a w sobote maja miec ciasto domowej roboty upieczone przez ich 8-letnie dziecko)
Masz rację Franciszku, dziś mi ręce opadły:( Mam jedynie nadzieję, ze autor wyraził się nie tak, jak miał w istocie na myśli.
Hierarchia w każdej grupie musi zaistnieć! Nie słyszałem o sytuacji w jakiej dałoby się tego uniknąć. Wystarczą dwie osoby (to już grupa), aby jedna z nich dominowała. Dążenie do dominacji jest zupełnie naturalne i jeśli pojawia się sytuacja gdzie w grę wchodzi już maltretowanie psychiczne tudzież fizyczne to świadczy to jedynie o słabości osoby stojącej najwyżej. Nie zjednuje ona sobie w ten sposób zwolenników, a tylko tworzy przeciwników i sama zapędza się w kłopoty. Agresja w grupie była, jest i będzie, bo to wzmacnia ją od środka. Forma nie może być jednak wyolbrzymiona. Trzeba znać swoje miejsce, ale nie przesadzić w jego zaznaczaniu.
Oczywiście, ze agresji w szkole nie wyeliminujemy. Zwłaszcza, gdy sobie uświadomimy, że agresja to nie tylko dwóch kogutów skaczących sobie do oczu w damskiej toalecie ale też krzyk „ty grubasie!”.
Nie czuję się uprawniony do rozstrzygania jaka forma agresji jest dopuszczalna, dlatego staram się reagować na każdy jej przejaw. choć mam świadomość, że nie jestem w stanie wylansować nielubianej osoby w klasie to jednak próbuję wskazać dobre strony każdego z uczniów oraz nauczyć ich nieagresywnego znoszenie się nawzajem. Gdyby się poddał, bo „agresja była jest i będzie” to powinienem zmienić zawód.
U mnie wyniki w szkole podstawowej z umiejętności czytania ze zrozumieniem wciąż rosną. Test gimnazjalny z części humanistycznej mieliśmy z bardzo dobrym wynikiem, więc wychodzi, że to Gospodarz dopuszcza do matury osoby z wtórnym analfabetyzmem skoro niektórzy komentatorzy mają takie problemy ze zrozumieniem tekstu :))
Ktos tu pisal o przedmiocie „zastosowanie pomrocznosci jasnej” na studiach pedagogicznych. Mysle, ze sprawa jest mniej skomplikowana.
Jako, ze pracuje w szkole prywatnej, ba jest ona moim tworem i chlebem, walcze z agrasja na codzien. Gdybym pozwolila na docinki jednego ucznia do drugiego „Ty grubasie” to bym w oka mgnieniu stracila uczniow, szkole i srodki do zycia. I powiem cos panstwu w tajemnicy: walka z agresja to wyrywanie sobie nerwow, wykrecanie sie z energii tym bardziej, ze trzeba byc przeciez kulturalnym, opanowanym, szanowac nawet agresora i jego rodzine. Na swoim musze. Rozumiem, ze nauczyciele na panstwowym tyle energii nie maja. Stad jakies tam ideologie, ze to niby (ta agresja)skraca proces ksztaltowania sie hierarhii. Moze cos i skraca. Co najwyzej meke nauczyciela, ktory zeby cos na prawde pomoc musialby czasem popracowac z agresorem, pozostawac poza godzinami, nawiazac kontakt z rodzinami itp.
Podoba mi się to i owo. Nie dyskutuję. Jestem rocznik 88 i już nauczono mnie nie dyskutowac. Interesujący blog. Będę często gościł.
zvs,
milo, ze rocznik 88 czyta starych kapci. Napisz czasem co myslisz, warto znac sie nawzajem.