Aktor nauczycielem
Rzadko się zdarza, aby aktor zwracał uwagę publiczności. Dzisiaj widziałem to na własne oczy. Otóż byłem na przedstawieniu, gdzie publiczność stanowiły dwie klasy – moja, tj. pierwsza licealna, oraz gimnazjalna (trudno mi powiedzieć która, może też pierwsza). W trakcie spektaklu kilka osób nie przestawało bawić się telefonami. Tą rozrywką zajmowało się też dwóch chłopców siedzących w pierwszym rzędzie (aktorzy grali tuż przed nimi, a zatem wszystko widzieli).
Moim zdaniem, sztuka była świetna, a gra aktorska bez zarzutu. To jednak nie ma najmniejszego znaczenia, ponieważ uczniowie od pierwszej chwili spektaklu aż do ostatniej zajmowali się swoimi telefonami. Nic więc dziwnego, że na zakończenie swojego występu jeden z aktorów zwrócił się do tych dwóch chłopców, mówiąc im, że swoim zachowaniem sprawili aktorowi przykrość. Przecież teatr to nie telewizja, tu ma się do czynienia z żywym człowiekiem, który stara się dać z siebie wszystko, zatem zachowanie publiczności ma na niego wpływ. Co ciekawe, osoby siedzące za chłopcami nadal bawiły się swoimi telefonami, tylko ci z pierwszego rzędu je schowali. Więc aktor odczekał chwilę, a potem zwrócił się do kolejnej osoby, tym razem dziewczynki, tłumacząc jej to samo, czyli że takie zachowanie wytrąca aktora z równowagi i przeszkadza mu w grze. Dziewczyna schowała telefon. A reszta nie, bo przecież do nich już artysta nie mówił.
Tak zachowywali się gimnazjaliści, ale moja klasa też nie była idealna. Dlatego w trakcie przedstawienia zwróciłem kilku osobom parę razy uwagę, aby nie rozmawiały. Przeprosiły, ja się odwróciłem a one w tej samej chwili na nowo zaczęły gadać, do tego głośno, więc ponownie musiałem je uciszać. Jeśli nawet one nie oglądają, bo je wszystko nudzi, to ogląda ich wychowawca, zatem… Co tu tłumaczyć? Po przedstawieniu uczniowie zapytali mnie, czy moglibyśmy znowu pójść do teatru. Zastanawiam się, po co mamy chodzić? Może lepiej pójdźmy to kawiarni, wtedy sobie pogadamy bez skrępowania, bo przecież w kawiarni można pogadać. Chociaż może świat się zmienia, a z nim ludzkie obyczaje. W teatrze należy wysyłać SMS-y, w kościele pić piwo, a podczas lekcji grać w kółko i krzyżyk. Gdy rozmawiałem z moimi uczniami o ich zachowaniu, zaczęli się usprawiedliwiać tym, że gimnazjaliści byli gorsi. Niezła logika. Zatem jak obok mnie usiądą dwie świnie, to upoważnia mnie to do bycia wieprzem.
Mnie w każdym razie odechciało się chodzić z całą klasą do teatru. Jeśli gdzieś pójdę, to tylko ze sprawdzonymi, wybranymi osobami, a z resztą na pewno nie. Jak ktoś nie potrafi się zachować podczas przedstawienia i trzeba mu zwracać uwagę, to niech siedzi w szkole i wdycha zapach gąbki oraz wchłania pył kredy. Aura wyższej kultury nie dla niego.
Komentarze
Nauczać tez należy tylko tych, co chcą się uczyć? Pana dyrektor powinień Pana natychmiast zwolnić. Przecież – przepraszam- ale naszym „psim” obowiązkiem jest przynajmniej próbować wychowywać wszystkich. Pozdrawiam i współczuję Pana uczniom.
