Uczeń szczęśliwy
Coraz więcej trzeba, aby uczniowie czuli się w szkole szczęśliwi. Przede wszystkim potrzeba pomysłowości i podstępu. A unieszczęśliwić potrafi wszystko, np. sprawdzian, zadanie pracy domowej, konieczność przeczytania lektury czy wezwanie do odpowiedzi albo urządzenie kartkówki. Widzę, jak chodzą źli, smutni i zagniewani, ponieważ mają za kilka dni sprawdzian. Już kombinują, jakby go przełożyć na późniejszy termin. Udaję, że mi to w żaden sposób nie pasuje. Mówię, że przecież ustaliliśmy termin, więc się go trzymajmy. Proszą, zgrzytają zębami, znowu proszą, więc w końcu się zgadzam przełożyć. Przekładam nie dlatego, że uczniowie mnie do tego zmusili. Tak naprawdę zawsze ustalam termin klasówki o tydzień wcześniej, niż mi pasuje, więc przełożenie jest mi na rękę. Tak niewiele trzeba, aby uczniowie byli szczęśliwi.
Raporty z ostatnich lat donosiły, że młodzi „Uczą się niesystematycznie, zazwyczaj tylko wtedy, kiedy muszą. Nie czerpią radości z poznawania świata. Są mało kreatywni […]. Panicznie boją się sprawdzianów” (zob. źródło). Naprawdę coś trzeba zrobić, aby dzieci uszczęśliwić. A szczęście dają rzeczy małe, ale częste. A zatem planuję po cichu pewne zdarzenie, dzięki któremu uczniowie będą mogli nie być na mojej lekcji, pójdą w tym czasie powiedzmy na wykład o zagrożeniach cywilizacyjnych albo na próbę poloneza przed studniówką czy na badania do pielęgniarki. Oczywiście zachowuję się tak, aby uczniowie nie mieli wątpliwości, że nie zgadzam się na żadne wyjścia, bo mi to nie pasuje. Oświadczam więc, iż zgadzam się tylko dlatego, bo muszę (nakaz dyrekcji). Za jakiś czas sytuacja się powtarza. Uczniowie odczuwają niezwykłą satysfakcję, gdy informują mnie, że lekcja polskiego nie może się odbyć, ponieważ – tu wszyscy uśmiechają się z szatańską satysfakcją – idą na spotkanie z np. przedstawicielem uczelni. Udaję gniew, dzięki czemu uczniowie się cieszą, ponieważ nie mają wątpliwości, że robią mi na przekór. Tak naprawdę termin spotkania został uzgodniony w porozumieniu ze mną. Gdybym jednak nakazał uczniom iść na to spotkanie, byliby nieszczęśliwi.
Nauka inaczej wchodzi do głów, gdy uczniowie czują się szczęśliwi. Niestety, coraz więcej w szkole nieszczęścia, niezadowolenia, gniewu i frustracji. Tak się dłużej nie da pracować. Nauczyciel flaki sobie wypruwa, a wyniki mizerne. Trzeba podstępnie dać uczniom okazję do poczucia szczęścia. Tak naprawdę szczęście powinna dawać sama nauka. Szkoda, ale tak nie jest albo też jest tylko w nielicznych przypadkach. Odwołanie lekcji, przełożenie sprawdzianu, „zapomnienie”, że trzeba sprawdzić pracę domową i inne tego typu chwyty powodują, że młodzi czują się znowu szczęśliwi. A przecież w życiu chodzi o to, aby mieć jak najmniej przykrości, a jak najwięcej powodów do radości. Coś małego, ale w częstych dawkach, cieszy najbardziej.
Komentarze
Raporty z ostatnich lat donosiły, że młodzi ?Uczą się niesystematycznie, zazwyczaj tylko wtedy, kiedy muszą. Nie czerpią radości z poznawania świata. Są mało kreatywni […]. Panicznie boją się sprawdzianów?
