Kiedy oblać ucznia?
Którą klasę powinien powtórzyć uczeń? Pierwszą, środkową czy ostatnią (piszę o trzyletnim liceum)? Jeśli z litości zostanie promowany, a nie umie kompletnie nic, będzie twierdził, że szkoła go niczego nie nauczyła. Przecież zdał, otrzymał świadectwo ukończenia klasy, czyli program zaliczył. Powinien coś umieć.
Pamiętam, jak po słynnym wsadzeniu kosza na głowę angliście z Torunia sprawcy wybryku opowiadali przed kamerami, że uczą się osiem lat angielskiego i nie umieją nic. Więc chyba winny jest nauczyciel. Jeśli przyznałbym rację tym uczniom, wtedy musiałbym uznać, że włożenie kosza na głowę nauczycielowi, który niczego nie potrafi nauczyć, to i tak za mała kara.
Promujemy zatem uczniów, którzy kompletnie nic nie umieją – w imię czego? Z litości, ze strachu, w nadziei, że nadrobią braki, bo nas to nic nie obchodzi, czy się uczą, czy też nie, ponieważ nie mamy świadomości, że nasi uczniowie niczego się nie nauczyli itd.?
Uczeń przez cały rok nic nie robił. Nie pomogły prośby, zawiodło motywowanie, nie przyniosły oczekiwanego skutku zachęty, nic nie dały jedynki. Uczeń przez cały rok się nie uczył. Powinien zatem nie zdać. Teraz jednak liczy, że zda, ponieważ do tej pory zawsze mu się udawało. Był przepychany z klasy do klasy w podstawówce, w gimnazjum, więc w liceum spodziewa się tego samego.
Kiedy powinno się przerwać promocję i uświadomić dziecku i jego rodzicom, że bez opanowania wiedzy i nabycia umiejętności, przynajmniej elementarnych, promocji się nie otrzymuje? Kiedy?
Dowiedziałem się, że uczeń, którego przed laty chciałem nie promować, studiuje dwa kierunki, angażuje się w różnego rodzaju działalność naukową, wyjeżdża na zagraniczne staże, działa jak nakręcony. Jedynka, która mu postawiłem, podziałała na niego jak kubeł zimnej wody. Rodzina była w szoku, matka wpadła w depresję, cały dom został postawiony do góry nogami, chłopak do pionu. Co się działo przez całe wakacje, trudno opisać. Chłopak zdał egzamin poprawkowy po wakacjach przed komisją i od tej pory chodzi jak w zegarku, a teraz robi karierę naukową. Oczywiście to jednostkowy przypadek (mam ich więcej, ale to nadal nie reguła), ponieważ niektórzy otrząsają się dopiero po wielu latach od uderzenia, a niektórzy wcale. Jak to się mówi, schodzą na psy.
Mimo to głęboko wierzę w sens postawienia dzieciaka do pionu, w zasadność pozytywnego wstrząsu. To prawda, że niektórzy budzą się dopiero po bardzo silnym uderzeniu w łeb, a bez takiego wstrząsu chodzą jak popaprańcy, lenie, obiboki i pasożyty przez całe życie. Niestety, im później się człowiekiem wstrząsa, tym wstrząs musi być silniejszy. W liceum naprawdę trzeba olbrzymiej dawki, aby ktoś zrozumiał, że trzeba wziąć się za siebie. Gdy patrzę na uczniów, których będziemy musieli egzaminować w sierpniu (egzaminy poprawkowe), żałuję, że nie wstrząsnęli nimi nauczyciele w podstawówce i w gimnazjum. Widzę bowiem, że ci uczniowie nadal mają nadzieję, iż po prostu przepchniemy ich do następnej klasy, czyli uczyć się do egzaminu nie muszą.
Komentarze
Zgadzam się w całości z Pana opinią, większości uczniów zaniedbujących naukę i liczących na to, że „jakoś to będzie”, warto wylać odpowiednio wcześnie kubeł zimnej wody na głowę. Z reguły pomaga. Sama była wiele razy świadkiem cudownej przemiany po wakacjach spędzonych nad książkami.
A ja mam wspomnienia niemal traumatyczne……wystawiam ocenę dostateczną,dobrą,bardzo dobrą,ale uczeń (przez lata konsekwentnie dostateczny,db,bdb) uważa ,że jest lepszy……robi się raban na całą szkołę,mamusia histeryzuje(„jestem psychologiem,wiem ze mój syn zasługuje…..”),ojciec grozi(ciężko pracuję w Anglii ,a tu dzicko mi krzywdzą”) ,moja dyrekcja wpada w panikę(„oni chcą iść do kuratorium!!!”)….ja z tym wszystkim sama,ta jedna zła i oczywiście niudolna dydaktycznie.
Pluję sobie w brodę,że nie przewidziałam kłopotów,zachciało mi się obiektywizmu…..jakbym od wczoraj uczyła.
Mądry polski nauczyciel winien znać temperament rodziców swoich wychowanków i brać go pod uwagę przy ocenianiu.
Patrzę na szefa-sędziego-prokuratora w tej trójcy mojego nielitościwego zwierzchnika ,który już obiecał rodzicom zmianę stopnia…….i poprawiam ,co trzeba….
Szkołę(gimnazjum) opuszcza nadęty pędrak ze świadomością ,że nie ma takiej dziury na świecie ,której nie można….on na pewno nie zrobi naukowej ani żadnej kariery .Właśnie dorośli nauczyli go kombinować.Będzie to już robił zawsze – na studiach ,w pracy ,ze swoimi dziecmi.Złapany na cwaniactwie,drobnym etycznym odstępstwie od normy,plagiaciku powie……,ale o co chodzi????
