Czy nauczyciele powinni się zrzeszać?
Tradycja nakazuje niektórym zawodom się zrzeszać. Na przykład lekarzom i prawnikom. Jeśli chodzi o nauczycieli, to zdania są podzielone. Zrzeszać chcą się ci nauczyciele, których z koleżankami i kolegami łączy coś więcej niż tylko wykonywanie podobnej pracy, stanie pod tablicą i machanie kredą Gdy ktoś jest przekonany, że do bycia nauczycielem potrzebne są szczególne cechy (rzadko spotykane wśród ogółu społeczeństwa), np. powołanie oraz talent, ten pragnie należeć do wspólnoty ludzi wyjątkowych (tj. powołanych i utalentowanych). Dziś coraz mniejsze znaczenie w pracy ma talent pedagogiczny oraz powołanie. Stąd mniejsza wśród nauczycieli potrzeba przynależności do wspólnoty. Dziś nauczycielem – dawniej rzecz nie do pomyślenia – można być od pierwszej do ostatniej lekcji, a potem już nie. Koniec z pracą pedagogiczną po wyjściu ze szkoły (dawniej nauczycieli obchodziły wszystkie dzieci, a teraz wielu pedagogów uważa, że spoczywa na nich obowiązek troski tylko o dzieci z ich klasy, nawet nie z całej szkoły, a dzieci z ulicy to już zupełnie nie ich sprawa – niech się troszczy o nie policja).
Przykro patrzeć na nauczycieli, którzy nigdzie nie należą. I nie mówię tu tylko o przynależności do związków zawodowych, ZNP czy oświatowej Solidarności, chociaż to także rzecz chwalebna. Myślę o przynależności do wszelkich wspólnot, które tworzą nauczyciele.
Przynależność do wspólnoty służy przypominaniu, że w życiu poprzeczkę należy sobie stawiać wysoko. A w przypadku nauczycieli służy przypominaniu, że w tym zawodzie potrzebne jest powołanie i szczególny talent. W ciągu upływających lat zanika i talent, i powołanie. A w końcu człowiek robi się w środku pusty i cyniczny. I właśnie wtedy jedyną szansą na przywrócenie w sobie uczucia pierwszej miłości do zawodu jest pomoc kolegów ze wspólnoty. Takiej pomocy nie udzieli nawet przyjaciel. To jest możliwe tylko w stowarzyszeniu, w którym są ludzie tej samej profesji, pełni zapału, werwy, „szaleni jak na pierwszej randce” (cyt. Baudelaire’a). Dlatego m.in. uwielbiam chodzić na zebrania związkowe. Współczuję tym nauczycielom, którzy nie mają takich doświadczeń. Nie mają, bo nie chcą. Tylko dlaczego? Chyba sami nie wiedzą, co tracą.
Komentarze
Trudno mi się zgodzić z wyrażonym powyżej przekonaniem, że naprawdę dobry nauczyciel („z powołania” jak to się mówiło) powinien się zrzeszać, choćby przynależąc do ZNP. Raczej nieudolni i leniwi powinni szukać tam swojego miejsca, bo póki co związki, walcząc o płace i wcześniejsze emerytury (rzecz chwalebna zresztą), jakoś nie prezentują żadnego pomysłu na odsiewanie z tego zawodu tych co się nie nadają, pomysłu na prawdziwą konkurencję, gdzie lepszy i bardziej pracowity nie jest skazany na niepowodzenie w konfrontacji ze starszym a leniwym tylko dlatego, że tamten pracuje dłużej. Nie przedstawiają żadnej propozycji zróżnicowania pensum, przez co polonista pracuje de facto 50 godzin na tydzień i zarabia tyle co nauczyciel wuefu z 18 godzinami.
a co takiego oferuja zwiazki? bo jakos nie slyszalem o akcjach dla dzieci i mlodych przez nich organizowanych. Mam wstapic do jakiejs wielkiej organizacji zeby ogladac walke o stolki i kase? Widzialem ile zwiazki zrobily majac informacje o roznych nieprawidlowosciach w szkolach. Dziekuje bardzo zeby sie zapisywac wraz z ludzmi, ktorzy w tym zawodzie nie maja czego szukac, ale pozytywny glos na awansie zawodowym im jest drogi. Moze szanowny Gospodarz ma szczescie nalezec do zwiazku wraz z ludzmi, ktorzy sa rownie romantyczni. Ja jednak wole inna organizacje, nie nastawione na kase a na robienie czegos co siega dalej niz czubek mojego nosa. Gdyby powstala jakas ciekawa organizacja nauczycielska, majaca na celu cos zrobic a nie tylko byc, to dlaczego nie.