Bo to żywność teraz taka, że młodzi tacy rosną.
Niezdrowa.
Radować się z poznawania świata, też nie ma co.
Wystarczy na ten świat popatrzeć.
Spiski,korporacje,globalizacja.
Co tam na świat,na szkołę wystarczy że młodzi popatrzą.
Jaka postępowa,inspirująca.
Mało kreatywni?
No taka selekcja.
Kreatywność przeszkadza rozwiązywać testy.
Gospodarz i Parker.
W waszych wypowiedziach, pełnych dystansu i pogodnej ironii, jest jedno zupełnie poważne zdanie, które może być punktem zaczepnym do sformułowania diagnozy i dyskusji o tym co robić żeby poprawić. To zdanie to: Kreatywność przeszkadza rozwiązywać testy.
Przyczyną, że tak jest, nie są uczniowie. Przyczyny tkwią w złej organizacji oświaty, w niedostosowaniu pracy szkoły do zmieniającej się cywilizacji. Praca nauczycieli jest źle zorganizowana, dyrektorzy źle kierują szkołą. Dlatego nauczyciele stosuję złe metody dydaktyczne i wychowawcze. Źle funkcjonują relacje na liniach: nauczyciele-nauczyciele, nauczyciele-dyrekcja, nauczyciele-uczniowie, rodzice-nauczyciele.
Jaka na to rada ? Problem – Possible cause – Action.
Proponuję zacząć od zapytania tych nauczycieli, którzy mają jakieś pomysły, radzą sobie lepiej, mają sukcesy na tym polu.
Zastanawiam sie, czy sa jakies raporty z, powiedzmy lat 50-tych, z ktrych wynika, ze dawniej mlodziez sie uczyla systematycznie, bez przymusu, czerpala radosc z poznawania swiata, byla kreatywna itp.
Nauczyciel to bardziej „policyjny” zawod niz policjant. Ten drugi uzywa przymusu tylko w stosunku do tych, ktorzy zagrazaja porzadkowi publicznemu, i tylko w sytuacjach kiedy takie zagrozenie wystepuje. Nauczyciel zmusza do myslenia i dzialania, codziennie, po kilka godzin, wszystkie 30 pare twarzy marzacych o wszystkim, tylko nie o tym co nauczyciel ma do powiedzenia. Wyrwac ich z letargu i wrzucic na tor mysli nauczyciela wymaga nie lada energii fizycznej, psychicznej, a takze sztuczek, o ktorych Gospodarz wspomina i roznych innych.
Szanowny Gospodarzu. Szanowni Goście.
Tematem naszych rozmów są problemy szkoły. Chciałbym trochę zmienić, uatrakcyjnić metodę dyskusji. Proponuję przeprowadzenie czegoś w rodzaju ?gry wojennej?. Gospodarz rzuciłby jakiś konkretny problem, sytuację z życia szkolnego. Potrzebne byłyby osoby, które odgrywałyby role: ucznia, nauczyciela, dyrektora, pedagoga lub mediatora szkolnego … . Fajnie byłoby gdyby uczniem był prawdziwy uczeń. Spróbowalibyśmy przeprowadzić symulację rozwiązania konfliktu, negocjacji, lub czegoś podobnego.
Proszę o pozytywne rozpatrzenie mojej prośby.
Lidqa.
Mam prośbę: czy moglibyśmy wrócić do naszej rozmowy sprzed kilku tygodni ?
„Trzeba podstępnie dać uczniom okazję do poczucia szczęścia” – dajmy więc im przydział koki, amfy i gorzały!
tsubaki
Zawsze warto spojrzeć wstecz, między innymi po to, aby nie kontynuować. Ponieważ cywilizacja, zatem i młodzież, zmienia się coraz szybciej, nie można stosować ciągle starych metod. Oczywiście nie trzeba zmieniać wszystkiego natychmiast. Ale polska szkoła i polscy nauczyciele zatrzymali się na organizacji, metodach i mentalności XIX-XX wiecznej.
