Turbolekcje

Wszystkich przenika niecierpliwy pęd do lepszych wyników na egzaminach. Niestety, ani w ramach tradycyjnie prowadzonych lekcji (np. poprzez wykład, heurezę, pogadankę), ani przy pomocy metod łączących tradycję z nowoczesnością (np. stosując pracę w grupach, karuzelę, śnieżną kulę) nie da się wszystkim uczniom wbić do głów potrzebnej wiedzy. Niestety, także metody paranaukowe (np. projekt, szkolny proces badawczy, symulacje) oraz twórcze (np. pomysły Edwarda de Bono, technika SCAMPER) mają za małą moc, aby każdy uczeń zdał egzamin na miarę swoich ambicji.

Ponieważ liczba godzin przeznaczonych na realizację materiału systematycznie spada, wszystkie ww. metody nauczania należałoby wyrzucić do kosza. Trzeba znaleźć metodę, która umożliwiałaby prowadzenie turbolekcji, czyli o zwiększonej mocy przekazywania wiedzy i wdrażania umiejętności. Dziś oczekuje się od nauczyciela takiej techniki prowadzenia lekcji, dzięki której już po kilku godzinach uczeń wszystko wie i umie. Trudno jednak oczekiwać, że sam nauczyciel wymyśli taką metodę. To w historii edukacji zdarzało się niezwykle rzadko. Metody prowadzenia lekcji wymyślali uczeni, np. filozofowie, psycholodzy. Platon wymyślił dialog mistrza z uczniami (w formie spaceru pod ramię), a Freud kozetkę psychoanalityczną (ta metoda do szkół nie weszła). Wielkim pomysłodawcą w tej dziedzinie jest wspomnany Edward de Bono, ale on mniej interesuje się szkołami, a więcej biznesem.

Dziś jest pilna potrzeba, aby uczeni wymyślili turbometody do prowadzenia turbolekcji. Kto w dzisiejszych czasach może sobie pozwolić na wieloletnią naukę przedmiotu? Kogo na to stać? Uczeń ma mało czasu do dyspozycji, ale chce być wyszkolony jak mistrz. Więc jak to można zrobić? No jak?