Nowe formy strajku
Jestem przeciwnikiem strajku tradycyjnego. Flagi, transparenty, przerywanie pracy, marsz na Belweder – to wszystko wydaje mi się takie przestarzałe, nieatrakcyjne, niemodne, pozbawione siły. Dlaczego we wszystkim jest postęp, a w proteście pracowników musi być całkowity zastój, to samo od lat? Chodzi mi po głowie coś nowoczesnego, zaskakującego, porażającego.
Wyobraźmy sobie strajk telefoniczny. Może by tak wszyscy nauczyciele zaczęli dzwonić do ministra edukacji. Niech zostanie zorganizowany strajk, który polega na tym, że każdy nauczyciel zamienia się w agresywnego, nieprzyzwoitego rozmówcę telefonicznego i dręczy wszystkie edukacyjne urzędy, począwszy od MEN, a skończywszy na miejscowym kuratorium. Jestem za strajkiem telefonicznym. Mogę codziennie w ramach strajku dzwonić dziesięć razy do wybranych urzędów. Zacznijmy od stu tysięcy telefonów do Giertycha i tak codziennie aż do skutku. Może ZNP wykupi w Telekomunikacji ryczałt na milion połączeń. Wyjdzie dużo taniej.
Uważam, że można by wymyślić tyle form strajku, ile jest dni w roku. Każdego dnia ogłaszano by nową formułę strajku, co wywołałoby taki chaos w szkolnictwie, że władza musiałaby spełnić nasze postulaty. Ogłośmy na dobry początek dziesięć dni strajku i zapowiedzmy, że każdy dzień będzie inny. Wymyślmy coś na miarę dziesięciu plag egipskich.
Pierwszego dnia prowadźmy lekcje, nie odzywając się do uczniów ani słowem. Drugiego dnia gadajmy non stop sami do siebie. Trzeciego dnia prowadźmy lekcje, bez przerwy śpiewając pieśni patriotyczne i religijne. Czwartego dnia ogłaszajmy że najważniejsza jest rodzina i pokazujmy uczniom zdjęcia naszych rodzin. Piątego dnia niech wszyscy nauczyciele zamówią groch z kapustą dla ministra edukacji (na jego koszt oczywiście). Szóstego dnia niech minister zamówi pizzę dla wszystkich nauczycieli (na swój koszt oczywiście). W rolę Giertycha zamawiającego pizze mógłby wcielić się Bogusław Linda albo Krystyna Janda. Siódmego dnia zorganizujmy naukę tego, co minister mówi i jak mówi. Ósmego dnia szukajmy ze świecą homoseksualistów. Szukanie ze świecą należy rozumieć dosłownie. Dziewiątego dnia strajku tłumaczmy wszystkie tematy przy pomocy kija i marchewki (też najlepiej dosłownie). Niech każda szkoła zamówi dwa tiry marchewek, po skrzynce na ucznia. Kij może być symboliczny. Dziesiątego dnia oficjalnie zgłośmy do programu „Zero tolerancji” wszystkich urzędników odpowiedzialnych za edukację – niech ich wezmą do specjalnych ośrodków wychowawczych. Wymyślmy coś, bo tradycyjny strajk to za mało.
Komentarze
Ja proponuję namówić do strajkowania uczniów…
Ach, pomarzyc!
Powodzenia ludu pracujacy miast i wsi!
Swiete slowa Panie profesorze.Oswiata potrzebuje nowej formy strajku , strajku generalnego i dlugotrwalego.Powiedzmy pare lat.Jest to dosc proste.Wystarczy ze wszyscy nauczyciele ,jednym glosem powiedza „Zero tolerancji dla nieukow”.Umiesz zaliczasz ,nie umiesz to powtarzasz klase.Taka forma strajku generalnego ma szanse powodzenia.Moze ktos wtedy zacznie sie liczyc ze szkola i nauczycielami.Nie jestem nauczycielem ale calym sercem popieram wasz protest.Pozdrawiam.
A wiecie państwo, że strajk włoski może być rzeczywiście skuteczny. Od A do Z wszystko zgodnie z przepisami. Zdrowy rozsądek i dobre serce zostawione w szafie na czarą godzinę. Panie Dariuszu , popieram Alle I nauczyciele też zgodnie z etatem – po lekcjach, do domu. Żadnych sprawdzianów do domu, żadnego szykowania w domu zajęć i żadnych zajęć nadprogramowych. Ile płacicie, tyle robimy. Myślę, ze kuratoria miałyby dosyć po tygodniu, Giertych może by i wytrzymał 3 tygodnie. Po miesiącu rodzice roznieśliby najpierw szkoły, potem urzędy oświatowe. To jak? Spróbujecie?
Panie Profesorze lepiej weź się Pan do roboty i zacznij w końcu uczyć , bo pana uczniowie muszą brać korepetycje żeby zdać maturę, nie wstyd Panu , a był Pan uważany kiedyś za bardzo dobrego nauczyciela.
Strajk fantastycznie przebiegł w XXI LO! Gdyby nie kartka formatu A4 z małym napisem „strajk ostrzegawczy” to zapewne bym o nim zupełnie zapomniał. Poza tym w ramach strajku jednomyślnej, niepodzielnej i jakże zdeterminowanej grupy społecznej jaką są nauczyciele napisałem dzisiaj 2 klasówki. Strajk był tak śmieszny jak całe szkolnictwo…
Straszni to byliby nauczyciele, tacy o jakich marzysz, alle. Mysle, ze nadawali by sie do jakiegos totalitarnego kraju.
