Szkoła po latach

Najbardziej lubię czytać, jak wielcy ludzie wspominają swoich nauczycieli. Świetny jest Herman Hesse, gdy pisze, że dusza jego była „bliska zwiędnięcia pod wpływem szeregu nieuzdolnionych, przeciętnych lub obojętnych nauczycieli”. I zaraz dodaje, że jego życie rozkwitło dzięki spotkaniu wyjątkowego pedagoga. Opisuje go potem w samych superlatywach, że tylko pozazdrościć. Podejrzewam, że nie tylko ja jeden myślę, kim jestem w oczach swoich uczniów. Właściwie to mniej mnie interesuje, kim jestem teraz w ich oczach – to widać na młodzieńczych twarzach bardzo wyraźnie – o wiele bardziej chciałbym wiedzieć, kim będę dla nich za lat 5, 10 czy 15.

Do tych refleksji skłania mnie zbliżająca się rocznica liceum, w którym pracuję. W związku ze zjazdem już wpadają do szkoły coraz starsi absolwenci. Im starsi, tym bardziej mili i skłonni do prawienia komplementów. Kilkanaście lat temu niektórzy dosłownie psy wieszali na szkole, także na mnie, a teraz wdzięczą się, że aż mi skrzydła rosną i całkiem zdrowy rozsądek przysłaniają. Bardzo chcę wierzyć, że to nie kurtuazja, lecz szczery podziw dla kilku lekcji, które wpłynęły na nich tak budująco, odkrywczo, porywająco… Uczniowie są zmienni, dziś krytyka, jutro podziw. Tak samo zachowywał się Hesse, o czym świadczą jego wspomnienia: „szkoła, ta skądinąd tak obojętna, pogardzana instytucja była w istocie ośrodkiem mego życia, wokół którego wszystko się obracało, nawet sny, nawet myśli podczas wakacji”. A zatem szkoła jest w życiu każdego człowieka najważniejsza, tylko trzeba dojrzeć, aby to zrozumieć. Im ktoś prędzej to pojmie, tym szybciej wraca do swojej szkoły, żeby podziękować. Odnaleźć tego jedynego, czasem dwóch lub trzech nauczycieli i powiedzieć im, że są w jego życiu bardzo ważni.

Tak jak dla ucznia ważne jest znaleźć wyjątkowego nauczyciela, tak dla belfra ważne jest mieć wyjątkowego ucznia, czyli takiego, który nigdy nie zapomni – lekcji, rozmów i samej postaci swego pedagoga. I przyjdzie o tym powiedzieć lub napisze jak Hesse: „Mieliśmy innych nauczycieli, ale dla mnie jakby oni nie istnieli, jakby mieli o jeden wymiar mniej, zniknęli niczym cienie za ukochaną, budzącą strach, wielbioną postacią starego Bauera”. Ci absolwenci, którzy nie przyjadą na zjazd, przysyłają czasem listy. Zapewniam, że to ma dla mnie czy dla moich koleżanek i kolegów wielkie znaczenie. Ja przynajmniej każdy taki list stawiam na półce obok Zapisków autobiograficznych Hessego. Bo to dla nauczyciela największe dzieła.