Beczka piwa
Wczoraj było okropnie gorąco, a w szkole akurat mieliśmy konsultacje dla rodziców. Zapowiadał się koszmar. Na szczęście szef wydał zarządzenie, że możemy wyjść na boisko i tam przyjmować zainteresowanych. Gdy wyszliśmy, totalnie nas zamurowało, ponieważ na miejscu czekała na nas 150-litrowa beczka piwa, a przy niej człowiek do polewania, pan Henio. Na początku mieliśmy opory, czy to wypada pić w pracy, ale ktoś obyty w przepisach prawa wyjaśnił, że nasz czas pracy już się skończył. Po przepracowaniu dziesięciu godzin konsultacje należy traktować jako spotkanie towarzyskie, a nie część pracy. Zresztą rodzice rozwiali wątpliwości największych niedowiarków, przynosząc ze sobą wędzone rybki i żółty ser do piwa. Kilka osób wzięło czekoladę i inne słodkości, ale większe wzięcie miały jednak rybki i ser. Mnie najbardziej smakował węgorz. Po prostu palce lizać i piwkiem zapijać. Symboliczne zadaszenie informowało, że teren boiska stał się restauracją, czyli nie można go nazywać szkołą. Wszyscy dobrze wiemy, że w szkole pić nie wolno. Jednak w restauracji można. Cóż komu do tego?
Piwko rozjaśniło nam umysły na tyle, że nikomu do głowy nie przychodziło narzekanie na uczniów. Słyszałem, że jedna z najbardziej wymagających nauczycielek wyraziła się o pewnym uczniu, iż to geniusz. Mnie dwa kufle tak rozwiązały język, że nie omieszkałem pochwalić wszystkich, łącznie z tymi, którym zamierzam wystawić oceny dopuszczające. Przecież ocena o niczym jeszcze nie świadczy. Zintegrowaliśmy się z rodzicami na całego, a przecież nie tak dawno ludzie ci wpadali w nerwicę na samą myśl, że muszą odwiedzić szkołę swojego dziecka i porozmawiać z nauczycielami. Ja sam zwykle wzbudzam lęk wprost przeraźliwy, bo nikt do mnie nie przychodzi, ale wczoraj ludzie lgnęli do mnie, a i ja sam lgnąłem do wszystkich. Powiał lekki wiaterek i zrobiło się jeszcze przyjemniej.
Szefowi pięknie podziękowaliśmy, pijąc za jego zdrowie i śpiewając mu sto lat. I nie chodziło nam wcale o sto lat życia, tylko o to, żeby tyle trwała jego kadencja. Dodam, że dyrektor rozpoczyna właśnie kolejną, ponieważ wygrał konkurs. Stąd ta olbrzymia beczka piwa. Wszystkiego najlepszego, Panie Dyrektorze! Dziękujemy i prosimy o więcej! Zwykle konsultacje trwają małą godzinę, gdyż każdy nauczyciel siedzi jak na szpilkach i przy pierwszej lepszej okazji podrywa się do domu. Teraz jednak każdy został aż do dna, a beczkę opróżniliśmy koło dziesiątej wieczorem. Wróciłem do domu w takim humorze, że żona nabrała podejrzeń, iż w ogóle nie byłem tego dnia w pracy. Cóż to, czy z pracy nie można wracać zadowolonym? Przecież tak mało trzeba, aby poczuć się szczęśliwym.
Komentarze
Jakieś bzdury piszesz!
Panie Darku!
Dziekuje za sympatyczne, pisane z humorem i talentem opowiadania. Czytam Pana z przyjemnoscia, choc nie mam juz od lat dzieci na glowie.
W gestwinie politycznego belkotu chetnie zagladam do Pana, by sie odrobine rozluznic i usmiechnac. Lekka powtorka poprawnej polszczyzny.
Cieplo pozdrawiam
Stefan
(kiedys z Balut obecnie Baden Baden)
Na boisku szkoły piwo??
Ja dopiero co przerabiałem dyskusję, jak poczęstować alkoholem w szkole absolwentów. Dodaję: po godzinach lekcji i ludzi dorosłych — ale na terenie szkoły. Dyrektor był za, ale bał się, że gdyby to wyszło na jaw, mógłby mieć problemy w kuratorium — bo w końcu to wciąż teren szkoły.
Cudowny tekst, Profesorze. Teraz tylko poczekać wypada, który orzeł, Giertych czy Ziobro będzie próbował Pana pierwszy dopaść.
Kajot, jaki Ty lękliwy jesteś 🙂