O zachowaniu się przy stole wigilijnym
Szkolne wigilie odbędą się we wtorek 22 grudnia, najpierw klasowe z wychowawcą, a potem nauczycielskie z dyrekcją. Tego dnia woźne będą szczególnie podenerwowane, ponieważ muszą sprzątnąć powigilijny bałagan. Nieraz proszą wychowawców, aby zachęcili uczniów do zachowania jako takiego porządku, jednak z tym bywa różnie. Przede wszystkim nie każdy wychowawca bywa porządny. Jeden zwróci młodzieży uwagę, aby posprzątała po sobie, a innemu będzie obojętne, jak wielki chlew pozostawi po sobie.
Zwykle losuję albo w inny sposób ustalam, kto z klasy przychodzi wcześniej i przygotowuje stół, a kto pozostaje dłużej, aby posprzątać. Jak jest ustalone, kto za co odpowiada, wtedy można liczyć, że klasa wstydu nie przyniesie. Oczywiście wychowawca musi przyjść wcześniej i później wyjść, gdyż inaczej może go spotkać niemiła niespodzianka.
Podobnie dyrekcja ustala, którzy nauczyciele nakrywają stół i jacy sprzątają. W tym roku nie na mnie spadły te obowiązki, ale któregoś roku to ja nalewałem zupę i podawałem inne potrawy. Pełniłem rolę kelnera. A po spotkaniu sprzątałem.
Nie można wszystkiego zrzucać na panie woźne, w końcu szkolne wigilie nie powinny być dla nich ciężarem, lecz przyjemnością. Dlatego tego dnia sprzątają inne osoby, a najlepiej każdy po sobie, aby wyznaczonym osobom było lżej.
Zwykle część uczniów nie może wysiedzieć w klasie, pragnie bowiem szybko iść na piwo. Sporo osób tego dnia nieźle sobie popije. Z przykrością muszę przyznać, że także niektórzy nauczyciele jak najszybciej wymykają się ze szkoły, aby pójść na kielicha. Nie mam nic przeciwko piciu alkoholu, jednak trochę mnie smuci, że dla tak wielu osób celem każdego święta jest zawsze to samo – picie. I właśnie z tego powodu, że ludzie w dni szczególne myślą tylko o piciu, zapominają o posprzątaniu po sobie. A przecież woźna to też człowiek, więc pewnie także chciałaby jak każdy Polak iść na kielicha. A jak się narobi za czterech, to na nic już nie będzie miała siły i ochoty. Rzuci tylko przekleństwo pod adresem uczniów i nauczycieli i pójdzie zniesmaczona do domu. Trudno zresztą nie przeklinać, gdy widzi się cały ten bałagan – podeptany opłatek na podłodze też się zdarza.
Komentarze
Panie Kolego dobrze że Pan pisze o tym tak wcześnie. Ja też co najmniej tydzień wcześniej mowię uczniom ile czasu trwa wigilia oraz że nikt nie wyjdzie dopóki nie posprzątamy. Dzięki temu nie będą się zwlaniać pod pretekstem że z kimś się umówili. Dziękuję, za przypomnienie, jutro z dziećmi wszystko ustalę.
Czyli pytanie esbeka z filmu Barei „którego wigilię mamy w tym roku” nie było absurdalne,tylko prorocze.
Każdy myśli o jak najszybszym wyjściu bowiem świat na trzeźwo jest nie do przyjęcia.
Brawo Parker, wtryniasz coraz lepiej… Ale zostaw Starego Belfra w spokoju, on dość się już namęczył z niesforną młodzieżą.
Stary Belfrze, jak się czujesz? Niczego ci nie brakuje?
