Nauczycielom się nie chce
Uczniowie ostatnich i jedynych klas gimnazjum narzekają, że nauczycielom się nie chce. Nie chce się ani przygotowywać do olimpiad, ani prowadzić dodatkowych zajęć. Podobno niektórzy pedagodzy nawet wmawiają dzieciom, że żadnych olimpiad dla gimnazjalistów nie ma.
Nie tylko w gimnazjach tak się dzieje. Coraz więcej belfrów zastanawia się, czy jest sens w pracy ponad obowiązki. Przyjęło się, że nauczyciel sam sobie wymyśla dodatkowe zadania, dzięki czemu dyrektor wysoko go ceni. Niestety, takie zaangażowanie nie przekłada się na wyższe zarobki. Na dodatkowe zajęcia nie ma pieniędzy, zresztą nie tylko na wynagrodzenie da prowadzącego, ale nawet na materiały. A jak pracodawca nie płaci kompletnie za nic, to widocznie nie chce tej pracy. Oczekiwanie, że nauczyciel wykona robotę bez wynagrodzenia, to zmuszanie do niewolnictwa. Korzystanie z niewolniczej pracy jest zaś niezgodne z prawem.
Oczywiście, nauczyciele nigdy nie patrzyli, czy będzie zapłata, tylko pracowali ponad obowiązki. Dzieciom się przecież nie odmawia. Niestety, rozwalenie gimnazjów zmieniło sytuację. Teraz trzeba myśleć o sobie, bo z pracy w gimnazjum nie da się wyżyć ani utrzymać rodziny. W edukacji zrobiło się wręcz głodowo. Nauczyciele liczą więc swój czas, biegają od szkoły do szkoły i nigdzie nie zostają dłużej, bo się nie wyrobią. Istnieje jednak obawa, że taka postawa wejdzie pedagogom w krew i pracować za darmo nie będą już chcieli nigdy.
Komentarze
No i najwyższy czas ,że do nauczycieli nareszcie dotarła ta oczywista oczywistość!
Podobno kiesa państwowa jest pełna, mało tego podobno się przelewa więc dlaczego oni mają uczyć za darmo. Uzupełnianie etatu w kilku szkołach gdzie jedną wypłatę pochłaniają koszty dojazdu, nauczanie indywidualne z dojazdem własnym samochodem za friko bo starostwo nie płaci delegacji. A coś takiego jak zapłata za używanie własnego pojazdu do celów służbowych nie mieści się w głowie starosty. Klasy po 37 uczniów ,wokół lekcji religii kręci się wszystko bo wielebny musi mieć jeden dzień wolny i koniecznie lekcje do dwunastej itd. To jakiś matrix z p. Zalewską w roli głównej. To jedyna osoba twierdząca,że wszystko jest ok! Jedyny problem jaki ma to wybiorą ją do parlamentu UE.
Żenada ten tekst. Żenada. Czy zdarzyło ci się, autorze, że nie dostałeś wypłaty? Czy znasz koleżanki nauczycielki, kolegów nauczycieli, którzy nie dostali wypłaty? Czy pracowałeś na śmiecówce? Czy wiesz, co to bezrobocie, kuroniówka?
Czy to samo pisałeś, czy tak samo myślałeś, gdy rozpier…lali ośmioletnią szkołę podstawową? Czy wiesz, ile wynosił etat nauczycielski za komuny? Ile płacono za komuny? Czy głosujesz na Broniarza, za którego władzy rozpie…lili ci kartę nauczyciela? Czy popierałeś PO, za władzy której podnieśli ci wiek emerytalny do 67? Czy popierałeś tych, co ukradli ci przywilej wcześniejszej emerytury?
@ontario
nie ma to jak mocny sprzeciw wobec tekstu – dziękuję. Też mam parę pytań. Czy za to, że otrzymuję pensję, mam dziękować zgodą na wszystko, co chce mi narzucić pracodawca? Czy pracownika obowiązuje realizacja umowy, czy ma z wdzięczności za pracę całować szefa po rękach i robić wszystko? Mam wrażenie, że proponuje pan nauczycielom niewolnictowo, a nie pracę na umowę.
Co do innych pytań, to trzeba by poczytać archiwalne teksty. Tam są dowody, co pisałem za PO.
