Ile godzin języka polskiego?
Katarzyna Hall obniża liczbę godzin języka ojczystego. Od 2009 roku nauki polszczyzny będzie mniej. W ten sposób minister edukacji wdraża reformę szkolnictwa, które nie powinno być oderwane od rzeczywistości. A rzeczywistość jest taka, że błędna mowa, prostacka składnia i wulgarne słownictwo dobrze odpowiadają dzisiejszym czasom. Po co uczyć się o Mickiewiczu i Sienkiewiczu, skoro to nikomu do niczego niepotrzebne? Przecież nieuczone słowa najlepiej wyrażają współczesne problemy. Jeśli dziś czci się niepoprawną mowę i całkowitą ignorancję w zakresie znajomości literatury, to nauki języka polskiego może w ogóle nie być. Niech się każdy uczy ojczystej mowy w pubach, na ulicach i z telewizji. Wzorcem polszczyzny może też być bełkot niektórych polityków. Szkoła okazuje się najmniej potrzebna.
Gościłem w niemieckiej szkole i uczestniczyłem w lekcji języka niemieckiego. Ja i niemiecka nauczycielka mieliśmy coś wspólnego, mianowicie obydwoje uczymy mowy ojczystej. Jednak ja byłem dumny, że uczę jednego z najważniejszych przedmiotów w polskiej szkole, a ona powiedziała, że uczy jednego z najmniej ważnych – niemieckiego w Niemczech. Jak reforma Katarzyny Hall wejdzie w życie, ja też będę uczył najmniej ważnego przedmiotu – czyli polskiego w Polsce. Nie udało się zaborcom zdegradować mowy Polaków, uda się obecnej władzy.
Edukacja potrzebuje dziś nie tyle reformy, co wolności od reformy. W ostatnich latach wdrożono mnóstwo intelektualnych popłuczyn, które wymyślali naprędce politycy, aby zjednać sobie wyborców. Teraz zapowiada się kolejna reforma z cyklu dziesięć plag egipskich.
Zastanawiam się, komu spodoba się szkoła, w której język ojczysty traktowany będzie jak kuchenne odpadki. Ciekawe, które przedmioty będą serwowane jako danie główne?
Komentarze
1.Problem jest nie tylko w ilości godzin, ale w tym na co zostaną wykorzystane;-)
Czy ma to być kurs historii literatury polskiej dla ubogich(radość autorów bryków)(zalożenie”przerobienia” wszystkich ksiązek, które czlowiek powinien(?) w życiu przeczytać;-) czy przygotowanie i zachęta do czytania w doroslym życiu oraz trening w sprawności komunkacyjnej w tym języku.
2.Nikt nie mówi o zmarnowanych 3, 4 i 5 godzinie wf tygodniowo, które wprowadzono (dzieki sportowym odchyleniom Kwacha), gdy w większości szkól warunki byly (choć i to nie zawsze!) na dwie, i tak jest dalej.W polskm klimacie prawie(!) pewne warunki do wf „w terenie” są tylko w czerwcu i wrześniu!
3.Nie piszę już, bo to truizm,że w cyklu nauczania religia jest po wf, polskim i matematyce, a i tak nie przelożylo sie to na żaden, zapowiadany przecież, wzrost powszechnej moralności mlodzieży;-))))
Szanowny Panie!
Od czasu do czasu pisałem moją opinie o tym, o czym Pan pisał. Od pewnego czasu mam ogromny wstręt do zabierania głosu na blogach, bo właśnie to, o czym Pan pisze, prostacka składnia, chamstwo w treści, brak poszanowania dla innych, powoduje, że mi się nie chce już walczyć.
Z kim tu walczyć, skoro państwowi urzędnicy odpowiadający za poziom wykształcenia młodych ludzi mają takie pomysły.
Jestem daleki od poglądu, że programy są wspaniałe, tylko uczniowie głupi. To, czego nauczy się uczeń zależy od programów, ale przede wszystkim od poziomu i chęci nauczycieli. Program i liczba godzin nauki może tylko w tym procesie pomóc, jeżeli są odpowiednio dobrane, ale nawet zwiększanie czasu poświęconego na dany przedmiot nic nie da, jeżeli obie stronu, nauczyciel i uczeń, będą miały wstręt do tego, co mają robić.
Gdy GW drukowała testy egzaminacyjne trochę je przeglądałem. Byłem przerażony ilością materiału nikomu do niczego (takie jest moje zdanie) niepotrzebnego. Współczułem uczniom, że muszą takie rzeczy znać, aby zdać egzamin. Po co?
Proszę mi powiedzieć, jak Pan uczy uczniów logicznego myślenia, umiejętności skrótowego przedstawienia tematu, korzystania ze źródeł?
Na politechnice miałem profesora, który pozwalał mieć na egzaminie dowolną liczbę książek. Zawsze nam mówił: ja mam was nauczyć logicznego myślenia i techniki szukania informacji. Bez tego nie będziecie dobrymi inżynierami.
Na łamach pisma fachowego walczę ze swoimi kolegami, którzy zostali na uczelni, zarzucając im, że obniżyli poziom absolwentów (żeby Pan wiedział jak katastrofalny jest ich poziom wiedzy z zakresu fizyki, która jest podstawą naszej działalności). Tylko oni się tłumaczą, że „materiał”, który do nich przychodzi jest kiepskiej jakości.
Wnioski: może byśmy wspólnymi siłami zadbali o to, aby „materiał” na każdym etapie kształtowania był poddany odpowiedniej „technologii”? Narzekanie na Panią Minister nic nie da. Ona sama ani nie zaszkodzi, ani nie pomoże. Uczniowie muszą mieć odpowiednie wzorce. Nauczyciele, rodzice, dziennikarze, politycy, czy oni są teraz wzorem do naśladowania?
Jak to dobrze, że ja miałem jeszcze „przedwojennych” nauczycieli.
Serdecznie pozdrawiam
Niestety, mam wrażenie, że liczą się tylko statystyki, z których różnej maści politycy są dumni. Statystyki zaś mówią, że ponad 80% uczniów kończy szkoły kończące się maturą, a z tych kolejne 80% ją zdaje. Jest się z czego cieszyć… chyba. Niestety, żeby ci wszyscy ludzie zdali maturę, musi być dostosowany do tego jej poziom, a poziom jest poniżej każdej krytyki. Sprawdzając tegoroczne matury z języka polskiego doszedłem do wniosku, że gdyby zastosować gradację, to najniżej jest funkcjonalny analfabeta, który nie wie co czyta, a tuż nad nim jest maturzysta, który zaliczył maturę na poziomie podstawowym.
Po co więc tyle lekcji języka polskiego w szkole, skoro do zdania matury są one niepotrzebne. Do zdania egzaminu gimnazjalnego również. Wystarczy zobaczyć, jaki zrobił się wrzask, gdy zażądano od gimnazjalistów znajomości konkretnych lektur (i nie chodzi mi o to, że tych lektur nie opracowano w czasie lekcji, ale o to, że takie zadanie się pojawiło).
Kiedyś ktoś powiedział (kto?), że świata nie zniszczy szalony naukowiec, tylko idioci, którzy nie będą potrafili korzystać z wysokich technologii, dzięki którym nasz świat jakoś funkcjonuje. Coś w tym jest.
A tak na marginesie, polecam lekturę „Gdzie się podziali wszyscy intelektualiści?” Franca Furediego.
>Narzekanie na Panią Minister nic nie da. Ona sama ani nie zaszkodzi, ani nie pomoże. Uczniowie muszą mieć odpowiednie wzorce. Nauczyciele, rodzice, dziennikarze, politycy, czy oni są teraz wzorem do naśladowania?<
Można tak sobie pomoralizować tyle, że to nic nie da!!!
Pani minister może i nie pomoże, ale zaszkodzić może że hej!
Wszystko zależy od tego, jakie praktyczne mechanizmy awansu i selekcji kadr będzie promowala w praktyce!
Pańscy przedwojenni nauczyciele skądś się brali!
Skądinąd jak się radośnie akceptuje przewyższające nawet docelowe(nie mówiąc o aktualnych!) wskaźniki scholaryzacji dla bogatej UE czy USA na poziomie średnim i wyższym to trzeba też akceptować skutki takiego podejścia w ubogiej Polsce i jej jeszcze uboższej oświacie!!!
Szanowny Gospodarzu,
za głębokiej komuny pojawił się dowcip o nowej szkole baców. Opowiadało się go zaciągając „z góralska”. W szkole tej nauczano trzech przedmiotów: wyganiania owiec, zaganiania owiec i języka rosyjskiego.
Dziś ten ostatni przedmiot zastąpiła oczywiście religia.
Miałem szczęście uczęszczać do wyjątkowej szkoły średniej w PRL, gdzie nawet uczono współczesnej wersji Katynia. I uczono przede wszystkim myślenia. I nawet obligatoryjne apele można było spokojnie wytrzymać, bo dyrekcja skracała je wręcz niemożliwie. I byliśmy dumni z tej szkoły. A potem przyszedł marzec 1968 i patrzyliśmy – już jako studenci – na przekształcanie Szkoły w szkółkę. Na kolejnym -leciu byliśmy tylko chwilkę. Uciekliśmy z tej niedzielnej szkółki pełnej dostojnych (oczywiście, niewątpliwie) gości w purpurach. I raczej już tam nie pojadę. Wolę zachować wspaniałe wspomnienia. O Szkole, która mimo, iż była wybitnie techniczna, uczyła polskiego jako podstawy komunikacyjnej. I tego, że ta podstawa może być również piękna, nie tylko praktyczna. I taka podstawa pozostaje, pomimo 30 lat za granicą.
