Strajk z misją

Mam nadzieję, że strajk ostrzegawczy nauczycieli będzie poważniejszy niż bunt lekarzy, ale obawiam się, iż może być podobnie. Śmiać mi się zachciało w piątek, gdy dowiedziałem się, że z powodu strajku moje dziecko zostało przyjęte do lekarza bez kolejki (normalnie czekałoby ponad miesiąc). Po prostu na ten dzień odwołano wszystkich zapisanych pacjentów, więc gdy żona poszła z córeczką, aby się tylko zapytać, została obsłużona na poziomie co najmniej szwajcarskim. Bez czekania, bez tłumu pacjentów, przez lekarza uśmiechniętego od ucha do ucha i uprzejmego, jakby zarabiał co najmniej tyle, co operator maszyn budowlanych – pięć tysięcy na rękę.

Zbieram od kilku dni deklaracje nauczycieli przystępujących w mojej szkole do strajku. Sporo osób rezygnuje, ponieważ przeprowadzają zapowiedziany sprawdzian, nie chcą zmarnować ważnej lekcji, nie zrealizowali jeszcze programu, akurat zaplanowali wycieczkę, umówili się z uczniem, że wygłosi referat itd. Oczywiście jak ktoś uczestniczy w egzaminie maturalnym, to też nie strajkuje. Ludzie są bardzo sumienni, nie chcą strajkować, ale wspierają nas, strajkujących, całym sercem. Trochę głupio się czuję, że strajkuję, bo przecież klasówki, kartkówki, referaty, debaty czekają. Obiecuję, że zachowam się podobnie jak lekarze: jak ktoś do mnie przyjdzie, to go obsłużę, czyli pouczę. Uprzedzam, że strajk jest we wtorek od 8 do 10. Znaczy się, zapraszam do pokoju nauczycielskiego.

Nauczyciele podobnie jak lekarze nie mają serca rzucić wszystkiego i po prostu zastrajkować niczym górnicy – ostro, na całego, odważnie, bez odrobiny zażenowania, z tupetem. Wprawdzie frustracja wśród nauczycieli jest duża, ale chęć do buntu jeszcze ograniczona skrupułami wobec uczniów, rodziców, dyrekcji. I nie chodzi tylko o pieniądze, jakkolwiek zarobki są naprawdę niskie. Głównie chodzi o fatalne warunki pracy. Przecież gdyby nie prawie 40-osobowe klasy, to w Polsce brakowałoby nauczycieli i trzeba by także nam dać podwyżki. A tak straszy się nas groźbą zwolnienia, bo przecież nauczycieli nie zbraknie. Daje nam się klasy tak liczne, że nie sposób normalnie pracować i jeszcze oczekuje się, że będziemy wykonywać ten zawód z misją. Ja strajkuję z wielu powodów: z powodu przepełnionych klas, ponieważ chcę odejść na uprzywilejowaną emeryturę i aby zarabiać co najmniej tyle, ile zarabia w Polsce człowiek bez wyższych studiów, a często i bez matury, obsługujący maszyny budowlane, kładący kostkę, glazurę, terakotę, hydraulik, elektryk czy malarz pokojowy.