Panie Dariuszu
Dziś pozwolę się z Panem nie zgodzić. Uważam, że sytuacja dzisiejsza była winą aktorów. Niestety zawód ten już od dawna nie jest w stanie przyciągnąć uwagi młodzieży. Przypominam sobie gdy w latach 70-tych ubiegłego wieku wybrałem się z rodzicami na „Zemstę” po scenie chodziły żywe kury by przypominała podwórko szlacheckiego dworu. Jedna z kur zeskoczyła ze sceny na mojego Ojca i zanieczyściła mu tzw kurzńcem nowy garnitur. W tym samym czasie głośna była historia gdy w Warszawie rozszlały aktor japońskiego teatru Kabuki zerwał z kobiety siedzącej na widowni nową bluzkę i stanik. Sam byłem kilka lat później ofiarą agresji nagiej aktorki teatru nowofalowego, która zdzierała ze mnie ubranie i usiłowała zamknąć w skrzyni stojącej na scenie. W 1981 roku aktor angielskiego teatru eksperymentalnego trzymał mnie za włosy i udawał (grał), że podcina mi tępą brzytwą szyję. Natomiast w stanie wojennym w trakcie spektaklu „Dżuma” aktor grający kelnera zomowca pobił mnie po twarzy ścierką. I niech mi Pan powie czy w takich warunkach, przy takiej dramaturgii spektaklu ktokolwiek miałby chęć zajmować się swoim telefonem?
Pozdrawiam
Ps. bardzo podoba mi się zakończenie Pańskiego felietonu – „niech siedzi w szkole i wdycha zapach gąbki oraz wchłania pył kredy”. Świetne zdanie
Od 3 miesięcy pracuje w nowej szkole, w gimnazjum. To, co najbardziej mi przeszkadza, to nie brak wiedzy, tylko brak kultury i brak wrażliwości na innych. Sądzę, że większości przypadków rodzice teraz dzieci nie wychowują, nie zabierają ich do teatru, na koncerty czy na wystawy i dlatego dziecko kompletnie nie umie się zachować.
ja bym pewnie poruszyła temat właściwego zachowania się w różnych okolicznościach na godzinie wychowawczej, do teatru zabrała jeszcze raz i dopiero wtedy zdecydowała, czy to kontynuować ze wszystkimi uczniami.
Jeśli czegoś naprawdę w swojej pracy nie lubię, to chodzenia do kina, teatru z uczniami jako na masówkę, gdzie spędza się różne klasy z różnych szkół. Baranieją w takim stadzie, udziela się poczucie bezkarności, bo jest się w tłumie. Dlatego jak mogę, unikam takich „imprez”. Za to lubię chodzić do kina w grupką uczniów, wtedy kiedy umawiamy się, że chcemy coś wspólnie obejrzeć, bo wtedy i zachowanie jest inne, i porozmawiać można ciekawie.
„to niech siedzi w szkole i wdycha zapach gąbki oraz wchłania pył kredy. Aura wyższej kultury nie dla niego.” zakończenie świetne, pozwolę sobie kiedyś go użyć, nie będę za to udawała, że powiedzenie jest moje:)
Oczywiście, SSS, uczy się tylko tych, którzy chcą się uczyć, wszakże nauczanie to proces, w którym jedna strona daje wiedzę, a druga ją odbiera – a musi CHCIEĆ to zrobić.
@sss, czyli do pana węża:
Twoim „psim” obowiązkiem to jest warować.
Zgadzam się z Elą. Tak już jest i cześć, że młode pokolenie często jest zwyczajnie źle wychowane, nie umie się zachować w wielu okolicznościach, bo zwyczajnie ich nie zna. Myślę, że to nauczyciel, jeśli decyduje się na pójście z klasą np. do teatru przedtem mówi jak w teatrze należy się zachować i dlaczego. Przed samym wejściem jeszcze przypomina o wyłączeniu telefonów. Może to będzie jedyne wejście na spektakl przez wiele, wiele lat, ale może zapamiętają lekcję i jako dorośli odruchowo, wchodząc do teatru, kina, szpitala, wyłączą telefon
Witam
pracuję w szkole coś dzieje się z naszą kulturą niestety na co dzień słyszę (w bibliotece) Konrad Walenrod 2x
w momencie gdy nie biegnę i nie podaję tylko nieliczni się reflektują
i dopowiadają nieśmiało proszę.
AD. SSS. mam nadziej, że to sarkazm ;-(
Panie Dariuszu, pewnie Pana zmartwię, ale chodzenie do teatru ze ?sprawdzonymi, wybranymi osobami? wcale nie gwarantuje komfortu, choć przyznam, że też tak kiedyś myślałam. Pokusiłam się o zabranie do teatru po lekcjach uczniów chodzących na kółko.
Już za pierwszym razem mieliśmy pecha ? usiadła za nami młodzież z pewnej szkoły średniej. Kiedy nauczyciele poszli na kawę, młodzi ludzie otworzyli wino i popijali sobie, bezkarnie przy tym hałasując, wychodząc nieustannie do WC, kładąc nogi na oparcia foteli?