Z perspektywy kilkudziesięciu lat zawodowych mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że ta Szkoła dała mi wielokrotnie więcej, niż prestiżowe (wówczas) studia. Nauczyła mnie myśleć, szukać rozwiązań i wierzyć, że wszystko jest możliwe. A na studiach wymagano coraz więcej wiedzy, czyli uczenia się na pamięć.
A, jak – podobno – powiedział Einstein, wielkie odkrycia powstają wtedy, gdy ktoś nie wierzy w to, co wszyscy wiedzą.
Nie wiem czego uczy historia, bo nie jest to moja ulubiona dziedzina (oczywiście z powodu niemożności weryfikacji) i wydaje mi się wręcz, że kraj, który na historii bazuje, może się tylko cofać. Szczególnie tragiczny jest przy tym fakt, iż nikt nie wie dokąd się właściwie cofa, bo każdy ciągnie (pcha) w inną stronę.
Ale, jak mawiał pewien uczony, Ziemia nas przetrzyma.
Pozdrawiam zza gór i rzek
Qba
Jestem z wykształcenia polonistą, ale pracuję w firmie farmaceutycznej. Poziom pisanych pism, e-maili i ogólnie wysławianie się pracowników w mojej firmie (w większości z wyższym wykształceniem) woła o pomstę do nieba, niektóre z pism zachowałem sobie jako doskonały materiał na kabaret. Ostatnio nawet Zarząd firmy wystosował pismo obligujace wszystkich do większej dbałości o formę pism wysyłanych do kontrahentów.
Z tego co piszesz wygląda, że będzie jeszcze gorzej, aż strach pomyślec jak bardzo, pewnie niedługo czeka nas język migowy lub obrazkowy (innymi słowy powrót średniowiecza).
Pozdrawiam
Prawdę mówiąc, to bardziej irytuje mnie fakt, że dzieciaki w podstawówce mają więcej godzin religii niż historii – to dopiero jest cyrk!!! Co do języka ojczystego, to jest to światowy trend, bo nie oszukujmy się, ale o przewadze konkurencyjnej narodów decydują dziś nauki ścisłe i przyrodnicze, a nie znajomość gramatyki, zasad ortografii czy dzieł zebranych Mickiewicza 😉
Zdziwił mnie również fragment dotyczący nauczycieli języka niemieckiego, bo o ile mnie pamięć nie myli, mają oni od czasów Bismarcka specjalny status w niemieckiej szkole – są traktowani jak urzędnicy państwowi, i otrzymują wyższe wynagrodzenia. Ale może coś się ostatnio zmieniło? Ehh, ten światowy trend… 😉
Zmniejszyc liczbę godzin z polskiego, przecież większośc maturzystów zdała maturę z tego przedmiotu. Po co wiadomości z historii, chemii, biologii? Przecież jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Tylko wcale tak nie jest,a przekonuję się o tym sprawdzając prace maturalne lub prowadząc lekcje. Brakuje mi czasu, gonię z materiałem…A może niepotrzebnie się martwię, gdyż matura z polskiewgo czasowo też będzie okrojona?Wówczas mogą byc pytania: ile lat trwała wojna trzydziestolenia lub do czego służy wieszak na ubrania. A zredukowani nauczyciele znajdą szybko pracę, będą ozdobą każdej firmy bo i dyplomy mają, i praca w szkole nauczyła ich pokory.To przecież gorzej niż sen Izabeli Łęckiej, to chyba cel Katarzyny Hall.
Czy nie widzicie Państwo logicznego ciągu posunięc reformarorskich naszego Rządu , oskarżanego przez opozycję o nieróbstwo ?
Mamy w służbie zdrowia zapowiedzi rewolucyjnych zmian, wyrażonych pakietem usług dostępnych każdemu, i realną już strefę prywatnego lecznictwa dla pozostałych usług leczniczych.
Mamy zapowiedż istotnego przesunięcia kompetencji rządowych do samorządów.
Mamy wreszcie nasze oświatowe podwórko, na którym dzieje się wiele spraw budzących niepokój środowiska nauczycielskiego.
Szczegółów nikt nie zna. Trudno sobie nawet wyobrazic wdrożenie planowanych zmian – bo trzeba zmienic konstytucję. To chyba przerasta wyobrażnię każdego jako,że zwykłą większośc głosów trudno uzyskac, a co dopiero kwalifikowaną.Otwarcie tematu zmiany konstytucji to – przy okazji zupełnie nowe uregulowania zakresu kompetencji Prezydenta i Rządu. To się „w pale nie mieści”. Póki co!
Oburzał się tu ktoś, użytym na wyrost pojęciem „elita intelektualna”.
Czy naprawdę każdy kto podjął naukę w szkole ponadgimnazjalnej to kandydat do tej elity?
Czy każdy z uczniów oczekuje wciśnięcia mu przez szkołę maksimum wiedzy i szuka okazji aby jeszcze więcej wiedziec i rozumiec?
Zatem czy programy nauczania poszczególnych przedmiotów muszą pozostac takie jak dotychczas ?
Administracja postrzegana jest zawsze jako zło jeśli przekroczy dopuszczelne granice. Jeśli sprawne zarządzanie państwem zależy od elity intelektualnej (bo zależy!), to jakie rozmiary ta kasta powinna osiągnąc?
Ile procent społeczeństwa musimy wykształcic aby to zarządzanie było sprawne i kraj rozwijał się w tempie pozwalającym na odczuwalną poprawę bytu tych, którzy dochód tworzą? Na pewno nie wszystkich obywateli. Bo za co ??????????
Dla kogo zatem szkoły elitarne tak państwowe,kościelne, jak i prywatne a dla kogo szkoły publiczne? Może rozstaniemy się z wieloma mitami stworzonymi jeszcze w poprzednim systemie m.in. o powszechnej dostępności do … Kasa, ambicje rodziny, tradycja rodzinna no i może z czasem jakis sensowny system stypendialny, będą stanowic o naborze do szkół. Rozwarstwienie społeczne jest już faktem. Podtrzymywanie mitów o powszechnej dostępności do służby zdrowia, do oświaty (jednej dla wszystkich), staje się już niemożliwe, więc idą zmiany.
Czy każdy biznesmen musi znac się na księgowości, na prawie, na….?
On wie jak robic pieniądze. I to często wie o tym bez szkoły. Mając pieniadze zatrudni księgowego, prawanika, każdego fachowca. Pieniadze zainwestuje w taki sam sposób.Tworzy się klasa średnia ,nie do przecenienia w każdym zasobnym państwie.Dla polityków ważne jest aby obywatel potrafił postawic krzyżyk w odpowiedniej kratce karty wyborczej, aby chwalił rząd, który mu się dorobic pozwolił i nie utrudniał a ułatwiał prowadzenie biznesu. Czy ja kraczę ? Burzę stereotypy myślenia?
Pamiętajmy o jednym. Jak będzie uczeń chętny posiąśc wiedzę to i nauczyciel się znajdzie. Nie uszczęśliwimy na siłe wszystkich klientów przychodzących do zakładu usługowego – zwanego szkołą. Znaczna częśc nie przychodzi po wiedzę a jedynie po „kwit na inteligencję”.
Takie dyskusje jaka to ma byc szkola i czego ma uczyc oraz o tym jaka to mlodziez jest niechetna do nauki a dawniej byla pod tym wzgledem lepsza to sa od Sokratesa. Jakos wszystko co bylo w przeszlosci to bylo lepsze, tak jak ci przedwojenni nauczyciele. A swiat idzie naprzod, to czego uczyli ci przedwojenni nauczyciele to jest w wiekszosci juz dawno nieaktualne. Mnie uczono na przyklad z chemii ze pierwiastkow chemicznych w Tablicy mendelejewa jest 92 i wiecej byc nie moze, a w aktualnej obecnie Tablicy Mendelejewa jest ich ponad 120. Jedna jest wielka roznica w szkolnictwie dawnym i obecnym, dawniej juz szkoly na poziomie srednim byly elitarne, a teraz to nawet szkoly wyzsze sa w niektorych krajach ogolnie dostepne. Troche mnie smieszy ze XIX-wieczna literatura polska ma pomagac obecnym ludziom w pisaniu we wspolczesnych sprawach, gdy dawniej wazne byly czesci uprzezy konskiej, a obecnie wazne sa samochody i samoloty. Mnie uczono w szkolach tej literatury XIX-wiecznej, ale nigdy nie nauczono pisac uprzejmych listow w najprostszych sprawach. Pomimo ze w szkolach uzywano takiej rzekomo eleganckiej polszczyzny, to kazdy jednak doskonale umial sie poslugiwac t. zw. przerywnikiem zaczynajacym sie na litere K, ktorym zastepowano wszystkie znaki przystankowe w zdaniach, oraz jednym takim czasownikiem zaczynajacego sie na litere P, a ktory z odpowiednimi przedrostkami zastepowal prawie wszystkie inne czasowniki. Badzmy ostrozni, latwo jest zamienic szkole w kujnie wiadomosci typu: odwroc sie od mapy i wymien z pamieci wszystkie miasta o ponad 100 tysiecy ludnosci na linii kolejowej Lizbona – Moskwa. Nauczyciel konczy swoje wyksztalcenie nauczycielskie gdy ma dwadziescia kilka lat a bedzie pracowal w swoim zawodzie do okolo 60 lub 65 lat, to czego sie nauczyl bedzie juz wtedy dawno nieaktualne.