Panie Dariuszu
Skoro jest tyle zachodu z obrzędowością świecko – religijną to może po prostu zastosować patent, którego nauczyłem się będąc biurokratą. Trzeba utworzyć w szkole stanowisko d/s organizacyjnych(nazwa dla niepoznaki)i zatrudnić na nim osobę, która tego typu obrzędy uwielbia organizować. Nauczyciele mogliby spokojnie uczyć, dzieci by robiły swoje, sprzątaczki sprzątały a pracownik d/s organizacyjnych przygotowywałby niekończące się opłatki, wigilie, jasełka, sylwestry, dnie nauczyciela i wagarowicza, dzień edukacji narodowej, topienie Marzanny, dzień kobiet, święta państwowe itp. Pilnowałby równocześnie kto ma kiedy imieniny i urodziny, kto komu umarł, kto ma złote gody i rocznice pracy w fachu nauczycielskim. Dbał by też o to by się ludzie godnie zachowywali na imprezach, by stoły były na bogato, wieńce nagrobne gustowne, życzenia zgrabnie napisane itp. To jest od cholery pracy. Pamiętam, że gdy marnowałem czas w biurokracji pracownica od tych spraw nie wiedziała gdzie ręce włożyć by sprostać oczekiwaniom kolektywu
Pozdrawiam
Kartko z podróży. Bardzo dobry post. Zwłaszcza, że w szkole mamy tych niby świąt dużo więcej. Najbardziej dziwaczne jest odkładanie ich w sytuacji, gdy przepadają z racji dni wolnych.
Nie lubię tych spędów z okazji różnych świąt kościelnych i innych, tych nie zawsze szczerych życzeń, tych cmoków. Jestem na nich, bo wypada, ale jeśli tylko mogę, to się urywam.
Kartko z podróży. Świetny pomysł tylko, że nie przejdzie w szkole, bo cóż robiliby nauczyciele, wychowawcy, do których obowiązek organizowania tych uroczystości należy? W mojej szkole już we wrześniu dowiaduję się, że chcę czy nie muszę zorganizować sama lub we współpracy kilka imprez.
Rozumiem organizowanie w szkole imprez jadalno-całuśnych z okazji Dnia Nauczyciela. Ale po co wszystkie inne? Wszystkie inne to przecież okazje osobiste (imieniny, urodziny) albo po prostu prywatne (Wigilia na przykład) Dlaczego są to zbiorowe imprezy w miejscu pracy? Nie pojmuję
Się omalże nie wzruszyłem, chyba sam posprzątam. A te dyrekcje zlecające kelnerstwo, no chyba trzeba mić duszę kelnera ….
> Kartka z podróży
Po co ta nazwa „stanowisko ds. organizacyjnych”?
Wystarczy po prostu KO-wiec.
No, trzeba sprzątać. Jeszcze woźnym kawa by wystygła i by się biedaczki spociły:/
Mam pytanie. Co dzieje się z dziećmi, które nie życzą sobie obchodzenia Świąt Bożego Narodzenia w szkole? A może jest to u was przymusowe, tak jak kiedyś uczestnictwo w pochodzie pierwszomajowym?
arkadijo,
podobnie jak z pochodem pierwszomajowym należy mieć odwagę cywilną, aby jasno i wyraźnie powiedzieć wychowawcy, że dziecko nie będzie uczestniczyło w uroczystości, a potem liczyć się z konsekwencjami. Wydaje mi się, że na razie konsekwencje są symboliczne, tj. współczucie, ewentualnie rozdrażnienie, że dziecku trzeba zorganizować zastępcze zajęcia. Jednak ze świętami jest jak z dymem tytoniowym: nawet jak człowiek nie chce, to i tak będzie wdychał. W całej szkole będzie tego dnia świąteczna atmosfera, dlatego jak ktoś naprawdę nie życzy sobie świętowania, niech zostanie w domu, inaczej będzie uczestniczył mimo woli. Takie są fakty.
