Judaszowy aplauz

Jury, komentując mój wpis sobotni, wyraziło opinię pracodawcy: „Jak się komuś nie podoba sprawdzanie matur, to nikt tu nikogo na siłę nie trzyma”. Czyli won. Następnie podało oszałamiającą sumę 700 zł jako dowód, że to dużo za pracę w sobotę i niedzielę od rana do wieczora (ja zarobiłem akurat 500). Zacytuję hydraulika, któremu nie chciałem zapłacić większej sumy za pracę kilkugodzinną w dzień powszedni: „Ten tysiąc to może pan sobie w d… wsadzić.” Niestety, nauczyciele mają okazję dorobić do pensji przy maturach tylko raz w roku, zatem pięknie podziękują za łaskawe 500-700 zł, może nawet pocałują pracodawcę w rękę. Tak, ludziom zależy, żeby sprawdzać te prace, bo przecież nie będą dorabiać, sprzedając skarpetki na rynku albo podając piwo w nocnym barze. Chociaż niektórzy dorabiają także w ten sposób, o czym rozpisywała się prasa. Dorabianie do pensji stało się koniecznością polskich nauczycieli, trzeba więc podejść do tego z pokorą, a nie arogancją.

Zrezygnowałbym ze sprawdzania matur, gdyby nie chodziło o literaturę, tylko o hydraulikę. Tymczasem w CKE popełnia się występki przeciwko literaturze i jednocześnie oczekuje, że środowisko polonistów będzie te występki akceptować. Dzisiaj „z wyjątkiem akademickich głupków i grafomanów nikt nie jest w stanie pisać na serio wypracowania maturalnego” (opinia jednego z polonistów). A jednak uczymy dzieci tej techniki, uczymy je niezdarności w pisaniu, uczymy mdłego stylu, przekonujemy, aby nie podejmowały się samodzielnej interpretacji, tylko bezładnie mieszały w swoim wypracowaniu okruchy wiedzy o dziele literackim. Ta bezładna mieszanina okruchów oficjalnie nazywa się kluczem. Abiturienci czytają fragment znaczącego dzieła literackiego, o którym nie mają bladego pojęcia i podobno mieć nie muszą (matura rozszerzona), następnie zmyślają niczym Casanova o swoich wyczynach, a potem okazuje się, że tacy grafomani i wodolejcy uzyskują więcej punktów niż wnikliwi czytelnicy Homera, św. Pawła, Dantego, Szekspira, Poego, Baudelaire?a, Mallarmego czy Miłosza. Nie ma chyba lepszego przykładu na bzdurę edukacyjną niż kształcenie pod klucz egzaminacyjny, jakie w całej Polsce ma miejsce. Obecnie istotą pracy polonisty w szkole jest pomniejszanie każdego dzieła literackiego, aby tylko pasowało do klucza. I ja mam o tym milczeć? Mam być potulnym, lękliwie stąpającym nauczycielem literatury? Mam wydawać z siebie judaszowy aplauz, aby dzięki temu zyskać prawo do sprawdzania matur? Nigdy w życiu. Będę krytykował, gdyż zależy mi, aby matura z języka polskiego dotyczyła tego co ważne w piśmiennictwie, a nie była propagowaniem intelektualnych popłuczyn, jak jest obecnie. Słyszę won, ale zostaję.