** Gościłem w niemieckiej szkole i uczestniczyłem w lekcji języka niemieckiego. Ja i niemiecka nauczycielka mieliśmy coś wspólnego, mianowicie obydwoje uczymy mowy ojczystej. Jednak ja byłem dumny, że uczę jednego z najważniejszych przedmiotów w polskiej szkole, a ona powiedziała, że uczy jednego z najmniej ważnych – niemieckiego w Niemczech. Jak reforma Katarzyny Hall wejdzie w życie, ja też będę uczył najmniej ważnego przedmiotu – czyli polskiego w Polsce. Nie udało się zaborcom zdegradować mowy Polaków, uda się obecnej władzy. ** To jest ciekawe zdanie. Szkolnictwo w Niemczech nie jest jednolite, Niemcy sa panstwem federalnym, i kazdy Land ma swoje szkolnictwo rozne od innych, z rozna literatura i rozna wymowa nauczycieli i uczniow. Szkoda ze ten pan nie byl na lekcjach historii i nie porownywal tych lekcji w polskich i niemieckich szkolach. Rzecz jest w tym ze historia to jest powazny przedmiot, nauczyciel tego przedmiotu powinien znac zarowno faktografie jak i interpretacje faktow, powinien moc uczyc tej historii zarowno w polskiej jak i w niemieckiej szkole. Podobnie jest z naukami politycznymi. Ilu z polskich nauczycieli potrafi wytlumaczyc co to jest CONFLICT OF INTEREST?
Oto co wyczytałem w „Polityce”: „pod względem upowszechniania edukacji Polska bije europejskie rekordy. Poziom polskich podstawówek jest wyrównany bardziej niż w Niemczech, Włoszech czy Francji, prawie 85 proc. absolwentów gimnazjów uczy się dziś w szkołach prowadzących do matury. Niemal każdy może zostać magistrem, a tytuł ten już nie oznacza dostępu do grona szczególnie uprzywilejowanych obywateli. Paradoks polega na tym, że im więcej dzieciaków trafia do szkół średnich, tym gorzej sobie radzą.”
Jest to zapisane w artykule grzmiącym o segregacji w naszych szkołach. Wciąż mało wyrównywania szans. Redaktor Winnicka wyciąga niesamowite wnioski, a minister Hall nadal się pochyla nad słabszymi. Jeden populista ogłosił amnestię maturalną. Poczekajmy chwilę a kolejny będzie rozdawał maturę jako załącznik do bierzmowania.
Po 24 latach nie uzywania jezyka polskiego ,otworzylam
strony polskiego internetu i..
I stwierdzilam ,ze nie wiem naprawde ,o co niektorym ludziom
chodzi, w ich wypowiedziach .
Mialam wrazenie ze polska inteligencja uzywa jakiegosc
jezyka pozagrobowego ,a Pan J.K to uczyl sie polskiego
w XVII wieku , „mocium Panie”.
Reszta natomiast w nieublagalny sposob ,uzywa przeklenstw.
Rece mi opadly ,gdy stwierdzilam ,ze niektorzy politycy
i wydawalo sie ludzie na poziomie, uzywaja slowa „cham”.
Chamstwo okrutne,tylko chamstwo,holota ,prostak, duren…
Moje nieszczescie doszlo do zenitu ,gdy stwierdzilam ,
ze Pan Mrozek opuszcza kraj ,bo tu jest „chamstwo”.
Jakbym mogla to spuscilabym mu lanie..
Nauczono mnie w tym kraju ,ze slowa cham ,nie nalezy uzywac
Kojarzy sie bowiem ludziom z biblijnym chamem ,to
znaczy tym ,ktory z racji swojego urodzenia jest na wieki
pozbawiony praw . Mowiac ta obelge, uderzamy w godnosc czlowieka
i nie dajemy mu zadnych szans ..
Uzywajac slowa np. ciemnota,glupiec pozostawiam czlowiekowi mozliwosc
obrony ,to tak jak powiedziec „czlowieku isc ucz sie i sluchaj
co mowia inni „.
To nauczylam sie kiedys na lekcji polskiego .
Ja mysle ,ze polakom brak logicznego myslenia ,
teraz panuje takie „polskie rokoko jezyka polskiego”.
Pan Kaczynski stale zaczyna : /oni chca nam zabrac wladze
-no przeciez to normalne ,do tego sa tutaj/
/oni robia zle , na szkode polski /
Konia z rzedem temu ,ktory , po takiej wypowiedzi jest madrzejszy.
Polacy musza sie nauczyc precyzyjnie formulowac swoje mysli.
To nie problem formy ,ale tresci.
Kiedys bylo standartowe pytanie w szkole ,co Mickiewicz chcial
powiedziec ?
Teraz trzeba sie zastanawiac ,co ten czlowiek chcial powiedziec ?
no ,w kazdym razie dowiedzialam sie ,ze jestem bolszewiskie chamstwo ,ktore bylo w Polsce …
dziekuje
jako dobrze rozeznany w szkolnictwie niemieckim (trojka moich dzieci skonczyla, albo wlasnie konczy niemieckie szkoly ponadpodstawowe) nie wiem skad wspomniana przez Pana, Panie Gospodarzu, niemiecka nauczycielka czerpie swoje nastawienie do jezyka ojczystego. W niemieckiej szkole (w bawarskiej, ale w innych landach, slysze, jest podobnie) niemiecki, matematyka i jezyk(i) obce stoja na piedestale. Maja najwiekszy wymiar godzin tygodniowo (7 niemiecki i matematyka, 5-7 jezyki obce). Odbija sie to na przedmiotach scislych, ktore – tak ja to interpretuje – chyba juz nikomu tu nie sa potrzebne: techniczne prace wykonuja automaty, pewnie z Korei albo z Japonii. Np. chemia zaczyna sie ok. 7 klasy i dzieli swoje pensum z biologia. Egzaminy koncowe w Realschule (polska mala matura?) skladaja sie tylko z niemieckiego, matematyki i dwoch jezykow obcych. Numerus clausus do tzw. FOS to srednia z niemieckiego, matematyki i angielskiego. Reszte przedmiotow uczen moze sobie calkiem – absolutnie calkiem – odpuscic.
Jednak i to nie chroni spoleczenstwa przed uzywaniem prymitywnego jezyka, robieniem absurdalnych bledow w pisowni (w ogole bym nie pomyslal, ze takie moza zrobic), niestosowania zadnej interpunkcji etc. Kiedys myslalem, ze poziom polskiej szkoly jest jednak znacznie wyzszy. Jednakoz czasami czytam polskie blogi i dochodze do wniosku, ze czasy te naleza do przeszlosci…
@INTJ: tak jest, nauczyciel niemiecki (nie tylko niemieckiego, ale kazdy) ma do emerytury status urzednika panstwowego.
tekst trochę za bardzo przesadzony, nie można porównywać obecnej sytuacji, do tej jaka miała miejsce w czasie zaborów… lekcje języka polskiego muszą być lepiej zoranizowane, nie ma znaczenia ile godzien na ich przeprowadzenie zostanie wyznaczonych
Hmmm… podany link „działa inaczej”.
A ja się zapytam co ma większą wartość odżywczą – litr czy dwa litry wody?
Albo jeżeli silnik źle pracuje, to czy samochód powinien być mniejszy czy większy?
Czy jeśli potrawa jest wstrętna, to czy lepsze będą większe czy mniejsze porcje?
Młodzi ludzie rutynowo są karmieni Mickiewiczem i Słowackim a udaje im się wyrosnąć na niegramotnych troglodytów. Trudno zrozumieć, jak zmniejszenie porcji czegoś, co jest najwyraźniej nieskuteczne, może komuś zaszkodzić. Oczywiście możnaby popracować nad jakością diety, nad sposobem jej podawania itd. Ale wtedy byłaby to dyskusja na zupełnie inny temat.
Ktoś słusznie tu już zauważył, że nie jest tak ważna ilość godzin polskiego,ale to w jaki sposób te godziny zostaną wykorzystane. Jestem tegoroczną maturzystką i nie mam pojęcia w jaki sposób zdałabym tę maturę z polskiego(rozsz) gdyby nie np Internet w którym mogłam dowiedzieć się chociażby tego,co w ogóle jest w programie(bo „Kamień na kamieniu” jest w programie rozszerzenia a niemal wszyscy maturzyści wybałuszyli oczy „CO TO?”).Na polskim przez 3 lata nie dowiedziałam się nic, NIC absolutne. Szczerze. Notatki miałam dyktowane ze ściągi do matury którą mogłam sama sobie kupić w kiosku. A nauka myślenia?Żart!Nawet przy odpowiedzi na ocenę każda inna wypowiedź niż ta podyktowana przez panią profesor była zła. A moja ulubiona sytuacja-zastępstwo z innym polonistą(według mnie jednym z lepszych jakich znam),omawiamy wiersze współczesnych autorów,w tym Miłosza i pan profesor mówi,że WG NIEGO Miłosz nie był najlepszym kandydatem do nagrody Nobla(nie wnikajmy w argumentację,to mało istotne w anegdocie) oraz że umęczymy się strasznie czytając Ferdydurke i że jemu osobiście ta lektura się najmniej podoba ale przeczytajmy i wyróbmy sobie własne zdanie i wtedy podyskutujemy. Na te slowa w mojej klasie zawrzało:”Jak to?Nauczyciel polskiego zniechęca nas do czytania książek?I że z tym Miłoszem…no jak to?Przecież Miłosz wielkim poetą był!” (klasa matematyczna-dam sobie głowę uciąć że nie potrafiliby wymienić ani jednego tytułu Miłosza)
Przykre jest jeszcze to że polski podstawowy jest w tej chwili uważany za „maturę dla debili” bo trzeba się ponoć postarać żeby jej nie zdać(„ponoć”-pisałam rozsz więc do końca nie wiem ile w tym prawdy).
Nie wiem czy jakakolwiek reforma jest coś w stanie zmienić…wedlug mnie głównym zadaniem polonisty i w ogóle lekcji polskiego powinno być zachęcenie uczniów do czytania jak największej ilości utworów-niekoniecznie lektur,pozycji obowiązkowych,Mickiewicza czy tam Sienkiewicza…Ważne jest to,aby mieć własny gust i własne zdanie,wyrobione nie na podstawie tego co mówi motłoch,ale wynikające z zasady „ZNAM utwory Mickiewicza czy Sienkiewicza,ale WOLE inne”.