I to jest zjawisko obserwowane od lat.Moje i nie tylko moje coroczne doświadczenie.Anegdota opisana przez Gospodarza……cudna ,ale utopijna.
A propos podstawówek… jeszcze 4, 5 lat temu nie wystawiłabym 1-ki z angielskiego, twierdząc, że nie wszyscy mają zdolności itp. Ale… po pewnym namyśle stwierdziłam, że to krzywdzące dla innych… bo są osoby mające tą ‚dop’, bo są słabe, ale starają się, mają zadania domowe, coś robią. Natomiast większość dzieci, którym grozi 1ka, to lenie i nie można bać się użyć tego słowa. A krew mnie zalewa, kiedy ucząc w kl III nauczania zintegrowanego, mam przypadki dzieci słabo czytających, prawie nie piszących, które są przepychane go kolejnej klasy, bo wychowawczyni nie ma ochoty męczyć się z kiepskim uczniem i jego rodzicami.
W zupełności zgadzam się z Gospodarzem…Przepuszczanie ma sens tylko i wyłącznie wtedy,gdy uczeń się stara.Bo jest taki typ ucznia,typ najgorszy-leniwy i niezbyt „lotny” tak to nazwijmy,tak zwany cwaniaczek,który liczy na swój urok osobisty i dopóki nauczyciele go przepuszczają z klasy do klasy to jest lajcik.
No i właśnie…nadchodzi sytuacja kiedy trafia się nauczyciel który mówi „Nie przepuszczę!” i w takiej sytuacji cwaniaczek zostaje mocno na ludzie…typ,na który działają tylko „silne wstrząsy”,jak to Gospodarz określa,albo i nie działa nic…Kiedy przepuszczać?Wtedy gdy uczeń „rokuje na przyszłość”…jeśli widać,że jest w stanie i przede wszystkim chce pracować na to,żeby się poprawić. Na pewno nie w sytuacjach takich,jaką opisał Gospodarz w swojej książce-jest uczeń,z którym nauczyciele nijak nie mogą sobie poradzić,każdy wytrzymuje rok i podpisuje się pod tym,żeby go zostawić w tej samej klasie,żeby mieć z nim spokój i więcej go nie uczyć. Bo to tchórzostwo i egoizm-„żeby tylko mi bylo latwiej” a wydaje mi się że zalożeniem tego,że się kogoś nie przepuszcza do następnej klasy jest to,aby mu w jakis sposób pomóc.
I tu jest pies pogrzebany. W szkole podstawowej nie można w kl.1-3 zostawić ucznia w klasie bez zgodyrodzica. Potem wypycha sie takiego ucznia z podstawówki, mimo że nie potrafi plynnie czytac ze zrozumieniem a tabliczka mnożenia to horror nie do opanowania. Potem rozlicza sie nauczycieli w gimnazjum (u nas stawia sie dużo jedynek nieukom) z tych jedynek. Rodzice nie pilnują, aby ich pociechy chodziły do szkoły a my musimy się tłumaczyc z braku wiedzy tych leni i wagarowiczów. Rodzicom także wydaje się, że w szkole powino sie wtłoczyć wiedzę do głowy a w domu uczen nie powinien nic robic sam. Dużo jedynek = słaby nauczyciel. Uczniowie dodkonale wykorzystują naciski na nas w sprawie ocen i nie maja motywacji aby nadrabiać braki ciągnące sie ze szkoły podstawowej o nauce na bieżąco mogą zapomnieć, nie rozumieja wiele.
Ja wypowiem się z innej perspektywy – prowadzącego zajęcia na studiach. Studenci przychodzą i są „pewni”, że oni muszą zaliczyć. Podstawowa rzecz, którą umieją przychodząc ze szkoły średniej, to wykłócanie się o swoje. Niedawno przyszła do mnie matka studenta i mi nawymyślała, jak jej cudowny synek mógł nie zaliczyć kolokwium i w ogóle to mam mu wystawić pozytywną ocenę nawet jak nie umie, bo studiuje 3 kierunki, itede itepe. Wcześniej czegoś takiego nie było! Zapowiedziałem dwa ustawowe terminy i poprawkę. Wszyscy byli święcie przekonani, że i tak zdadzą w którymś tam z kolei. Wcześniej na pierwszym roku studenci dzielili się na tych uczących i trochę zahukanych oraz tych co przyszli na studia „poimprezować”. Teraz zostali chyba tylko Ci drudzy, tyle że cwańsi i bardziej bezczelni. Czego Wy uczycie w tej szkole? To ma być to słynne kształtowanie kompetencji?????
Jest takie ludowe powiedzenie,że kto ma miękkie serce, musi miec twardą d…. Inwencja rodziców w obronie ich rzekomo skrzywdzonych pociech nie ma granic, wywołuje często stresy i łzy w pokoju nauczycielskim. Są przypadki ulegania grożbom, a przecież inni uczniowie to obserwują i wyciągają dobre wnioski, mimo że psychologii nigdy nie studiowali. Lecz są również rzadkie sytuacje nierealizowania szkolnych obowiązków, gdyż,np chłopak pomaga bezrobotnej matce, biorąc nocne dyżury w markecie i nic o tym nie mówi. Piszę o tym, by zasygnalizowac, że życie różne zna przypadki. I osobosta refleksja:gdy spotykam uczniów odpornych na wiedzę, zadaję sobie nieraz pytanie, czy robię wszystko, aby zainteresowac swoimi lekcjami, czy nie staję się Bladaczką, który ględząc wierszem na życie zarabia?
W mojej szkole w ostatnim tygodniu przed klasyfikacjami zrobiono zebranie z psychologiem, który nam oświadczył, że
„1.w gimnazjum nie wyobraża sobie aby uczeń mógł nie zdać:
2. w sąsiedniej szkole uczeń popełnił samobójstwo”
– mamy to przemyśleć….