To jest kwestia motywacji. Zagadnienie bardzo ważne i szerokie. Czy nauczyciele profesjonalnie analizują tę kwestię ? Czy nie jest tak, jak pisze : Nauczyciel zmusza do myslenia i dzialania, codziennie, po kilka godzin, wszystkie 30 pare twarzy … ? I każdy robi to TAK JAK POTRAFI. Stąd takie efekty.
Zagadnieniu motywacji poświęca się wiele czasu – w marketingu, sprzedaży, kierowaniu zasobami ludzkimi, itp. Ale nie w polskiej szkole !!!!
A przecież w życiu chodzi o to, aby mieć jak najmniej przykrości, a jak najwięcej powodów do radości.
I właśnie szkoła jest bardzo dobrym miejscem do pokazywania młodzieży jak to można osiągać. Możliwości jest mnóstwo. Np.: chcesz mieć radość oglądania widoków ze szczytów Tatr ? Możesz się tam wdrapać samodzielnie ? to może jest przykrość, lub wjechać na Kasprowy ? to może być ………..
do ync:
Drogi …, chyba jasno wyraziłam swoje zdanie o możliwości dalszych spotkań. Nie chcę, nie życzę sobie, koniec, kropka. Poza tym… mam już kogoś innego. Nie pisz do mnie wiecej, proszę cię o to bardzo…
Ach, zawsze sa uczniowie winni.
Ale jakbysmy przypomnieli sobie kiedy czujemy sie szczesliwi
w pracy? Czy wtedy tylko kiedy szef zachoruje i nie przyjdzie pilnowac roboty albo gdy przedluzy termin wykonania jakiegos zadania? Chyba nie.
Czujemy sie szczesliwi w pracy wtedy, kiedy WIEMY, ze jestesmy szanowani, doceniani, kiedy nasze wysilki sa odnotowywane, kiedy szef darzy nas zaufaniem a priori, zakladajac, ze chcemy byc dpbrzy w tym co robimy, ale czasami moze nie wyjsc, kiedy wolno nam popelniac bledy, i wolne je starac sie naprawic. Kiedy nie jestesmy upokarzani. Kiedy przelozeni mowia do nas uprzejmym glosem. Kiedy wysluchuja nasze uwagi krytyczne i zastanawiaja sie jak mozna cos naprawic.
Moje szkolne doswiadczenie jest bardzo stare, jeszcze z czasow glebokiego Gomulki, z zenskiego liceum ledwo upanstwowionego (przedtem nalezalo do siostr-kanoniczek), z calym personelem pedagpgocznym odziedziczonym po siostrach. I jak je wspominam, to pamietam, ze najwazniejszym zadaniem mojej szkoly bylo zlamanie ducha, zgnojenia i upokorzenia tych biednych dziewczyn. Powodem do upokorzenia moglo byc byle co – sama uslyszalam od wicedyrektorki, ze wystroilam sie na… prostytutke. A chodzilo jedynie o to, ze na moim granatowym berecie byl pompon, na berecie udzierganym przez moja Mame!
Takie rzeczy sie pamieta kiedy upokorzenie przychodzi w okresie, w ktprym mloda osoba nie ma jeszcze zadnych narzedzi aby sie temu przeciwstawic, a czesto sie boi.
Wiem, ze od czasu moich kanoniczek, zlych, wrednych bab, niech sie smaza w pieklw! – wiele sie zmienilo i byc moze dzis cos takiego byloby nie do pomyslenia. Ale wiem tez, ze tylko nieloczne szkoly traktuja swych uczniow jak podmioty, ktorym nalezy stworzyc odpowiedni environment do tworczego rozwoju. Do tegop by nauczuli sie szanowac nie tylko przelozonych, ale takze siebie samych. Nieprawdaz?
Co to jest ten enwironment, to jakis skladnik do rozwoju, czy co?
