Przyjemność pokazówki

Przychodzi dziecko z batonem w ręku do przedszkola i każdemu po kolei oznajmia, że ma coś pysznego, a koledzy nie mają nic. Co za powód do satysfakcji! Następnie zjada na oczach wszystkich swoją słodkość, nie dzieląc się z nikim nawet okruszkiem, i cieszy się, że inni oblizywali się smakiem. Jedzenie na pokaz smakuje bowiem najbardziej. W ogóle robienie czegoś, gdy inni tego robić nie mogą, jest najprzyjemniejsze. Gdy rodzice i panie przedszkolanki nie interweniują, zostaje tak już na całe życie.

Innym razem pani przedszkolanka zauważyła batonik, więc kazała dziecku oddać go mamie. Mama w szoku. Próbuje przekonać opiekunkę, że dziecko bardzo chce wejść z batonikiem na salę. Na to przedszkolanka: „A Pani byłoby przyjemnie, gdybym na Pani oczach zajadała się czymś pysznym?” Niestety, mama nie rozumie, więc trzeba jej po prostu kazać wyjść z tym batonikiem. Awantura wisi w powietrzu! Mocne słowa padają na zewnątrz – co to za przedszkole?! No pewnie, co to za przyjemność jeść w samotności! Najlepiej żarcie smakuje, gdy jest konsumowane na oczach spragnionych.

Dlaczego rodzice zaopatrują swoje dzieci w drogie gadżety i każą im, aby pod żadnym pozorem nie użyczały ich koleżankom i kolegom? Po co uczniowie przynoszą do szkoły rzeczy, których ktoś inny nawet dotknąć nie może? Pamiętam, jak w pierwszym żłobku córki jedna z mam przyniosła kilka drogich zabawek i poprosiła, aby tylko jej dziecko mogło się nimi bawić. Opiekunka kazała zabrać te zabawki do domu. Albo wszyscy mogą się nimi bawić, albo niech ich nie będzie w ogóle. I znowu fochy dorosłej osoby i obrażanie się na opiekunki.

Interweniuję czasem w liceum, bo przecież na naukę nigdy nie jest za późno. Któregoś razu kazałem dziewczynie, co zapragnęła na lekcji zajadać się jabłkiem, aby podzieliła je na 33 równe części i rozdała (użyczyłem noża). Sam też zjadłem swój kawałek – był bardzo smaczny. A jak ktoś wyciąga minipizzę, to ostrzegam, że będzie musiał zamówić dla wszystkich. Nikomu nie zabraniam jeść i pić, pod warunkiem, że jak inni nic nie mają, to należy się z nimi swoim posiłkiem podzielić. Ja zwykle nie mam nic do jedzenia, więc mnie trzeba zawsze częstować. W ramach rewanżu oferuję łyk swojej herbaty, która smakuje jak zaparzone trociny z fotela (kawa smakuje podobnie). Jak ktoś ma ochotę, niech się poczęstuje. Niczego lepszego do miejsc publicznych nie przynoszę, a jeśli już od wielkiego święta przynoszę, to jestem gotów się dzielić. A jak przy mnie ktoś coś je (także nauczyciel), to ja sam bez pytania się częstuję. Niech wie, że pokazówek nie toleruję.