Szkoły są rozliczane z ilości wystawianych ocen niedostatecznych dużo konsekwentniej niż jakichkolwiek innych. Nikt mnie nie pyta dlaczego postawiłam piątkę albo szóstkę – muszę uzasadnić każdą jedynkę. Skutek: szkołę uczniowie zaliczają a nauka schodzi na daleki plan.
Wynika to chyba z tego, że sam status matury mocno się w społeczeństwie obniżył. Teraz matura nie daje właściwie żadnych kwalifikacji, a dążyć należy do uzyskania tytułu magistra. Sama w swych klasach (podstawówka, gimnazjum, liceum) spotykałam ludzi, którzy ewidentnie nie umieli nic, a pod koniec każdego semestru jak lwy walczyli o dwóje. Sztandarowym przykładem niech będzia panna X, która w trzeciej klasie liceum z potężnymi trudnościami odczytała fragment wiersza i była to jej pierwsza „aktywność na zajęciach”. Potrzebowała tego do dwói.
Teraz na studiach panuje ogólne rozluźnienie – no jak to, jak mogę nie dostać zaliczenia? A egzamin? Poprawka, druga poprawka, komis. Kiedyś tam się zaliczy.
Nie opłaca się wystawiać jedynki na okres, bo cały system jest tak skonstruowany, że jedynek nie powinno być. Zwłaszcza w podstawówce i gimnazjum. Argumenty ?
1. Wprowadzono ocenę „dopuszczającą” z sugestią – nie umie, ale chodzi na lekcje i zachowuje się poprawnie.
2. Poświęcono całe cykle szkoleń psychologicznych dla nauczycieli i dyrektorów, gdzie tłumaczy się, że powtarzanie klasy powoduje nieodwracalne skutki w psychice dziecka.
3. Od pewnego czasu Kuratoria zajmują się analizą każdego anonimu, a co dopiero podpisanego pisma od rodziców. Kończy się zwykle kontrolą w szkole i zaleceniami.
4. Większość nauczycieli nie stawia jedynek na koniec roku, bo są przekonani (na podstawie wieloletnich doświadczeń), że mogą zostać (i zwykle zostają) w tym osamotnieni. Muszą więc ku niezadowoleniu komisji przygotować w sierpniu (w czasie wolnym) poprawkę, a potem w niej uczestniczyć(w czasie wolnym).
5. Każdą jedynkę na koniec roku trzeba (w przeciwieństwie do innych wystawianych ocen) uzasadniać na konferencji w obecności dyrektora.
6. W sprawie jedynki na koniec roku rodzice ucznia potrafią zorganizować niezłą aferę, albo każdą intrygę jaka tylko odniesie skutek.
Zgadzam się z Gospodarzem. I dodam, że każdego roku jest gorzej. Ja osobiście wprost nie cierpię czerwca ze względu na okres wystawiania ocen rocznych. Przez cały rok chodzę co miesiąc na spotkania z rodzicami, na których spotykam się z nielicznymi rodzicami a w ostatnim tygodniu przed kwalifikacją w szkole jest pełno rodziców. Dowiaduję się wtedy o wszelakich tragediach, sytuacjach życiowych itp. Rodzic jest w stanie zrobić absolutnie wszystko żeby tylko jego wspaniałe dziecko zdało do kolejnej klasy. Jeśli zaś i tak postawię jedynkę to słyszę że zmarnowałam dziecku życie. Podam przykład tegoroczny. Druga klasa liceum. Panna X przenisła się z klasy do klasy po I semestrze. W efekcie ma do wyrównania różnice przedmiotowe, gdyż inne przedmioty w tych klasach są wiodące. Dlaczego się przenosi? M.in. dlatego, że z jednego z tych przedmiotów otrzymała ocenę niedostateczną. Tłumaczenia, że dziecko ma do nadrobienia olbrzymią ilość materiału nic nie pomagają. Wyznaczyłam termin zaliczenia zaległego materiału za miesiąc – panna oblała. Z bieżącego materiału też cieniutko – jak ja to mówię ledwo 2 (a raczej 1/2). Powiedziałam matce że dziecko ma uczyć się bieżącego materiału a zaległosci na razie niech zostawi. Przy 4 godzinach przedmiotu przyrodniczego w tygodniu materiał jest naprawdę obszerny. W efekcie na koniec roku panna otrzymała jedną, jedyną jedynkę – u mnie. I się zaczęło – najpierw spazmy, potem histeria, wizyta u Pani dyrektor. Całe szczęście, że moja naczelna słucha także drugiej strony. Rodzice próbowali absolutnie wszystkiego. W końcu złożyli na ręce dyrekcji pismo z odwołaniem od oceny mimo, że wszelkie formalności były zachowane. Na moją prośbę dyrekcja zgodziła się na egzamin wyznaczony w zeszłym tygodniu. Panna przyszła na egzamin z całą rodziną i pytaniem, czy rodzic może być obecny na egzaminie. Na ustnym – czemu nie? ale po co na pisemnym? Koniec końców – z testu na 40 punktów panna uzyskała 10 (3 dni układałam test aby był „doskonały” i żeby nikt mi nie mógł niczego zarzucić – oczywiście już w czasie wakacji). Ustne odpowiedzi kończyły się po 2 zdaniach. Dziecko i tak było zaskoczone, że ocena niedostateczna została utrzymana. Mimo, że rodzic był obecny na części ustnej egzaminu i że dostał test córki wraz z modelem odpowiedzi nawet sie po egzaminie nie zaczerwienił, nie spuścił głowy tylko pobiegł truchtem do gabinetu dyrekcji. A ja tylko miałam nadzieję, że dziecko bedzie miało 2 miesiące na uzupełnienie braków i łatwiej poradzi sobie w 3 klasie. Podejrzewam, że jeśli nie zda poprawki w sierpniu to na kuratorium sie nie skończy ale ja już naprawdę mam dosyć litowania się. Przecież nie każdy musi skończyć liceum. Zaczęłam być nauczycielem wojującym… tyle że zgodnie z przepisami. Ale wkurza mnie to wszystko dokumentnie