Helena poruszyła sprawę, która jest jednym z kluczy do rozpoznania i rozwiązywani problemów polskiej szkoły. Niestety, jest to temat wstydliwy, wręcz można powiedzieć ? tabu. Szacunek w relacjach między uczestnikami szkoły, a w szczególności szacunek wobec uczniów. Budowanie szacunku nie jest oficjalnym celem szkoły. Jest to sprawa indywidualna każdego nauczyciela, niemalże prywatna, zależna od jego osobowości. Dopóki szacunek nie będzie podstawowym narzędziem i celem szkoły, o którym będzie się mówić głośno i na co dzień, tak długo oświata będzie dreptać w miejscu, a uczniowie i nauczyciele będą narzekać na siebie nawzajem. Bez odwoływania się do szacunku nie będzie rozwoju, współpracy, sukcesu.
Co to jest ten enwironment, to jakis skladnik do rozwoju, czy co?
Google spytaj Głupku.
Helena moim zdaniem wyczerpała temat. Jej diagnoza jest (boleśnie) prawdziwa a propozycja zmiany stanu rzeczy akurat w Polsce nierealna.
Pozdrawiam
Tak samo myśleliśmy o ZSRR, że jest wieczny i niereformowalny. Zmiana stanu rzeczy jest realna bo życie ją wymusi. My tylko możemy przyspieszyć lub opóźnić zmiany.
Ync
Ja się już nie czuję na siłach – stary i zmęczony jestem. Mam jakiś zespół ucieczkowy i nie chce mi się zmagać z ludzką materią. Już lepiej krzyż pokutny z kamienia wykuć.
Pozdrawiam
@ync
Na tym blogu to zmian raczej nie przyspieszysz.
Tu na rekrucjatę zebrało się wszystkiego trzy osoby a po dwu dniach dodatkowo prowodyr całej akcji stchórzył.
Z grubsza wiadomo co trzeba zrobić.
Mądrzy ludzie wypowiadają się na ten czasem w mediach.
Problem polega na tym, że polska szkoła podobnie jak wiele dziedzin objętych kuratelą państwa nie służy tym, do służenia którym została wymyślona.
Wtedy kiedy wymyślano szkołę to miała ona służyć uczniom.
Ponieważ młodzi głosu nie mają to się ich dyma.
Nie dość, że zadłużając kraj żyjemy na ich rachunek,to jeszcze za ich pieniądze nie jesteśmy w stanie zapewnić im nowoczesnej i postępowej szkoły.
Szkoła ma nauczycielom służyć.
To 500 tys głosów.
A z rodzinami milion się uzbiera.
Chyba wyprawę przeciw krzyżom powinno się nazwać kontrkrucjatą.
Pisząc szkoła ma nauczycielom służyć, miałem na myśli całe środowisko nie tylko nauczycieli.
Kartka podróży
Rozumiem Ciebie w pełni. Gdy się wściekam, wtedy moje drugie ja mówi tak samo jak Ty napisałeś. Że tu jest miejsce zapaści cywilizacyjnej, że Polska to JEDYNY kraj i naród, który przegrał II wojnę światową, że jesteśmy najdalej na wschód wysuniętym społeczeństwem azjatyckim, że najlepiej podzielić Polskę na 4 małe państwa, że nie potrafimy sprawnie funkcjonować bez wroga, że pojęcie linii prostej jest u nas inne niż w Europie, że obchodzimy rok szopenowski a nie wdrożyliśmy elementarnych rozwiązań cywilizacyjnych, np. schody, drzwi, ogrzewanie, dzień dobry, spojrzenie w oczy, … .
Jak się uspokoję, to wtedy odzywa się pierwsze ja i mówi, że trzeba zacząć naprawianie od podstawy, czyli od dzieci, czyli od szkoły. Oświata to nasze F16. Nie wszystko na raz, ale małymi krokami.
