Znienawidzone pensum
Minister edukacji nienawidzi 18-godzinnego pensum nauczycieli, dlatego za wszelką cenę chce je zlikwidować. Nawet za cenę proponowania kompletnych głupstw. Najnowszy pomysł Katarzyny Hall zakłada, że nauczyciel w porozumieniu z dyrektorem sam określa, ile godzin chce pracować. Im więcej weźmie godzin, tym więcej zarobi.
Niestety, każdy kij ma dwa końce. Liczba godzin z danego przedmiotu nie jest nieskończenie wielka, tylko ściśle określona. Jeśli więc jeden nauczyciel dostanie więcej godzin, to inny mniej. Dzisiaj taki system funkcjonuje chociażby w szwalniach. Jeśli jedna szwaczka weźmie więcej bluzek do szycia, to inna dostanie mniej albo wręcz nic. Z tego powodu dochodzi tam do dantejskich scen, k… i ch… są na porządku dziennym, a ludzie gotowi są się pozabijać, aby tylko dostać więcej sztuk do uszycia. Dopóki nie wkroczy szef i nie zarządzi, że dzieli po równo, ludzie się kłócą i biją, a nie pracują. Widocznie Katarzyna Hall pragnie, aby podobne kłótnie i bijatyki miały miejsce w szkołach. Proszę bardzo! Niech uczniowie zobaczą, jak się nauczyciele biją o większe zarobki.
Jestem za wprowadzeniem nierównego pensum, ale nie według pomysłu minister edukacji. O liczbie godzin nie może decydować chęć otrzymania większej pensji, bo tego pragnie każdy, ale rzeczywisty trud pracy. Mnie podoba się zasada, że nauczyciel przedmiotów egzaminacyjnych ma albo mniejsze pensum dydaktyczne (wykonuje bardziej odpowiedzialną pracę od nauczycieli przedmiotów, z których nie zdaje się egzaminów), albo ma większą stawkę za godzinę pracy.
Nie upieram się przy tym konkretnym pomyśle, upieram się tylko przy tym, aby nie uzgadniać indywidualnie z nauczycielem, ile chce godzin pracować. Pracowałem kiedyś z kolegą, którego córka rozpoczynała właśnie studia. Ja wtedy byłem tuż przed ślubem, więc obydwaj mieliśmy powód, aby pracować, ile się da. Ja miałem w dwóch placówkach 36 godzin tygodniowo, a on 42 godziny. Byłem od niego młodszy o 20 lat (miałem wtedy 26 lat), więc wytrzymałem. On natomiast stracił przytomność w pracy, na zajęciach. Przyjechała karetka, wylądował facet w szpitalu i poleżał tam parę tygodni. Aby zarobić, człowiek jest gotów brać na siebie obowiązki ponad siły. Gdyby pomysł Katarzyny Hall został wdrożony, w szkołach uczyliby stachanowcy (kilkukrotne przekraczanie norm, szybka utrata zdrowia, przedwczesna śmierć). Czy o to chodzi pani minister?
Komentarze
Pani minister była podobno czynnym nauczycielem. Chyba nie ma pojęcia o realiach pracy nauczyciela. U mnie koledzy patrzą wilkiem na szczęściarza, który ma kilka godzin więcej. Sama mam cztery ponadwymiarowe i gdyby nie to, wstydziłabym się pokazać pasek z wypłaty.