Należe do pokolenia, które klasy powtarzało często i nikt z tego tragedii nie czynił. Najlepszy dowód : klasę VIII (wtedy I LO) rozpoczęły 64 osoby – jedyna klasa Lacińska, przy trzech angielskich. Zajęcia w klasie VIII odbywały się w tzw małej auli, bo w innej się nie mieściliśmy. Maturę w klasie XIa zdawało 19 (słownie, 190tu abiturientów, w tym 2 spady ze starszego rocznika). Sama w klasie IX zarobiłam poprawkę z fizyki i jak po latach słyszałam, zacne ciało pedagogiczne poświęciło całkiem sporo czasu dywagując, czy przyznać mi tę poprawkę, czy zdołam nadrobić materiał, czy mnie od razu ulać i posadzić (Wtedy można było siedzieć z jednego przedmiotu, a poprawka była aktem dobrej woli i pozytywnej oceny postawy ucznia). Uratowały mnie doskonałe stopnie z innych, chociaż nie ścisłych przedmiotów. Poprawkę zdałam. Jak z powyższego wynika, zaledwie nieco mniej, niż 30% uczniów mojej klasy zdawało maturę w przewidzianym terminie, a nie byliśmy gromadą jełopów. Nie słyszałam też, żeby ktoś popadł w ciężką neurozę z przyczyny ocen, pisywania wypracowań na każdą lekcję polskiego, ćwiczeń z innych przedmiotów czy zdawania lektur. I nie znałam obyczaju „zaliczania”, zawsze słyszałam „Zaliczać, to bedziesz na studiach, tu się trzeba uczyć, albo u szewca gwoździe podawać”. Trzeba było dłuższej, udokumentowanej choroby, żeby pozwolono zdawać cokolwiek i to wyłącznie po pisemnej zgodzie Rady Pedogogicznej. Nie wiem, czy nie szarżuję, ale wydaje mi się, że „prawa ucznia” i Psychologowie uczynili wielką szkodę oświacie.
ojej,współczuje pani prze mlodszej(swoją drogą zabawny nick)…Najgorsze w tym wszystki jest to,że gdyby rodzice tej dziewczyny faktycznie tak bardzo angażoali się w jej życie na codzień to już daaaaaawno dawno temu zauważyliby jakie maniany dziewczyna odwala. A poza tym,nie oszukujmy się,rodzice robią tej dziewczynie ogromną krzywdę,bo wyrośnie z niej potem taka kaleka spoleczna która nie musi nic robić dla nikogo bo i tak mamusia i tatuś załatwią…Kurde,do liceum chodzą DOROŚLI ludzie,no zlitujmy się…w ogóle jak dla mnie waywiadówki w liceach to żenada,bo czlowiek w liceum już chyba jest w stanie a nawet powinien sam odpowiadać za swoje zachowanie itp.
Albo jest ilosc albo jakosc. Czesto slyszalem od dyrekcji ze jak bedzie za malo uczniow to nie bedzie etatow i wtedy jakos dziwnie ilosc jedynek zmniejszala sie drastycznie. Najpierw na rekrutacji nabiera sie byl najwiecej nie wglebiajac sie w jakosc „materialu” a pozniej zwalanie na nauczyciela ze klasa ma slabe wyniki. O rodzicach to dlugo mozna pisac bo sa normalni i ci drudzy. Tak samo z uczniami, jeden zrozumie jak mu sie wytlumaczy ze zle sie uczy albo za malo, a inny bedzie plul na nauczyciela i wszystkich na okolo twierdzac ze to przez nich. Zreszta czasem to ciezko postawic 1, gdy reszta grona olewa sprawe i przepycha. Kolejna sprawa to tzw „ludzie dyrektora”, mialem w historii kilka takich osob i na szczescie nie byly kompletnymi leniami, ale znam przypadek ogromnych klopotow nauczyciela bo byl uczciwy i sie dyrektorowi postawil.
Co do ludzi z problemami, ktorym one naprawde utrudniaja nauke? Dzis naprawde ciezko ocenic kto ma probelmy a kto znajduje sobie wymowke dla swojego elnistwa. Znam wielu biednych i ciezko pracucjacych uczniow, ktorzy maja dobre wyniki i takich ktorzy byleczym zaslaniaja sie przed odpowiedzialnoscia.
Bolesny temat pozostawił nasz gospodarz na wakacje.
Ja również przeżywam ciężko okres wystawiania ocen semestralnych lub rocznych. Wrzesień dla pierwszaków – bez pytania, bo się aklimatyzują. Pózniej korzystają z możliwości zgłoszenie nieprzygotowania lub biorą na litośc – nie moglibyśmy tak bez pytania?, bo…cięzki dzień, bo sprawdzian z czegoś tam itd. Gdy wreszcie zaczynam zabiegac oceny to przy odpytywaniu coraz częściej słyszę: – Nie umiem ! Nawet nie wysłuchawszy pytania. – Nie umiem. I stawiaj sobie człowieku jedynki, ile tylko chcesz.Na koniec semestru postawisz wszystkim jedynki? Powszechna tendencja do odpisywania zadań od „Kujonów”, którzy pracują systematycznie i do ściągania na sprawdzianach. Walka z tą patologią jest praktycznie bez szans.
