Filozofia śmiechu warta
Filozofia o mały włos zostałaby wprowadzona do szkół w roku 1956, 1980, 1990 i 2000. Za każdym razem ktoś podjął decyzję, że jednak nie. Sześć i pół roku temu było już nieomal pewne, że filozofia wejdzie do szkół, więc nawet powstały programy nauczania oraz sylabus maturalny. W wyniku zawirowań odbyła się nawet matura z filozofii (2002 r.), mimo że przedmiot ten w ostatniej chwili skreślił z listy niesławny minister Handke. Matury już wtedy skreślić nie mógł. Skreślił rok później.
Problemem nie był sam przedmiot, ale program, którego mieli uczyć się uczniowie. Wiadomo, że niepełnoletni są podatni na przyjmowanie różnych poglądów. Filozofia mogłaby być – marzyła władza – przedmiotem służącym urabianiu umysłów młodzieży. Gdy autorytety naukowe nie chciały współtworzyć programów indoktrynacji dzieci, zatrudniano ludzi gotowych na wszystko. Gdy czytam standardy wymagań z 2000 r., śmiać mi się chce. Doprawdy mniej nabrzmiałe w wymagania są programy uniwersyteckie, nawet prestiżowego Uniwersytetu Jagiellońskiego, niż ten licealny. Jeśli miałbym uczyć filozofii według tego programu, wolę nie uczyć jej wcale.
Dzieci i młodzież uczono filozofii na tysiąc sposobów albo i więcej. Sokrates uczył 11-latków, zadając im pytania niewiele różniące się od tych, jakie zadawał dorosłym. Metodę rozmowy popierał Heidegger. Natomiast Wittgenstein uważał, że podręcznik z zakresu filozofii należałoby napisać w formie dowcipów. Drogą zabawy poszedł Jarosław Spychała, tworząc nowatorski program uczenia filozofii z pomocą klocków Lego. Platon i Hegel, a w ślad za nimi wielu nauczycieli idealistów, uczyli filozofii jak sposobu docierania do prawdy. Brytyjczyk Simon Critchley uważa, że nauczanie filozofii powinno polegać na pomaganiu ludziom, aby stali się bystrzejsi. Arystoteles, Kant, także Heidegger uczyli filozofii, czytając i komentując teksty filozoficzne. Metoda popularna na uczelniach. Matthew Lipman, amerykański autorytet w dziedzinie uczenia dzieci filozofii, uważa, że z młodymi ludźmi w ramach filozofii należy rozmawiać o tym, czego doświadczają w codziennym życiu: np. o sprawiedliwości, wolności, prawach i obowiązkach, tolerancji, naturze ludzkiej itd.
Sposobów uczenia filozofii i związanych z nimi programów jest wiele. Jaki program poprze Roman Giertych? Boję się pytać.
Komentarze
Jaki program poprze Roman Giertych? – ja również boję się pytać. Wprowadzenie edukacji filozoficznej zamiast religii, w obecnych reliach jest niemożliwe, ale nad wyraz słuszne. (moja ocena sposobu i efektów nauczania religii w szkołach ponadgimnazjalnych jest podobna do „sol” w komentarzu do poprzedniego wpisu). Obawiam się natomiast, że propozycja wprowadzenia „w zamian” jest tylko próbą politycznego szantażu lub pewnego rodzaju „zasłoną dymną”, żaden dyrektor samodzielnie nie podejmie decyzji o zamianie. Nauczanie filozofii, jako sztuki właściwego stawiania pytań i formułowania poprawnych logicznie i językowo wypowiedzi uważam za niezbędne. ( poprzedni wpis). Moi uczniowie bardzo są zdziwieni, kiedy na lekcji matematyki zmuszam ich do poprawnego formułowania zdań i logicznego uzasadniania wypowiedzi. Słownictwo obecnych uczniów jest bardzo ubogie, samodzielne bezbłędne sformułowanie ( z zachowaniem deklinacji i koniugacji wyrazów) prostego zdania przekracza możliwości wielu. Co więcej powtórzenie poprawne zdania składającego się z więcej niż 7 wyrazów, wydaje się także niemożliwe. Częstą odpowiedzią jest sformułowanie” ja wiem o co chodzi tylko nie umiem tego powiedzieć”. Nie potrafię jednoznacznie zdiagnozować przyczyny takiego stanu rzeczy (czy efekty edukacji w gimnazjum, czy stan umysłowy uczniów, czy może dostosowanie się uczniów do wymagań współczesnej rzeczywistości). Nauczam od 1976 roku, ale takich problemów w komunikacji werbalnej, jak od kilku lat, nie miałem. Ten wpis nie ma być narzekaniem, lubię uczyć i praca z uczniami jest dla mnie przyjemnością. Sądzę, że większość moich uczniów nie jest zakłamana, ponieważ na lekcjach nie spotykam się niechęcią lub agresją uczniów.