Następnym razem było jeszcze gorzej. Po kilku minutach (!) od rozpoczęcia spektaklu, aktorzy przerwali grę, zapalili światła. Jeden z nich zaczął chodzić nerwowo po scenie i zbierać… metalowe skobelki. Pokazał ich całą garść. Wzburzony oznajmił, że przed kilkoma dniami miał miejsce wypadek. Koledze aktorowi uszkodzono w ten sposób oko?
Dlaczego zmieniają się tu znaki interpunkcyjne?
A może po prostu czasy się zmieniają, a teatr stał się rozrywką dla koneserów, z których ostatnie niedobitki to może pokolenie dzisiejszych trzydziestoparplatków. Skoro inne media tak się rozwinęły, to rodzaj rozrywki także. Ręka do góry, kto nigdy nie bawi się swoim telefonem. Kiedyś ucznoiwie mieli w zwyczaju rzucać papierkami w aktorów…
Nie powinno zabierac sie CALEJ klasy do teatru. Na ekstra wyjscie powinno sie zasluzyc, bo tak jak zabiera sie WSZYSTKICH od razu, to powiedzmy 70% z nich nie bedzie w ogole tym zainteresowana i potraktuje to jako wolne, z ta tylko drobna uciazliwoscia, ze trzeba bedzie posiedziec troche w ciemnej sali i popatrzec na jakichs smiesznych ludzi cos tam gadajacych na scenie. To jest perspektywa wiekszosci uczniow. Po co ich zmuszac, jak nawet nie wiedzieli co to jest teatr? Po co na sile maja wiedziec jak wcale nie chcieli? Niech tylko wybrani pojda, co sie o to postarali u nauczyciela, a reszta niech gryzie krede. A takich wycieczek powinno byc wiecej, zeby wiekszosci tez zaczelo zalezec, zeby sie w koncu zaciekawili… Tylko ze w Polsce problem polega na tym, ze na klase przypada tylko jeden nauczyciel, ktory nie ma ASYSTENTA, tak jak to jest w Anglii, wiec nie ma z kim reszty zostawic w szkole.
Wlasnie przeczytalem post kolezanki Ion. Prosze szczerze mi powiedziec, po co takiej bandzie wmuszac na sile jakas wyzsza kulture teatru czy nawet kina, po co wysylac ich na rekolekcje, ktore oni olewaja, po co organizowac im dyskoteki skoro to wszystko sprowadza sie zawsze do postawienia nauczyciela w osmieszajacej sytuacji. Po co sie denerwowac i meczyc jeszcze poza szkola? Nie rozumiem.
Ale ja nie do końca kpiłem pisząc o swoich doświadczeniach teatralnych. Przecież nie bez kozery aktorzy w okresie kontrkultury łamali konwencję klsycznego teatru i zacierali prowokacyjnie granicę między sceną a widownią. Może te przykłady zachowań dzieciaków o których państwo piszecie są podświadomym przejawem znużenia i frustracji życiowej? Może oni – dość idiotycznie zresztą – wyrażają zniechęcenie klasyczną konwencją teatralno – szkolno – życiową? Może za tym jałowymi zachowaniami na granicy stuporu coś innego się kryje?
Pozdrawiam
Ten post wiąże się z poprzednim. Skoro, jako społeczeństwo, wybraliśmy traktowanie nastolatków jako jednostki w pełni suwerenne i w pełni podmiotowe, ale tylko w wybranych aspektach – mogę dorosłego traktować na równi z sobą, mogę zachowywać się nieodpowiedzialnie, bo i tak chronią mnie przepisy czyniące ze mnie „świętą krowę”, to trzeba liczyć się z tego konsekwencjami. To wiek i poczucie bezkarności sprawia, że wzorcem staje się zgrywa czy uleganie pierwotnym instynktom. Dorośli, którzy w ten „humanitarny” sposób przekształcili świat i zmienili obyczaje oraz relacje międzypokoleniowe na takie, jakie są obecnie są załośni. Chcieli dobrze, ale nie wzięli pod uwagę niedojrzałości nastolatka. Wzorowali się sami na sobie. Skoro ich bito linijką czy rózgą w szkole, to chcieli uchronić przed tym własne dzieci. Teraz są drugi raz karani, bo etapu rozwoju, na jakim są nastolatki, nie da się „przeinaczyć”. Teraz nastolatki bezkarnie wchodzą im na głowę i wcale nie chcą zrozumieć intencji ustawodawców, rzeczników praw ucznia czy bezstresowo wychowujących rodziców. Skoro wolno i nikt nam za to nic nie zrobi, to będą żyć po swojemu, niedojrzale i okrutnie, korzystając tylko z pierwotnych instynktów, które nie znają litości dla słabych, tzn. nie mogących im nic zrobić i bardzo wyrozumiałych dorosłych.