Dokąd zmierzamy? Co zostaje z naszych szczegółowych planów wynikowych, w których opisujemy co rok co uczeń powinien wiedziec na każdą z ocen szkolnych? Co p. Niemierko na to powie?
Gimnazjum uczeń musi skończyc. Przez liceum czy technikum trzeba go przepchnąc. Na studia idzie niemal kazdy i szanse swoje widzi wyłącznie na kierunkach płatnych, bo skoro zapłacił czesne…Bo skoro złożył pracę ,którą ktoś mu napisał to co mnie obchodzi, że to oszustwo a w najlepszym razie plagiat. I tak sobie robimy statystykę skolaryzacji, i takich mamy absolwentów, i takie mamy zacofanie techniczne i technologiczne jakie mamy.
Stajnia Augiasza? Poszukamy Heraklesa? Akceptujecie Państwo taki dualizm w podejściu do zadań szkoły? Ja mam nieustannie „kaca moralnego”
Niepotrzebnie niszczycie taką piękną fasadę;-)Nasz system szkolny ma przede wszystkim robić dobre wrażenie-ksztalci masy ludzi, którzy na dowód tego otrzymują swaidectwa, matury, magisteria.Statystyki są rewelacyjne i wyprzedzają najlepsze osiągnięcia krajów rozwiniętych, na dodatek 5-10 razy taniej na ucznia/studenta niż tam.Kraj idzie do przodu…
A wy ten piękny obraz chcecie zniszczyć swoim egoistycznym uporem;-)))))))))))))))))))))))))))
Po co stawiać jedynki?
Czy to podziała na ucznia mobilizująco?
Czy się nie zabije, bo będziemy mieć TV w szkole?
Czy dopięte są wszelkie formalności?
Czy nauczyciel odpowiednio zachęcił do przedmiotu?
Czy nauczyciel dał szansę przynajmniej kilkanaście razy?
Czemu tylko z tego przedmiotu jedynka skoro zagrożenie było z czterech innych? Czy to nie przejaw dyskryminacji?
Czy dyrektor prowadził odpowiedni nadzór nad uczniem?
Czy kuratorium sprawdziło to wszystko?
Czy nauczyciel przygotuje wyczerpujące sprawozdanie z aneksami, ze nie jest wielbłądem?
Czy nauczyciel przygotuje egzamin poprawkowy nadzorowany przez kuratorium?
Czy postawienie jedynki nie sprawi odpływu uczniów ze szkoły?
Czy potrzebny jest nam ten szum wokół szkoły?
Po co stawiać jedynki? Potem nie będzie można się pochwalić upowszechnieniem szkolnictwa. Poziom?
Kto się przejmuje poziomem, wszak o ilość chodzi. O etaty dla nauczycieli, o czesne na studiach, o mnożenie kursów aktywizujących bezrobotnych i przekwalifikujących.
Trzeci rok z rzędu jedyny w szkole stawiam oceny niedostateczne. Niedługo opracuję podręcznik przetrwania burzy pojedynkowej.
Małgorzata pisze, że dorośli nauczyli pędraka cwaniactwa, że rodzice wymusili…itd., ale to przecież Pani ulegając tej presji i stawiając pozytywny stopień sama wpisała się w tę grupę, która tego cwaniactwa uczy. Czyż nie?
Do Sajonary.Niezłe i prawdziwe.Jest nas więcej tych trudnych nauczycieli (na pocieszenie)
Do Kwanta. Wprowadzając ocenę 2 nadano jej określenie „mierny”. Po pewnym czasie jej prawdziwy wymiar zaczął uwierać naszych przełożonych i przemianowano ją na „dopuszczający”, co zabrzmiało tak fajnie, tak optymistycznie,że hej! I uczeń przestał się stresować!
AZ:z naciskiem na „sama”…..sama jedna wiedziałam,że dziecko jest dobre,a nie celujące.
W moim wpisie bylo o samotności nauczyciela w decyzjach niepopularnych…..,no ale fakt…przyczyniłam się,stąd ta trauma w pierwszych słowach.
Moja nikczemna postawa nie zmienia nic w opisie zjawiska powszechnego.
Sorry ,że nie jestem wojownikiem.
Jestem nauczycielką,wychowawcą, pedagogiem/psychologiem,polonistką,dla dyrekcji pomocnikiem/wyrobnikiem,korektorem/redaktorem/kozlem do bicia,sprzataczką(odp, za klasę-salę),plastykiem i muzykiem(poloniści odpowiadają za imprezy i akademie),”rybcią ” dla rodziców(gwarowe),urzędnikiem(dokumentacja szkolna)…..,ale wojownikiem- NIE!