Jeszcze raz z uzupełnieniem: Problem – Possible cause and solutions – Action.
Dlatego ponawiam moją propozycję-prośbę: Proponuję przeprowadzenie czegoś w rodzaju ?gry wojennej?. To tylko zabawa (?)
Ciesze sie, ze znajduje tu ludzi podobnie myslacych.
Wiec moze nalezaloby teraz pomyslec jak zmienic cala kulture szkoly, tak by byla ona miejscem ODKRYWANIA swiatow – literatyry i sztuki, historii i nauki, filozofii i komunikowania sie. Aby nie byla wiezieniem (jak dla mnie w moich czasach) lecz podroza, a wlasciwie poczatkiem podrozy, ktora bedzie trwala cale zycie – bez gwarancji dotarcia do celu. Jak w tym slynnym wierszu Kawafisa o Itace.
I zaczac moim zdaniem nalezy od nauczycieli. Nie da sie ich zapewne przerobic w aniolow, zawsze beda lepsi i gorsi, tacy ktorzy przyszli do tego zawodu bo chcielim i tacy, przed ktorymi drzwi do innej kariery byly zamkniete. Wiec pytanie jest jak zrobic aby ci gorsi, ci z losowego przymusu „nie psowali” nam dzieci, nie uczyli ich komformizmu (jak dyrekcja tej wroclawskiej szkoly z krzyzami), cynizmu, cwaniactwa. Bo lekcja jaka odebrali mlodzi ludzie we Wroclawiu, obawiam sie, zawazy na ich zyciu i ich wyborach znacznie bardziej niz wiedza o logarytmach czy Powstaniu Listopadowym.
Mam 6-letniego syna ktory od września idzie do szkoły. W tej chwili chętnie uczy się angielskiego- tyle ile chce- korzystając z programów albo angielskich stron- tak niechcący go przyswaja- więc chyba słowa „uczy się” nie są właściwe. Wszystko go interesuje, chce czytać książki o kosmosie i o ludzkim organizmie. Pyta po co są żebra i dlaczego już nie ma dinozaurów, albo jak jest po angielsku ssak. I tak sobie przypominam jaka ja byłam w pierwszych latach szkoły jeszcze- też taka sama. Wszystko było ciekawe i fajne. Interesowałam się podróżami, historią, matmą chyba najmniej.
I jakoś potem… Przez wszystkie lata szkoły nienawidziłam historii i geografii. NIe czytałam lektur z zasady, a że matma przychodziła mi bez problemu- poszłam na matematykę. I teraz jestem nauczycielem i widzę to samo u moich uczniów. I naprawdę nie wiem co robimy źle.
I jak to jest że przez tyle lat uczyłam się tego angielskiego za darmo- a w zasadzie się nie uczyłam tylko chodziłam i łachę wszystkim robiłam. A teraz kiedy już jestem dorosła i naprawdę nie muszę poświęcam na naukę języka masę czasu i energii i znowu mi się chce. Bo nie muszę.
A tu nie moge sie powstrzymac przed podsunieciem Wam dydaktycznej 😆 opowiastki o tym jak pewna szkola w Krakowie wybierala sobie patrona:
http://www.blog-bobika.eu/?p=274#comment-33729
Autorem opowiastki jest Pies Bobik, Gospodarz uroczego blogu ( http://www.blog-bobika.eu) , na ktorym jestem codziennie obecna wraz z moim Kotem Mordechajem. Zaslyszana opowiastke zamiescil Bobik jeszcze w listopadzie.
Niezla ilustracja tej kultury konformozmu, ktora sie pleni w polskich szkolach.
pomyliłem kierunki … najdalej na ZACHÓD wysuniętym społeczeństwem azjatyckim …
@ync
Dlaczego ZSRR ma byc wieczny i niereformowalny? Dlaczego?
lidqa
Ponawiam moją prośbę.