W sumie to wszystko nie jest takie łatwe jakby się mogło wydawać, ciezko jest realnie porównac prace jednego nauczyciela do drugiego, sam kilka lat uczyłem przedmiotu który srednio 3/4 maturzystów w szkole zdawało i wszysycy oni byli moimi uczniami w chiwli obecnej uczę wuefu w gimnazjum i szczerze mówiąc odpowiedzialność o niebo większa a i praca o wiel cięższa odchodza tylko papiery wię to nie jest takie łatwe jednak mimo iż należę do ZNP to całkowicie niezgadzam się z linią związku odnośnie karty nauczyciela odnośnie pensum, rolą związku powinno byc kreowanie nowych lepszych rozwiązan a nie tylko roszczenie wiekszych pensji, ja świadomie poszedłem do szkoły uczyć wiedząc jak sie zarabia ale wiedząc ile wolnego mi będzie przyszługiwało- mam dwójke małych dzieci i duża ilośc wolnych dni jest mi jak najbardziej na rękę a zorobki no cóż mając stosunkowo dużo wolnego dnia spokojnie można dorobić i u mnie rok wyglada od kilku lat identycznie rano szkoło potem druga szkoła potem inne płatne zajęcia i tak przez cały rok szkolny z wyłączniem dni wolnych a wakacje spokój i ładowanie akumulatorów więcej zaradności mości panstwo pozdrwaiam
A ja pracuję w szkole, gdzie już od kilku lat dla nauczycieli przedmiotów zawodowych ciagle brakuje godzin. I od kilku juz lat patrzą na siebie wilkiem tylko dlatego, że wprowadzono w życie wizję szkolnictwa, w którym wmawiało się uczniom i rodzicom, że wszyscy uczniowie moga zdobyc maturę. To spowodowało zniszczenie szkół uczących zawodu i kolosalne redukcje wśród nauczycieli przedmiotów zawodowych. Ruchome pensum to rzeczywiście będzie kolejny powód do kłótni. Do takich samych kłótni i burz dochodzi, gdy weźmiemy pod uwagę tzw. „uśrednianie pensum”. A czy to moja wina, że egzaminy maturalne i z przygotowania zawodowego odbywają się w maju i czerwcu ? a czy to wina nauczycieli, ze praktyki uczniowie odbywają w trakcie roku szkolnego ?
Im: ale przecież — jeśli dobrze rozumiem — nauczyciele woleliby nie być zmuszanym do pracy non-stop-kolor, dorabiać tu i tam, itp.
To co ja widzę ponad protestami czystko płacowymi to walka o szacunek i zrozumienie specyfiki zawodu. I zgadzam się z tą walką. I podoba mi się wpis p. Chętkowskiego.
> Liczba godzin z danego przedmiotu nie jest nieskończenie wielka,
> tylko ściśle określona. Jeśli więc jeden nauczyciel dostanie
> więcej godzin, to inny mniej.
Czy ten opis nie oznacza aby, że w Pana szkole jest przerost zatrudnienia?? Zwolnić zbędnych i problem z głowy.
> Gdyby pomysł Katarzyny Hall został wdrożony, w szkołach
> uczyliby stachanowcy (kilkukrotne przekraczanie norm,
> szybka utrata zdrowia, przedwczesna śmierć
Jeśli jakość ich pracy by na tym nie cierpiała, to dobrze, Czemu minister ma chronić zdrowie dorosłych ludzi, którzy sami potrafią wybrać, co jest dla nich najcenniejsze (kasa czy zdrowie)????
A jeśli jakość pracy by jednak przy takim przepracowaniu spadła, to powinni zostać wezwani na dywanik a później ewentalnie zwolnieni. Szkopuł w tym, żeby tak zreformować obecny system, żeby w interesie dyrektora było dbanie o JAKOŚĆ pracy jego pracowników.
Przecież to elementarz!
W pełni zgadzam się z WhoCares
Dyrekotr powinien być menedżerem a nie administratorem.
Nauczyciele zaś nie są dziećmi, które trzeba otaczać wyjątkową opieką bo same zrobią sobie krzywdę.
No to będzie tak, jak z lekarzami. A Dachowiec chyba trafił w dziesiątkę ze swoim wpisem: walka o szacunek i zrozumienie specyfiki zawodu. Ja bym walczyła głównie i w pierwszym rzędzie właśnie o to.
Szkoła nie jest zwykłym zakładem pracy, a dyrektor nie jest „prawdziwym” dyrektorem. Szkoła niczego nie wytwarza i nie przynosi zysków finansowych. Pojęcie „przerost zatrudnienia” nie ma zastosowania do nauczycieli. Może do pracowników obsługi, ale samorządy oszczędzają i obsługi jest zwykle za mało. Nauczyciel jest pełnowartościowym pracownikiem dopiero po co najmniej 5 letniej praktyce. Wymiana jednego nauczyciela na innego niewiele daje, bo umiejętności jakie ma dobry nauczyciel muszą zostać wypracowane praktyką w szkole o dobrze zorganizowanym systemie pracy, a takich jest niewiele, gdyż dyrektor jest zwykle z nadania politycznego i musi się starać o zadawalanie władzy, dzięki której wygrał konkurs. Nauczyciel musi mieć predyspozycje do zawodu, albo postępować tak jak to pięknie opisał „Im”. Jeśli ma predyspozycje, to potrafi ładne parę lat robić swoje wbrew temu co go otacza i funkcjonować tak, jak autor bloga. Później przychodzi „wypalenie zawodowe” lub zaczyna robić tak, jak „Im”.
