Nauczycielskie obsesje

Nauczycielom z Teksasu zamarzyły się prawdziwe pistolety na lekcjach (zob. tekst o nauczycielach z bronią), a mnie przydałby się nowy laptop. Miałem niezły, ale z powodu nagłego napadu drżącej ręki wypadł mi na podłogę i chyba diabli go wzięli (nie pistolet, lecz laptop). Naciskam, gdzie trzeba, ale nie działa. Nic w nim nie chce zaskoczyć. Ale to nic, widocznie od nowości był do niczego. Pewnie jakaś tandeta z Chin, a nie prawdziwy gnat (nie pistolet, lecz laptop). Teraz mam pilną zachciankę i chciałbym ją natychmiast zaspokoić. Jeśli teksańskim nauczycielom udało się dopiąć swego i mogą przychodzić na lekcje z bronią, to mnie też chyba uda się zaspokoić swoją zachciankę i jakoś załatwię sobie nowy sprzęt (nie pistolet, lecz laptop).

Ludzie teraz mają dziwne zachcianki. Tak dziwne, że nie mogą mówić o nich wprost, tylko muszą wszystko owijać w bawełnę. Ja także nie powiem przecież szefowi, aby pozwolił mi na to czy tamto, na przykład na przychodzenie na lekcje z laptopem w kaburze i używanie go w miarę potrzeb, bo facet zabiłby mnie śmiechem albo wytłumaczył, że jakiś kodeks tego zabrania. Poza tym jeszcze by mnie wziął za psychopatę. A jednak nauczyciele w Teksasie mogą przychodzić do szkoły z bronią za pasem i nikt nie uważa ich za psychopatycznych morderców. A czymże jest mój czarny laptop w porównaniu z pistoletem amerykańskich nauczycieli? Kiedy tak myślę o obsesjach nauczycieli zza oceanu, to stwierdzam, że jestem bardzo ubogi w nienormalne pragnienia. Przecież ja chcę tylko mieć nowy sprzęt (nie pistolet, lecz laptop).

Straszne jest to natręctwo myśli. Niepotrzebnie czytałem artykuł w „Spieglu” o nauczycielach w Teksasie, bo teraz myślę „pistolet”, a piszę „laptop” i na odwrót. To znak, że kończą się wakacje. Zbliżają się nauczycielskie obsesje. Ciekawe, jakie obsesje będą popularne w tym roku.