P.S. 1. Dziękuję Gospodarzowi za wyjaśnienia odnośnie „ilości” i „liczby”.
2. Proszę Gospodarza i pozostałych blogowiczów o nie używanie w stosunku do mnie tytułu służbowego. Nikt w mojej szkole tak do mnie nie mówi, ani koledzy nauczyciele, ani uczniowie, a jestem prawie najstarszym nauczycielem. Nie cierpię na tytułomanię.
Troche o filozofii z moich stron, zza Wielkiej Kaluzy. Juz chyba gdzies wspominalam, ze dziecko chodzilo do szkoly katolickiej (mundurki, religia, ale o tej religii za chwile), bo szkoly katolickie w Kanadzie maja najlepsza opinie, jesli chodzi o poziom. Nawet to moje juz stare teraz dziecko przyznaje, ze to byl dobry wybor, ze poslalismy go do takiej szkoly. Przedmiot „religia” mial to do siebie, ze wykladali go nauczyciele, a nie zadni katecheci, jak moznaby bylo oczekiwac. Bylo tam o wszystkich religiach swiata, tych trzech podstawowych, potem o roznych fundamentalizmach, sektach… i bardzo duzo elementow filozoffi, od Spinozy (i wczesniej) po marksizm i tak dalej. Wypytywalam mlodego, bo sama bedac ateistka (agnostykiem raczej, bo… a bo to ja wiem cos na pewno?!) ciekawa bylam, jak sie naucza takiego przedmiotu. Podejrzewam, ze to, czego tutaj nauczaja w przedmiocie „religia” nie ma nic wspolnego z tym, czego nauczaja w Polsce. A bylaby to piekna rzecz – wykladac zdziebko filozofii i zdziebko religii, zeby dzieciaki mogly przynajmniej zalapac troche i jesli ich zainteresuje, czemu nie wejsc dalej?
Pozdrowienia w Nowym Roku!
Filozofii w szkole nie poprze żaden rząd – tzn. jeśli będzie prowadzona w ten sposób, żeby nauczyć młodych ludzi myśleć i stawiać pytania. Żadna władza nie lubi nazbyt myślących podwładnych, o tym, że łatwiej rządzić otumanionymi wiadomo od starożytności, a pewnie i wcześniej.
Do niedawna, może i do dziś – a wiem to z autopsji – w gimnazjum funkcjonowała wymagana przez wizytatorów na papierze tzw. ścieżka filozoficzna. Zakładała, że na każdym przedmiocie każdy belfer coś tam powie np. o Sokratesie czy o pozytywistach. Większej pomyłki nie było – nauczyciele to nie tylko modelowi konformiści, ale i – zwłaszcza młodzi – osoby kompletnie nieprzygotowane do rozmów z młodzieżą. Kiedy próbowałam uczyć dzieci trudnej sztuki debatowania z naciskiem na słuchanie polemisty, awanturę zrobiła koleżanka z pracy twierdząc, że jako ultrakatoliczka wpoiła swoim rodzonym odpowiednie poglądy i nie życzy sobie, żeby kalać ich młode umysły zetknięciem z innymi opcjami.
Dyrektorka szkoły – osoba skądinąd mądra stwierdziła, że lepiej będzie jak się z tego wycofam, bo zaraz się zacznie: Kuratorium itp., a takich problemów nikt nie lubi. Dzieciom debaty podobały się bardzo i były jak molierowski mieszczanin – wielce zdziwione, że mówią prozą i ktoś je słucha i można, i że to debata itd. Mądrze wprowadzone elementy filozofii już w gimnazjum mogłyby pomóc wychować lepsze intelektualnie pokolenia. Tylko po co komu wychowanie umysłów – wszak są mundurki i cztery godziny wf.
Nie chcę być zakłamana – jako wosowiec uczyłam też tzw,przygotowania do życia w rodzinie. Zawsze była konieczność wyboru: albo wytyczne albo rzetelna wiedza i wspólne analizowanie problemu. Lepiej nie uczyć. Chociaż teraz mój dom to jakby miejsce tajnych kompletów, bo drzwi się nie zamykają, tylu byłych uczniów mnie nawiedza. Dawniej też, ale byli to absolwenci, dorośli, którzy nie chcieli tracić kontaktu. Dziś to również dzieciaki gimnazjalne. Ciekawe, kiedy zrobi się z tego jakaś nieprzyjemność, bo na lekcjach bywa, że powołują się na dyskusje, moderowane przeze mnie. Klawo jak cholera.
Opadają ręce tym, dla których szkoła to nie miejsce na dyscyplinowanie i kształcenie postaw konformistycznych i wspieranie oportunistów, to miejsce wspierania rozwoju umysłów przede wszystkim, choć i ciało ważne.