Aż dziw, że powyższe pisze nauczyciel.
To nie związki przyjmowały nas do pracy i nie one prowadzą tzw. politykę kadrową, czy też po nowemu rzecz ujmując zarządzanie kapitałem ludzkim.
Dlaczego związki zawodowe miały by odsiewać z zawodu tych co się nie nadają?
Przyjął nas wszystkich jakiś pracodawca. Przeszliśmy rozmowę kwalifikacyjną, odbyliśmy staż, zdobywaliśmy kolejne stopnie awansu zawodowego, wystawiano nam okresowe oceny, hospitowano i związki miałyby prawo odsiewać, róznicować i co tam Pan jeszcze nie wymyśli?
Jakaś gorycz przemawia przez Pana. Sprawcą tego samopoczucia na pewno nie były związki a jakiś konkretny pracodawca. O nim niech Pan pisze i o tych co go tam utrzymują zamiast go” odsiać”
Nie zgadzam się z Pana zdaniem. Przynależność do formalnego stowarzyszenia nie zawsze musi się wiązać z podnoszeniem umiejętności. To, czy ktoś ma w sobie zapał i chęć do pracy nad sobą, swoim warsztatem zależne jest w bardzo znaczącym stopniu od jego osobowości i nastawienia do wykonywanej pracy. Żaden związek zawodowy, czy inna formalna grupa skupiająca pracowników nie jest w stanie nikogo zmienić ,gdy on sam nie będzie tego chciał. Natomiast należąc do nich można się czuć bardziej ,,bezpiecznie”- ktoś może się za mną wstawić, być moim poplecznikiem. Każda placówka skupia pewien zespół ludzi, a jakość ich pracy zależy w dużym stopniu od ich fachowości, otwartości, i wzajemnej życzliwości, a nie od przynależności do stowarzyszenia. Z moich obserwacji wynika, że często wspólnoty, o których Pan pisze, przyjmują formę „kół wzajemnej adoracji”, które nie maja nic wspólnego z podnoszeniem wspomnianej poprzeczki, czy przywracaniem zapału do pracy i zazwyczaj nic pozytywnego nie wnoszą.
w normalnym kraju jezeli sie nic nie wywinie to nie trzeba nikogo do wstawiania sie. Czego niby mam sie bac zeby ktos musial mnie chronic? traci mafia, coc wiem ze to mocno przesadzone. Co do kolek wzajemnej adoracji – mam mozliwosc obserwowania 2 zwiazkow zawodowych, gdzie jesten jest czystym kolkiem adoracji, stworzony dzieki niezaspokojonym ambicjom, a kolejny ma wielu czlonkow, ktorzy zapisali sie bo liczyl sie glos na awansie zawodowym. Idea takich organizacji moze byc sluszna, jednak wolalbym normalne prawo gdzie jezeli cos jest nie tak, ide do sadu i w normalnym terminie sprawa jest wyjasniona, bez ingerencji jakichkolwiek organizacji.
Pogląd pana jest bardzo ale to bardzo upraszczający (nie przystoi takie myslenie nauczycielowi poloniście). Ja nigdzie nie należę, nie czuję się wypalony, bardzo lubię swoją parcę. A za każdym razem, gdy znajdę się w iększym gronie nauczycieli (np. szkolenia związane z maturą) jestem porażony przeciętnością i schematycznością myślenia ludzi, którzy powinni stanowić elitę. Związki walczą na śmierć i życie o utrzymanie w szkole tej przeciętności i jak wielu wypadkach stoją na dordze reform. A o płacę upominają się z detrminacją zawsze ci, którzy są po drugiej politycznie stronie barykady rządowej. To już lapiej zapisać się do cyklistów…
Proszę wybaczyć drogi Gospodarzu, ale nie podzielam zachwytu nad związkami… mówiąc szczerze uważam za rzecz skandaliczną, że centrale związkowe ( wszystkich zawodów) stanowią zbiór świętych krów – nieusuwalnych, z wysokimi zarobkami i oddalonych o lata świetlne od zawodu w wymiarze praktycznym. Nie jestem w żadnym związku i podobnie jak Arek nie mam poczucia pustki.
