Kiedy oblać ucznia?

Którą klasę powinien powtórzyć uczeń? Pierwszą, środkową czy ostatnią (piszę o trzyletnim liceum)? Jeśli z litości zostanie promowany, a nie umie kompletnie nic, będzie twierdził, że szkoła go niczego nie nauczyła. Przecież zdał, otrzymał świadectwo ukończenia klasy, czyli program zaliczył. Powinien coś umieć.

Pamiętam, jak po słynnym wsadzeniu kosza na głowę angliście z Torunia sprawcy wybryku opowiadali przed kamerami, że uczą się osiem lat angielskiego i nie umieją nic. Więc chyba winny jest nauczyciel. Jeśli przyznałbym rację tym uczniom, wtedy musiałbym uznać, że włożenie kosza na głowę nauczycielowi, który niczego nie potrafi nauczyć, to i tak za mała kara.

Promujemy zatem uczniów, którzy kompletnie nic nie umieją – w imię czego? Z litości, ze strachu, w nadziei, że nadrobią braki, bo nas to nic nie obchodzi, czy się uczą, czy też nie, ponieważ nie mamy świadomości, że nasi uczniowie niczego się nie nauczyli itd.?

Uczeń przez cały rok nic nie robił. Nie pomogły prośby, zawiodło motywowanie, nie przyniosły oczekiwanego skutku zachęty, nic nie dały jedynki. Uczeń przez cały rok się nie uczył. Powinien zatem nie zdać. Teraz jednak liczy, że zda, ponieważ do tej pory zawsze mu się udawało. Był przepychany z klasy do klasy w podstawówce, w gimnazjum, więc w liceum spodziewa się tego samego.

Kiedy powinno się przerwać promocję i uświadomić dziecku i jego rodzicom, że bez opanowania wiedzy i nabycia umiejętności, przynajmniej elementarnych, promocji się nie otrzymuje? Kiedy?

Dowiedziałem się, że uczeń, którego przed laty chciałem nie promować, studiuje dwa kierunki, angażuje się w różnego rodzaju działalność naukową, wyjeżdża na zagraniczne staże, działa jak nakręcony. Jedynka, która mu postawiłem, podziałała na niego jak kubeł zimnej wody. Rodzina była w szoku, matka wpadła w depresję, cały dom został postawiony do góry nogami, chłopak do pionu. Co się działo przez całe wakacje, trudno opisać. Chłopak zdał egzamin poprawkowy po wakacjach przed komisją i od tej pory chodzi jak w zegarku, a teraz robi karierę naukową. Oczywiście to jednostkowy przypadek (mam ich więcej, ale to nadal nie reguła), ponieważ niektórzy otrząsają się dopiero po wielu latach od uderzenia, a niektórzy wcale. Jak to się mówi, schodzą na psy.

Mimo to głęboko wierzę w sens postawienia dzieciaka do pionu, w zasadność pozytywnego wstrząsu. To prawda, że niektórzy budzą się dopiero po bardzo silnym uderzeniu w łeb, a bez takiego wstrząsu chodzą jak popaprańcy, lenie, obiboki i pasożyty przez całe życie. Niestety, im później się człowiekiem wstrząsa, tym wstrząs musi być silniejszy. W liceum naprawdę trzeba olbrzymiej dawki, aby ktoś zrozumiał, że trzeba wziąć się za siebie. Gdy patrzę na uczniów, których będziemy musieli egzaminować w sierpniu (egzaminy poprawkowe), żałuję, że nie wstrząsnęli nimi nauczyciele w podstawówce i w gimnazjum. Widzę bowiem, że ci uczniowie nadal mają nadzieję, iż po prostu przepchniemy ich do następnej klasy, czyli uczyć się do egzaminu nie muszą.