Głąbowate pismo

Nieczytelne pismo szkodzi, jednak zwykle nie osobie piszącej, tylko adresatowi. Wiem, co mówię, ponieważ sam mam wyjątkowo „głąbowate pismo” (terminologia dyrekcji). Regułą jest, że jak ktoś mi każe coś napisać, to zwykle nigdy więcej już o to nie prosi. Tylko raz protokołowałem zebranie rady pedagogicznej, a potem pilnowano, abym tego nie robił. Mam nieczytelne pismo, więc lepiej, żebym niczego ważnego nie pisał.

No ale nosił wilk razy kilka… Przyszedł do mnie przedstawiciel firmy świadczącej usługi multimedialne (nomen omen firma nazywa się Multimedia) i tak nagryzmolił umowę, że przekręcono moje nazwisko na fakturze. Najpierw zapłaciłem, a potem zadzwoniłem, prosząc o skorygowanie faktury i wprowadzenie poprawki w nazwisku. I tu zostałem zaskoczony przez pracownika firmy Multimedia Polska, bowiem w celu wprowadzenia zmian w nazwisku (zmiana litery „ą” na „ę”) wymaga się osobistej wizyty w punkcie obsługi klienta. Oto dowiedziałem się, że po to założyłem sobie w tej firmie telefon oraz Internet, aby i tak załatwiać wszystko osobiście, tzn. jechać na drugi koniec Łodzi, stać w kolejce i prosić o poprawne zapisanie mojego nazwiska, czyli de facto o naprawienie błędu pracownika tej firmy. Mogę to oczywiście zrobić, czemu nie, tylko wtedy straci sens korzystanie z usług tej firmy. Więc jak już tam pojadę, to tylko po to, aby zerwać umowę. Przecież nie będę marnował czasu z powodu głąbowatego pisma jakiegoś pracownika.

Patrząc zaś na sprawę z innego punktu widzenia, to spotkało mnie to samo, co ja ludziom czynię, nieczytelnie pisząc, czyli kłopoty. Oczywiście aby zrozumieć, że nieczytelne pisanie jest bardzo szkodliwe, trzeba odczuć to na własnej skórze. Odczułem w końcu, więc obiecuję starać się pisać mniej głąbowato.

Patrząc zaś na sprawę z jeszcze innego punktu widzenia, to faktura wystawiona na nazwisko „Chątkowski” wcale nie jest na mnie. Postanawiam więc ani nigdzie nie jeździć w sprawie naniesienia poprawki w nazwisku, ani też żadnej faktury nie płacić, dopóki nie zostanie ona wystawiona naprawdę na mnie. Informację zgłosiłem, dzwoniąc z telefonu komórkowego, na co mam dowód. A swoją drogą to naprawdę wielki idiotyzm, że Multimedia Polska daje swoim klientom kody dostępu, numery identyfikacyjne i inne cuda, które mają weryfikować klientów, gdy dzwonią, a potem w tak drobnej sprawie każe im fatygować się do biura osobiście. Tak to już jednak jest, że ktoś nagryzmolił i ma się dobrze, a inna osoba musi z powodu jego głąbowatego pisma cierpieć.