Budki medyczne i edukacyjne

Nie denerwowałem się dzisiaj na służbę zdrowia, ponieważ w edukacji jest podobnie. A przytrafiło mi się coś takiego. Wczoraj lekarz skierował moje dziecko na niezbędne i natychmiastowe badania. Coś odkrył, więc nie wolno było zwlekać. Udałem się więc rano z moim berbeciem do Matki Polki (Instytut Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi). Tam jednak dowiedziałem się, że mogą pobrać dziecku krew, ale teraz jej nie zbadają, gdyż nie ma odczynników. Może przywiozą pod koniec lutego. Do tego czasu krew zostanie zamrożona, a ja mogę sobie siedzieć w domu, opiekować się chorym dzieckiem i czekać, aż do szpitala dowiozą niezbędne odczynniki (dodam, że za te odczynniki płaci klient, tylko samo badanie jest bezpłatne). Szczęka mi opadła z wrażenia. Nie wiedziałem od razu, co mam robić, bo skoro w Matce Polce nie robią takich badań, to – pomyślałem – nigdzie ich nie zrobią.

Wyszedłem z Matki Polki i zacząłem na wszelki wypadek szukać telefonicznie w Łodzi prywatnego laboratorium, które wykonałoby zlecone przez lekarza badanie. Znalazłem, przybyłem, zapłaciłem. Niedługo będą wyniki, więc niby wszystko jest w porządku. Chciałbym tylko dodać, że prywatne laboratorium wyglądem przypomina stragan (niewielka budka), natomiast Matka Polka to medyczny hipermarket (kilka hektarów powierzchni terenu, kilkadziesiąt tysięcy metrów użytkowych – jednym słowem: kolos). A jednak w budce jest wszystko, natomiast w hipermarkecie prawie nic. Co o tym sądzić?

Gdybym nie pracował w edukacji, pewnie dzisiaj bym kogoś zamordował. A tak jestem obyty z podobnymi głupotami, więc nic mnie nie razi. Oczywiście jako człowiek tkwiący w środku systemu szkolnego nie widzę wielu anomalii, ale wiele jednak widzę. Ktoś mógłby się na przykład zastanawiać, dlaczego lekarz od razu nie powiedział, że nie mam co liczyć na zrobienie badań w instytucie, tylko że powinienem poszukać na rynku budki, gdzie świadczy się usługi medyczne na wysokim poziomie. Nie powiedział, dlatego się na początku pogubiłem. I rodzicom też nauczyciele wiele rzeczy nie mówią, więc się biedni gubią i zamartwiają, dopóki nie odkryją, że w mieście są budki edukacyjne. I to na wysokim poziomie.