Bywa, że dziecko nawet w liceum chodzi do dodatkowej szkoły…. dostaje jedną jedynkę z II semestru na I półroczna między 2 a 3 później klęska jeden na roczną ocenę… co począć…? Dać szansę w wakacje i spojrzeć troszeczkę na inna sytuacje dziecka… chodzi do liceum bo to jest”zasrany” obowiązek aby iść na studia muzyczne czy plastyczne itd. a dlaczego chce ukończyć liceum? bo potrzebna matura a w mieście nie ma mixu szkoły liceum i dodatkowej tak jak w większych miastach… takie dzieci powinno się traktować inaczej z wyrozumieniem to moje zdanie
Do ANONIM2324 no okej,ale tak jak mówilam już wcześniej to wszystko zależy od dobrej woli ucznia,bo to by bylo cholernie krzywdzące gdybym ja ciężko pracowala na swoje oceny z przedmiotu,którego nie potrafię pojąć,ale się staram, a uczeń który chodzi do szkoly muzycznej na przyklad,dostawałby piątki za frajer…Ciężko jest ustanowić taki sposób oceniania żeby nie było nadinterpretowania zasad i żeby nie byl on krzywdzący dla nikogo…
Sposób nauczania autora prosi się o litość… a napewno o pogardę przynajmniej mi za ndst musiał by surowo zapłacić, to nie jest ludzkie, ani wychowawcze…
To już jest ewidętne skur****wo Zbużyć komuś plany na życie machnięciem długopisu, w moim przypadku to 3 klasa LO, żegnam się z maturą w tym roku mimo że ją zdałem(mowa o próbnej) że rodzicom i reszcie opadły kopary bo nie przewidywali że osiągnę choć 10 % miałem 5 razy więcej bez douczania przed. Oczywiście mature zdaje z innego przedmiotu jak jestem niedopuszczony. Po co ? To ostatnia klasa, ale po co ? Złożyłem stosowne papiery, czekam na koniec roku, oczywiście wystawienie zagrożeń miesiąc przed radą z czego jest 15 dni nauki !!!! Nieco ponad 2 tygodnie. Jak poprawić ndst w takim czasie?
„trzeba było się uczyć”
Tylko że przecudowny nauczyciel nie zwraca uwagi na to że ktoś ma dysfunkcje w tym dysgrafię i notatki które sporzadza za szybko dyktowane są nieczytelne. On tylko wykłada, odbimba pare godzin w szkole i ma pozamiatane, kase dostaje. Niektórzy nawet mówić po polsku nie umieją, bez odpowiednich akcentów to jest zwykłe piepszenie monotonne nie trafiające do naszych akcentów jakie odbierane były przez wieki, i zostały uwarunkowane w genach, nie rozumieją że są takie osobowości które nie mogą usiedzieć na krześle w takiej montonni bo to bezsens i więzienie. Nawed bóg się zlitował nad więźniami z ziemi egipskiej. Papież też u Ali Agczy.
Nie pokarzą uczniowi celu do którego ma dążyć bo twierdzą że zdaje mature to wie po co przyszedł. Tyle że żaden inteligętny człowiek nie będzie się uczył żeczy które nie będą mu potrzebne w wielkim stopniu bo to strata czasu. Normalny ludzki instynkt. U mnie spotęgowany dysleksją, jeśli wie ktokolwiek co to jest. Po co mam się uczyć zadań z matmy które są tylko dennymi przykładami w których nie wiadomo o co chodzi. To nie ma celu. Gdyby został pokazany cel, sytuacje w jakich można z tego skorzystać to był by efekt. Z histori mam jeden dlatego że nie umiem dat i nazwisk, ale lubie ją bo lubie słuchać co nauczyciel opowiada ciekawego, interesuje mnie to jak było kiedyś, jak ludzie żyli jakie błędy popełniali, co rządziło światem, przy objedzie oglądam Discovery Civilsation o historii znam wszystkie najważniejsze wydarzenia od 1914 roku na pamięć łącznie z kulisami postępowań, ale mimo to mam 1 bo nie robie tego co jest „zaplanowane”. „Sinus alfa w module z 5” na h*j mi to jak ja nawet nie wiem, nie zostało mi pokazane, gdzie w swoim życiu z tego skorzystać. Mam już swoje życie zaplanowane. Czy to LO technikum, profilowane, materiał jest ten sam i tak to musze styrać, do zawodówki nie pójdę bo chodzi tam plebs który odwala żeczy, które potem widać w telewizji na TVN24 poza tym śmierdzą i są niezrównoważeni z mojego doświadczenia. Zawodówka nie daje wykształcenia, nie daje matury a nie wiadomo co zrobi rząd, i co będzie wymagane. Poza tym starej daty ludzie patrzą na osoby po zawodówce jak na hołotę, gdybym tam trafił był bym uznany za takiego.
Co do zachęcenia to w przypadku języków, nauczyciele zapominają o stawianiu stopni za aktywność, którymi można łatwo nadrobić jedynki, można też wiele się nauczyć i się coś robi na tej lekcji do kur***y nędzy! Kto jest słuchowcem, nauczy się w ten sposób więcej niż gdziekolwiek.
Chociarzby dlaczego? Pojawi się słówko na lekcji, potem usłyszy w telwizji, skoliduje że już słyszał, sprawdzi co to jest bo tak się chrząta po głowie i zapamięta. Ja jestem tak skonstruowany, że najlepiej mi idzie odpowiadanie kiedy nauczyciel, pyta kogoś a on nie wie, wtedy ja wkraczam by błysnąć, choć jak ja bym powiedzmy dostał takie pytanie, popadł bym w zakłopotanie bo bym musiał cofnąć tok myślenia i podjąć inny żeby udzielić odpowiedzi! Zawsze wolałem być pomocnikiem niż sterującym Co 2 głowy to nie 1.w moim przypadku się sprawdza napewno. Świetnie dopełniam się z innymi osobami kiedy one nie są w stanie odpowiedzieć, w grupie wykonujemy zadania pomyślnie.
Jeśli ktoś myśli że oblaniem kogoś zrobi więcej dobrego niż złego to czy jest aż tak wszechwiedzący że wie co dana osoba kryje w sobie ???
Życie mamy tylko jedno trwa ono powiedzmy 70 lat. Po co marnować czas? Na poprawki, na uczenie się bezsensownych żeczy?
Zwalacie na uczniów że się nie uczą jak system oświaty jest popiepszony do kwadratu, raz że za wolny i za mało konkretny, ilość zbędnego materiału, nie rozgraniczanie poziomów nauczania… Cała rada i statut szkoły to komuna!!! U mnie nawet nie ma obrońcy który mógł by na radzie obronić mnie przed niewłaściwym osądem, rada odbywa się niczym proces sądowy w aferze mięsnej w PRL-u, skazanie na stracenie.
