Koszyk świadczeń edukacyjnych

Obowiązki nauczycieli zależą głównie od determinacji rodziców i od ciężaru ręki szefa. W mojej szkole rodzice potrafią wymóc bardzo dużo, a dyrekcja ma i miała ciężką rękę. Dlatego tu się pracuje ciężko. Nie twierdzę, że ciężko w ogóle, tylko w porównaniu z innymi szkołami w Łodzi. W zamian otrzymuje się taką samą pensję jak wszędzie oraz – co bardzo ważne – dobrą młodzież.

Pracuje się w miarę dobrze, aż do chwili, gdy rodzice zaczynają żądać za dużo. O wiele więcej niż to wynika z obowiązków pracowniczych. Rodziców rozumiem, gdyż robią to dla dobra swoich dzieci. Chcieliby, aby ich pociechy były jak najlepiej przygotowane do matury. Są gotowi nawet płacić nauczycielom za to dodatkowe przygotowanie. I tu pojawia się problem, bo przecież od rodziców swoich uczniów nie należy pobierać dodatkowych opłat (płacą przecież podatki).

Płacę w przedszkolu za wszystkie dodatkowe zajęcia mojej córki. Zamiast gimnastyki (bezpłatna) ma rytmikę (płatna), a zamiast czegoś tam innego, ma lepszej jakości płatny dodatkowo zastępnik. W liceum ten system nie funkcjonuje. Albo jest oferta bezpłatna (ileś tam lekcji przedmiotowych plus symboliczna oferta kół zainteresowań), albo nic. Wielu rodziców chciałoby jednak czegoś więcej, nawet odpłatnie, ale tego nie otrzyma, więc pójdzie do prywatnych firm edukacyjnych i tam wyda swoje pieniądze.

Uważam, że dobrym rozwiązaniem byłby gwarantowany koszyk świadczeń edukacyjnych, a wszystko co ponadto, np. dodatkowe lekcje języka angielskiego czy ponadwymiarowe ćwiczenia w pisaniu esejów z języka polskiego, byłoby oferowane odpłatnie. Za nieduże pieniądze, o wiele mniejsze niż za kursy firm edukacyjnych, ale jednak nie za darmo.

Jeśli ktoś się oburza, niech wejdzie na odpowiednią stronę Politechniki Łódzkiej (uczelnia publiczna, nie prywatna). Jeśli pracownicy akademiccy mogą w ramach swojej uczelni odpłatnie prowadzić takie zajęcia, to dlaczego nie mogą nauczyciele? Proszę, jak reklamują się uczeni, którzy prowadzą kursy dla maturzystów – zob. matematyków. Koszt kursu z jednego przedmiotu wynosi 625 zł, czyli dużo (powtarzam, to uczelnia publiczna).

Skończmy z fikcją, że szkoły zaspokajają wszystkie potrzeby swoich podopiecznych. To zależy od potrzeb uczniów. Minimalne potrzeby można zaspokoić, gorzej, gdy uczniowie bądź ich rodzice są nienasyceni. Uczniowie mojego liceum mają takie potrzeby i takie ambicje, że nauczyciele niektórych przedmiotów musieliby pracować o wiele więcej, niż wynika to z przydzielonych im obowiązków. Jestem za likwidacją fikcji. Trzeba otwarcie powiedzieć, że szkoła publiczna może zaspokoić tylko podstawowe potrzeby swoich uczniów, natomiast za zaspokajanie potrzeb wygórowanych szkoła powinna pobierać opłatę.