Do książek!
Wczoraj wstrząsnęła mną wiadomość, że „Niektórzy nauczyciele grożą uczniom za niewypożyczanie książek ze szkolnej biblioteki” (cytuję za www.gazeta.edu.pl ). Liczne grono fachowców od edukacji w najbardziej ostrych słowach potępiło przymuszanie uczniów do wypożyczania książek, bo przecież każdy dzieciak ma własną biblioteczkę w domu. A w niej oczywiście wszystkie potrzebne pozycje. Pewien pracownik Instytutu Bibliotekoznawstwa Uniwersytetu Śląskiego uznał nawet, że winę za tę głupią akcję ponoszą dyrektorzy szkół, którzy są dla nauczycieli „władzą autorytarną i ich decyzje są niepodważalne”. Temu Panu radzę, aby oceniał decyzje swojego przełożonego, a cudzych dyrektorów zostawił w spokoju. Zapewniam, że jeśli w szkołach realizowane są jakieś głupoty, to rzadko z inspiracji szefa. Zwykle pierwsza w wymyślaniu idiotyzmów jest wyższa góra niż taki wzgórek jak dyrekcja szkoły.
Co do posiadania przez uczniów własnej biblioteczki, to chyba zastosowano tu ocenę z czasów średniowiecza. Wtedy miejsce, gdzie była przynajmniej jedna książka, nazywano biblioteką. Podejrzewam, że jedną książkę wszyscy mają, więc do cudzych bibliotek nie muszą chodzić. Wszystko, co potrzebne do rozwoju intelektualnego, tacy ludzie mają przecież we własnym domu.
Oczywiście, niektórzy mogą mieć całkiem pokaźne zbiory książek. Sam posiadam, lekko licząc, jakieś pięć tysięcy woluminów w domu i sporo u ludzi, którzy pożyczyli ode mnie i zapomnieli oddać. Nie mam im tego za złe, ponieważ w tych pięciu tysiącach kilkaset to egzemplarze pożyczone, także z bibliotek miejskich, uczelnianych i szkolnych oraz zbiorów prywatnych. Mimo że mam sporo książek, to nie pamiętam dnia, w którym nie oglądałbym jakiegoś interesującego dzieła. W księgarniach, antykwariatach oraz bibliotekach spotykam często ludzi, którzy mają wiele, a mimo to przychodzą po więcej. Z pewnymi osobami, także z niektórymi uczniami, wciąż wymieniam się książkami albo informacjami, gdzie można wypożyczyć lub kupić coś ciekawego.
Uważam, że wszystkie dzieci trzeba uczyć zwyczaju otaczania się książkami. Lepiej wymyślić głupią akcję niż żadną. A co jest głupiego w zachęcaniu uczniów, aby poszli do biblioteki i wypożyczyli sto książek? Niech je powąchają, przekartkują i oddadzą, nie czytając. Nawet lepiej, że nie każe im się czytać. Wystarczy, że w umyśle wytworzy się zwyczaj interesowania się książkami, pożyczania, trzymania w rękach, wkładania do plecaków itd. Czytanie przyjdzie później.
W szpitalu, gdzie leży moja córka, ludzie tylko oglądają telewizję. W każdym pokoju huczy telewizor od rana do późnej nocy. Wszystkie pokoje są przeszkolone, więc widzę, co się dzieje. Ja wyrzuciłem z plecaka na łóżko stertę książek. I każdego dnia przynoszę nowe. Gdy jacyś fachowcy zorientowali się, że nie oglądamy telewizji, pomyśleli, że to z powodu braku środków (2 zł godzina). Przyszli i uruchomili mi automat gratis na 30 godzin od razu. I tak nie włączyłem, ponieważ przeszkadzałbym mojej córce, która robi to samo, co ja. To znaczy non stop gapi się w książki i przewraca kartki. A w domu na nic innego nie poświęcamy tyle czasu, co na wyciąganie książek z półek, oglądanie i wkładanie ich z powrotem w to samo lub inne miejsce.
Komentarze
Jeżeli próby namawiania dzieciaków do czytania książek, lub choćby do kontaktu z nimi, rozpatrywane są w kategoriach „przymuszenie”, „potępienie”, „wina” etc., to w określeniu „fachowiec od edukacji” słowo „fachowiec” jest, krótko mówiąc, nadużyciem. Ów pracownik Instytutu Bibliotekoznawstwa UŚ jest tam chyba także osobą przypadkową…
Ot postawa godna naśladowania. Oby więcej ludzi książki w naszym społeczeństwie. Bardzo ciekawe przemyślenia.