List z Anglii pisze:
2009-12-11 o godz. 12:17
„Prosze szczerze mi powiedziec, po co takiej bandzie wmuszac na sile jakas wyzsza kulture teatru czy nawet kina…”
Rzecz w tym, że ja nie poszłam do teatru z „bandą”, poszłam z wybranymi, autentycznie zainteresowanymi (w ramach kółka polonistycznego), ale czy tego chcieliśmy, czy nie, przyszło nam uczestniczyć w „podwójnym widowisku”.
Winę częściowo ponoszą opiekunowie, pracownicy teatru, którzy przyzwolili na takie zachowania młodzieży, niestety. Dlaczego tak jest… temat rzeka.
„wyrażają zniechęcenie klasyczną konwencją teatralno – szkolno – życiową?”
Jak się zniechęcą architekturą, to zdemolują przystanek.
Również mam nadzieję, że to co napisał sss to ironia, ale jeżeli nie…
Straszne, że obecnie nie psim obowiązkiem rodziny jest wychowanie, ale szkoły, nauczycieli- jakby nie było ludzi obcych dla uczniów. No tak, rodzic jest do rodzenia, nie od wychowania…
I jeszcze jedno- dawniej do teatru chodziła elita, a nie hołota. Standardy postrzegane za słuszne w tym pierwszym kręgu niekoniecznie muszą być pożądane w tym drugim.
Ion, sugeruję skończyć z modną ostatnimi czasy spychologią- za zachowanie młodzieży jest winna szkoła, pracownicy, aktorzy… Bóg wie kto jeszcze. Żałosne. Wychowuje, albo i nie- rodzina. Reszta otoczenia może co najwyżej nieco zmieniać obrany kurs.
Ta biedna, niewinna młodzież niedługo już będzie dorosłymi ludźmi. Wtedy też będziesz szukał usprawiedliwienia dla niekompetentnych, leniwych i wulgarnych lekarzy, urzędników, prawników, kierowców itd. o których będziesz się nieustannie potykać? Powiem tyle- dzięki takim osobnikom szukającym za wszelką cenę usprawiedliwienia dla najbardziej nagannych zachowań. Winni są wszyscy, a nie zainteresowani. Można by sądzić po Twojej wypowiedzi, że zdecydowana część polskiej młodzieży jest przynajmniej średnio upośledzona i niezdolna do oceny swoich zachowań.
I powtórzę- teatr powinien być dla elity, a nie dla każdego.
I wracam do kwestii, kto kogo ma wychowywać. Moim zdaniem to zadanie rodziców, a że społeczeństwo takie a nie inne…
Wkurza mnie, gdy idę z córką do teatru, a tu połowa widowni to szkoła. Jest to zwyczajnie męczące. Szkół nie powinno się wpuszczać na ogólnodostępne spektakle. Może jakieś osobne widowiska?
A żebyś wiedział Parker. I co z tym zrobisz?
Pozdrawiam
Mocne słowa Parker, mocne słowa.
Niestety, młodzi ludzie są sprytni, a nauczyciele mają miękkie serca. W mojej licealnej klasie też zawsze były cwaniaczki, proszące o wyjście do kina czy teatru, by potem – jak to adekwatnie ujął ktoś wyżej – cieszyć się „nieco uciążliwym wolnym”. Miałam to szczęście, że pewna część naszej grupy lubiła teatr i umiała się w nim zachować, jednak większość… jakby z Republiki, „telefony, telefony”. Zawsze zwracaliśmy uwagę niegrzecznym, głośnym kolegom. Nie zawsze pomagało, a właściwie prawie nigdy. Nie tylko rówieśników nie słuchają, nauczycieli zresztą też. Dopiero przemowa aktora ze sceny uciszyła gadających. Jeszcze nigdy się tak nie wstydziłam. Wiem więc, że swoich uczniów do teatru zabierać nie będę.
@ion
„Dlaczego zmieniają się tu znaki interpunkcyjne?”
Bo je źle powpisywałaś kochanie. Czy coś jeszcze chcesz powiedzieć?