Czy będą jeszcze wypracowania na temat „co poeta miał na myśli” ?
Nie ma zadań typu „co poeta miał na myśli”…To o czym mówisz to ignoranckie podejście do tematu…Można lubić ANALIZĘ I INTERPRETACJĘ wierszy albo nie,ale na pewno czegoś to uczy,chociażby tego,żebyś w ogóle zrozumiał o czym ten wiersz jest. A takie bzdury i gadanie typu „co poeta miał na myśli” to możesz między bajki włożyc. Trzeba myśleć.
Obecne realia: Mój dyr. pokazał nam tzw. siatkę godzin lekcyjnych na najbliższy rok szk. dla wszystkich klas – na przedsiębiorczość i WOS po 17 h, na religię – 80 h.
To jest zespół szkół ponadgimnazjalnych, z przewagą technikum (z sensownymi kierunkami), gdzie elementy przesiębiorczości są na egzaminie z przygotowania zawodowego, na którym trzeba zdobyć MINIMUM 70%, aby mieć dyplom.
Z religii wszyscy mają na świadectwach piątki i szóstki (ci z zeszytami), choć lekcje wcale nie są prowadzone. Za to zajmują uczniom czas, szkole sale, a wszystkim pieniądze i godziny na naprawdę potrzebne przedmioty.
W następnych wyborach po raz pierwszy zagłosuję na lewicę, może coś zmieni (myślę naiwnie ?).
Dobry byl patent z katechezą w kościołach,po lekcjach. Kto chciał,chodził,kto nie-jego broszka.
Gospodarz wywołał dyskusję na temat planowanej degradacji lekcji języka ojczystego w murach polskich szkół. Co to w praktyce oznacza? Okrojenie lektur, redukcję nauczycieli,zestresowanie tych, którzy pozostaną oraz przyzwolenie na mierne kompetencje językowe uczniów. A gdzie miejsce na pracę wychowawczą, rozbudzanie intelektualne młodych?Analizę i interpretację utworów zastąpią porady dotyczące sposobu osiągnięcia minimalnej ilości punktów gwarantującej zdanie matury podstawowej, bo na nic więcej nie będzie czasu, chyba, że podczas korepetycji. A może o to chodzi sternikom polskiej oświaty?
Chyba na reformy nie ma co liczyć,jeżeli nauczycielowi zależy,to widać musi pracować charytatywnie…Gdy przygotowywałam się do matury jedna z pań profesorek przychodzila z nami do szkoly w ferie żeby podopowiadać to,na co nie zawsze był czas na lekcjach…Zaplanowane bylo ze przez caly pierwszy tydzien ferii będziemy mogli sobie przychodzić do szkoly na 5-6 godzin(!)…i co?Pani profesor nie dość że nie dostala zlamanego grosza za naprawianie błędów,bądź co bądź,dyrekcji(która zapomniala że to klasa maturalna i chyba 2 godziny chemii w tygodniu to jednak za mało) i jeszcze musiała wykłócać się o to,żeby udostępniono nam salę do zajęć i żeby ktoś nas w ferie do tej szkoly wpuścił. Nawet dobra wola nauczyciela i jego zapał do niesienia pomocy uczniowi mogą bardzo szybko zniknąć. Ale czasem jest to też wina inych nauczycieli.Żenująca sytuacja-nauczyciele zazdrośni o popularność pani profesor (która absolutnie o tę popularność i sympatię nie zabiegala,po prostu robila to,co wg jej mniemania do obowiązków nauczyciela należało) na każdym kroku utrudniali jej pracę w tej szkole-a to papiery wypelniala za innych,a to jakieś spisy sprzętu w sali w czasie zajęć,jakieś glupie problemy z salą na ferie…
Autor:
„Ciekawe, które przedmioty będą serwowane jako danie główne?”
Odp. RELIGIA!!!!!
Do chic
Przepraszam, ale na pytanie „co poeta miał na myśli” jestem uczulony.
Poeta zawsze miał na myśli to samo co pani profesor, nigdy to co ja. Gdyby nie to, że byłem olimpilczykiem z matematyki, fizyki i astronomii (umiałem i umię więc myśleć), pewnie bym wyleciał z LO za moje interpretacje dzieł literackich.
Religia to zmora naszej wiedzy. Niepotrzebny ornament na bruku polskiej duszy.
Kassandro! Odezwij sie. Czekam i ufam.
W pełni zgadzam się z opinią, że na język polski powinien być kładziony duży nacisk. Osobiście żałuję, że w trakcie mojej nauki w liceum traktowałem owy przedmiot jak coś zbędnego. Teraz, kiedy kończe studia i pracuję jako dziennikarz widzę duże braki nad którymi jestem zmuszony ciężko pracować. No ale…sam jestem sobie winny 😛 Ehhh…głupiś ja był, oj głupiś…
Co poeta Wojciech Młynarski miał na myśli pisząc piosenkę „Róbmy swoje”? Albo Jarosław Kaczyński mówiąc swoje oczywistośc? Czy uda się dzisiejszym maturzystom odpowiedziec na te pytania bez przerabienia w szkole cwiczen typu co poeta miał na mysli?
Edukacja to nie zdobycia zasobu wiedzy, ale nabycie zdolności do rozumienia świata !
Przepraszam za błąd. Miało byc „Oczywista oczywistośc”
Droga Chic, mojej siostrze
, ktra z werwa, zaangazowaniem i chartatywnie uczyla dzieci jezyka, starsza nauczycielka wyraznie powiedziala by przed szereg nie wychodzila. W domysle-bo ona i reszta nauczycieli nie bedzie do niej rownac za te pensje.)
Juz w Polsce nie uczy. Wyjechala za granice.
W Japonii gmnazjalisci i uczniowie szkol srednich poznaja literature w oparciu o fragmenty. Nie mozna dac uczniom wiecej godzin jezyka obcego czy przedmiotow scislych nie obcinajac czego innego w zamian.
Aaaaa….a to trochę inna kwestia…Normalny polonista nie zadaje pytania typu”co autor miał na myśli” tylko pyta o nasze odczucia po przeczytaniu tekstu na przyklad,albo o czym w ogóle jest ten wiersz…Źle zrozumialam intencje Twojego pytania;)
Tak, ma pan rację. Trzeba na siłę wciskać gówniarzom rzeczy, których nie chcą robić. Ma ogromną wartość dydaktyczną katowanie ich, tym, czego nie znoszą. Od tego przestaną być wulgarni, ich mowa będzie kwitna, a kultura przenajlepsza.
Proszę zauważyć, że aktualne zchamienie ukształtowało się w czasach obecnych, gdy godzin języka Polskiego jest ciągle jeszcze dużo. Skoro brak kilku godzin przedmiotu Język Polski spowoduje pogorszenie jakości, to czy nie oznacza, że aktualna sytuacja jest wynikiem obecnej ilości godzin?
Lekcje polskiego polegają teraz na przetrwaniu. Uczeń ma przetrwać przedmiot i na koniec uzyskać ocenę pozytywną. Czyta streszczenia, lub opracowania lektur, wypracowania kupuje albo przepisuje z bryków, na zajęciach stara się mówić to, co nauczyciel chce usłyszeć. Takie lekcje na pewno mają sens, a czym ich więcej, tym lepiej, tak?
Słabi nauczyciele oraz oderwany od rzeczywistości program są problemem edukacji, a nie ilość godzin. Większość nauczycieli, to ludzie, którzy byli za inteligentni, aby pójść do zawodówki, ale za głupi, aby osiągnąć coś więcej, od bycia nauczycielami. W Polsce od wielu lat nauczycielami zostają ci, którzy nie byli w stanie zrobić czegoś więcej. Nie dali rady zostać na uczelniach, nie mieli szans na lepszą pracę, więc poszli uczyć. Dodatkowo wpadli w bezsesnsowny system polskiej edukacji, którego zmienić nie potrafili, nie mogli, lub nie chcieli.
Naturalnie są w tym zawodzie osoby z powołaniem i pasją, ale to mniejszość, margines niestety.