Aktualnie mamy do czynienia ze SZKOŁĄ PROCEDUR I ZARZĄDZEŃ oraz SZKOŁĄ DAL WSZYSTKICH.
Propozycje zmian to: SZKOŁA SZACUNKU I DIALOGU oraz SZKOŁA DLA KAŻDEGO.
ync
Powiedziałam NIE i koniec. Przestań mnie dręczyć.
@ync
Ja lubie zabawe, jesli mozliwe to niech to bedzie gra strategiczna, niewojenna, pamietaj ze to koedukacyjny blog;)
Zapisuje sie, kogo mam grac? I jak?
@parker,
Temat kontrkrucjaty (wlasciwe slowo:) bedzie mozna podjac, jak Gospodarz znowu jakis „okoloklerykalny” wpis zrobi.
@Kartko z podrozy,
Wszystko jest realne. Zdiagnozowanie problemu przez Helene to polowa sukcesu. Jesli sie wie gdzie przecieka, to sie i wie jak naprawic dziure. Brak nam w slowniku slowa SZACUNEK. Nie szanujemy siebie, innych, cudzego czasu, wlasnego tez nie oczekujemy, ze ktos uszanuje. Nie szanujemy starszych, nauczycieli, lekarzy, oni nam sie odplacaja.
Mieszkam w kraju gdzie dzieciom, w kazda ich aktywnasc, czy to lekcja czy przerwa, wplata sie uwagi o szacunku, o mysleniu o uczuciach kolegow, o nie sprawianiu klopotow czy przykrosci innym. W naszej chrzescijanskiej kulturze tez to mamy, ale w polskim wydaniu brzmi to tylko na religii i na rekolekcjach, mniej wiecej tak: „nie czyn drugiemu co tobie nie mile”, czwarte: „czcij ojca swego i matke swoja.” Klepalam to na pamiec od 5-ego roku zycia, ale nigdy nie rozumialam, ani sie nie zastawialam nad sensem.
Religia jest zbyt oderwana od rzeczywistosci, ucza jej ponure osobniki, ubrane na czarno (balam sie ich w dziecinstwie), zachowania nie uczy mama, tata ani pani w szkole, a Pan Jezus(czerwone swiatelko, ktore sie pali nad oltarzem-nie moglam pojac tego czlowieka w formie swiatelka), ktorego dzieci nie widzialy, nie znaja, nie czuja.
tsubaki
Już się cieszę. Ale żeby ktoś rzucił prawdziwy temat konfliktu. namawiam Gospodarza.
>Brak nam w slowniku slowa SZACUNEK. Nie szanujemy siebie, innych, cudzego czasu, wlasnego tez nie oczekujemy, ze ktos uszanuje. Nie szanujemy starszych, nauczycieli, lekarzy, oni nam sie odplacaja.<
To są mój tekst !!! Żartuję i cieszę się, że coraz częściej słyszę identyczną diagnozę. To jest pierwszy krok !
Problem – Possible cause and solutions – Action.
Lidka
Nie przestanę.
A co Ty na to lidqa ?
Już nie jestem dla ciebie lidqa, odczep się ode mnie! Gospodarzu, zrób coś z tym panem ync.
Co to jest ten Problem – Possible cause and solutions – Action. Czy to jakis wiekszy problem, bo nie rozumiem, prosze o pomoc.
Wczoraj smętnie ale dzisiejszy spacer podbudował mnie psychicznie. Myślę, że wypatrzyłem coś na temat i moim zdaniem było to na tyle optymistyczne, że pozwolę sobie zacytować samego siebie. Przepraszam, że historia jest długa. Rzecz się dzieje w zasypanych śniegiem górach, gdzie trafiłem po intensywnym odśnieżaniu posesji.