Nauczyciel mowiacy o zerze tolerancji dla nieukow nie nadaje sie do zawodu. Wazne jest by nauczyciel mial odpowiednia range w spoleczenstwie, ale nie mniej wazne jest by umial uczyc i by kochal dzieci.
Mialam bardzo niewielu nauczycieli w Polsce, ktorzy dzieci kochali i umieli uczyc. Wiekszosc nienawidzila swej pracy, szkoly,dyrekcji, a nade wszystko nienawidzila dzieci i mlodziezy. I tylko dzieci i mlodziez dawaly sie upokarzac i nad soba znecac, bo przeciez nie dyrekcja. A najgorsza sposrod nich byla siostra zakonna, Hitler w habicie, wznoszaca oczy do nieba psychiczna sadystka. Co wieczor przed zasnieciem zyczylam jej aby zdechla w strasznych mekach.
obawiam sie, ze wszelkie proponowane formy strajku moga ewentualnie przyniesc polowiczny sukces, a mianowicie: malo istotna podwyzke…
podwyzka – jesli nawet ‚stanie sie cialem’ – nie bedzie taka, jakiej sobie zyczycie, drodzy Nauczyciele; ot, rzuca Wam pare groszy, by ukrocic Wasze wrzaski, a i w debacie sejmowej miec argument: „przeciez dalismy, kiedy zazadali!”
kokosow jednak nie zobaczycie…
mam propozycje, moze i troche rewolucyjna, ale chyba jedyna wlasciwa. ostrzegam jednak, ze czasochlonna, a jej pierwsze owoce bylyby widoczne za kilka, kilkanascie lat.
a mianowicie: szkolnictwo w Polsce nigdy nie zobaczy prawdziwych pieniedzy tak dlugo, jak dlugo bedzie ich szukac w dziurawym i skarlowacialym budzecie MEN (jestesmy krajem biednym i do tego zle zarzadzanym – nie zmieni tego rzad IV, V, czy VI RP dopoki swiadomosc spoleczna w kraju nie wzrosnie do poziomu narodu rzeczywiscie chcacego zmiany wlasnego losu).
juz dzis wiadomo, ze zeby zarobic, bedac nauczycielem w Polsce, trzeba pracowac w prywatnej szkole, na ktorej budzet loza rodzice dzieci oplacajac miesieczne czesne, badz udzielac korepetycji (ten drugi sposob jest dowodem na to, ze nawet rodzice dzieci, ktore chodza do publicznych szkol, pieniadze maja i zrobia wszystko, zeby dziecko wyksztalcic).
narzekajacym nauczycielom w Polsce trzeba sie zorganizowac i zaczac zakladac prywatne szkoly, ktore beda gwarantowac wysoki poziom nauczania za pieniadze rodzicow.
brzmi to troche jak opowiesc o szklanych domach, ale w praktyce doprowadzi do tego, ze zacznie brakowac na rynku nauczycieli, ktorzy zechca pracowac w szkolach publicznych (kto odpowiedzialny idzie dzis na studia z zamiarem zostania nauczycielem za 5 lat?); relacja ‚popyt-podaz’ zadziala jak w normalnym, wolnorynkowym kraju, rzad bedzie zmuszony do wprowadzenia powaznej reformy polskiej oswiaty i docenienia w koncu polskiego nauczyciela (szkolnictwo publiczne istniec bedzie zawsze, ale jego hegemonia dzis uniemozliwia wprowadzenie jakichkolwiek znaczacych zmian, czy wzrostu wynagrodzen nauczycieli, ktorzy tak naprawde nie maja nic do gadania, a ich strajki najlepiej dzis obrazuje niemy ‚Krzyk’ Muncha).
na argumenty pt. ‚kogo bedzie stac na prywatna szkole dla dziecka?’ odpowiadam: nie kazdego – a niby dlaczego kazdy ma miec solidne wyksztalcenie? murarz jest murarzem, a nie myslicielem czy filozofem; to samo tyczy sie innych zawodow: nauczmy sie rozrozniac wyksztalcenie podstawowe, srednie i wyzsze, a unikniemy paradoksow typu: ‚przyjme pania do sprzatania, wymagane 2 jezyki obce i magistrat z Ochrony Srodowiska’.
zdumiewajaco wielka czesc spoleczenstwa znajdzie jednak srodki na solidne wyksztalcenie swojego dziecka tak samo, jak znajduje je na nowe BMW M5 mimo, ze prowadzi dzialalnosc gospodarcza, od lat przynoszaca straty w zeznaniach podatkowych…
musicie sie, drodzy Nauczyciele, zaczac cenic, bo jesli sami nie bedziecie znac swojej wartosci, nikt trzeci Was nie doceni. murarz wycenia swoja prace, a klient placi za nia jak za zboze, kiedy na rynku brakuje murarzy.
niestety, wiekszosc z Was do Londynu nie wyjedzie, wiec musicie sobie sami zorganizowac Londyn w miejscu, gdzie mieszkacie (nie wszystkim sie to uda; prym beda tu wiodly duze miasta, jednak w mniejszych rowniez macie szanse).
zeby nie byc goloslownym, dam Wam za przyklad lekarzy, ktorzy zaczeli sie organizowac i zakladac prywatne kliniki; 30 lat temu byloby to nie do pomyslenia, a dzis malo kto chodzi do panstwowego dentysty leczyc zeby…
powodzenia!
Prowadzenie lekcji nie odzywając się do uczniów już było 😉 W pewnej klasie prawniczej.
„Siódmego dnia zorganizujmy naukę tego, co minister mówi i jak mówi.” Warto tego nauczać nie tylko gdy się starajkuje ale i na codzień to może coś się zmieni 🙂