@Luta
Nie mam zwyczaju odpowiadać na złośliwostki przemądrzałych ludzi, którzy nie mają nic do powiedzenia.
@ belferrrka pisze:
2009-12-11 o godz. 20:29
„Ion, sugeruję skończyć z modną ostatnimi czasy spychologią – za zachowanie młodzieży jest winna szkoła, pracownicy, aktorzy?”
A ileż to ja razy się wypowiadałam na ten temat, że czas bym skończyła? 😉
Tak to jest, jak ktoś czyta bez zrozumienia, a pisze, bo coś mu się wydaje.
Nie uogólniałam! Odpowiedziałam Gospodarzowi, że też mogę przytoczyć przykład na to, jak aktorzy wychowywali (i słusznie!).
Podałam konkretną sytuację – młodzież, która przyszła do teatru z opiekunami, pod ich nieobecność (dlaczego? sztuka była nieciekawa?! ? podobno przykład idzie z góry) piła wino!
Zachowanie młodzieży tolerowali pracownicy teatru (dlaczego? ? bali się stracić klientów?).
Rodzice tych uczniów (niewykluczone, że na co dzień wzorowych) o ich zachowaniach do dziś chyba nie wiedzą, bo kto miałby im o tym powiedzieć?
To były pytania retoryczne.
Wiele osób odnosząc się do wpisu Gospodarza,za brak wychowanie młodych ludzi wini rodzinę.
W tym konkretnym wypadku winił bym bardziej niedojrzałość młodzieży niż wyciągał zbyt daleko idące wnioski.
Jestem w stanie sobie wyobrazić, że ci sami, którzy tak skandalicznie się zachowywali w przedstawianych sytuacjach,na łonie rodziny byliby okazami kultury.
Przy tej okazji wywiązała się dyskusja,kto powinien odpowiadać za wychowanie dzieci?
Zgadzam się, że rodzina.
Co jednak, kiedy rodzina sobie z różnych powodów nie radzi?
Wydaje mi się, że szkoła jako instytucja państwowa, powinna mieć w swoich zadaniach funkcje wychowawcze na równi z dydaktycznymi.
Przy pomocy szkoły,państwo powinno zabezpieczać awans cywilizacyjny obywateli.
Szkoła powinna być narzędziem polityki socjalnej.
Najlepiej widzi obszary patologi i wydaje się, że posiada zarówno potrzebną infrastrukturę jak i kadrę.
Oj kochana, z Lutą tak nie dyskutuj. Jak ci mówię że byłaś niedokładna, to znaczy że byłaś. Pamiętaj, niechujstwo jest gorsze od seksizmu. My, kobiety, powinnyśmy świecić przykładem na tym blogu.
Parker
Napisałeś bardzo ciekawe i prawdziwe zdanie – „Szkoła powinna być narzędziem polityki socjalnej.” Tyle tylko, że polityka socjalna RP przypisana jest Ministerstwu Pracy i Polityki Socjalnej a państwo ma charakter resortowy. Nie istnieje w praktyce organ odpowiadający za koordynację polityki wykraczającej poza uprawnienia resortowe. Tym samym polityka socjalna państwa sprowadza się w gruncie rzeczy do zasiłkomani prowadzonej przez MPiPS. To jest fikcja polityki socjalnej. RP na skutek ewidentnego błędu organizacyjnego (branżowość) nie jest w stanie prowadzić jakiegokolwiek projektu socjalnego wykraczającego poza opisywaną tu wcześniej „szklankę mleka”.
Pozdrawiam
Do parker
>Szkoła powinna być narzędziem polityki socjalnej.
Najlepiej widzi obszary patologi i wydaje się, że posiada zarówno potrzebną infrastrukturę jak i kadrę.<
Większej bzdury [na poziomie urzędasów i polityków;-) dawno nie czytalem. Szkola ma organizację do uczenia(!!!), nawet nie do wychowania.Oraz kadrę do tegoż, a nie do „polityki socjalnej”. I wszelkie pomysly tego typu nie zrobią ze szkoly takiego narzędzia – co najwyżej znacznie utrudnią czy wręcz uniemożliwią wykonywanie tego podstawowego…:-(
Kolega polonista do teatru zabierał tylko wybranych spośród swoich uczniów . Dlatego mogli spokojnie , często bywać na wybranych sztukach . Syn dzięki niemu jest melomanem . Pozdrawiam . Życzę Wesołych Świąt .
