Była minister edukacji wyjaśnia

Im częściej powtarzamy skrót EWD, tym mniej go rozumiemy. Najogólniej rzecz ujmując, chodzi o nowy sposób oceniania pracy szkół. EWD, czyli Edukacyjna Wartość Dodana, to miara postępów, jakie uczniowie osiągnęli w danej placówce, czyli określenie, ile im wiedzy i umiejętności przybyło.

Szkoły boją się tego pomiaru jak ognia. Boją się, ponieważ go nie rozumieją. Nie znają metod pomiaru, nie ufają w jego rzetelność, nie radzą sobie z odczytywaniem wyników. Spadło to na szkoły jak grom z jasnego nieba. Wcześniej przez lata liczyły się średnie z egzaminów, nagle pojawiła się EWD. Nikt nauczycielom niczego nie objaśniał, do niczego nie przekonywał, niczego nie zachwalał. Nic więc dziwnego, że EWD została potraktowana jak kolejny wymysł władzy, która szuka kija, aby uderzyć nim nauczycieli.

Miło mi się zrobiło, że trochę serca nauczycielom okazała była minister edukacji, Katarzyna Hall. Na swoim blogu rzetelnie wyjaśniła, czym jest EWD i jak odczytywać wyniki (zob. materiał). Skorzystałem z wyjaśnień, kliknąłem w podany link i odnalazłem swoją szkołę (zob. EWD liceum, w którym uczy Gospodarz).

W szkole też omawialiśmy te wyniki i nawet się z nich cieszyliśmy. Zaczęliśmy się zastanawiać, czy w związku z niezłą EWD i ambicją, aby była jeszcze lepsza, otrzymamy jakąś nagrodę, np. będziemy szybciej awansować, więcej zarabiać itd. Każdy chciałby wiedzieć, po co się trudzi. Niestety, tego zagadnienia nikt nam jeszcze nie wyjaśnił. Katarzyna Hall też nic o tym nie pisze. Obawiam się, że choćby EWD była wysoka niczym Mont Everest, to zarobki nie podniosą się w takiej placówce ani o jotę. Więc po co się starać? Jak zwykle, dla idei i uśmiechu szefa.