Co innego zintegrowanie z gronem pedagogicznym i innymi pracownikami. Miałam szczęście,że dyr. mojej szkoły lubi spotkania nieformalne i często je organizował…począwszy od uroczystych Dni Nauczyciela, gdzie po eleganckiej kolacji przechodziliśmy do tańców i hucznej zabawy, podobnie było w okolicach karnawału. W szkole działa zespół wokalny nauczycieli odnoszący spore sukcesu. Dla rodziców, dzieci, nauczycieli emerytów tenże rokrocznie urządza wieczór bożonarodzeniowy. W maju mamy festyn szkolny itp.
Być może zebrania związkowe, to rzecz fascynująca, ale od gierek i intryg frakcji wolę ćwiczyć głos na kolejnej próbie…
Do Sleuth
Pisząc o poczuciu bezpieczeństwa, które daje przynależność do związków zawodowych nie miałam na myśli uniknięcia odpowiedzialności za podjęte działania ale sytuację, w której w związku z redukcją etatów w placówce następują zwolnienia. Kto zostanie zwolniony? Mierny nauczyciel będący przedstawicielem związków zawodowych, czy dobry nauczyciel, który nie jest zrzeszony.
Arku, ja również nigdzie nie należę, nie czuję się wypalony, bardzo lubię swoją pracę , a na spotkaniach egzaminatorów maturalnych,. będąc mężczyzną, obserwuję swoje koleżanki i nie dostrzegam przeciętności, lecz widzę często zmęczone różnymi problemami kobiety, które nie przychodzą poprawiac prac z poczucia przynależności do elity intelektualnej, lecz z chęci dorobienia, więc przed nimi chylę czoła. Dopominania się o większą płacę nie należy łączyc z poglądami politycznymi nauczycieli, lecz z ich troską o zapewnienie godnego życia.sobie i swoim rodzinom a nie z chęcią dowalenia stronie rzadowej.
Arku, chyba nikt nie czuł się wypalony do momentu, kiedy pensji przestało starczać na czynsz, leki, podręczniki i buty dla wlasnych dzieci. To jest sytuacja dla elity?
Myślę, że wiekszość n-li z kilkunastoletnim stażem pracy lubi swoją pracę, ale usiłuje dorobić gdzie indziej, aby ‚utrzymać się na powierzchni’. Stąd chroniczne zmęczenie. Jednak ja akurat na szkoleniach maturalnych nie spotykam przeciętnych i schematycznych. Przeciwnie, towarzystwo na poziomie pozwala przetrwać trudy sprawdzania matur.
Co do zwiazków zawodowych, to jak (cywilizowany) świat długi i szeroki – nie zajmują się selekcją pracowników na lepszych i gorszych, ale obroną ich PRAW. Pomijam już rolę zz w najnowszej historii Polski.
Rozumiem, że ktoś nie chce się zrzeszać, ale często takie pięknoduchy potem w sytuacjach newralgicznych najwięcej krzyczą: „Gdzie związki, co związki robią” itp.
Do Gosi: zwolnieni beda ci bez „plecow”. Oczywiscie moze byc sytuacja gdzie dyrektor jest calkowicie normalny i bezstronny, ale mysle ze do czestych nie nalezy. O ile pamietam byl przepis ze kogos kto pelni jakas funkcje w zwiazku zwolnic nie mozna, czy sie myle? Nie chodzi mi o uogulnianie bo zdaje sobie sprawe ze na 100% sa sprawy, ktore zwiazki robia dobrze. Ale od kiedy pracuje, poza egzaminami na awans zawodowy i jednym strajkiem, gdzie nie zgadzalem sie z czescia postulatow, nie widzialem nigdzie dzialalnosci zwiazku. Dodatkowo widze kto w mojej szkole do zwiazkow sie zapisuje i w jakim celu, co mnie zniecheca bardzo do bycia w jednej organizacji z takimi ludzmi.