Myślę, że oprócz wyższych płac, należy zacząć ratować sytuację w szkolnictwie od oddzielenia szkół dla uczniów zainteresowanych zdaniem matury oraz ukończeniem studiów od szkół dla uczniów chcących tylko zdobyć zawód. Zmuszanie wszystkich do zdobywania wiedzy na jednakowym poziomie w tej samej szkole psuje cały proces kształcenia. Dopóki rodzice panowali nad procesem wychowania swoich dzieci obecny system jakoś działał. Teraz są inne czasy i uczniowie nie zainteresowani nauką (a takich jest większość) uniemożliwiają utrzymanie w szkołach odpowiednich standardów nauczania, a nauczycieli taka sytuacja zmusza do bycia odpowiednikami straży więziennej. Straży coraz mniej skutecznej, bo przepisy uniemożliwiają utrzymanie dyscypliny, a na rodziców takich uczniów nie można liczyć.
Zgadzam się, że szkoła nie jest zwykłym zakładem pracy. W obecnym systemie wiadomo, że nie przynosi zysków. Ale istnieją systemy, w których szkoły powszechne są nastawione na zysk (przychody bądź z czesnego bądź z „bonu”, refundacji itp.). Czy taki system jedt optymalny, to jest kwestia dyskusyjna, ale moim zdaniem nie o tym teraz dyskutujemy.
Natomiast kompletnie nie zgadzam się, że pojęcie „przerost zatrudnienia” nie ma zastosowania do nauczycieli. Jak to nie???? Przecież z liczby uczniów, profili, programów itp. wynika wprost liczba godzin dydaktycznych w miesiącu a to wprost się przekłada na liczbę etatów. Zatrudnienie zbyt małej liczby nauczycieli oznacza, że dyrektor nie ma obsady na lekcjach i trzeba łączyc klasy, kazać nauczycielowi prowadzić dwie lekcje na raz lub wręcz odwoływać zajęcia. A zatrudnienie zbyt dużej liczby osób oznacza absurdalną sytuację opisywaną przez Gospodarza, że nauczyciele walczą między sobą o pracę. Czy ja nie mam racji???
A co z nauczycielami nauczania zintegrowanego?
Nasze przedmioty nie są „egzaminacyjne”, a przecież praca w klasach najmłodszych jest bardzo trudna. Do tego jeszcze bezustanne sprawdzanie zeszytów i ćwiczeń.
Chociaż mam tylko goły etat, wracam do domu po prostu wykończona fizycznie i psychicznie. (staż- 23 lata). Nie chciałabym być zmuszona do dodatkowych godzin aby utrzymać dotychczasową, i tak nędzną, pensję.
W szkole nie da się zatrudnić zbyt dużej liczby nauczycieli. Nie da się również zatrudnić zbyt małej liczby. Wszystkie godziny ustalane są wg tzw. siatki godzin opracowywanej centralnie w ministerstwie. Jeśli brakuje nauczyciela danej specjalności, to rezygnuje się czasowo z prowadzenia danego przedmiotu lub daje nadliczbówki nauczycielowi przedmiotu pokrewnego, jeśli ma odpowiednie kwalifikacje lub za zgodą kuratorium, jeśli takich nie ma. Można też specjalnie zatrudniać mniej nauczycieli danego przedmiotu, aby pozostali mieli nadliczbówki. Organ prowadzący (samorząd) może wyasygnować pieniądze, aby zwiększyć ilość godzin z danego przedmiotu lub wprowadzić zajęcia pozalekcyjne.
Jeśli autor bloga pisze, że gdy jeden nauczyciel ma więcej godzin, to drugi musi dostać mniej – chodzi jedynie o nauczycieli prowadzących ten sam przedmiot w sytuacji, gdy dyrektor zatrudnił mniej nauczycieli tego przedmiotu i ma do rozdania nadliczbówki.
