Rady rodziców
Minister edukacji przypomniał, że w szkołach i innych placówkach oświatowych powinny działać rady rodziców. Współczuję dyrektorom szkół, którzy nie dość, że muszą kierować pracą coraz bardziej sfrustrowanych nauczycieli, to jeszcze każe im się lawirować między rozsądkiem i głupotą rodziców. Wiadomo, że i tak za wszystko odpowiada dyrektor, a rodzice nie odpowiadają za nic, choćby mieli najbardziej absurdalne pomysły. Jednak liczy się idea współpracy.
Sama idea aktywizowania rodziców bardzo mi się podoba. Nie podobają mi się tylko tacy rodzice, którzy nie ufają nauczycielom swoich dzieci, a przygotowanie zawodowe pedagogów mają za nic. Nieraz zdarzało mi się wysłuchiwać głosów rodziców, które świadczyły o tym, że szkoła chce dla dziecka wszystkiego złego. Jeśli rodzice postrzegają swoją rolę jako obrońców uciśnionych dzieci, to ze współpracy nici.
Zdarzało mi się jednak spotkać rodziców, którzy umieli docenić doświadczenie wychowawcy. I właśnie warunkiem współpracy jest docenianie siebie nawzajem. Oczywiście jestem tylko człowiekiem, więc jak rodzic zaczyna kontakt od niechęci do mnie, to trudno jest mi się zdobyć na sympatię. Przylepiam wtedy do twarzy amerykański uśmiech i czekam, co będzie dalej. Jak pierwsze koty pójdą za płoty i dalej rodzic zachowuje się normalnie (tzn. szanuje mnie i chce, abym ja go szanował), wtedy można zacząć współpracować. Gdy jednak trafi się rodzic bogaty w inwencje, ale ubogi w szacunek dla szkoły i pracujących w niej ludzi, wtedy trzeba się pozbyć intruza.
Komentarze
A cóż począć z nauczycielem – wychowawcą, który nie czuje powołania do pełnienia takiej roli? Który najwyraźniej wcale nie „prosił się” o klasę wychowaczą..? wtedy współpraca jest podwójnie, jeśli nie potrójnie utrudniona.. i gdzieżby mowa o sympatii? Szczególnie, kiedy rodzic widzi ten firmowy amerykański uśmiech.. cieżkie życie, prawda?
Pozdrawiam Gospodarza 🙂
Coś wielu ostatnio takich rodziców wśród nauczycieli, którzy nachodzą swoje koleżanki i kolegów, pouczają ich natrętnie, jak i czego mają uczyć ich dzieci, jak odnosić się do ich wyjatkowych pociech. Niewybredne domowe komentarze takich wszechwiedzących rodziców powtarzają w klasie dzieci, a swoich pedagogów mają za nic. Czasem myślę, że ta podejrzliwość spowodowana jest przekonaniem, że nauczyciele pracują właśnie tak jak oni sami w swych szkołach. Czyżby aż tak źle? A jeśli tak wspaniale, to czemu nie zabrali tam własnych dzieci?
Uwazam, ze to bardzo dobry pomysl, gdyz takie rady rodzicow istnieja w kazdej szkole francuskiej i ja uczestniczylam przez okres edukacji moich dzieci w tych wlasnie radach. W polsce istnialy kiedys komitety rodzicielskie, ale one sluzyly chyba tylko do zorganizowania studniowki i na tym cala dzialalnosc sie konczyla. Ja natomiast uczestniczylam w radach pedagogicznych przed wywiadowkami. Przysluchiwalam sie wypowiedziom profesorow na temat uczniow, ich sposobie oceniania. Bylo to bardzo interesujace i jednoczenie poufne, aczkolwiek uczniowie mogli sie ze mna skontaktowac i dowiedziec sie jaka jest opinia szkoly na ich temat, otrzymywalam rowniez liste ocen kazdego z uczniow. Zachecam do takiej dzialalnosci w Polsce.
Chcialabym jeszcze dodac iz istnienie takich rad jest mozliwe jedynie w szkole w ktorej istnieje wzajemne zaufanie i szacunek.