Wielka fikcja kontra mała prawda
Bijąc się o nowe pozycje w kanonie, warto pamiętać, że uczniowie nie czytają lektur. Polecam to pod rozwagę tym wszystkim członkom komisji MEN, którzy będą głosować za tekstami 300-stronicowymi i dłuższymi. Są filozofowie, którzy twierdzą, że mniej znaczy więcej. Są poeci, którzy uważają, że małe jest piękne. Są psychologowie, którzy sądzą, że upodobanie w czymś wielkim mają ludzie o małym… (tu wstaw nazwę pewnej części ciała).
Ponieważ w państwie demokratycznym także obywatel ma prawo głosu, zachęcam wszystkich, aby ze swojego prawa skorzystali. Niech powiedzą głośno i wyraźnie, jakie dzieło powinno być obowiązkowe, jakie do wyboru, a co zupełnie zbędne. Zachęcam do wyrażenia tego głosu już teraz, zanim będzie za późno. Po wydaniu werdyktu przez MEN rozpocznie się zgrzytanie zębów i powszechne narzekanie, a urzędnicy powiedzą: „nikt nie zgłaszał nam żadnych propozycji, a teraz protestujecie, bo nas (tj. LPR) nie lubicie”. Dlatego wołam do wszystkich, którym nie jest obojętne, co będą czytać nasze dzieci, dajcie głos. Niech to będzie głos potężny i wyraźny. Niech zagrzmi i mury obali, niech przedrze się do MEN-owskiej twierdzy. Sam też zamierzam taki głos wydać.
Gdy patrzę na historię literatury, widzę, że po wielkich mistrzach pozostało niewiele. Z literatury starogreckiej i rzymskiej ocalał zaledwie 1 promil. Reszta spłonęła albo zgniła. I dobrze. Być może dzięki temu bardziej cenimy „Antygonę” czy „Iliadę”. Także z tego, co fizycznie ocalało, ceni się niewiele. Z całej twórczości Terencjusza godne uwagi jest dziś tylko jedno zdanie: „Człowiekiem jestem i nic co ludzkie nie jest mi obce”. Komu przychodzi dziś do głowy czytać coś więcej z Terencjusza? Chyba tylko studentom filologii klasycznej i to wyłącznie pod przymusem.
Wchodząc do biblioteki miejskiej w Łodzi, wiem, że na przeczytanie książek z pierwszych regałów potrzebuję 50 lat, na przeczytanie książek z całego pokoju potrzebuję 200 lat, na książki z jednego piętra – 1000 lat, na całą bibliotekę potrzebuję wieczności. Muszę więc albo wybierać, albo chodzić do mniej zasobnej biblioteki. Czy zatem mamy dać uczniom szansę prawdziwego wyboru, czy też powinniśmy udawać przed nimi, że biblioteka jest dużo mniejsza, niż sądzą?
Dobrym sposobem na literackie uświadamianie młodzieży jest omawianie fragmentów, nawet bardzo małych, choćby jednego tylko zdania z całej twórczości danego pisarza. W szkole można by wtedy omówić wiele fragmentów, które stanowiłyby kwintesencję twórczości danego artysty. Resztę mógłby czytać, jeśli zechce i kogo zechce, uczeń samodzielnie. Obecnie w kanonie są całe teksty lub olbrzymie fragmenty (pół książki). Dzisiaj młodzież udaje, że czyta, a nauczyciel udaje, że omawia. W rzeczywistości na lekcjach języka polskiego odbywa się wielka fikcja. Ja wolę maleńką prawdę niż największą fikcję – niech uczniowie czytają tylko zdanie, ale niech robią to naprawdę.
Z Mickiewicza proponuję obowiązkowo poznawać tylko słowa: „Poloneza czas zacząć”. Reszta niech będzie dobrowolna. Można czytać, ale nikt już nie zmusza. Wtedy udowodnimy, czy naprawdę jesteśmy Polakami, czy tylko pod przymusem.