Pozdrawiam
Gospodarz
Ontario, trzeba czytać ze zrozumieniem. Mam wiele zastrzeżeń do opinii naszego Gospodarza, ale tym razem muszę stanąć w jego obronie. Przecież nie chodzi o obowiązki, za które dostaje się pensję, tylko dodatkowe, bo dla wszystkich – uczniów, rodziców, dyrekcji -jest oczywiste, że nauczyciel będzie za darmo przychodził w soboty, żeby przeprowadzać próbne egzaminy ustne dla swoich np. trzech klas maturalnych (po pół godziny na osobę!), w swoim prywatnym czasie organizował dodatkowe konsultacje przygotowujące do matury pisemnej, wymyślał projekty i je realizował, przynosił z domu swój papier, mazaki, gumki, farbki, ołówki i co tam jeszcze, w domu drukował tony rozmaitych materiałów, przygotowywał do konkursów wszelkiej maści itd, nie mówiąc o tym, o czym pisał (a) janadam48. A kiedy mówimy nie, to wszyscy się dziwią, atakują i wywlekają etos i powołanie. Wszyscy mogą otrzymywać wynagrodzenie za wykonywaną pracę, również w ponadwymiarowym czasie, a nauczyciel nie? Z jakiej racji mamy się na to godzić?
Justyna Suchecka, GW (zza paywalla, bo którego nauczyciela stać dziś na prenumeratę Wyborczej?):
Najnowsza edycja magazynu „Time” ma trzy wersje. Na każdej widzimy nauczycielkę. Oprócz 52-letniej Hope Brown, która oddaje krew, z okładek patrzą na nas też Rosa Jimenez (dzieli łóżko z dzieckiem w maleńkim mieszkaniu, bo na lepsze warunki nie może sobie pozwolić) i NaShonda Cooke (po 20 latach pracy nie stać jej na naprawę samochodu i wizytę u lekarza). Wszystkie są bohaterkami reportażu Katie Reilly o dramatycznym losie amerykańskich nauczycieli (w publicznych placówkach pracuje ich ok. 3,2 mln). Jeśli uwzględnimy inflację, zarabiają dziś mniej niż w 1990 r., a różnica między nimi a innymi porównywalnie wykształconymi grupami zawodowymi jest obecnie największa w historii.
Dlaczego powinno nas to interesować? Bo nieuchronnie zmierzamy w podobnym kierunku. A jest to droga – nie bójmy się patosu, jest tu zasadny – na której tracą i dzieci, i kraj. To podróż do świata edukacji, w którym za chwilę może zabraknąć specjalistek i specjalistów, a nauczycielskich „siłaczek” nie wystarczy nam, by zająć się 4,5 mln polskich uczniów.
Jeszcze w 1988 r. ponad 18 proc. polskich nauczycieli miało tylko wykształcenie średnie. W 1992 r. co ósmy nie miał kierunkowego wykształcenia – dotyczyło to głównie języka polskiego, matematyki i języków obcych. Ale dziś polski nauczyciel jest jednym z najlepiej wykształconych w Europie. 99 proc. uczących to osoby z wyższym wykształceniem. Tylko że niewiele z tego dobrego dla nich samych wynika.
Znam nauczycieli, którzy porzucili pracę w szkole i usiedli za kasą w markecie, bo naprawdę w dużych miastach lepiej tam płacą. I takich, którzy utrzymują się głównie z sezonowych prac za granicą. Znam nauczycieli, którzy uczą w czterech szkołach, by zdobyć etat.
Można oczywiście powiedzieć, że to historie pojedynczych osób. Rzecz w tym, że tak jak w przypadku Brown, Jimenez czy Cooke te historie to jedynie wycinek narodowego problemu.
Z najnowszego, opublikowanego w tym tygodniu raportu Eurydice (agenda Komisji Europejskiej ds. edukacji) wynika, że Polska wydaje na edukację 3,23 proc. PKB (średnia dla państw OECD to 3,51 proc. – dokładnie tyle przeznaczają na szkoły USA; stawiana za edukacyjny wzór Finlandia wydaje 4 proc., a więcej – 4,36 proc. – wydaje tylko Wielka Brytania).
W tym samym raporcie znajdziemy dane o stosunku zarobków nauczycielskich do innych pracowników z wyższym wykształceniem. Spójrzmy na nie: w Polsce to ok. 82 proc., w Finlandii 99 proc., w USA koszmarne 60 proc.
Jak źle to się może skończyć, pokazuje przykład Włoch (nauczyciele mają średnio 69 proc. pensji osób z dyplomem). Tylko 1 proc. nauczycieli ma tam mniej niż 30 lat! W Polsce to obecnie 7 proc., tyle co w Finlandii, ale z każdym kolejnym rokiem ten wynik będzie się prawdopodobnie pogarszał, bo perspektywy młodych nauczycieli są u nas fatalne i ani trochę nie przypominają fińskich.
