Jak ocenić maturzystów?

Nauczyciele oceniają tegorocznych maturzystów. Rzadko są to oceny sprawiedliwe, zwykle albo trochę na wyrost, albo nieco zaniżone. Przyczyn takiego oceniania jest wiele.

Po pierwsze, trudno o sprawiedliwość przy tak wąskiej skali ocen. Na przykład czwórka może wynikać z zaokrąglenia w górę 3,76, jak i w dół 4,28. Wielu uczniów ma więc poczucie krzywdy. Szkoda, że nie można wstawiać stopnia z dwiema cyframi po przecinku, np. tak: dobry (4,31).

Po drugie, przekonanie uczniów, że ocena z przedmiotu jest ściśle powiązana z wynikiem na maturze. Uczeń się spodziewa, iż trójka z matematyki daje mu gwarancję na co najmniej taki wynik z egzaminu, czyli np. 60 procent na poziomie podstawowym. Nauczyciele nie chcą mieć kłopotów, dlatego na wszelki wypadek nie zaokrąglają w górę. Ja sam postawiłbym piątkę uczniowi, który ma średnią z ocen 4,44, ale obawiam się, co będzie, gdy na egzaminie wypadnie słabiej. Czy będzie to moja wina, czy jego? Co powiem dyrekcji, która monitoruje, jak oceny końcoworoczne przekładają się na wyniki z egzaminów.

Niektórzy nauczyciele bardzo się przejmują wynikami na maturze, dlatego na wszelki wypadek zaniżają uczniom oceny. Do egzaminu zostało jeszcze trochę czasu, więc słabsza ocena powinna motywować do nauki. Inni nauczyciele stawiają celujące uczniom dobrym i bardzo dobrym, nie przejmując się, jakie wyniki osiągną na maturze. Koledzy kierują się zasadą, że jak dziecko przez trzy lata dobrze lub bardzo dobrze pracowało, to jest wzorem, szczególnie na tle leni i obiboków ze swojej klasy.

Są też tacy nauczyciele, którzy sztywno trzymają się regulaminu, a tam jest napisane, że np. czwórka jest od 3,75 do 4,74. I nie ma zmiłuj się. We wtorek zebranie z rodzicami. Zobaczymy, co oni powiedzą na oceny swoich dorosłych dzieci. Moim zdaniem, może być gorąco.