Wstyd się przyznać, ale ostatnio odkryłam u siebie pewną ułomność i bardzo proszę o pomoc w jej zwalczeniu. kupowanie, wypożyczanie i przede wszystkim czytanie książek jest dla mnie czymś tak naturalnym, że od dawna nie zastanawiałam się, czemu właściwie czytam. Bo lubię – no tak, ale to nie jest przekonujący argument dla świata zewnętrznego. I stąd pytanie naiwne – właściwie czemu warto czytać?
„Trzeba czytać, żeby żyć” (D. Pennac); „Każde dlaczego ma swoje dlatego” (dobry wojak Szwejk),; „Biblioteka jest modelem Wszechświata” (Borges, a za nim Eco) – to są argumenty.
Sama wiem: nikt się niczego nie nauczył z Internetu; każdy, kto porządnie chce zgłębić problem, zrozumieć coś naprawdę – sięga do książek, czasopism..
Pracuję w szkolnej bibliotece i wiem, że domowe biblioteki to mit.
Pewnie zależy to od środowiska, pewnie inaczej nieco wygląda to w Warszawie niż w małym miasteczku gdzieś w Zachodniopomorskiem, wiem jedno: jeśli człowiek do 15-16 roku życia nie nauczy się obcowania z książką, nigdy potem tego nie nadrobi.
I po to są szkolne biblioteki…
Tyle że nie ma w nich pieniędzy na nowe książki, na prenumeratę czasopism – słowem na wszystko, co powinno być w każdej bibliotece, szkolnej zwłaszcza. Dlatego może zamiast zniesmaczać się na pomysły mobilizowania uczniów do bywania w szkolnej bibliotece, byłoby fajnie, gdyby gdzieś rodziły się refleksje, jak to zrobić, żeby szkolne biblioteki mogły odpowiedzieć na rzeczywiste potrzeby czytelnicze młodych ludzi. ..
Cieszę się, że temat został podjęty, podpisuję się oburącz 🙂
W takim razie też jestem głupcem, bo nie dość, ze każę uczniom – gimnazjum – wypożyczyć jedną książkę co miesiąc, to jeszcze muszą mi ją „opowiedzieć. I dostają ocenę: jeden lub pięć. Może nie jest to najmądrzejsze posunięcie dydaktyczne, ale mam nadzieję, że dzięki temu nie zapomną literek alfabetu polskiego i będą w stanie zbudować jedno zdanie rozwinięte na temat.
Pound dixit: „Każda lektura do wyprawa po moc!”:)
Boże, jak ja lubię takich ludzi jak pan. I jak świetnie rozumiem tę rozkosz płynącą z obcowania z książkami.
Wierzę, że tacy jak my, nie wyginą. Zawsze byli, są i będą. W mniejszości, ale będą.
Widze panie profesorze ze pan stosuje podobna metode co moi rodzice – jak bylam mala i siedzialam w lozeczku to oni dawali mi do „czytania” przeczytane juz strony gazet, ktore darlam, gniotlam i co tylko sie dalo 🙂 Umialam czytac zanim poszlam do szkoly i jak mialam jakies 10 lat to role sie odwrocily i to ja czytalam na glos rodzicom 😉 Do tej pory wszedzie poruszam sie z ksiazka ewentualnie jakas gazeta. Tydzien temu pozyczylam sobie z biblioteki prawdziwa cegla, a nawet pustak – „Europe. A History” (czytam w oryginale). 1136 stron to nielada wyzwanie! 🙂
Bo czytajac o innych swiatach i o przemysleniach innych ludzi na temat tych swiatow, w swoim jednym zyciu mozesz poznac doswiadczenia, psychike, mentalnosc, motywy postepowania i inne roznorakie aspekty ludzkiego istnienia(nie wspominajac o wiedzy) jakich nigdy bys nie poznala ograniczona do wlasnej przestrzeni i wlasnego czasu. To spotkanie z innymi swiatami w roznych opowiadaniach ksztaltuje cechy bardzo pozadane w sprawnie funkcjonujacym (zgranym jakby powiedziala mlodziez a mojego rocznika) spoleczenstwie tzw. spoleczenstwie obywatelskim jakim mamy ambicje sie stac. Cechy te to zdolnosc do empatii, umiejetnosc rozpoznawania emocji innych osob, umiejetnosc rozpoznawania motywow ich postepowania, zdolnosc do przemyslonych reakcji itp. A to nie sa nasze mocne strony charakteru. Charakter jednak mozna i nalezy ksztaltowac.