Komentarze
Hmmm…… podobno z listy lektur ma wylecieć Gombrowicz. W zamian – więcej Siekiewicza. Czyli koniec ciekwych dyskusji na polskim?
Niekoniecznie. W końcu uczniowie mogą poprosić o omawianie lektur nieobowiązkowych a nauczyciel może pominąć omawianie „Potopu” rodział po rozdziale i np. zachęcić do czytania Brechta:) Ale wszyscy wiemy, że wielu nauczycieli ma gdzieś życzenia uczniów i wolą odbębnić Sienkiewicza, niż pokazać młodzieży, że literaturama polska ma dużo więcej do zaoferowania. I lista Giertycha będzie im nawet na rękę.
Co z tego wyniknie? Ci którzy nigdy lektur nie czytają utwierdzą się w przekonaniu, że nie warto. Ci którzy czasmi czytają – przestaną. Ale w końcu, któregoś tam Sienkiewicza trzeba będzie przejrzeć, bo nie trudno się domyśleć co będzie na maturze…
A będzie pisanie banałów na „patriotyczne tematy” i zero inwencji. Uczniom pozostaje czekać na rozwiązanie Sejmu albo głośno potestować. Bo przeciez gusta Giertycha nie ich gustami i pewnie tak jak to było z matematyką, minister oświaty miał najlepsze oceny z prac o Sienkiewiczu.
Hmm…. a ja się cieszę, że mam maturę za sobą i mogłam o Gombrowiczu pisać do woli.
http://ksiazki.wp.pl/wiadomosci/id,32541,wiadomosc.html?rfbawp=1159355756.784
rozumiem, że proponuje Pan darować sobie omawianie tekstów, które dobrze ilustrowałby cytat z Gombrowicza: „Jak zachwyca, kiedy nie zachwyca?” 😉 Pozdrawiam i życzę sukcesów w (syzyfowej) szkolnej pracy
Uważam, że w kanonie lektur szkolnych (który bez wątpienia istnieć powinien!) powinny pozostać takie pozycje jak Pan Tadeusz, Quo Vadis, Potop, Dziady… Wiem, że wymieniłam tylko utwory polskich twórców, ale o wiele łatwiej jest zrozumieć rodzimą literaturę niż wczuć się w położenie autora zagranicznego, który pisze nam o dusznym Petersburgu i chorobie Raskolnikowa.
Niestey nie umiem podać przykładów literatury współczesnej, które powinny się w kanonie lektur znalezc, bo nie mam czasu na czytanie – za dużo czasu zabiera mi analiza wierszy „poetów przeklętych” :-/
Ja jestem niestety, starej daty – kanon lektur musi uwzgledniac klasykow, bez tego nie ma nawet powierzchownego poznania literatury polskiej i swiatowej. Nie jestem profesjonalista, nie wiem, co mialoby byc to „wazne”, za moich czasow wszystkie Balzaki, Zole, Brechty, Becckety, Ionesco i inne Remarque-ki byly. Wielka galeria polskich klasykow, z ktorych do dzis nadal wielu cenie. Nie mialam w spisie lektur Gombrowicza, byl on raczej „be” naonczas, a jak juz dostalam caly wybor, to poza „Dziennikami” nic mnie nie powalilo, mowiac wspolczesnym jezykiem.
Zgadzam sie z Gospodarzem – nie ma sensu zmuszac mlodych do czytania wszystkich waznych czy niewaznych ksiazek, warto, by kanon byl czyms w rodzaju przewodnika po tym, co jest warte, zeby sie zaglebic w lekture. Wiekszosc lektur z ogolniaka z moich czasow nie przystawala nijako do rzeczywistosci, ale pamietac nalezy, ze wielka literatura swiatowa i polska, ta klasyczna, zawiera tzw. wartosci ponadczasowe. Ja przeczytalam wszystkie obowiazkowe i nadobowiazkowe, a poza tym sporo chlamu, bo lubilam czytac, wiekszosc z mojej klasy czytanie nie bawilo. Lektur nikt nie chce czytac, o ile nie zalapal bakcyla czytania ksiazek w ogole. Ten, kto zalapal, bedzie czytal.