Dziś wynagrodzenie zasadnicze nauczycieli stażystów (2417 zł brutto dla tych z tytułem magistra) ledwie przewyższa pensję minimalną. A jak zauważa dr hab. Mikołaj Herbst, specjalista od systemów edukacji, połowa stażystów zarabia poniżej 2750 zł brutto (gdy już wliczymy wszystkie nauczycielskie dodatki).
Siła nabywcza młodego nauczyciela w Polsce należy do najniższych wśród krajów rozwiniętych. Gorzej jest tylko na Łotwie, Węgrzech, Słowacji i w Brazylii. A do tego MEN od tego roku wydłużyło awans zawodowy – co szczególnie bolesne będzie dla najmłodszych nauczycieli, którzy kilka lat dłużej będą musieli czekać na podwyżki. To najpewniej wzmocni negatywną selekcję do zawodu, bo podwyżki uzależnione są od wspinania się na kolejne szczeble nauczycielskiej kariery.
Tymczasem kiedy w 2017 r. Varkey Foundation zapytała ponad 27 tys. rodziców z 29 państw świata, na co w edukacji chcieliby przeznaczyć dodatkowe fundusze, w Polsce podwyżek dla nauczycieli chciało tylko 39 proc. Dla porównania w Niemczech 76 proc., w Wielkiej Brytanii 70 proc., a we Francji 65 proc.
Dlatego obawiam się, że to tylko kwestia czasu, gdy będziemy musieli robić okładki pism takie jak dziś robią Amerykanie. Chyba że nadal będziemy żyć w ułudzie, iż to problem nauczycieli, a nie nasz – obywateli.
@Płynna Rzeczywistość
Nie wiem, skąd ‚Time’ ma takie informacje o doli amerykańskich nauczycieli. Amerykańscy nauczyciele zarabiają minimum 3300 dolcow miesięcznie, równowartość amerykańskiej średniej krajowej. Może te panie pracuja w jakiś beznadziejnych szkółkach prywatnych, albo na niepełny etat.
Natomiast pensja nauczycieli polskich to tragedia. Uczyc sie pięć lat,by zarabiac mniej niz kasjerka..
Dariusz Chętkowski
15 września o godz. 13:54 256490
No, tak, proponuję nauczycielom niewolnictwo, czego dowodem są moje wcześniejsze wpisy na tym forum, np. że nauczyciele powinni zarabiać 2 tyś. euro (w przeliczeniu), czyli 9 tys. zł miesięcznie (netto)…
Natomiast dziękuję za to, że odpowiedział Pan na pytania, np. czy nie wypłacono kiedykolwiek Panu pensji…
Dubois
15 września o godz. 14:09 256492
Czy gdzieś napisałem, że nauczyciel NIE powinien dostawać forsy za ponadwymiarową pracę?
Płynna Rzeczywistość
15 września o godz. 16:42 256493
I co? I co? „GW” napisała, że popierany przez „GW” rząd PO przez 8 lat nic nie zrobił, aby polepszyć sytuację nauczycieli? Co więcej: rząd PO wprowadził tzw. godziny karciane, czyli darmową pracę…
Niewolnictwo nauczycieli! Piękne określenie.
To niewolnictwo zaczął wprowadzać rząd PO, godziny karciane: śliczna idea – 2 godziny w tygodniu za darmochę, miesięcznie – 8, rocznie – 80. Jedna godzina jakieś 30 zł. W sumie – 2 400: na tyle skosił rząd PO każdego nauczyciela.
Jeśli nauczycieli jest pół miliona, to PO zakosiła wam 1 200 milionów, MILIARD DWIEŚCIE MILIONÓW rocznie.
A teraz to pomnożyć przez 8 lat rządów PO…
No, ale przecież większość z was głosuje na PO…
@ontario
moje osobiste doświadczenia nie mogą być argumentem w dyskusji o sytuacji polskich nauczycieli, ale z przyjemnością odpowiem na pytanie, czy nie wypłacono mi w szkole wynagrodzenia. Raz otrzymałem nagrodę dyrektora z wyjaśnieniem, że z powodu braku środków będzie to tylko dyplom, natomiast przy okazji zostanie mi to zrekompensowane. Co po paru miesiącach rzeczywiście nastąpiło – podobno ze środków Rady Rodziców, ale nie dociekałem. Poza tym otrzymywałem też po roku wyrównanie za niepełne wynagrodzenie – takie były przepisy, że badano, czy nauczyciel nie został pozbawiony należnych mu pieniędzy i kilka razy ustalano, że pensja została bezprawnie zaniżona. Więc się trafiały takie kwiatki, chociaż pewnie rzadziej niż w niektórych krajach.