W Chinach, utozsamiani glownie z okrocienstwiem Japonczycy sa w rzeczywistosci narodem o niesamowitej dla mnie umiejetnisci harmonijnego wspolzycia-mistrzowie od ktorych mozna sie uczyc latami i zawsze odkryc nowa tajemnice spoistosci spolecznej. Tutaj wspomne tylko jak rozwiazuja oni ten problem (bo i oni boleja nad zalewem gier komputerowych i spadkiem czytelnictwa): Wychowawca klasy wybiera z biblioteki kilkadziesiat pozycji odpowiednich dla swoich pupili (sam te pozycje zna bo sie czesto do nich lekcjach odwoluje), ustawia na polkach w swojej klasie a uczniowie zanim zaczna jakakolwiek lekcje w jakimkolwiek gabinecie, zbieraja sie w swojej klasie na 30 minut, jakby to przetlumaczyc:”czytelnictwa”. Moga czytac co chca, tylko wachac:), ogladac same obrazki, robic cokolwiek pod warunkiem nieprzeszkadzania sobie nawzajem, po prostu obcowac z ksiazka. „czytelnictwo” zaczyna sie w pierwszej klasie. W polsce ze wzgledu na system pisowni przypadalo by to na druga klase? Prawda, ze calkiem nieinwazyjne zachecanie do czytania? Moze „zbudujemy druge Japonie” nasladujac system wychowawczy(nie edukacyjny-to co innego), skoro nie dalo sie powielic cudu gospodarczego?
Dawno temu, gdy nasze stasze dziecko miało około 6 lat (czyli około z grubsza 22 lata temu), wyrzuciliśmy z domu telewizor, który nie tylko kradł czas nam, dorosłym, ale także przyciągał dzieci, które zasiadały przed nim i wpatrywały się w migające obrazki. Po około 2-3 miesiącach dzieci przestały narzekać na niemożność oglądania dobranocek, wdrożyły się zaś do innych zajęć, między inymi takich jak rysowanie i oglądanie obrazków w książkach. Potem przyszło czytanie. W szkole podstawowej starsza córka dostała nawet specjalny dyplom za przeczytanie większości książek ze szkolnej biblioteki. Po latach okazało się, że przyzwyczajenie do czytania jest tak silne, że po wyprowadzeniu się na swoje dzieci nadal czytają i nie mają w domu telewizorów. Rośnie już także następne pokolenie czytających – wnuk wychowywany bez telewizora też zapewne będzie czytał. Narazie to jemu czytają 🙂
Jedyny problem, jaki widzę w obcowaniu z książkami to ten, że nie mamy już gdzie ich upychać. Wyrzucanie ich zaś jest dla mnie świętokradztwem, nawet jeśli są mało wartościowe lub nieaktualne.
Taka metoda „zachęcania” do czytelnictwa jest zapewne dość drastyczna, ale na pewno skuteczna. Tyle, że musi być zastosowana dostatecznie wcześnie, a rodzice muszą dać przykład, czyli sami zrezygnować z telewizji. Tu akurat nie widzę problemu, gdyż nieoglądanie tego, co prezentują nasze telewizje może mieć wyłącznie pozytywne skutki 🙂
Wspaniała metoda, zachęcanie poprzez zmuszanie.
Nic tylko pogratulować.
W młodzieży rośnie pasja i miłość do książek 🙂
Lektura – chwila niewielka
Książka to druh nasz szczery
Kochajcie dzieci książeczki
kochajcie do jasnej cholery!
czytam i oczywiscie sie ciesze, z czego? bo ci co nie czytaja i tak tu nie zajrza moi znajomi maja mnie za wariatke za kazdym razem jak mowie ze ide do ksiegarni czytalam juz majac 4 lata i od razu czytalam mojej mlodszej siostrze – ona czytac nie lubi. dla mnie czytanie jest tak naturalne jak oddychanie; mam 25 lat i ksiazek z 4 razy tyle. i bede miala jeszcze wiecej 🙂
Wszystko co ma rozbudzić zainteresowanie książką i zawartą w niej treścią jest ze wszech miar godne pochwały. Czy może być coś milszego jak przyjemna lektura?
Rozmawiałem dziś z ważną osobą odpowiedzialną w moim srdoowisku za wykorzystanie środków europejskich na rozwój edukacji. Powiedziała mi, że jednym z priorytetów są przedszkola. Ja jej o tym czego się dowiedziałem wczoraj w W-wie, że mimo potrzeby w przedszkolach warszawskich niema pieniędzy na reedukację. Ona na to, czy w tym wieku sa potrzebne. Ja jej na to, że i owszem- zmieniły się na dzieci. Nam dziadkowie opowiadali bajki. My czytaliśmy ksiązki. Jeszcze nasze dzieci czytały. A nasze wnuki juz tylko oglądają filmy wkomputerze- zakończyła moja rozmówczyni.
WNIOSEK!!! Zakazać blogów i korzystania z TI 😉
REFLEKSJA!!! Jeśli marzę czasami o tym, żeby znaleźć się w szpitalu, to głównie dlatego, że wydaje mi się, że mógłbym wtedy czytać tyle ile naprawdę chcę. Z tego też powodu uwielbiam podróże PKP.
