Dajcie mi gana, będzie nagana
Sypią się w moim liceum nagany. Jak zwykle w takim wypadku, człowiek zganiony ma poczucie niesprawiedliwości. To reakcja naturalna, sam też dokładnie to czułem, gdy mnie wręczano upomnienie i zamieszczano stosowny wpis w aktach. Dopiero po czasie przychodzi refleksja, że może jednak upominający miał rację.
Teraz chodzi o nagany dla uczniów klasy maturalnej, którzy zachowali się jak dzieci. Teraz też jak dzieci się buntują, gdyż czują się pokrzywdzone. Nagana dotyczy lekceważenia obowiązków i nieusprawiedliwionej nieobecności na zajęciach szkolnych. Zganieni nie rozumieją, o co chodzi, bowiem myślą, że przecież nieobecność to nie zbrodnia. Każdy więc wymyśla choroby, dolegliwości, nadzwyczajne zdarzenia, aby tylko udowodnić, że w tym konkretnym przypadku nagana jest niesłuszna.
Tego dnia był zaplanowany wykład na Wydziale Prawa UŁ dla klas prawniczych. Taki wykład organizuje się dużo wcześniej, a pozyskanie odpowiedniego wykładowcy nie jest łatwe. Wiele osób angażuje się w organizację przedsięwzięcia: nauczyciele, absolwenci, rodzice oraz uczniowie. Źle się zatem stało, gdy z klasy trzeciej (która także zabiegała o wyjście ze szkoły i wysłuchanie wykładu) nie pojawił się, do tego bez uprzedzenia, co drugi uczeń (zdaje się, że nie przyszło aż 17 osób). Wypadało wcześniej poinformować dyrekcję oraz wychowawcę, że z jakiegoś powodu planuje się nie przyjść na ów wykład. Wtedy można by wyznaczyć inną klasę lub zebrać uczniów zainteresowanych tematem. I właśnie za lekceważący stosunek do obowiązków jest nagana.
Zapewne trzeba doświadczyć na własnej skórze czegoś podobnego, aby zrozumieć, że należy informować organizatorów, iż planuje się nie skorzystać z zaproszenia. Niedługo maturzyści będą bawić się na studniówce. Ciekawe, jak czuliby się, gdyby nauczyciele nie raczyli poinformować ich, czy będą na zabawie, tylko bez słowa by nie przyszli. Pieniądze wydane, a nauczycieli nie ma. Kultura nakazuje uprzedzić organizatorów, a nawet przeprosić, że z jakiegoś powodu nie będzie się razem z nimi.
Księżom polecam omówić z uczniami przypowieść Jezusa o uczcie. Jak czytamy w ewangeliach, pewien człowiek zaprosił przyjaciół na ucztę, lecz oni się wymawiali, więc w końcu nikt z nich nie przyszedł. Wtedy gospodarz polecił sługom, aby wyszli na drogi rozstajne i zapraszali wszystkich, którzy tamtędy przechodzą… dalej nie będę opowiadał, co się działo, dodam tylko, że karą był płacz i zgrzytanie zębów, czyli coś podobnego jak w mojej szkole.
A propos wykładu, to przykro było patrzeć na puste miejsca w uniwersyteckiej auli. Przez głupotę klasy maturalnej nie mogli z nich skorzystać inni uczniowie. Niestety, za głupotę trzeba płacić. Tym razem za niegrzeczność i brak kultury ludzie otrzymali tylko naganę, następnym razem, o ile młodzi nie wezmą nauki do serca, cena głupoty może być większa.
Komentarze
Trudno mi skomentować Pana dzisiejszy felieton, bo nie lubię karać. Nie cierpię tego. Wolę perswadować, rozmawiać, tłumaczyć. Nie, karać nie lubię więc unikam jak mogę. Nawet myśli o naganach unikam. Nawet takiego zastanawiania się – zasłużył? nie zasłużył? – unikam. Wolę kwiat miłości i wolności dać niż tak pałką (naganą)przez głowę zdzielić.
Pozdrawiam
Szanowny Gospodarzu. Z Twoich wpisów wyłania prawdziwy obraz szkoły. Twojego liceum oraz całej polskiej oświaty. Dominującymi akcentami tego obrazu są: umęczony nauczyciel, umęczony uczeń, umęczony dyrektor (dyrekcja) i umęczone władze oświatowe.
