Nauczyciel strajkujący
Dawno nie słyszałem w szkole słowa „strajk”. Wczoraj usłyszałem je głośno i wyraźnie. W formie zobowiązania. Kolega powiedział: „Gdyby teraz był w szkole strajk, wezmę w nim udział”. Rozmawialiśmy o tym, co wyprawia Giertych, Orzechowski i cała LPR w Okręgowych Komisjach Edukacji i w szkołach. Zacząłem pytać inne osoby. Tak, są za strajkiem. Mają dość brudnych partyjnych łap w edukacji. Nie chodzi zatem tylko o wyższe pensje. Niesamowite.
Minęło około 12 lat od czasu, jak nauczyciele szkół średnich uczestniczyli w strajku. Nie przeprowadzili wtedy matur, nie pracowali. Potem strajk upadł, a jego uczestnicy nic na tym nie zyskali. Stracili pół pensji, ponieważ za udział w strajku wynagrodzenia się nie dostaje, chyba że uda się wywalczyć taki przywilej. W tym wypadku nie było żadnych przywilejów, tylko same straty. Mieliśmy pokolenie spóźnionej matury. Niewiele spóźnione, jakieś dwa tygodnie, bo na tyle nauczycielom starczyło siły do walki. Potem dali za wygraną i ustąpili, nie zyskując nic. Od tamtego czasu na słowo „strajk” nauczyciele reagowali paniką. Ale teraz wiele się zmieniło. Mnóstwo nowych osób weszło do zawodu, sporo ludzi odeszło na emeryturę. Na bunt można spojrzeć nowymi oczami.
Zastanawiam się, jak długo trwałby teraz strajk nauczycieli, gdyby w końcu do niego doszło. Jak bardzo bylibyśmy gotowi zaryzykować? Podejrzewam, że solidny bunt nauczycieli ze wszystkich szkół zmiótłby ekipę LPR z MEN w błyskawicznym tempie. Podejrzewam, że dwa tygodnie by wystarczyły.
Jest tylko jeden problem. Ludzie przestali ufać związkom zawodowym. Nie chcą strajku prowadzonego przez ZNP, który krytykowałaby Solidarność. I odwrotnie. Nie chcą strajku wywołanego przez Solidarność, od którego odwróci się ZNP. W ogóle ludzie nie chcą związkowego strajku, tylko niezależny, pozazwiązkowy, nauczycielski. Znaczy to, że nauczyciele są siłą, która wymyka się z rąk działaczy związkowych. Jednak głupio by było, gdyby strajk wybuchł samorzutnie i zaskoczył zarówno Solidarność, jak i ZNP. Nauczyciele bez ww. związków mieliby więcej trudności do pokonania, aby strajk wygrać.
Los potrafi spłatać władzy figla. Kto wie, może „belfer strajkujący” to wcale nie jest gatunek wymarły, jak pochopnie ogłoszono w MEN.
Komentarze
Oby.
🙂
Miało być kontrowersyjnie, ale chyba nie wyszło 😉
Jestem właśnie po wizycie trójcy giertychowskiej w szkole. Takiej farsy jeszcze państwo nie widzieli! Przesłuchania i ankietowanie uczniów, którzy mówiąc młodzieżowym językiem zrobili sobie totalną „beczkę”. Np. stwierdzili w ankiecie, że jedbym z miejsc w którym czują się najbardziej zagrożeni jest czytelnia (może to książki i zapach posiłków przygotowywanych w kuchni tak wpływa :P) oraz sklepik szkolny (żeby nie było wątpilwości nie można nawet do niego wejść); wg uczniów bezpieczeństwo w szkole poprawiłby automat z prezerwatywami! Cóż… w pewnym sensie z pewnością. Na uwagi szkolnego pedagoga, że widać, że uczniowie zrobili sobie żart, pani kurator stwierdziła, że dla niej wyniki ankiety są miarodajne.
Pani z kuratorium na spotkaniu z nauczycielami traktowała nas jak gówniarzy opowiadając o algorytmach postępowania w sytuacjach takich i takich (jakbyśmy od wczoraj pracowali w szkole); zbeształa nas za to, że żeśmy się pośmiewali tudzież z powątpiewaniem kiwali głowami. Najbardziej nas rozbawiła opwieść o jakimś księdzu i jego mądrościach, które nijak się mają do rzeczywistości (tak BTW ksiądz ostanio u nas w szkole uderzył w twarz uczennicę).
Ta trójca przyszła tylko po to by odwodnić, że w szkole jest tragicznie, że jest przemoc, agresja, bójki, zastrasznie, nieszczenia mienia (słowa z ankiety przyniesionej przez trójcę). I może zameldować wykonanie zadnia. Jest tragicznie… Dopóki nauczyciele będą zarabiać śmieszne pieniądze, dopóki będą traktowani jak nieroby, nieudacznicy, wykształciuchy itp.
Ostatnio zaproponowałam – złóżmy w tym samym dniu wypowiedzenie. Wszyscy nauczyciele! Może się w końcu ktoś tam obudzi! A nie, że muszę sobie powtarzać słowa Adasia Miauzcyńskiego, że tylko „gdybym był chamem ze sztachętą, to ktoś by się ze mną liczył!”
Przepraszam za literówki. Tekst pisany pod wpływem ogromnych emocji.
Gdyby nauczyciele zorganizowali strajk, to ja, matka gimnazjalisty, poparłabym go w 100 proc. Jakże ministrem może być ktoś, kim młodzież pogardza?
Jak minister może być lobbystą na rzecz firm odzieżowych, ustanawiając quazi-podatek na rzecz tych firm w postaci obowiązku zakupu mundurka? Niedoczekanie! Moje dziecko na pewno nie będzie chodzić w mundurku. Nikt z rodziców nie poparł w mojej klasie tego pomysłu.
Paradoksalnie afera rozporkowa oddaliła upadek tego rządu, gdyż my, Polacy, nie lubimy prowokacji i zaglądania do łóżek.
Taki protest bez związków nie byłby strajkiem – art. 2 ust. 1 Ustawy z dnia 23 maja 1991 roku o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Powstrzymanie się od pracy byłoby wtedy naruszeniem obowiązków pracowniczych i możnaby każdemu wypowiedzieć umowę o pracę. Oczywiście nie zrobionoby tego wobec wszystkich – ale kilku „niewygodnych” podłożyłoby się pięknie.
Chciałabym, abyśmy wreszcie przestali z pokorą nadstawiać drugi policzek. Niech się stanie cokolwiek, ale niech się stanie!
racja…