„Niech uczniowie zobaczą, jak się nauczyciele biją o większe zarobki.” – nawet Pan nie wie, jak bardzo chciałbym to zobaczyć. Na razie widzę idiotyczne żądania, kompletnie sprzeczne same w sobie (np. wyższe zarobki przy tej samej centralizacji i ‚wydajności’ pracy oraz wcześniejszych emeryturach). Na razie widzę walkę ale nie o zarobki a przywileje…
Witam,
Nie jestem nauczycielem i pewnie nim nigdy nie bede. Za duza odpowiedzialnosc a za niska pensja.
Ale mam taka nielubiana uwage: dlaczego pensum to 18 godzin? a nie 25 czy 30 czy nawet 40? Ja pracuje minimum 40 godzin tygodniowo i dla mnie to jest ok. Jesli jak wszyscy nauczyciele mowia 18 godzin to tylko lekcje a reszta pracy wykonywana jest w domu, itp. to moze zeby zamknac usta nienauczycielom wystarczy wprowadzic 18 godzinne pensum a reszte czasu nauczyciel „musi” przepracowac w szkole. Niech to bedzie czas na sprawdzenie prac uczniow czy tez konsultacje itp.
I wtedy przestaniemy myslec ze kazdy nauczyciel pracuje tylko 18 godzin. Nie czepiam sie reszty bo tez bym chcial miec dluzszy urlop;)
Ale to uwazam za atut tej pracy.
I tak konczac, nie mozna oczekiwac od reszty spoleczenstwa, ze przytakna: dajcie im podwyzki i nic nie zmieniajmy.
Pewnie sie myle ale sami nauczyciele nie mowia jednym glosem albo mowia bardzo cicho.
Pozdrawiam
No przerostu zatrudnienia to na pewno nie ma skoro klasy są 35osobowe… Ach, zapomniałam, niż demograficzny mamy to musimy dzieci uczyć w koszarach bo luźniej to by im smutniej było.
Bardzo bym chciała, żeby nauczyciele pracowali w szkole po czterdzieści godzin z zachowaniem osiemnastogodzinnego pensum. Tylko niech mi ktoś powie, gdzie niby oni mają się w tej szkole podziać. Czy ktoś widział pokoje nauczycielskie? Sprawdzanie prac wymaga skupienia, konsultacje z rodzicami i uczniami powinny sie odbywać w jakimś miejscu, gdzie panuje względny spokój, przygotowanie się do lekcji wymaga dostępu do komputera, ksero itp. Jestem pewna, że każdy nauczyciel chętnie pracowałby w szkole, gdyby mu tam zapewnić godziwe warunki… Nie mówiąc już o tym, że nam narzędzia potrzebne do pracy zapewnia pracodawca, tak jest przynajmniej napisane w kodeksie pracy, A czy ktoś widział gdzieś nauczyciela, który ma np. służbowy laptop?
zgadzam się właściwie ze Zdzisiem, chociaż jestem nauczycielką…jestem gotowa na pracę w szkole np od 8-15, w tym po 4-5 godzin lekcyjnych, spotkania, kółka itp , dostep do komputera i internetu(lepsze wyposażenie potrzebne!!!) , przygotowanie lekcji, sprawdzanie prac, zeszytów itd. Ale pensja niech będzie chociaż zblizona do zachodniej!!! A nie taka, że dziadujemy, szukamy dodatkowych etetów, zamiast oddać swój czas, pracę jednej macierzystej placówce!!! a zmiany mozna wprowadzać, ale nie tyle od razu, poza tym powinny one obowiązywac dopiero tych którzy przyjdą do zawodu i będą zdawać sobie sprawe jak to bedzie wyglądało! proszę sobie wyobraziś, że szef zatrudnia pracownika na danych warunkach, ten przepracował dla niego np 20 lat, zrobił różne kursy i warsztaty aby być lepszym w tym co robi, a szef nagle zmienia mu warunki umowy i nie na lepsze za jego oddanie tylko dokłada mu godzin pracy i obniża wysokość pensji!!! TAK RZĄD CHCE Z NAMI POSTAPIĆ!!!
To wspaniale,że nikt nas nie docenia!We wszystkich publikacjach pisze się,że polscy nauczyciele zarabiają najmniej w Europie,a mają najwięcej godzin.Nawet czescy nauczyciele mają mniej godzin od nas a zarabiają 2xwięcej.