Czy dyrektywa KGB obowiązuje rząd Tuska?
Dnia 2 czerwca 1947 r. Komitiet Gosudarstwiennoj Biezopasnosti (KGB) wystosował instrukcję do władz Polski. Wydaje się, że kilka punktów tej instrukcji obowiązuje nadal. Jeżeli Donald Tusk bądź jego ministrowie zastanawiają się nad różnymi decyzjami, niech robią, co chcą, ale niechże, na Boga, przynajmniej nie przestrzegają instrukcji KGB. A oto ona:
Punkt 8: „Doprowadzić do tego, aby pracownicy na stanowiskach państwowych (z wyjątkiem służb ścigania i pracowników przemysłu wydobywczego) otrzymywali niskie pobory. Dotyczy to w szczególności służby zdrowia, wymiaru sprawiedliwości, oświaty, kierowników różnych szczebli.”
Punkt 35: „Doprowadzić do zerwania korelacji między przedmiotami, do ograniczenia wydawania materiałów źródłowych, do usunięcia ze szkół średnich filozofii ogólnej i logiki.”
Natomiast za rządu Jarosława Kaczyńskiego obowiązywał inny punkt instrukcji KGB:
Punkt 40: „Rozpracować przeciwników politycznych z autorytetem wśród krajowców. Likwidować w drodze tzw. zajść sytuacyjnych, przypadkowych, zanim staną się głośnymi, lub aresztować ich wcześniej pod pretekstem wykroczeń kryminalnych”.
Mógłbym zacytować jeszcze parę innych punktów tej dyrektywy, ale za bardzo jestem wzburzony. Ledwo biję palcami w klawiaturę komputera. Dlatego zwrócę się jedynie z apelem do Donalda Tuska: Panie Premierze, najwyższy czas usunąć z działalności rządu instrukcje czerwonych komisarzy Związku Sowieckiego, najwyższy czas nie sowietyzować zarobków w sektorze oświaty. Najwyższy też czas zlikwidować sowiecki przepis o nieobecności filozofii w szkołach średnich. Czy odważy się Pan nie przestrzegać zarządzeń KGB?
Zwróciłbym się też do Jarosława Kaczyńskiego, ale zrobili to za mnie wyborcy, wymieniając go na inny model. Czy lepszy? Zobaczymy.
Komentarze
Prawdę mówiąc, to nie wiem, czy jest takie państwo na świecie, w którym nauczyciele byliby „dobrze” opłacani. Pod względem dochodów, częściej plasują się w okolicach minimum socjalnego, niż średniej krajowej, a mimo to „karawana toczy sie dalej” 😉 Póki co na rynku jest więcej chętnych do uczenia, niż etatów, więc duże podwyżki byłyby co najmniej nierozsądne. Co do filozofii, to mam nadzieje że dyrektywa KGB będzie obowiązywać nadal, bo ten przedmiot to zwykły – oderwany o świata – zapychacz. Jak już, to moglibyśmy dołożyć dodatkową godzinę matmy, lub języka angielskiego.
Są takie państwa: Finlandia, Szwajcaria, Niemcy, Litwa… Nawet w Czechach nauczyciele zarabiają relatywnie 2 razy więcej niż w Polsce.
A i absolwentów prawa też jest ciągle więcej niż etatów, więc powyższa „teoria” odpada.
Dzięki za poparcie tezy głoszonej przeze mnie wszem i wobec. Co prawda nie jestem historykiem i nigdy nie słyszałem o takim dokumencie, ale wielokrotnie słyszałem o Polsce przedwojennej, gdzie było dokładnie na odwrót. Myślę, że przepisy te miały być ciągiem dalszym wypleniania z głów obywateli szacunku dla wartości takich jak poczucie tożsamości narodowej i wysokiej kultury intelektualnej zapoczątkowanego mordem katyńskim. Jest dla mnie oczywiste ( i myślę, że dla KGB również było), że narodem o niewielkich horyzontach myślowych, tzn. takim, w którym brakuje elity intelektualnej, o wiele łatwiej jest rządzić. Niskie pobory w wymienionych obszarach, to zadanie kłamu twierdzeniu, że warto starać się o ponadstandardowe wykształcenie. To, udawadnianie narodowi jak cenna jest tzw. ” mądrość luddyczna”, tzn. trochę sprytu, wierność partii, niskie standardy moralne – kłamstwo, oszustwo, zakłamanie. Zresztą, popatrzmy na szkołę. Ile matur zdobyto ściągając, korzystając ze znajomości lub po linii partyjnej. Ile karier wylansowano ułatwiając wskazanym ludziom zdobycie tytułów magistra lub doktora. Łatwo przyszło to i nie ceniono tych co zaliczali, bo nie mieli nic do gadania. A, że jeszcze mało zarabiali, to już zupełnie nie było powodu, aby ich ceniono w społeczeństwie. Teraz nie przywraca się odpowiednich zarobków tym zawodom, bo już tak zostało. Fizycznie jesteśmy w kapitaliźmie, ale mentalnie jeszcze nie. Zresztą, jakich wybieramy posłów do Parlamentu. Takich, którzy myślą jak większość z nas. I broń Boże zbyt mądrych. Mądrzy by sobie przecież nie poradzili. To ofiary losu, outsaiderzy. Niech będzie głupi, ale z „jajami” i odpowiedno przebojowy. Taki w Parlamencie nie zginie i najważniejsze – tej naszej mentalności nie będzie próbował zmienić.
kwant: Stosując twój opis, do grupy „uciskanych” narodów moglibyśmy jeszcze dorzucić USA, UK, Japonię, itp. bo w tych państwach nauczyciele też zarabiają dość marnie.
Co do podejścia II RP do edukacji, to też bym się nim tak nie zachwycał, gdyż – o ile dobrze pamiętam – edukacja większości Polaków przed II WŚ kończyła się na czteroletniej szkole podstawowej!!! Czyli generalnie „wielkie głowy” IIgiej RP uznały, że w imię dobrej kondycji finansowej „elity intelektualnej” warto poświęcić wykształcenie większej części narodu. BRAWO!!!
INTJ,
USA, UK, itp. Nie o to mi chodziło. Chodziło o celową pauperyzację tych grup społecznych narzuconą przez inne państwo. Tego nacisku już nie ma, ale my się pilnujemy sami, aby przypadkiem nie stać się narodem zbyt intelektualnym, albo przodującym na rynku nowoczesnych technologii. I nie chodzi tylko o nauczycieli, ale o ogólną filozofię władzy w stosunku do inteligencji.
Gdy była II RP inne państwa też szkoliły na takim poziomie. Były wtedy inne czasy. Natomiast sama filozofia doceniania tego co da państwu szanse na rozwój, jednak zupełnie sensowna.