Ta cala dyskusja to mi wyglada tak na wiecej XIX-wieczna niz na XXI-wieczna. Ciagle o tym co poeta chcial wyrazic w swoim wierszu? Kiepski to bylby poeta jesli trzebaby sie bylo zastanawiac nad tym co ten poeta chcial wyrazic w swoim wierszu. W okresie telewizji, radia, filmow, itp, nie ma nic o tym w polskich szkolach, pomimo ze ogromna wiekszosc wyksztalconych ludzi to jesli czytaja to gazety codzienne i tygodniki, a poza tym to raczej korzystaja z tych bardziej nowoczesnych srodkow przekazu wiadomosci, mysli, idei, itp. Aby wykazac do jakiego stopnia szkolnictwo potrafi byc zacofane w czasie dam taki przyklad. Gdy bylem uczniem to tekstylia produkowano z welny, bawelny, jedwabiu, lnu, byc moze jeszcze paru surowcow ktorych nie pamietam. Kazdy wiedzial tez jak sie te surowce wytwarza. Spojrzcie na swoja odziez, z czego jest zrobiona? Beda to raczej rozne nylony, rayony,, itp, nie potrafie ich wyliczyc. Znajdzcie kogos kto potrafi isc do biblioteki i znalezc wiadomosci jak sie te obecne surowce tekstylne produkuje. Po prostu swiat idzie naprzod, i to co dawniej bylo w szkolach jest teraz po prostu nieaktualne. Bardzo mi sie podoba szkolnictwo w USA, rzadza nim poszczegolne dystrykty szkolne i one dbaja aby w szkolach uczono takich rzeczy ktore sa i beda tym uczniom i uczennicom potrzebne w zyciu. Jest wiec w takiej szkole stosunkowo niewiele przedmiotow obowiazkowych, a inne sa do wyboru. Jesli uczniowi sie ktorys z przedmiotow nie powiedzie to powtarza tylko ten jeden przedmiot ktory mu sie nie powiodl, a nie wszystkie inne. Szkoly zawodowe nie sa oddzielone od szkol ogolnoksztalcacych, po prostu ci uczniowie ktorzy chca sie uczyc ktoregos z zawodow to maja z tego lekcje i pracownie w tej samej szkole, lub sa dowozeni na nie autobusami szkolnymi, a przedmioty ogolnoksztalcace biora z innymi uczniami. Uczniowie klas starszych moga pracowac zawodowo i to sie zalicza jako przedmioty szkolne z nauki zawodu, taka praca zawodowa jest powaznie traktowana. Nie ma egzaminow maturalnych organizowanych przez szkoly, sa egzaminy takie jak ACT (American College Test), SAT (Scholastic Aptitude Test), w ksiegarniach sa dostepne ksiazkie ktore ulatwiaja w przygotowaniu sie do takich testow, nie sa one obowiazkowe, sa organizowane przez organizacje pozaszkolne, niektore uniwersytety wymagaja zdania takich testow. Na uniwersytetach amerykanskich sa t. zw. College of Education i tam sa sekcje School Administration, bardzo zalecam studia tego przedmiotu. Zwrocmy uwage ze nauczyciele zaczynaja pracowac w tym zawodzie w wieku dwudziestu kilku lat, a pracuja do 60-go lub 65-go roku zycia, wtedy to czego sie sami nauczyli w swoich szkolach bedzie juz dawno nieaktualne. Belferka to jest taki zawod w ktorym trzeba uzupelniac i odnawiac swoje umiejetnosci przez cale czynne zycie zawodowe, aby w XXI-ym wieku nie mowic powaznie o literaturze XIX-wiecznej.
>Bardzo mi sie podoba szkolnictwo w USA, rzadza nim poszczegolne dystrykty szkolne i one dbaja aby w szkolach uczono takich rzeczy ktore sa i beda tym uczniom i uczennicom potrzebne w zyciu. Jest wiec w takiej szkole stosunkowo niewiele przedmiotow obowiazkowych, a inne sa do wyboru…<
1.Podejrzewam,że twoja wiedza o amerykańskim szkolnictwie pochodzi ze slyszenia- wiesz,ze dzwonią, ale … ;-)i z tego sobie zrobileś ideal szkolnictwa.Uczylam w szkole w USA i to wszystko wygląda zupelnie inaczej, choć hasla się zgadzają.Na dodatek kosztuje rocznie na ucznia publicznej szkoly 10tys.$,
a u nas się wydaje w przeliczeniu jakieś 1,5tys.$
2.Rady dystryktów szkolnych są wybieralne i to one o większości szczególów decydują, ale co to ma znaczyć,że w szkole uczy się rzeczy, które uczniom będą potrzebne w życiu? Ludzie są różni i różne rzeczy są czy będą im w zyciu potrzebne!Co innego pracownikowi McDonaldsa, kasjerce w TESCO czy fryzjerce, a co innego inzynierowi czy finansiście!
Często radni dystryktu dopasowują to do swoich niezbyt wysokich horyzontów;-)))))
Czesc Danka, dziekuje za wypowiedz w dyskusji. Napisz cos wiecej o swojej pracy w amerykanskiej szkole, gdzie, kiedy, jaki przedmiot, co Ci narzucali a w czym mialas swobode? Ja tez uczylem w amerykanskiej szkole, raczej na uniwersytecie, ale mialem tez i kontakt ze szkolami nizszego rzedu. Przez dostosowanie sie szkoly do potrzeb uczniow (nazywanych w USA studentami) mozna podac wiele przykladow. Gdy przyjechalem do USA to sie okazalo ze w szkolach srednich mozna zrobic prawo jazdy, nawet koszt ubezpieczenia auta od wypadkow byl nizszy jesli prawo jazdy zostalo uzyskane w szkole. Prawie wszyscy uczniowie i uczennice uczeszczali na maszynopisanie. Czesto dziewczeta wychodzily za maz zaraz po ukonczeniu szkoly sredniej i swoja praca na przyklad sekretarki (wyuczonej w pelni w szkole sredniej) potrafily finansowo przepchac meza przez college. W kazdym razie kazdy absolwent amerykanskiej szkoly sredniej znal sie na sprawach politycznych, na przyklad umial wytlumaczyc co to jest CONFLICT OF INTEREST, co na ogol Polakom jest na ogol bardzo trudno wytlumaczyc. Dawali sobie rade z takimi sprawami jak wynajecie sobie mieszkania, kupno auta na raty, itp. Nie, na ogol nie znali obcych jezykow i na ogol nie znali trygonometrii, chyba ze przygotowywali sie do studiow scislych. Z literatury jezyka angielskiego znali tylko czesc, ta literatura jest zbyt obfita aby kazdy uczen ja w calosci poznal, to samo dotyczy takich jezykow jak francuski, niemiecki, wloski i hiszpanski. W Polsce tez sa rady rodzicielskie ktore tez potrafia usilowac wplywac na nauczanie w szkolach.
„Jestem z wykształcenia polonistą, ale pracuję w firmie farmaceutycznej. Poziom pisanych pism, e-maili i ogólnie wysławianie się pracowników w mojej firmie (w większości z wyższym wykształceniem) woła o pomstę do nieba, niektóre z pism zachowałem sobie jako doskonały materiał na kabaret. Ostatnio nawet Zarząd firmy wystosował pismo obligujace wszystkich do większej dbałości o formę pism wysyłanych do kontrahentów.”
Drogi niedoszly polonisto!
Zauwaz, ze pracownicy twojej firmy „edukowani” byli w systemie liczbowej domnacji jezyka polskiego nad pozostalymi przedmiotami, systemie, ktorego zdaje sie broni gospodarz blogu(a?). Trodno dociec czy nieumiejeetnosc pisania pism urzedowych to wina zbyt malej ilosci godzin polskiego, slabej jakosci tych godzin, programu nie przystajacego do wyzwan wsolczesnosci, czy tez moze braku koncepcjii edukacyjnej szefostwa twojej firmy. Na swiecie nawet kasjerki maja Manual-podrecznik? „Przyjmowania Zaplaty i Wyddawania Reszty”-ma to i swoje minusy bo jak zadasz nieprzewidziane w manualu pytanie to kasjerka wpada w panike (to zreszta moze wlasnie jest wynik nieumiejetnosci komunikowania sie? spowodowany okrojeniem programow humanistycznych?) Z drugiej strony, dawniej kasjerka-gospodyni na gospodarstwie, tez potrzebowala minimalnych zdolnosci komunikacyjnych do pracy w gospodarstwie (nikt nie wymagal rozmow z szesciorgiem dzieci czy czytania im wszystkim ksiazek, tym bardziej niepotrzebna byla komunikacja do pracy z uprawami czy zwierzetami. Komunikacja miedzy czlonkami spolecznosci wiejskiej tez zbyt gleboka nie byla, wystarczy przypomniec koflikty miedzy bochaterami Chlopow Reymonta. Dzisiaj kasjerki wyemigrowaly do miast (pare miesiecy temu minela magiczna data „przejscia” 50% ziemian ze wsi do miast), jej wlasne dzieci, uprawy i hodowla zastapione zostaly przez mase ludzi, tlumy, z ktorymi trzeba sie komunikowac, tymczasem mozliwosci komunikacyjne na tym samym poziomie, wcale nie wzrosly wraz z wyksztalceniem w miejskiej szkole. Byc moze problem w tym, ze jako spoleczenstwo, przynajmniej z zalozenia egalitarne, nie mozemy sie pogodzic z mysla ze Mickiewicza czy Slowackiego nie jest w stanie przeczytac (o zrozumieniu i dyskusji zapomnijmy) wiekszosc mlodziezy? Mysl taka nie pasuje do koncepcjii rownych szans, rownego startu itd. Do tego dodac roznice w jakich wychowywala sie mlodziez dawniej-2 programy telewizyjne rozpoczynajace sie poznym popoludniem, w ktorych zreszta nic do ogladania nie bylo, brak internetu, gadzetow, nikla ilosc prasy… i dzisiaj-nieograniczona ilosc tresci w intrnecie, mnogosc wydawnictw ksiazek, prasy, programow telewizyjnych, filmoe video, mnogosc gadzetow, ktorych pamflety czyta sie przed kupieniem a instrukcje obsugi (tez bryki, jednak mlodziez czyta bryki tylko wspolczesne;)) czyta sie po zakupie. gdzie tu czas na Nad Niemnem i kogo interesuje tamtejsza przyroda skoro wlasnej nie widac za oknem (coraz wiecej asfaltu i betonu za oknami).
Na prawde nie latwo ogarnac zmieniajacy sie swiat i odpowiednio zmieniac programy by optymalnie przygotowac mlodziez do dojzalosci. Takie zadanie stoi przed decydentami ale nam, pracujacym na miejscu potrzebna refleksja i duzo czsu do zastanowienia czym w istocie ma byc dziedzina, ktorej poswiecamy zawodowe zycie? czym ma byc edukacja mlodziezy? Potrzebna tez wymiana spostrzezen i ich cyrkulacja miedzy nauczycielami a urzednikami i ustawodawcami. Osobiscie dodam, ze lubilam bryki i milo spotkac na koncu swiata Polaka, z ktorym po paru drinkach zaczyna sie recytowac: Litwo ojczyzno moja. Dawne programy j. polskiego swietnie wypelnily misje formowania kodu kulturowego spoleczenstwa. Dzisiaj jednak mamy globalizacje oraz (w skazonej komunizmem Polsce)potrzebe odbudowy wspolnot lokalnych. Jaka literatura mialaby budowac poczucie wspolnoty europejskiej czy ziemskiej. Co moglibysmy recytowac na stazu zagranicznym po paru drinkach z powiedzmy Azjata czy Afrykanczykiem? A jakie legendy czy historie mialyby budowac poczucie wspolnosty mieszkancow tzw „ziem odzyskanych”, gdzie szczerze mowiac nic takiego jak wspolnota lokalna obecnie nie istnieje?