Moj syn, chodzac do „ogolniaka” w anglojezycznym kraju, byl gnebiony Szekspirem przez 4 lata. I tak to jest nadal, maja jednego Szekspira, tluka to „do wyrzygania”, jak powiada moja znajoma, i nie przejmuja sie, jaki kanon i jak ma sie zmieniac wzgledem czasow, ktore sie zmieniaja. Oddam sprawiedliwosc, ze poza Szekspirem pierwszym piorem klasykow angielskich jest Joseph Conrad!
Moj syn zalapal bakcyla do czytania dlatego, ze w domu pelno ksiazek w obu jezykach, a wszystko jest w „czytaniu”, a nie na pokaz, biblioteka sie rozrasta. I pewnie dlatego dobrze sie wypowiada tak w jezyku polskim, jak i w angielskim.
Mam pytanie do Gospodarza – a co ze wspolczesnych by proponowal jako lektury? Zaznaczam, ze mimo, ze zza Wielkiej Kaluzy, jestem mniej wiecej „na topie” (to jest dopiero swietne wyrazenie!), to staram sie czytac wszystko, co w polskiej literaturze sie pojawia nowego. „Lubiewa” jeszcze nie mam, znam tylko z recenzji. Maslowska nie porwala mnie niczym, poza stylem (ma dziewczyna dobre pioro!) – ale jeszcze nic waznego nie powiedziala, moze nic poza literackim warsztatem nie ma do powiedzenia? Slawek z Huty? Tez nie wiem, o co mu chodzi…
Mariusz Maslanka (Bidul), Wojciech Kuczok (Gnoj) – kto jeszcze, z mlodych? Ci dwaj przynajmniej napisali cos, co jest poruszajace, a takze niezle napisane. Poki co, Stefan Chwin jak dla mnie, bo to jest literatura duzej klasy. I moze wspolczesni licealisci tego nie znaja, ale dla mnie na wszelkie smutki to Konwicki, byl cacy raz, potem be, a teraz traktuje sie go jak dwuznacznego matuzalema, nagrode trzeba moze dac… a przeciez to jest poeta prozy! I tam masz wszystko, czytelniku, czego mozesz oczekiwac w zyciu.
Niestety, wycofanie Gobrowicza z lektur obowiązkowych niewiele zaszkodzi w mojej szkole, bo u nas się go i tak nie omawia. W powody nie wnikam. A może powinnam? Niestety, musiałam zmęczyć całego Pana Tadeusza (film i książkę) i wilele nieciekawych prusowskich nowelek. Gdyby nie moja głęboko zakorzeniona potrzeba czytania kto wie, czy sięgnęłabym z własnej woli po coś więcej… Zastanawia mnie, dlaczego nauczyciele mając (jeszcze) tak ogromny wybór, starają się na siłę wcisnąć w nas wspaniałą, ale jakże trudną do połknięcia literaturę dawnej Poski. Niestety, to nie uczniowie decydują o spisie lektur do omówienia… Gdyby tak było, przynajmniej ci czytający byliby zadowoleni.
Sam Pan pisze , że w ” demokratycznym kraju „każdy ma prawo głosu – ale czy to dotyczy rownież mojej Ojczyzny ? Już widzę , jak szczęśliwie nam panujący Wielki Uzdrowiciel Oświaty wysłuchuje głosu maluczkich wykształciuchów !
Może wysłucha głosów nauczycielskich ( jeszcze , nie daj Boże , członków ZNP ) , polonistów i historyków z długoletnią praktyka w zawodzie ? OBY !