Telewizji wcale? Wyrastają z tego upośledzone kulturowo dziwolągi, niczym anonimowi alkoholicy – nie tyka, bo się boi. Człowiek normalny potrafi czerpać z różnych źródeł, czytać, oglądać i słuchać.
do inzyniera: sposob na „upychanie ksiazek” – ksiazki nie kochane nie powinny zbierac kurzy na polkach i powinny byc bezwzglednie wywalane jesli nie ma na nich amatorow (na ogol nie ma, nawet biblioteki wykrecaja sie sianem).
Od kilkunastu lat mam bardzo dorosla i pieknie zrobiona biblioteke dlugosci 4 metrow i wysokosci 2,5 m. W pokoju goscinnym trzy dodatkowe polki na slowniki wszelkiej masci. I co? Nieustannie zmagam sie z upychaniem.
A trzeba wyrzucac – wio, na smietnik! To bardzo wyzwalajace.
Wczoraj wywalilam dwa opasle tomy Normana Daviesa po angieslku. Owszem probowalam opchnac. Nie dalo sie. Z wielka przyjemnoscia wyrzucilam takze cztery tomy Dziennikow tego koszmarnego babska Dabrowskiej – wio! Nie psuje mi wiecej humoru ta wiedzma, ktora sie uwazala za pisarke lepsza od Nalkowskiej!
POdobny los spotkal tez Madame i jakiegos Stasiuka, ktorego sie nie da czytac. Manuela Gretkowska – won! Wole ja jak zaklada partie kobieca.
A nigdy nie wyrzucilabym np Themersona. Albo Dickensa. Lubiewo- swietne! Szekspir we wszystkich tlumaczeniach. No i jeszcze troche zostalo.
Ja czytałam (lub czytano mi) od chyba zawsze, bajki w tv też oglądałam. Bez ksiązki żyć nie umiem. Bez gazety też nie. Bez tv spokojnie się mogę obejść (od informacji mam teraz internet). Natomiast mój brat, wychowany w identycznych warunkach, do książek nie ma zapału (chyba że to książka o samolotach itp ;D), ale tez nie umie żyć bez gazet. Nic na siłę. A telewizor nie jest jakimś diabłem wcielonym o ile się umie nad nim panować, jak nad wszystkim.
co się tyczy kar za niwypożyczanie ksiażek to raczej nic nie da.Sama jestem przykładem. W mojej szkole też co takiego funkcjonowało. Skonczyło się tak, ze moja klasa miała pierwsze miejsce w czytaniu( wypożyczaniu) w szkole. Ale właśnie wypożyczanie nie czytanie było na pierwszym miejscu.Traz czytam jednak jak zwariowana i ie moge przestać, chociaż muszę mam swój ulubiony gatunek.Pozdrowienia
Czytanie jest szkodliwe: izoluje od innych, traci sie wzrok, a nade wszystko w umysle zaszczepiaja sie szkodliwe wartosci jak relatywizm i nonkonformizm, jakze czesto przybierajacy forme negacji naturalnych wartosci. Jako ze abonament TV bedzie za niedlugo placony przez wszystkich posiadajacych dostep do energii elektrycznej, jest oczywistym, ze tylko jednostki neiwyrobione ekonomicznei i wrogie wladzy, ktora zabiega przeciez o adekwatnosc i infromacyjna funkcje mediow elektronicznych, moga zyc bez telewizora. MInister edukacji z pewnoscia znajdzie jakies instrumenty pozwalajace mu w nalezyty sposob zadbac o kondycje naszych umyslow, ich otwartosc na wlasciwe wartosci komunikowane za pomoca NOWOCZESNYCH srodkow przekazu a nie archaicznych.
Na dodatek ksiazki robi sie z drzewa, a UE zakazala nam zalesiac doline Rozpudy.
Heleno! A akcja „uwolnij książkę”?
Heleno wyrzucilas Davies? O zgrozo! A ja tu kombinuje jak go nabyc raczej tanio… Moze jeszcze tam leza? Chetnie zaplace ze ich przesylke do mnie! Po angielsku tez moga byc, wlasnie czytam Daviesa po angielsku.
O Panu też się udzieliła służalczość wobec atorytarnego szefa hehe
„Temu Panu radzę, aby oceniał decyzje swojego przełożonego, a cudzych dyrektorów zostawił w spokoju. Zapewniam, że jeśli w szkołach realizowane są jakieś głupoty, to rzadko z inspiracji szefa. Zwykle pierwsza w wymyślaniu idiotyzmów jest wyższa góra niż taki wzgórek jak dyrekcja szkoły.”
Gdyby nauczyciele więcej się słuchali góry to w szkołąch nie byłoby takiego bajzlu.
chce przeszytaść teraz tą ksiączkę