I, Pania Dariuszu!
Krytykuje Pan i krytykuje posuniecia rzadu. Czy brak panu czasu na wlasne przemyslenia i ich prezentacje tutaj czy moze prezentuje je gdzie indziej. Jesli tak to prosze o linka. Czytanie tylko krytyki staje sie nudne.
Watpie by zalezalo Panu tylko i wylacznie na podtrzymywaniu status quo w sprawie liczby godzin polskiego. Bardzo ciekawa jestem Pana opinii.
A teraz głos tego kogo to najbardziej dotyczy.
Trochę przeraża mnie wizja, że polskiego będzie jeszcze mniej. Mimo, że w mojej szkole są dosyć dobrzy poloniści-potrafią dobrzez przygotować do egzaminu maturalnego irytują mnie te lekcje. Wszelkie próby rozpoczęcia dyskusji, głębszej, niż stwierdzenie „Werter był człowiekiem zagubionym i dał początek kreacji bohatera werterowskiego” spędzły na niczym. Kończyły się dziwnym spojrzeniem lub stwierdzeniem, że przez to nie przećwiczymy modelu i nie przczytamy fragmentu innego tekstu. Jak wyrobić sobie ocenę na temat książki na podstawie 1 rozdziału! Dla tego od wrzesnia zbieramy grupkę i zakładamy „Koło dyskusyjne”. jestem w klasie o profilu prawno-społecznym. Nauczyciele gadaniem o tym, żeby uczyć się ylko tego co chcemy spowodowali, że w moejej klasie 90% to ludzie, którzy stwierdzili, że w tym jakoś się prześlizgną, a potem… pewnie Anglia lub pedagogika.
brtk napisał:Większość nauczycieli, to ludzie, którzy byli za inteligentni, aby pójść do zawodówki, ale za głupi, aby osiągnąć coś więcej, od bycia nauczycielami. W Polsce od wielu lat nauczycielami zostają ci, którzy nie byli w stanie zrobić czegoś więcej. Nie dali rady zostać na uczelniach, nie mieli szans na lepszą pracę, więc poszli uczyć.-to prawda młodzi nauczyciele naprawde wyglądają na nieudaczników, znam tylko jeden wyjątek. Nie potrafią nic oprócz duktowania i sypania utartymi regułkami
ps Wiem, ze mój styl pisania nie jest rewelacyjny, ale sie ciągle uczę-dużo czytam:)
Do Igo:
No nie zawsze to jest tak jak mówisz…Generalnie Polscy specjaliści są uznawani na świecie za bardzo dobrze wykształconych i myślę że to powód do dumy…okej,czasem…ba!Często wkurzam się że muszę się w szkole uczyć rzeczy które są glupie i nieprzydatne(przynajmniej niektóre) ale wolę tak niż gdybym miala być przyglupem…Kiedyś oglądałam program w którym reporter podchodzil do przechodniów na ulicach Nowego Jorku bodajże i zadawał pytania z pozoru proste,takie,na które bystrzejszy polski piętnastolatek chociażby raczej na pewno zna odpowiedzi. Gdzie leży Kolumbia,na przyklad(wg Amerykanów zazwyczaj w Azji) albo kim jest Fidel Castro(tego większość nie wiedziala, albo padalo moje ulubione: „Mmm…Popsinger?”)…okej,to nie regula i na pewno nie wszyscy są tacy,ale szczerze mówiąc-dużo było w tym prawdy. Przez wiele lat uczyłam się angielskiego u ludzi którzy przyjechali do Polski na jakiś czas,a byli zazwyczaj z USA,Kanady albo z Wysp Brytyjskich i z tego co wiem,ludzie,którzy kończą studia w Stanach,są doskonalymi specjalistymi ale bardzo wąskiej dziedziny…W Polsce dotychczas,przynajmniej na uniwersytetach, uczono się dużo i wszystkiego,ale często słyszy się że pracodawcy zaczynają uważać absolwentów uniwersytetów za wiedzących wszystko i nic.
Kolejna sytuacja-mój kolega będąc wpodstawówce musial przeprowadzić się do USA. Będąc w Polsce miał dość duże problemy z matematyką,raczej humanistyczny umysl. W szkole amerykańskiej natomiast,okazało się,że znał program klas co najmniej kilka lat starszych.
Cudze chwalicie,swego nie znacie. Wolę wiedzieć więcej,nawet POZORNIE niepotrzebnych rzeczy (wiedza nigdy przenigdy nie jest niepotrzebna) niż zastanawiać się czy Castro to popsinger czy może jednak tancerz flamenco?
>Wolę wiedzieć więcej,nawet POZORNIE niepotrzebnych rzeczy (wiedza nigdy przenigdy nie jest niepotrzebna) niż zastanawiać się czy Castro to popsinger czy może jednak tancerz flamenco<
Niepotrzebnych rzeczy, których możesz się nauczyć jest praktycznie nieskończenie wiele – nie dasz rady ze wszystkimi.Trzeba niestety dokonać wyboru i zrobić to w sposób przemyslany, dostosowany do naszych czasów i osoby która ma się tych niepotrzebnych rzeczy uczyć;-))))))))))))))
Do chic
W takim razie ani ja ani moje dzieci nie spotkaliśmy normalnego polonisty.
Jak ocenić odpowiedź o naszych odczuciach jeżeli są one diametralnie różne od odczuć polonisty ?
tsubaki,
zapewne łatwiej jest krytykować niż chwalić. Usilnie poszukuję okazji, aby pochwalić za coś rząd. Oczywiście chodzi o sprawy związane z edukacją. Ostatnio chwaliłem za powołanie Wiesławy Zewald na łódzkiego kuratora oświaty.
Pozdrawiam
DCH
>Generalnie Polscy specjaliści są uznawani na świecie za bardzo dobrze wykształconych i myślę że to powód do dumy?okej,czasem?ba<
Zwróć uwagę,ze tych specjalistów wyksztalcono przez „reformą” Dzierzgowskiej/Handkego…;-)Ofiary tej ostatniej „reformy” kończą wlaśnie swoje szkoly wyższe czegoś i czegoś tam no i dowiadują się,że praca dla nich czeka ….w Londynie na zmywaku;-))))No, jak która ladna to może zostać sekretarką (tą od parzenia kawy i …czegoś jeszcze);-))))
Czyli po prostu zmarnowali kilka lat życia albo i cale!!!
Tsubaki!Ty sobie poczytaj uważnie polską prasę w internecie!Myślę,że chęć chwalenia rządu za cokolwiek w dziedzinie edukacji Ci przejdzie;-)))
>W takim razie ani ja ani moje dzieci nie spotkaliśmy normalnego polonisty.
Jak ocenić odpowiedź o naszych odczuciach jeżeli są one diametralnie różne od odczuć polonisty Źle zrozumialam intencje Twojego pytania;)< więc nie wiem o co dalej halas?
kurcze,zle mi sie skopiowal tekst,jesczze raz: >W takim razie ani ja ani moje dzieci nie spotkaliśmy normalnego polonisty.Źle zrozumialam intencje Twojego pytania;)<
Więc o co nadal ten halas?
Pani minister nie chce, żeby nasze dzieci uczyły się języka polskiego i historii. A my nie chcemy pani minister. Argumenty za znajomością języka ojczystego i historii swojego kraju są oczywiste jak słońce na niebie. Nie dyskutujmy, wyrzućmy ją. Wszelakimi sposobami, póki polskim dzieciom nie odebrała języka i poczucia wartości życia w wolnym kraju.
Do Chic: „Generalnie Polscy specjaliści są uznawani na świecie za bardzo dobrze wykształconych” To nie jest dokladnie tak. Do pracy na odpowiedzialnych stanowiskach sa przyjmowani tylko tacy cudzoziemcy (to dotyczy nie tylko Polakow) specjalisci ktorzy sa doskonale wyksztalceni, inni musza sie zadowalac pracami na znacznie nizszym poziomie, jest to sprawdzane w kazdym przypadku na t. zw. „interview”. Z wyksztalceniem to roznie bywa, i to w roznych krajach. Chodzilismy kiedys na lunch z kolegami z pracy i byl tam jeden doskonaly pracownik z Indii, doskonale wyksztalcony w swojej dziedzinie, ale nie wiedzial wiele o historii Europy, nie wiedzial nic o Rewolucji Francuskiej ani o Napoleonie i jego wojnach. Po prostu w koloniach brytyjskich koncentrowano sie na historii Wielkiej Brytanii i po uzyskaniu niepodleglosci nauka historii poza ta wlasnego kraju pozostala taka jak i byla przed tym. Czy absolwenci szkol amerykanskich sa wasko wyspecjalizowani, watpie, na amerykanskich uniwersytetach jest sporo przedmiotow ogolnoksztalcacych (w Polsce przedmioty ogolnoksztalcace koncza sie na ogol w szkole sredniej), to trzeba byloby porownywnywac w kazdej dziedzinie i w kazdym przypadku osobno. W szkolach amerykanskich jest duza dowolnosc, tak wiec zainteresowany i pracowity student moze sie w nich wiele nauczyc, ale to nie jest wcale ogolne zjawisko. Jedno jest wazne, szkoly amerykanskie przygotowuja do tego aby samemu isc do biblioteki i samemu znalezc materialy na potrzebny temat, tego w polskich szkolach jest raczej niewiele.
