Matura na sto i zero procent

Cały weekend od rana do wieczora sprawdzałem prace maturalne. Wprawdzie chodziły słuchy, że w niedzielę Giertych zabroni nam pracować, ale byliśmy w – cytuję autorytet – „mylnym błędzie”. Przemiła szefowa mojej grupy poinformowała nas, że możemy udać się na mszę, jeśli tylko chcemy, jednak nikt się nie ruszył. Grzech musi się uleżeć, nie można tak na świeżo iść do Pana Boga i prosić o przebaczenie, a potem wrócić do pracy i na nowo grzeszyć lekceważeniem dnia świętego.

Podczas sprawdzania popadałem w skrajności. Jedna praca wydała mi się tak doskonała, że przyznałem jej sto procent punktów, ale zaraz potem wpadł mi w ręce wyjątkowo prymitywny tekst. Niestety, autor poległ, chociaż kilka osób głowiło się, jakby tu znaleźć w tej pracy coś zasługującego na pozytywną ocenę. Nie było nic. Zastanawiam się, dlaczego ten uczeń wybrał poziom rozszerzony, skoro nie posiada nawet minimalnej wiedzy polonistycznej, nie rozumie w ogóle pytań, zdania po polsku nie potrafi poprawnie ułożyć. Totalna katastrofa, więc nie miałem żadnych wyrzutów sumienia. Po prostu człowiek wybitnie zasłużył, aby nie zdać matury.

Klucz rozwiązań jest taki, że wymaga komentarza. Bardzo się do tego palę, ale na razie nie chcę sprawiać kłopotów swojej przełożonej. Wiadomo, że muszę milczeć. Poczekam, aż będzie można oceniać to, co wymyślili fachowcy z CKE i OKE. Mam nadzieję, że nie żyjemy w państwie totalitarnym, gdzie jakiekolwiek ocenianie władz jest zabronione. Ufam, że będzie można bez żadnych obaw komentować tegoroczną maturę. Na razie milczę, ponieważ czeka mnie kolejny weekend sprawdzania prac. Gdybym się od razu wdał w dyskusję nad poprawnością klucza, mogłoby to mieć wpływ na jakość mojej pracy.

Sobotni wpis na Belferblogu sprawił przykrość szefowej mojej grupy. Przepraszam. Nie krytykowałem osób, tylko system. Prawdę mówiąc, gdyby nie wspaniała atmosfera, jaka panuje w grupie, nie uczestniczyłbym w sprawdzaniu. Panie polonistki są super, chociaż mają swoje narowy. Jestem jedynym mężczyzną w zespole, więc im trochę przeszkadzam. Widzę, że mają ochotę ponarzekać na facetów, ale z mojego powodu się krępują. Od dwudziestu lat doświadczam ataków kobiet na wszelką męskość i próbuję się sprzeciwiać. Na polonistyce byłem rodzynkiem w grupie, więc studentki nie mogły za bardzo feminizować. Mieszkałem pięć lat w akademiku prawie żeńskim, w łódzkiej Balbinie, zatem nic co babskie nie jest mi obce. Nieraz się nasłuchałem, że mężczyzna jest gorszy od… Nawet mnie to bawi, a czasem myślę, że panie mają rację.

Jak mnie dzisiaj czy jutro jakiś uczeń zapyta, czy sprawdziłem jego pracę domową albo klasówkę, to nie ręczę za siebie. Z powodu matur cierpię na wstręt sprawdzania, dostaję uczulenia i wysypki, trzęsie mną stara cholera, rosną mi żylaki na nogach i dostaję niebezpiecznej głupawki. Mam kilka dni, aby się podleczyć, bo przecież muszę być w formie w kolejny weekend.