Dlaczego tak męczymy się. Bo nie potrafimy zauważyć ważnych zmian. Rejestrujemy pojedyncze wydarzenia i szersze zjawiska, ale nie umiemy odpowiednio ich wykorzystać.
Po pierwsze: mniej ważne CO, ważniejsze JAK. Treści nauczanie stają się mniej ważne od metody uczenia i działania nauczycieli. Z opowieści Gospodarza okazało się, że treść sztuki teatralnej nie jest tak istotna jak przygotowanie uczniów do bycia w teatrze. To samo dotyczy (przepraszam za wulgaryzm) wigilii klasowych. Wiem, że to bagatelizowanie wiedzy może się nie podobać, ale jest to zjawisko powszechne i trzeba to uwzględnić. Obecnie wiedzę można zdobyć o wiele łatwiej niż dawniej. Olbrzymi wpływ na sposób uczenia się będzie mieć komputer i internet. Trudniej jest nauczyć działać, współpracować, zachowywać się. Relacji międzyludzkich może uczyć tylko człowiek. Nauczyciel przestaje być przekaźnikiem, wtłaczaczem i egzekutorem wiedzy. Stanie się organizatorem, trenerem, mediatorem, doradcą, … .
Po drugie: współpraca. Z Twoich wpisów, drogi Gospodarzu, wynika że w Waszym liceum pracuje grono dobrych, zaangażowanych nauczycieli, autonomicznych indywidualności. Tak jest w wielu szkołach. I dlatego jesteście coraz bardziej umęczeni. Uczeń przychodzący do szkoły powinien napotkać najpierw ZESPÓŁ NAUCZYCIELSKI, a potem dopiero indywidualności. Cóż jest warta jedenastka wybitnych indywidualności piłkarskich jeśli nie będzie grać zespołowo ? Przegra z dobrze przygotowaną drużyną przeciętnych piłkarzy. Dlatego nauczyciele przegrywają z uczniami, rodzicami i władzami. Szczegóły do uzgodnienia.
Po trzecie: wychowywanie poprzez właściwą komunikację. Kończy się XIX (dziewiętnasty) wiek w oświacie! Nie wystarczy nakazać, zmarszczyć brew, ewentualnie krzyknąć lub walnąć pięścią stół. Praca wychowawcza zaczyna się od właściwych relacji między nauczycielami. Następnie między nauczycielami a rodzicami i uczniami. Szkoła nie będzie miejscem produkcji grzecznych dzieci. Szkoła będzie miejscem dialogu i rozwiązywania konfliktów. Ci sami uczniowie, którzy strzelali skobelkami do aktorów lub uciekli z zajęć będą za chwilę oddawać krew lub zbierać pieniądze dla WOŚP.
Dopóki nauczyciele nie zaczną zmieniać szkoły ? wszyscy będą umęczeni. Podobnie jest w całej Europie i Ameryce. Mówi o tym mnóstwo ekspertów i zwykłych ludzi. Może zmiany dokonają się na zasadzie kuli śniegowej. Analogicznie jak w Paryżu 1968 lub w Polsce 1980. Chciałbym aby zaczęło się to w Polsce. Tylko kto puści pierwszą kulkę.
Blog nie jest dobrym miejscem do głębokiego analizowania problemów trapiących oświatę i dyskusji o drogach wyjścia z kryzysu. Tutaj można fajnie ponarzekać, zgodzić się lub nie z przedmówcą, czasem uszczypnąć a nawet dokopać. Jest to luźne spotkanie towarzyskie. Brakuje tylko wódki. Ale lepsza jakakolwiek rozmowa niż żadna. Dlatego łączę wyrazy szacunku i pozdrowienia dla wszystkich nauczycieli, którym się chce.
Podejście niepoważnych maturzystów zweryfikuje życie: niech spróbują w ten sposób zachować się w pracy. Szybko odrobi lekcję- tym razem życia.