Jestem zwolennikiem poglądu, że szkoła jest od nauczenia podstaw (pisanie, czytanie, terminologia i liczenie) oraz nabycia tzw. umiejętności społecznych (umiejętność współpracy w grupie, umiejętności dialogu, empatii, potrzebnych okazji do uczenia się nawiązywania przyjaźni, wsparcia, autoprezentacji…). Dopiero solidne podstawy pozwalają na zaspakajanie następnych naszych potrzeb. Co z tego, że uczymy w szkole wielu ciekawych teorii czy omawiamy skomplikowane zagadnienia filozoficzne. Już na początku lekcji okazuje się, że 50% słuchaczy nie rozumie o czym mówimy. Jak ma uczeń napisać rozprawkę, jeśli nie opanował właściwego słownictwa, nie czyta dobrze i ma problemy z poprawnym pisaniem. Jak ma stosować Tw. Pitagorasa, jeśli nie potrafi poprawnie rachować, nie wie jakiej figury konkretnie twierdzenie dotyczy oraz ma braki w terminologii matematycznej, która jest dla niego odpowiednikiem języka chińskiego.
To są problemy polskiej szkoły, przy których nawet nauczyciel – mistrz nic nie zdziała.
Zaproponowanie obowiązkowego przedszkola już od 5 roku życia jest bardzo mądrym posunięciem ministra edukacji. Obowiązkowa zerówka i obniżenie wieku szkolnego też. Myślę, że w tym wieku powstają te zaległości, nie do odrobienia, o których napisałem wyżej.
Zubożanie siatki godzin języka polskiego czy matematyki jest jednak bardzo głupie. Te dwa przedmioty dają podstawy. Te podstawy to wiedza, którą trzeba znać całe życie. Pozostałe przedmioty dają się nadrobić w każdej chwili przy odpowiedniej motywacji i znajomości tych dwóch.
Wydaje mi się, że polska szkoła robi podstawowy błąd chcąc uczyć na takim samym poziomie, w jednej klasie różne dzieci. I te, które nie potrafią pisać, czytać i liczyć oraz te, które nie są zaniedbane z podstaw. I nie chodzi o nawoływanie do segregacji ze względu na status społeczny. Chodzi o to, że tak się nie da uczyć skutecznie. Skuteczność jest wtedy, gdy się mówi do kogoś, kto rozumie co do niego mówimy. W przeciwnym razie nie jesteśmy w stanie nawet takich osób zainteresować tym, co chcemi im przekazać. Szukają więc metody, aby zmienić temat na taki, przy którym miałyby coś do powiedzenia, a tak się składa, że nie są to już tematy związane z tematem lekcji.
@Danka
fiary tej ostatniej ?reformy? kończą wlaśnie swoje szkoly wyższe czegoś i czegoś tam
Pierwsze ofiary reformy to obecny rok III na studiach. Studia kończy obecnie rocznik 84′ (wiem bo właśnie kończę ;P)
@Owca
Piersze ofiary „reformy” maturę zdaly w roku 2005.Są już po 3 roku.Wiem, bo mam syna, który jest taką ofiarą.Jeślli trafily na studia licencjackie, to wlaśnie skończyly te „studia”;-)))
Dyskusja jest tu o zmniejszenia liczby godzin z jezyka polskiego lub o niedopuszczenie do tego zmniejszenia. Poniewaz szkoly w Polsce ucza wszystkich przedmiotow w jezyku polskim przez nauczycieli i nauczycieli Polakow, wiec tych godzin po polsku jest i tak znacznie wiecej, gdyz kazdy nauczyciel na pewno poprawi bledy w pisanej i mowionej polszczyznie przy okazji jakiego toby nie bylo przedmiotu. Nauczyciele ucza rozne przedmioty, kazdy uwaza swoj za bardzo wazny, bedzie chetnie zabiegal o zwiekszenie liczby godzin, o lepsze pomoce naukowe i boratoria dla tego przedmiotu, i oczywiscie kazdy jak lew bedzie walczyl przeciwko zmniejszeniu liczby godzin z jego przedmiotu. Na ogol to nauka idzie „pod egzaminy”, najwiecej uwagi zwraca sie na przygotowanie uczniow do zdawania egzaminow, szczegolnie maturalnych. Nauka polskiego zdegenerowala sie do polozenia najwiekszego nacisku na XIX-na literature, pomijajac prawie calkowicie nauke o jezyku, literature XX-go wieku, literature innych jezykow i innych narodow, nie mowiac juz o jezyku telewizji, radia, filmu, prasy, itp. Oczywiscie tego wszystkiego jest o wiele za duzo, mozna wiec podzielic material na sekcje i dac uczniom wybor sekcji ktora ich interesuje, lub zrobic odpowiedni wybor z tego wszystkiego, chociaz wyobrazam sobie jakie bylyby „dyskusje” przy takim „wyborze”, ze pominieto to i owo co jest tez oczywiscie bardzo wazne.
Co do znajomosci jezyka, to mialem juz dyskusje z polonistami o tym czy w jezyku polskim jest jedna liczba mnoga rzeczownikow czy tez dwie. Przeciez jest dwa mloty ale piec mlotow, dwie ksiazki ale piec ksiazek, dwa jajka ale piec jajek. Nie jestem polonista, ale uczylem jako „guest professor” jezyka polskiego i kultury polskiej w katedrze jezykow obcych i zwrocilem na to uwage. Polak oczywiscie wie jak mowic i pisac przez wyczucie jezyka, ale cudzoziemcow trzeba tego uczyc gdy sie ich uczy polskiego.
Przed Komisja Edukacyjna w koncu XVIII-go wieku kazda szkola miala swoj program i nauczyciele czy profesorowie wykonywali go kazdy po swojemu. Obecnie programami rzadza ministerstwa edukacji czyli w rzeczywistosci urzednicy, czesto wprowadzaja zmiany bez przedyskutowania ich z zainteresowanymi, czyli dzialaja jako dyktatorzy. A dyktatorzy jak to dyktatorzy, poprawia jedna sprawe zepsuja przy tym trzy inne. Troche wiecej demokracji i dyskusji przed jakimikolwiek zmianami. Przy tym w dyskusji trzeba szanowac dyskutantow, nie uwazac ich za wrogow.
Z pełni zgadzam się z Panem. Ubolewam również nad tym, iż od pewnego czasu w szkołach przykłada się niewielką wagę do nauki języka ojczystego. Ze szkół wychodzą ludzie, których wypowiedzi się niepoprawne, a wrażliwość, którą winny stymulować szkolne lektury, jest znikoma. Od pewnego czasu w szkole szybko omawia się szkolne lektury, bez refleksji, bez miejsca na twórczą dyskusję. Nauka gramatyki, ortografii, interpunkcji, składni to przeszłość. Od tego już dawno odeszło się w większości polskich szkół.
Drogi Gospodarzu i droga Danko!
Barddzo dziekuje za odpowiedz. Danko, urazila mnie Pani sformuowaniem
„Ty sobie poczytaj w internecie…” To tak jezyk polski nauczyl Polakow zwracania sie do siebie?
I Gospodarz i Danka sugeruja, ze domagam sie pochwal dla naszego rzadu. Jeszcze raz przeczytalam swoj wpis i slowa pochwala tam nie znalazlam. Nie rozumiem dlaczego moja (a jednak!) krytyka od razu zinterpretowano jako nawolywanie do pochwal. Czy ja rowniez, jako produkt dotychczasowego systemu nauczania j. polskiego, nie potrafie juz przekazac nie tylko tego co poeta mial …, ale nawet co ja mialam na mysli? Sprobuje jeszcze raz:
Panie Dariuszu, jaka jest Pana opinia? Rozumiem, ze nie aprobuje Pan zmniejszenia ilosci godzin j. polskiego. Nie sadze jednak by byl Pan przeciwko zmianom programow j. polskiego, adekwatnym do czasow, w ktorych zyjemy. Na co Pan, jako doswiaadczony polonista, niezramocialy a przeciwnie dobrze funkcjonujacy w nowoczesnym swiecie, chcialby zwrocic uwage osobom decydujacym o zawortosci programow j. polskiego, jakie widzi (lub czy widzi Pan)Pan anomalie, dysproporcje, braki? Jesli tak to jakie? Nie oczekuje natychmiastowej odpowiedzi, Czytam Pana blog regularnie wiec mysle, ze sie kiedys doczytam.
Duzo ciekawych opinii i refleksji od kazdego z gosci mozna poczytac na tym blogu alo jakos brakuje konkretow. Moze kazdy z blogowiczow napisalby czego zyczylby sobie w programie j. polskiego, czego sie nie nauczyl w szkole i ciezko go ten brak doswiadczyl w doroslym zyciu?
Mado, ze szkol wcale nie wychodza ludzie niewrazliwi. Mlodziez jest bardzo wrazliwa ale jej wrazliwosc potrafia poruszyc jedynie magowie z Hollywood, pakujac kazda papke w atrakcyjne opakowanie. Nasza edukacja natomiast serwuje pelnowartosciowe produkty zawiniete w zuzyty papier sniadaniowy. My, dorosli z namaszczeniem przechowujemy ten stary papier, zdobyczny, dla nas cenny i przechowujacy wspomnienia i emocje. Dla dzieciakow on po prostu cuchnie, nie zjedza nic co w nim zawiniete.