@ kartka z podrozy
Jezeli chodzi o ostatniego posta do parkera, to wydaje mi sie, ze jest to twoj najlepszy komentarz od czasu jak ja zaczalem czytac tego bloga. Nie popieram parkera, ciebie tez nie popieram, ale podobna mi sie ta cala gatka na te rozne termaty. Tak ogolnie, moglibysmy sie kiedys gdzies spotkac, w jakiejs knajpie. Moze bysmy zaprosili Gospodarza, w koncu chyba jest naszym rowiesnikiem…tak mi sie wydaje…
List z Anglii
Czemu nie. Nie wiem tylko co na to Parker i Gospodarz. Logistycznie można by to było jakoś rozwiązać. Ja tam lubię podróże
Pozdrawiam
Oj, bardzo drażni mnie takie zachowanie. Na szczęście liceum mam już za sobą, w związku z czym nie muszę chodzić do teatru w ramach zajęć lekcyjnych. Jednak ilekroć kupuję bilet na poranną sztukę, pytam, czy jest to spektakl, na którym będą klasy. Niestety, najczęściej są, uniemożliwiając oglądanie przedstawienia. Irytuje mnie też kultura ludzi w kinie. Niektórzy zachowują się tak swobodnie, jakby siedzieli we własnym domu: rozmawiają tonem bynajmniej nie ściszonym, komentując poczynania aktorów na ekranie, przeżuwają popcorn, mlaskając niemiłosiernie, a nawet rzucają się papierkami (!). Skazuje mnie to na bycie wiecznym malkontentem w oczach moich znajomych.
@Celina
Nie musisz się aż tak przejmować opiniami innych, o ile w jakimś sensownie krótkim czasie znajdziesz sobie jakiegoś przyjemnego faceta który serdecznie cię ukocha… Podczas tych waszych porannych spektakli…
S-21 pisze:
2009-12-12 o godz. 18:55
Powtórzę jeszcze raz.
Uważam, że szkoła powinna być narzędziem polityki socjalnej,nie jedynym oczywiście,ale moim zdaniem ma największą rolę do odegrania.
I potencjalnie największe możliwości.
Parker, popieram. Chociaz sformuowanie „narzedziem polityki socjalnej” troche niefortunne bo nielatwe do zrozumienia, kojarzy sie z „funkcjonariuszami” opieki spolecznej, nie dziw, ze nauczyciele nie chca nimi byc.
A polska odpornosc na fakty i osli upor nie zmienia sie od stuleci. Polak moze miec napisane czarno na bialym, ze wrog 10-krotnie silniejszy, ze pregra ale i tak pojdzie sie bic zamiast szukac bardziej optymalnych rozwiazan. Moze miec w cyfrach wylozone, ze wiekszosc polskich rodzin balansuje na granicy dysfunkcyjnosci i tak powie, ze szkola nie od wychowania. Z czego to wynika? Mam nadzieje, ze tylko z lenistwa bo jesli z glupoty, to na to juz lekarstwa nie ma.
@tsubaki
Niełatwe do zrozumienia, bo co tu wykład robić.
Ci co rozumieją zrozumieją,a pozostałych nie przekonam.
Szanowny Panie Dariuszu,
rowniez dosc sceptycznie odnosze sie do szkolnych wizyt w teatrze, i nie dziwie sie ze czesc dzieci sie nudzi, czesc sie popisuje, ktos adoruje kolezanke itp itd.
Porownam to do sytuacji gdyby zorganizowac wyjscie szkoly na mecz Manchester-AC Milan – czesc klasy byla by oczarowana, czesc sie nudzila i nie patrzyla na boisko i jest to rzecz najzupelniej normalna. Zebranie 30 osob pod haslem „e tera idzieta do teatru” rzadko sie sprawdza, a poza tym taka grupa zwyczajnie przeszkadza tym którzy przyszli do teatru bo po prostu chcieli. Jako licealista w teatrze nudzilem sie smiertelnie, a jedyna pociechą bylo to ze na lekcjach nudzilbym sie jeszcze bardziej. Co innego teraz gdy chodze na to co chcę, czy np. swiadomie i z pzyjemnoscia odkryłem swiat opery.
Niestety nasza szkola ma ambicje uszczesliwiac na siłę i skutki tego bywaja niestety opłakane – tak jak pan pisal ,kiedys wszyscy spiewali piesni rewolucyjne, teraz koscielne, a sens ma to merytoryczny – podobny.