Pragnę nadmienić, iż o wykładzie klasa dowiedziała się dzień wcześniej i wcale nie przejawiała zainteresowania tego typu wyjściem… Nie usprawiedliwiam tu uczniów nieobecnych, jednakże jeżeli już Pan nadmienia o zaistniałej sytuacji to pozostaje mi tylko prosić by na przyszłość lepiej się Pan zapoznał z tym co chce Pan opisać…
No proszę, Gospodarz nagina fakty do swojego punktu widzenia. Więc jednak było inaczej… No, no. Fiu, fiu…
Luta,
nic nie było inaczej. To dzieci wmawiają teraz rodzicom, że dostały naganę, a przecież są niewinne. Rozmawiałem z klasą o tym incydencie i nikt słowem nie powiedział, że poinformowano klasę za późno o wyjściu na wykład. Dzisiaj miałem taką sytuację, że weszła do klasy osoba i poinformowała, że wyjście do biblioteki rejonowej zostało odwołane. Następnie ja powtórzyłem tę informację, aby wszyscy wiedzieli, że nie idziemy do biblioteki. Po pięciu minutach uczennica przerywa mi lekcję, mówiąc, że powinniśmy już wychodzić do biblioteki. I tak jest zawsze w szkole, ze jak ogłasza się coś, to tylko część słyszy, co się mówi, a reszta w ostatniej chwili dowiaduje się o tym, co ogłaszano. Podobnie było z wykładem, który zaplanowano dużo wcześniej, ale część klasy nie słuchała, gdy o tym mówiono, a potem oniemiała. Jednak nawet gdyby uprzedzono klasę o wykładzie godzinę wcześniej, zawsze można powiedzieć wychowawcy, że się z niego rezygnuje i woli przyjść na lekcje. Tymczasem uczniowie nie chcieli ani lekcji, ani wykładu, tylko wagary.
Rodzicom można wmówić wszystko, gdyż uwierzą w każdą głupotę. Jednak ci sami uczniowie nabierają wody w usta, gdy przychodzi im rozmawiać z nauczycielami.
Pozdrawiam
DCH
Ok, dobrze, w sumie oczekiwałam tego typu sprostowania i nie zawiodłam się. Niechętnie, aczkolwiek bezwarunkowo, przyjmuję tłumaczenie sprawy przez Gospodarza. Ale jest faktem, że chyba straciliśmy trochę czujność i daliśmy się uczniakom wrobić. Rozumiem, rozumiem, to typowa logiczno-sytuacyjna pułapka , w jaką niejeden nauczyciel wpada co dnia. Najlepiej to teraz zmilczeć, niech sami o tym zapomną.
Panie profesorze, z tego co pamiętam na lekcji, na której rozmawialiśmy o niefortunnym wyjściu sam powiedziałem na forum klasowym, że wyjście było nam wyjątkowo nie na rękę. Jesteśmy ostatnio bardzo zapracowani, nauczyciele planują klasówkę za klasówką, większośc osób uczęszcza na zajęcia pozaszkolne. Dlatego woleliśmy napisac wypracowanie w podanym przez Pana terminie. A na wyjście, które interesowało większośc osób, czyli spotkanie z działaczami opozycji nie zostaliśmy wpuszczeni…
Pawle,
zatem to wyjście nikomu nie było na rękę. Szkoda, że dogadaliśmy się dopiero po fakcie. A było tak. Ja nie chciałem iść na wykład, ale pomyślałem, że zrobię to dla Was, w końcu jesteście klasą prawniczą. Wy (tzn. połowa klasy), jak widzę, pomyśleliście, że pójdziecie na wykład, bo szkoła tego chce. OK. Zawiodła komunikacja między nauczycielami i uczniami. Okazało się, że chcemy tego samego: pozostania w szkole i napisania sprawdzianu w terminie. A zatem trzeba ze sobą rozmawiać. Każdy z każdym, głośno i nie pod nosem (bo niektórzy z klasy mruczą coś, ale jak pytam co, to nic nie mówią, i potem są problemy).
Pozdrawiam
DCH
Z całą pewnością rozmowa z reguły jest najlepszym wyjściem i rozwiązuje większośc problemów. Mogliśmy w prosty sposób uniknąc tego nieporozumienia. Na usprawiedliwienie muszę jednak dodac, iż o wykładzie dowiedzieliśmy się bodajże dzień wcześniej, i nie było czasu na zgłoszenie jakichkolwiek uwag. Ja sam o całym wydarzeniu przeczytałem na z tablicy zastępstw.. A swoją opinię wygłosiłem z całą pewnością głośno i nie pod nosem 🙂
Czyli, że wszyscy coś pokręcili i każdy jest winny „zaistniałej sytuacji”. Ale dobrze słyszeć, że się chcecie na nowo porozumieć. Pawełku prawniku, czy wybaczysz swojemu nauczycielowi? Czy nie zostawisz go samego?