Danka>Ofiary tej ostatniej ?reformy? kończą wlaśnie swoje szkoly wyższe czegoś i czegoś tam no i dowiadują się,że praca dla nich czeka ?.w Londynie na zmywaku;-))))No, jak która ladna to może zostać sekretarką (tą od parzenia kawy i ?czegoś jeszcze);-))))
Czyli po prostu zmarnowali kilka lat życia albo i cale!!!Jedno jest wazne, szkoly amerykanskie przygotowuja do tego aby samemu isc do biblioteki i samemu znalezc materialy na potrzebny temat, tego w polskich szkolach jest raczej niewiele.Poniewaz szkoly w Polsce ucza wszystkich przedmiotow w jezyku polskim przez nauczycieli i nauczycieli Polakow, wiec tych godzin po polsku jest i tak znacznie wiecej, gdyz kazdy nauczyciel na pewno poprawi bledy w pisanej i mowionej polszczyznie przy okazji jakiego toby nie bylo przedmiotu.<
No okej,ale,może to ja mam wyjątkowego pecha,ale chyba nie trafiłam na nauczyciela innego przedmiotu niż polski(chociaż i polonistkę w liceum miałam taką,że jest sposób mówienia,błędy wszelakiego rodzaju,nawet moje niewprawione i niewykwalifikowane polonistycznie uszy błagały o litość) który zwracałby uwagę na to,w jaki sposób się tym polskim posluguje,czasem to byla istna tragedia,sluchać się nie dalo(chociaż z obserwacji moich wynika że najpoprawniej po polsku mówią zazwyczaj…angliści!Jakaś tak mi się zawsze trafialo)
Kurczę,przepraszam ponownie,mam problemy z klawiaturą i kompem i czasem glupoty mi się tu robią…Jeszcze raz,poprawiony post:
Danka>Ofiary tej ostatniej ?reformy? kończą wlaśnie swoje szkoly wyższe czegoś i czegoś tam no i dowiadują się,że praca dla nich czeka ?.w Londynie na zmywaku;-))))No, jak która ladna to może zostać sekretarką (tą od parzenia kawy i ?czegoś jeszcze);-))))
Czyli po prostu zmarnowali kilka lat życia albo i cale!!!Jedno jest wazne, szkoly amerykanskie przygotowuja do tego aby samemu isc do biblioteki i samemu znalezc materialy na potrzebny temat, tego w polskich szkolach jest raczej niewiele.Poniewaz szkoly w Polsce ucza wszystkich przedmiotow w jezyku polskim przez nauczycieli i nauczycieli Polakow, wiec tych godzin po polsku jest i tak znacznie wiecej, gdyz kazdy nauczyciel na pewno poprawi bledy w pisanej i mowionej polszczyznie przy okazji jakiego toby nie bylo przedmiotu.<
No okej,ale,może to ja mam wyjątkowego pecha,ale chyba nie trafiłam na nauczyciela innego przedmiotu niż polski(chociaż i polonistkę w liceum miałam taką,że jest sposób mówienia,błędy wszelakiego rodzaju,nawet moje niewprawione i niewykwalifikowane polonistycznie uszy błagały o litość) który zwracałby uwagę na to,w jaki sposób się tym polskim posluguje,czasem to byla istna tragedia,sluchać się nie dalo(chociaż z obserwacji moich wynika że najpoprawniej po polsku mówią zazwyczaj…angliści!Jakaś tak mi się zawsze trafialo)
Czesc Chic: Anglisci ktorzy uczyli sie tej anglistyki na uniwersytetch w Polsce musieli sie uczyc gramatyki angielskiej i porownywac ja z polska gramatyka, porownywac budowe zdan po angielsku i po polsku, itp, dlatego uzywaja na ogol dobrej polszczyzny. To dotyczy rowniez tych ktorzy uczyli sie podobnie innych jezykow na uniwersytetach w Polsce, szczegolnie lacinnikow. Dobrej polszczyzny uzywaja ci ktorzy pracowali w wydawnictwch, ktorzy formulowali przepisy techniczne dla Polskiego Komitetu Normalizacyjnego, itp.
Ja nie lekcewazylbym pracy sekretarek. Dobra sekretarka jest nieoceniona pomoca w kazdym biurze. To w Polsce „sekretarka jest od parzenia kawy i od czegos tam jeszcze” moje amerykanskie sekretarki umialy na przyklad zamowic bilet na samolot, noclegi w hotelach, doskonale pomagaly przy zalatwianiu roznych papierowych formalnosci, doskonale pisaly na maszynie, dawaly sobie rade w maszynopisach z wzorami matematycznymi, (oczywiscie trzeba bylo dla nich dobrze przygotowac rekopis), poprawialy moje polonizmy gdy trzeba bylo, itd.
tsubaki,
dziękuję za pytanie. Przemyślę problem i spróbuję odpowiedzieć.
Pozdrawiam
DCH
Kiedy oblać ucznia? To jest zawsze pytanie. W amerykanskich szkolach odpowiedz jest prostsza, gdyz mozna na przyklad byl w klasie z angielskiego III a z matematyki I lub na odwrot. Bezwzglednie kazac powtorzyc przedmiot ktorego uczen sie nie nauczyl wystarczajaco dobrze. Ale nie nalezy go zmuszac do powtarzania innych przedmiotow ktorych nauczyl sie wystarczajaco. Szczegolnie to dotyczy przedmiotow ktore wymagaja ciaglosci, na przyklad matematyki lub jezykow obcych. Jesli przepuscic ucznia ktory nie nauczyl sie przedmiotu, to on nie ma szans powodzenia w nastepnej klasie z tego przedmiotu, a bedzie demoralizowal przy tym innych. Powtarzanie przedmiotow nie powinno byc niczym niezwyklym, po prostu niektorzy potrzebuja wiecej czasu na opanowanie tego samego materialu. Uczen ktory oblal przedmiot powinienm miec mozliwosc zaliczenia go pod koniec wakacji przez zdanie egzaminu poprawkowego pod koniec wakacji. W ogole takie egzaminy powinny byc dostepne dla wyjatkowych uczniow, ktorzy potrafia sami przerobic przedmioty na wyrost, ale nie nalezy ich do tego sklaniac.
Do Chic: ** Kolejna sytuacja-mój kolega będąc w podstawówce musial przeprowadzić się do USA. Będąc w Polsce miał dość duże problemy z matematyką, raczej humanistyczny umysl. W szkole amerykańskiej natomiast, okazało się, że znał program klas co najmniej kilka lat starszych. ** Mogl prosic nauczyciela o przeniesienie go do odpowiednio wyzszej klasy z matematyki, lub nawet na ten przedmiot do wyzszej szkoly. 15-letni syn moich znajomych byl uczniem high school, ale na matematyke to chodzil na uniwersytet na przedmioty dla „graduate students”. Tak. system szkolny powinin byc „flexible”. Pamietam ze w warszawskiej szkole byla dziewczynka ktora miala pierwszych klika klas ukonczonych w Anglii. W polskim liceum musiala chodzic na angielski jako na jezyk obcy, nawet miala z nim trudnosci, gdyz nie potrafila opanowac gramatyki angielskiej wedlug tej polskiej szkoly. Podobnie wiem o przypadku gdy chlopiec 13-letni przyjechal z rodzicami do Polski i wsdzili go do pierwszej klasy razem z siedmiolatkami, gdyz nie znal on polskiego.
No tak,ale ten przyklad był przytoczony po to,żeby pokazać że zdarza się(nie powiem że jest tak zawsze i że to regula,bo tego nie mogę wiedzieć),że to co u nas wie siedmiolatek,w Stanach może być nieznane dla nastolatka…Oczywiście to nie jest reguła,więc nie ma się co kłócić,każdy system nauczania ma swoje plusy i minusy i wymieniać przykłady pozytywne jak i negatywne można bez końca.
Ale masz rację,Igo,system powinien być flexible,tu się zgadzam,ale szczerze mówiąc,żeby wprowadzić coś takiego w Polsce trzeba by było cale szkolnictwo przewrócić do góry nogami i doszkolić nauczycieli…A szkoda,bo akurat to,że każdego przedmiotu można się uczyć w innej klasie jest doskonalym pomyslem. Jak na początek sprawdziloby się to przede wszystkich w nauczaniu języków w szkołach publicznych…Wydaje mi się że w IX LO (ale może gdzieś indziej,nie jestem pewna,ale slyszalam od kogoś że tak mają w szkole)jest jakiś taki patent,że uczniowie np trzecich klas są podzieleni na kilka grup zaawansowania w języku i bez względu na to w jakiej są klasie, na języki chodzą do swojej grupy. Trochę z tym na pewno zamieszania,chociażby z ukladaniem planów lekcji,ale kurde,dla chcącego nic trudnego(w mojej szkole byl już giga problem bo klasa byla podzielona na dwa języki-część uczyla się francuskiego część niemieckiego i logistycznie ten problem rozwalił układających plan na łopatki i dochodzilo do takich absurdalnych sytuacji że powinnam być na 2 przedmiotach jednocześnie)
Wracając jeszcze do tego,że wprowadzenie takich zmian wymagałoby giga reformy…Już samo wprowadzenie przepisu,że uczeń (przynajmniej w liceum) MUSI mieć wybór,czy chce chodzić na religię czy etykę. I na starcie-zonk:nie ma nauczycieli etyki a na świadectwie ocena musi być. A uparty uczeń,czyli np ja,na religię chodzić nie chce i co teraz?Nawet taka mała zmiana spowodowala tyle problemów. Albo kolejny przepis:dany rocznik w danej szkole może korzystać z tylko 3 podręcznków do jednego przedmiotu. Angliści podskoczyli z radości,no bo ciekawe jak pogodzić fakt,że w liceum każdy,no serio-każdy uczeń jest na diametralnie różnym poziomie jeśli chodzi o język,a do dyspozycji 3 podręczniki.Zatem ciężko mówić w Polsce o jakichkolwiek reformach. Co nowa ustawa to kolejna porażka i tak samo będzie z ilością godzin polskiego. Godzin mniej a program ten sama,ale widać rządowe umysły są zbyt ograniczone, żeby wyobrazić sobie jak te lekcje będą wyglądać. Ja niestety mam wystarczająco dużo wyobraźni i serdecznie współczuję nauczycielom,którzy chcą być w porządku z programem i będą musieli to ogarnąć.