Bez sensu takie propozycje, kolego. Skoro teraz nic nie czytają, to nie zaproponują. Bo co niby.
Szkoda, że nikt nie wspomina o książkach Juliusza Verne’a czy Aleksandra Dumasa, bo ich powieści są naprawdę godne uwagi. „Tajemnicza wyspa” i „Trzej muszkieterowie” to jedne z najlepszych książek, które przyszło mi czytać.
Marta, która ślęczy nad poetami przkelętymi i nie zna współczesnej literatury podaje przykłady pozycji obowiązkowych…. Dziady, Potop, Quo Vadis, Pan Tadeusz. Z tych 4 tylko jedna wg mnie podpada pod kategorię literatury, która przekazuje najważniejsze wartości i może wpłynąć na moralną postawę licealisty (choć Quo Vadis naiwne oj naiwne i wątpię, aby wielu uczniów przez nią przebrnęło). Pozostałe pozycje to martyrologiczne przynudzanie o tym w jakiej to wspaniałej ojczyźnie żyjemy, znane tylko regionalnie – daje niewiele wskazówek dla złaknionego humanistycznej mądrości życiowej młodego człowieka zastanawiąjącego się jak żyć.
A jeśli Marta z Dostojewskiego wyniosła tyle, że Petersburg był duszny i śmierdzący, a Raskolnikow chory…. to chyba nie czytała ze zrozumieniem ;P
Fragmenty! To jest to!
Jeszcze w uszach mi brzęczą słowa mojej polonistki, która utyskiwała na nowe programy nauczania: „I co te biedne dzieci będą wiedziały o literaturze z jakichś marnych fragmentów!”
Ale dla mnie to jest strzał w dziesiątkę – omawianie fragmentów utworów, najważniejszych, najwybitniejszych, a jak kogoś wciągnie to przeczyta całość. Ważne tylko, żeby te fragmenty czytać ze zrozumieniem i omówić dogłębnie, nawiązując do problemów współczesnych, żeby łatwo się nie zapomniało. I ma się widok na panoramę literatury.
Kiedy słyszę o o kanonie lektur, nieodmiennie stają mi przed oczyma opasłe tomiszcza „Potopu” czy „Quo Vadis?” – czyli niby tak, jak chciałby Roman I Wielki. I równie nieodmiennie przypomina mi się myśl, która kołatała mi w głowie przez całe liceum (matura rocznik ’92) – dlaczego muszę czytać niemal wyłącznie polskich autorów? Zwłaszcza w późniejszych klasach literatura światowa traktowana jest po macoszemu. Dlaczego nie dano mi to do przetrawienia Edgara Alana Poe? Prousta? Manna? Dlaczego musiałem przeczytać 5 (słownie pięć) książek o horrorze obozów zagłady(zarówno sowieckich, jak i hitlerowskich), a nie zaproponowano mi „Na zachodzie bez zmian”, albo „Nowego, wspaniałego świata”? Dlaczego zbywa się milczeniem J.R.R. Tolkiena? Albo Herberta (tego od „Diuny”, nie od „Pana Cogito”)? Dlaczego muszę czytać tylko naszą, ciasną literaturę, z narodowymi klapkami na oczach? Dlaczego nikt nie pomyślał, że młody Polak po liceum ma bardzo blade pojęcie o literaturze na świecie? Że będąc za granicą, nie jest w stanie zabrać głosu w dyskusji na tematy literackie, jeśli się sam nie dokształci? Z żalem stwierdzam, że niewiele się zmieniło przez te 15 lat. Pomysł, by młodzież sama mogła (od czasu, do czasu naturalnie) wybrać lekturę, uważam za genialny w swej prostocie. Jest to chyba jedyny sensowny sposób, żeby 80% uczniów nie zasypiała na j.polskim. Który zresztą powinien się nazywać „literatura”, wtedy może podejście władców MEN by się zmieniło.