Po 22 latach pracy mogę z czystym sumieniem twierdzić, że tak źle w szkole powszechnej jeszcze nie było – i nie jest to nagłe pogorszenie tylko efekt wieloletniego zjazdu w dół. Swoją drogą po pomysłach kolejnych ministrów żartowaliśmy, że następny władca oświaty może być tylko lepszy. Przychodził jeszcze gorszy i okazywało się, że postukiwanie laską na nauczycieli nie powinno było budzić oburzenia – to była pieszczota.
Uff, przepraszam za przydługi tekst, ale ulżyło mi. Nie mogę tego mówić byłym nawet uczniom, niech zachowają jakieś złudzenia. Ani znajomym, bo mają dość innych zmartwień i zero możliwości zmieniania sytuacji{mają dzieci w różnych szkołach}. I nie musi Pan tego czytać, ale proszę, żeby Pan to zrobił…
A pan znowu nas olał i nieprzyszedł na lekcję…
Na wszystkich perelowskich uczelniach obowiązywał kurs filozofii marksistowskiej zakończony egzaminem warunkującym zaliczenie roku. Zagadnienia i kierunki filozofii Ajdukiewicza, podstawowa praca dla połapania się w temacie nieobecna była w obowiązkowych lekturach. Cały kurs służył jednemu, aby student zaliczająć i zdając nie nabył podejrzeń, że nic takiego jak filozofia marksistowska nie istnieje.
Pyta Pan o program Giertycha? Już mówię. Będzie służył temu samemu celowi, aby uczeń nie nabył zgubnych mniemań ,że kolejka ministra Giertycha nie musi być jedynie słuszną kolejką.
A ja nie jestem taki sceptyczny wobec pomysłu wprowadzenia filozofii do szkół! Nie postrzegam tego jako „kobyły trojańskiej” (tfu! co za skojarzenia…?), skonstruowanej celem indoktrynacji uczniów przez władzę. Sam nauczałem przez kilka lat filozofii i wiem, jak chłonne i otwarte na wiedzę są umysły młodzieży. Pod kierunkiem mądrego, wspomagającego, neutralnego światopoglądowo nauczyciela, młodzież sama wybierze dobro, piękno i wolność (ah… ten Sokrates!). Wartość pomysłu pana – skądinąd nielubianego przeze mnie – ministra to ta minimalna szansa na obudzenie dajmonionów u tysięcy młodych ludzi!
Witam!
Przepraszam, że może trochę nie na temat.
Choć jednak w pewnym sensie chodzi o FILOZOFIĘ.
(A dokładniej ‚filozofię’ naszego Pana Ministra Edukacji)
Otóż moje dziecko właśnie ZAKOŃCZYŁO naukę języka angielskiego w klasie pierwszej szkoły podstawowej.
Ponoć skończyły się środki przyznane przez MEN (czytaj budżet państwa) na ten cel.
A nowych nie ma.
I obawiam się, że nie będzie :-/
Może to będzie niecna insynuacja z mojej strony, ale proszę porównać kwotę.
Tu: 22 582 052 PLN
http://samorzad.pap.pl/index.html?bez_id=608161206042791&dzial=&poddzial=&d=608161206042791
I tu: 23 miliony PLN
http://www.wsipnet.pl/oswiata/arts.php?dz=1&nid=2620&r=0
Z tego co wiem, to niektóre samorządy znalazły pieniądze na kontynuację skądinąd słusznego projektu.
Ale jak widać nie wszystkie…
a szkoda, że nie ma filozofii w szkole. Może w końcu Pan Profesor by się spełnił. I w końcu nie musiałby Pan oszukiwać każdego, że prowadzi Pan lekcje polskiego (czego Pan nie robi), tylko mógł w końcu się przyznać „Jestem nauczycielem filozofii.”
A ja z innej beczki…Czy Pan, Panie profesorze, za przeproszeniem, w kulki sobie leci? Najpierw pana nie było przez miesiac teraz znowu półtora tygodnia? Ja sie nie zgadzam!! Wcisną nam pewnie znowu jakąs dodatkowa chemie, albo i inny problem…lubie chodzic na 9 to fakt, ale biorac pod uwage fakt ze jestesmy miesiąc do tyłu…
Wydaje mi się, że niechęć do ministra Giertycha powoduje niechęć do wszystkich jego reform, jakie one by nie były. Nie zdziwię się zatem, jeżeli program ten zostanie przez Pana skrytykowany bez względu na jego treść.
Witamy na stronie eMyślnik – Filozofia w Szkole
http://www.e-myslnik.codn.edu.pl/
„Jaki program poprze Roman Giertych? Boję się pytać.”