„Po robocie piwo ? bar odśnieżony bez zarzutu. Później tradycyjny spacer do lasu. Spacer ? raczej podróż polarna, bo brnę w śniegu sięgającym ponad kolana. Wokół pusto nie licząc członków elitarnego klubu niedzielnych spacerowiczów. To kilka osób ze swoimi łagodnymi, bo wybieganymi psami. Już poznaję ich po odciskach butów, odgniecionych w śniegu śladów łap i żółtawych śladach moczu, którymi psiska znaczą swój teren. Idę więc ich tropem nad staw i stare baseny.
Na stoku Godzisza trzech chłopaków kończy budować skocznię. Dwóch ma deski a trzeci jest asystentem. Przyglądam się jak w gęsto padającym śniegu uwijają się przy pracy. Zaskakujący widok, bo przecież w kotlinie narciarski biznes oferuje gotową i wygodną infrastrukturę. Widocznie chłopaki nie mają kasy na wyciągi albo mają swoje osobiste i ambitne plany. Są bardzo sympatyczni i z przyjemnością obserwuję jak kończą swoje dzieło. Skocznia jest wielka i składa się z dwóch części ? ostrego wybicia i oddzielnego zjazdu. By się wybić najpierw trzeba się rozpędzić, więc ugniatają deskami kilkadziesiąt metrów stoku. Przysłuchuję się rozmowie ? badają parametry śniegu, rozważają wysokość progu. To rozmowa konstruktorów, którzy wyniesione z lekcji fizyki wiadomości wykorzystują w praktycznym działaniu. ?Ten próg trzeba podnieść i utwardzić? – mówi chłopak w czerwonej kurtce. ?Zrobimy tak jak budowały czeskie małolaty?. Tak więc obok wykorzystania fizyki i wzajemnej kooperacji wykorzystują również w pracy doświadczenia przygraniczne. Coraz bardziej mi się podobają ? są jak dzielne dzieciaki, które spotykałem idąc przez Hiszpanię. Często biedne, bez kasy ale za to inteligentne, miłe i odważne.
Skocznia gotowa ? jeszcze tylko oznaczenie progu ciemnymi gałązkami i można zaczynać. Wyjmujemy z asystentem aparaty i zalegamy w śniegu. Chłopak rozpędza się i skacze ? pięknie!!! Jest szczęśliwy. Mówi – ?Miałem lęki, ale przełamałem… . Chce pan skoczyć??. Śmieję się – ?Nie, jestem za stary. Ale budowałem też tu kiedyś skocznię. Dawno temu …?. ?Wtedy kiedy był tu wyciąg?? – pyta. ?Nie? – odpowiadam. ?Wcześniej ? ze czterdzieści lat temu. To było dawno, nie było jeszcze stawu, basenów i wyciągu ? używałem wtedy rzemiennych wiązań?. Patrzy z niedowierzaniem ? to dla niego prehistoria. Ma z szesnaście lat i odkąd pamięta las wrastał w ruiny basenu, rozsadzał płyty boisk i skarpy małego stawu. A wyciąg był tylko pożądaną legendą.”
Pozdrawiam
Do Gospodarza&Co
Ten tekst ze świątecznej „GW” może być interesujący w powyższej dyskusji:
http://wyborcza.pl/1,95892,7430144,Szkola_musi_byc_ciekawsza__ale_nie_bedzie______list.html
YNC: prosze cie bardzo, ale mnie nie myl z innymi kobietami 😀 Kobiety nie lubią być mylone. Tylko gdzie ta rozmowa się odbywała- bo nie pamiętam.
Nie myliłem i nie mylę.
Egzekwowanie regulaminowego stroju
2009/12/21, poniedziałek
@Drog Kartko z Podrozy,
Dzisiejszy komentarz bardzo budujacy. Mi rowniez spodobaly sie dzieciaki, ktore Pan opisuje. Chyba spacery to jedyne lekarstwo na polska zimowa pogode, lamiaca nawet najwiekszych optymistow. Jeszcze tylko Walentynki przeczekac, bloto marcowe, jajko kwietniowe i zacznie sie maj:))