W dodatku nauczycielem decydującym jest kobieta. Wiadomo jaką psychikę płci ma kobieta, ona nie jest od podejmowania decyzji, kieruje się emocjami, z góry wyrabia sobie zdanie o kimś, nie kieruje się realiami i zdrowym rozsądkiem jak u meżczyzn, urażona oczywiście owala ucznia na podstawie kreowania wymysłów swojej wyobraźni, wyolbrzymiania. I jak ja mam wiedzieć o co chodzi, kiedy dla mnie to jest normalne, a dla kobiety to lekceważenie i arogancja jak ma się założone ręce.
Spluwam na tą całą nierozwijającą się oświatę i w pierwszym lepszym spotkaniu zbeształ bym to do poziomu -1 nie tylko do 0.
Szkoła nie ma nasuwać rygorów, tylko nauczać. Sytuacja kiedy to, nauczyciel podaje pytania na sprawdzian, a potem mówi że jeśli się nauczycie dostaniecie piątki, ale jak złapię za ściąganie to pała, i wtedy ludzie się zaczynają uczyć. Ocena i tak jest dla nauczyciela, ale ważne jest jak nauczy a nie jak oceni !!! Nieudolne parchy mianujące się klasą inteligęcji po 20 latach doświadczeń nie potrafią pojąć motywów ludzkich działań, większość nawet nie ukończyła pedagogiki, nie miała narzuconych standardów nauczania, wskazówek jak wyciągać wnioski.
a co pan powie na sytuacje w której uczennica uczy nie tylko w szkole w domu ale tez pod okiem korepetytora, idzie jej swietnie, korepetytor stwierdza ze zajecia dodatkowe sa niepotrzebne: przeciez wszystko umie. az do momentu sprawdzianu: wtedy dostaje takiego stresu ze cala sie trzesie i nie moze dodac 2+2, zawala test po teście, zawala trzy testy zbliza sie koniec roku zostaje z 3 jedynkami i 4 z odpowiedzi, prawdopodobnie nie zda, wizja ponownej nauki calego roku w 2 miesiace jest przerazajaca, a nauczyciel tylko ją dobija mówiąc że „stara sie za mało” tylko on nie wie ile ona siedzi nad tym materiałem po szkole…co powie pan na to?
nauczyciele kontra uczniowie-zabawne. Jestem matka ale pamiętam jak sama się uczyłam. Nie miałam problemów dlatego jakoś przeżyłam. Każdy nauczyciel chciał mieć orła ze swojej dziedziny. Nie pojęte jak łatwo wam przychodzi stawianie jedynek- kubeł zimnej wody ??????????? o czym wy mówicie. Znane postacie chwalą się jak to zawalili rok- bo teraz mogą. Nie mieszkają na dworcu, nie żebrzą – co innego byłoby jakby ich los potoczył sie inaczej. Kogo by obwiniali nauczycieli ???? i racja. Nawet w więzieniu jest resocjalizacja a w liceum – nauczyciel PAN – wyuczony przez 20 lat jednego przedmiotu- i tak w kółko. Przecież to podobno zawód z powołania. Jeśli męczą ich cudze dzieciaki na których trzeba się wyżyć i postawiać jedynki to po co wybrali ten zawód. Rozumiem, że dzieciaki są wredne- ale przecież od kogoś muszą się uczyć – OD DOROSŁYCH !!!! Mają 30 ananasków w klasie nie trzeba ich ujarzmiać ale może wystarczy zainteresować przedmiotem. Szkoda ,że łańcuszek się zamyka- i najlepiej znaleźć kozła ofiarnego w uczniu- bo głupi, niedouczony – to może nauczcie go i dajcie szansę , niech ma lepiej niż my. Czasy komuny są za nami. Wstyd !!!!!!!!! dlatego nie zostałam pedagogiem choć o tym marzyłam-spaliłabym się ze wstydu, ze nie potrafiłabym nauczać i zainteresować ucznia. Dobrze, że ci świetni nauczyciele też mają dzieci i ich może spotkać to samo – jak jego kolega po fachu będzie chciał zrobić zimny prysznic jego dziecku- jedna czy dwie jedynki ….
Całe szczęście, że nie wszyscy są tacy……… kogo pamiętamy po latach – tego nauczyciele, który był wymagający ale dotarł do nas a lekcja z nim nie była sielanką a ogromną pracą – i nikt nie dostał jedynki na koniec.
Te osoby co nie były w stanie opanować materiału w całości -chociaż starały się po części – może trafią na innych przedmiotach i to będzie dziedziną ich życia.
Pozdrawiam profesorów, dzięki którym mogłam zrozumieć, że choć nie jestem doktorem matematyki czy fizyki nie boję się powiedzieć, ze bardzo lubię ten przedmiot.
A cała reszta co stawia jedynki chyba ma kompleksy- te młode osoby oczekują od was zainteresowania. Sprzedajcie swoją wiedzę a po latach zobaczycie owoce swoich plonów. To są wspaniałe dzieciaki !!!!!!!!!!!!!!!!!
matka 13 17-latka
Uważam, że oblanie ucznia może przynieść dobre skutki, terapia wstrząsowa, w pewnych wypadkach, jest jedyną wartą zastosowania. Ponad to, jako studentka i korepetytorka, kibicuje oblewającym nauczycielom, oblewajcie Państwo, oblewajcie, my też musimy za coś żyć! Tylko kiedy mój uczeń mówi, że w jego szkole poprawkę z polskiego będzie miało 200 osób, zaczynam się zastanawiać czy z nauczaniem tego przedmiotu wszystko jest w porządku… Znam realia polskiej szkoły, wina za taką sytuację nie zawsze leży po stronie rozwydrzonej młodzieży… Mój wynik z rozszerzonej matury z polskiego to 90%, a na lekcjach pojawiałam się tylko po to, żeby mieć wystarczającą do zaliczenia frekwencję…
Moim zdaniem, promowanie uczniów z zerową wiedzą (i najczęściej z zerowymi chęciami do pracy) jest złe. Dziś uczniowie liceum nie zdają sobie nawet sprawy ze swojej niewiedzy (ewentualnie nikłej wiedzy). Uczeń, który ma problemy z dodawaniem ułamków „myśli” o studiach medycznych czy o politechnice. Jeszcze kilkanaście lat temu miałby problemy ze skończeniem szkoły zawodowej.