Pozdrawiam i życzę odwagi w prezentowaniu nauczycielom swoich oczekiwań
DCH
Gospodarzu, to właśnie, co napisałeś w komentarzu, budzi mój sprzeciw. Wytłumacz mi, proszę, dlaczego uważasz, że to jest w porządku, że tak musi być i koniec? Ja jestem ateistką, mój mąż katolikiem. Gwiazdka, od dzieciństwa to dla mnie wielka radość, święto, magia. Dla mojego męża ma wymiar również religijny. Można oczywiście wszystko pogodzić przy odrobinie dobrej woli i wszyscy z tych Świąt czerpią dla siebie to, co jest im potrzebne. Tylko pytam: dlaczego musi być ta celebracja w miejscach publicznych? Dlaczego nie może to zostać w sferze osobistej człowieka?
zante,
tak wcale nie musi być. Wystarczy, aby ludzie się postawili, że nie życzą sobie świąt w miejscu pracy. Jednak jest odwrotnie – to ludzie koniecznie chcą zamienić pracę w kościół (kolejne święta już czekają). Jak pracownicy się nie chcąpostawić, to może jeszcze zrobić to szef, np. ustalić, że wigilia pracownicza odbędzie się po pracy, a w szkole po lekcjach. Czy znajdzie się odważny, który to zrobi? Osoby, które nie chcą świętować w miejscu pracy, niech się skrzykną i odmówią udziału. Będzie takich osób sporo, to coś zmienią. Niestety, przeciwnicy świąt zwykle siedzą cicho, ani słowa nie powiedzą, aby tylko nie stracić na wizerunku. Im bardziej religijny szef, tym bardziej religijni są pracownicy. Kiedyś wpadł do mojej szkoły stary absolwent i na widok tylu pobożnych osób powiedział: „A dawniej byli tu sami komuniści”.
Pozdrawiam
DCH
Swieta czyli szopki w miejscu pracy to tylko pretekst do niepracowania. Jakby mialy byc po lekcjach to nikt by nie zostal. Nieprofesjonalne podejscie do zawodu.
Ciekawe ile takich szopek w roku.
Właśnie, dlaczego to jest kwestia odwagi? Nie pojmuję: religijny szef to obrzędy celebrowane! A gdzie ministerstwo, które nie wyraża zgody na celebracje? Pytam, a przecież wiem: u hierarchów kościelnych na dorocznym opłatku…..ech…..Zaraz tu na mnie gromy polecą, ale „za komuny” jedno była na miejscu: krzyż w domach prywatnych, świątyniach, na grobach. Wigilia pod własnym dachem z tymi, z którymi chcemy tego dnia być.
Te wszystkie jaselka, wigilie, oplatki, dni papieskie nie powinny miec miejsca w szkole. Od tego sa koscioly i rodzina. W szkole, szczegolnie w liceach, powinna zagoscic prawdziwa kultura, a nie katolickie obrzadki i folkowe teatrzyki!
Anty ma rację. Co roku do tego zmuszją.:(
Postanowiłam sobie,że w tym roku wigilię klasową spędzę w pokoju nauczycielskim.
Na polecenie dyrekcji, jeśli moi uczniowie chcą, organizuję im spotkanie wigilijne. Jeśli sobie tego nie życzą, spotykamy się w klasie w celach towarzyskich, bo lekcji i tak nie mam jak prowadzić.
Natomiast od 10 lat nie chodzę na żadne spotkania wigilijne pracowników. Początkowo zawsze słyszałam jakieś przytyki ze strony vice, ale zawsze odpowiadałam krótko: nie obchodzę świąt i nikt nie może mnie zmusić do tego typu spotkań. Tylko raz musiałam się powołać na konstytucyjne prawo do wolności wyznania.
W tym roku znowu nie pójdę na to spotkanie. Jeśli ktoś natomiast miałby mnie do tego zmuszać, to jest jeszcze sąd.
Może to brzmi dla niektórych głupio i dla spokoju idą na takie spotkania. Ja nie, dla zasady. A mieszanie szkoły z religią mnie męczy.
A mnie za to bardzo męczy mieszanie szkoły z nauką.