Pozdrawiam
Gospodarz
Dariusz Chętkowski
15 września o godz. 18:40 256501
Czyli zawsze pan dostawał pensję (bo jakieś drobne nieporozumienia mogą się zdarzyć). Jakie więc niewolnictwo? Pracuje pan w państwowej szkole, państwo płaci, państwo wymaga, stawia warunki.
Sytuacja polskich nauczycieli…
Chyba ani pan, ani większość nauczycieli nie zdajecie sobie sprawy z tego, że wasi umiłowani przywódcy wprowadzają w Polsce kapitalizm. Nie zabraknie zatem nauczycieli do uczenia, ale uczniów.
Tak, uczniów wam zabraknie, już zresztą brakuje od ok. 2000.
Młodzi nauczyciele o innej mentalności niż wasza będą zakładać szkoły dla bogatych i średniej klasy, będą dobrze zarabiać (to normalne w kapitalizmie tworzonym przez waszych umiłowanych przywódców). Wy – zostaniecie na bocznym torze z wiecznymi pretensjami do wszystkich, tylko nie do waszych umiłowanych przywódców.
Dziękuję panu za bezpośrednie zwrócenie się do mnie.
Ontario,
Pan tu zagląda, może i coś czyta, ale ta wiedza jak woda po kaczce.
Tusk dał nauczycielom 50% podwyżki.
@Płynna Rzeczywistość
„Tusk dał nauczycielom 50% podwyżki.”
Przecież Pan wie, że to maipulacja i kłamstwo.
Wśród nauczycieli krąży dowcip że szkoła to jedyna instytucja z której nic nie da wynieść, bo tam wszystko trzeba przynieść: papier, mazaki, ołówki, gumki, książki, bibuły itp.
Niewolnictwo niechcenia, aż do wyzwolenia.
–
Dyskusja istotnie ciekawa, bo zasadnicza.
Zasadniczo więc, to:
1. Podjęcie obowiązku pracy na etacie nauczyciela nie jest przymusowe (w przeciwieństwie do bycia uczniem), a więc rzeczywiście, nauczyciele pracują na niewolnictwie.
2. Niewolnicze trzymanie się folwarcznego paradygmatu łaski świadczenia pracy, prowadzi do logicznego wniosku, że nagrody i opłaty za dodatkowo i woluntarystycznie podejmowane działania są dla pracodawcy obowiązkowe (vide-wpis i koment DCH).
3. Świadczenie bytu etatowego tym różni się od pracy, że w cywilizacji płaci się nie za fakt zaetatowania, lecz za wynik działania – i nie jest nim aktywność dodatkowa, ale osiągnięcie skutku pracy zakontraktowanej. W tym względzie, niewolnicze wypłacanie świadczenia socjalnego za etato-byt (a nie za żaden wynik pracy), to cecha immanentna publicznego pracodawcy oświatowego, w przeciwieństwie do multum innych pracodawców, w tym państwowych, w naszym pięknym kraju, co brzmi gumnie.
4. Zasadniczo, to mentalnośc i postawa ilustrowana wpisem, jakkolwiek pięknie emo- podana, jest istnym fałszem w kontekście zdrowych relacji społeczno-gospodarczych. Takie sytuacje anomii niewolnictwa z projekcji wstecznej (w której zarabiający na niewolnictwie przymusu oświatowego uważa się za zniewolonego tym świadczeniem) są regulowane wpierw pomocą psychologiczną w ramach dobrej woli pracodawcy, a następnie (jeśli to nie pomaga) wyzwoleniem „niewolnika” z okowów etatu.
6. Nieznajomośc lub niepojmownie a stąd kontestacja lub wręcz sabotaż reguł cywilizacji, powinno wykluczać, jak w cywilizacji z dostępu do zawodów oświatowych i kntaktu z młodymi umysłami i duszami.
Tego wyzwolenia, dostępnego bez wysiłku, wszelkim niewolnikom na własne życzenie i za pieniądze publiczne serdecznie życzę bezzwłocznie i rekomenduję dla rozwoju kompetencji zdrowia edukacyjnego.
Darz bór.
krokodilko
15 września o godz. 21:45
–
To prawda, miejsce pracy którego nie można okraść, to po prostu galery.
Dlatego właśnie okręt tonie, a majtki rosną w siłę.