Znajoma pracuje od września w pewnym liceum publicznym. Własnie została poinformowana, że w tej szkole nie wystawia się jedynek na semestr („bo to elitarne liceum”). Jest kilku uczniów, którzy nawet na jedynkę nie zasługują. Czemu ma służyć takie podejście?
To samo dzieje się na uczelniach na kierunkach „deficytowych”. Na państwowych uczelniach. Jeden student (dzienny) to dotacja 1600 zł rocznie z ministerstwa. Rachunek ekonomiczny jest najważniejszy. Pracuję od kilkunastu lat na uczelni. Ostatnie 2 – 3 roczniki studentów to jakieś nowe pokolenie. Nikła wiedza. Wykłócają się o zaliczenia. Student przyniesie pracę, nie rozumie co jest napisane, ale domaga się dobrej oceny, bo przecież napisał. No i coś co również rzuca się w oczy, to kwestia braku kultury, czy po prostu umiejętności zachowania się.
A może po prostu się starzeję i nie rozumiem dzisiejszej młodzieży…
Zgadza się, Nie można postawić jedynki, bo dyrektor zabrania, rodzice skarżą do kuratorium, a ono zaraz przyjeżdża na kontrolę i kontroluje, nie mając pojęcia o niektórych sprawach, np. że tzw. godziny karciane są niepłatne.
Wina z reguły nie leży tylko po jednej stronie….ja mam pana od angielskiego który uznał że kartkówka co lekcje + robienie 2 tematów na jednej lekcji idealnie nas zmotywuje…efekt 80% ma dopy w tym jedna ma komisa -_-
Dopóki nauczyciele nie zrozumieją że lecenie z materiałem na łeb na szyje i nie przejmowanie się słabymi wynikami o które obwiniają uczniów,dopóty będą się zdarzały słabe wyniki
Szanuje nauczycieli, wiem ile wysiłku wkładają w swoją pracę . Lecz niestety , nie wszyscy są nauczycielami z powołania . Co mozna powiedzieć o nauczycielce , która sprawdza zadania domowe wszystkim uczniom , a moje zadania, na które nawet nie spojrzała
wędrują do kosza, a ja dostaję kolejną jedynkę . Taka sytuacja miała miejsce chyba z 10 razy. Pytam dlaczego ?.
Drodzy nauczyciele , mam prośbę traktujcie wszystkich równo , nie patrząc na pozycję społeczną rodziców , stan majątkowy , czy nazwisko . My, z biedniejszych domów , z rodzin wielodzietnych mamy zawsze trudniej .
16 grudnia o godz. 1:22
Moim zdaniem, promowanie uczniów z zerową wiedzą (i najczęściej z zerowymi chęciami do pracy) jest złe. Dziś uczniowie liceum nie zdają sobie nawet sprawy ze swojej niewiedzy (ewentualnie nikłej wiedzy). Uczeń, który ma problemy z dodawaniem ułamków ?myśli? o studiach medycznych czy o politechnice. Jeszcze kilkanaście lat temu miałby problemy ze skończeniem szkoły zawodowej.
Znajoma pracuje od września w pewnym liceum publicznym. Własnie została poinformowana, że w tej szkole nie wystawia się jedynek na semestr (?bo to elitarne liceum?). Jest kilku uczniów, którzy nawet na jedynkę nie zasługują. Czemu ma służyć takie podejście?
To samo dzieje się na uczelniach na kierunkach ?deficytowych?. Na państwowych uczelniach. Jeden student (dzienny) to dotacja 1600 zł rocznie z ministerstwa. Rachunek ekonomiczny jest najważniejszy. Pracuję od kilkunastu lat na uczelni. Ostatnie 2 ? 3 roczniki studentów to jakieś nowe pokolenie. Nikła wiedza. Wykłócają się o zaliczenia. Student przyniesie pracę, nie rozumie co jest napisane, ale domaga się dobrej oceny, bo przecież napisał. No i coś co również rzuca się w oczy, to kwestia braku kultury, czy po prostu umiejętności zachowania się.
A może po prostu się starzeję i nie rozumiem dzisiejszej młodzieży?
wera
Dlaczego Pan atakuje młodzież , że nic nie potrafi i ma wymagania . Otóż nie wszyscy są tego pokroju . Proszę spojrzeć na nauczycieli , którzy dorabiają kolejne fakultety. podam przykład ,taki jeden nauczyciel może ich mieć pięć , bo np. uczy WF a dorobił matematykę , muzykę , WOS ,itd… a w rzeczywistości nie potrafi rozwiązać zadania matematycznego z wyższej półki , Podam przykład którego byłam świadkiem . Nauczycielka J.ang. pojechała z wycieczką do Anglii, ku mojemu zdziwieniu nie potrafiła sie porozumieć . Polskie powiedzenie : ,, Kto jest od wszystkiego , to jest do niczego .
No niestety ,ale etaty trzeba zachować . Jak nie ten to może inny .