Więcej wolnego z powodu zimna
Odwołano wczoraj zajęcia w kilku szkołach w regionie łódzkim z powodu zimna. Ucieszyli się uczniowie, zdenerwowali rodzice. Ze szkół podstawowych dzwoniono, aby natychmiast zabrać dzieci.
Przytrafiło się to m. in. podstawówce z Rąbienia koło Łodzi, do której chodzą dzieci z mojego osiedla. Placówka cieszy się lepszą opinią niż szkoła rejonowa. Jedni rodzice denerwowali się, bo musieli wyjść z pracy, a inni żartowali, że to prezent dla dzieci. Niech mają więcej wolnego.
Przyczyną była awaria ogrzewania. Okazało się, że nie tylko drogowcy dają się zaskoczyć zimie, także pracownikom szkół to się przytrafia. Chociaż nie wszędzie zawiniły szkoły, rodzice obwiniali przede wszystkim nauczycieli, czasem dyrektorów. Nie przypominam sobie, żeby nauczyciele mieli w obowiązkach kontrolę węzła ciepła, ale będę musiał się dopytać, czy nie jestem w błędzie. Moim zdaniem, jak już ktoś ma być w szkole winny, to tylko i wyłącznie dyrektor (mam nadzieję, że moja szefowa tego nie czyta).
U mnie w szkole ciepło, ale sporo uczniów nie przyszło. Niektórzy już przed świętami uprzedzali, że wrócą później. Coraz więcej osób uważa, że przerwa świąteczna powinna trwać do Trzech Króli, czyli szóstego stycznia. Nie śmiem popierać tej idei, aby nie zakrzyczano mnie, że nauczyciele mają i tak za dużo wolnego. Zresztą wolne mogłoby dotyczyć tylko uczniów, nauczyciele zaś przyszliby do pracy od razu po Nowym Roku – m. in. po to, żeby swoim gorącym ciałem pedagogicznym ogrzać szkołę.
Komentarze
Drogi Gospodarzu, zaraz się tu pojawią komentatorzy, którzy ci wyjasnią, że zdemoralizowani nicnierobieniem belfrzy powinni i Nowy Rok spędzić w szkole chuchając na zamarzające szyby. A przynajmniej niech im głowy parują w rozmyślaniach nad własną miernością. Powinno się tu wprowadzić ideę budynku pasywnego – za izolację służyłyby zmielone przez różnych recenzentów ciała pedagogiczne.
PS W mojej szkoły ziąb, że ząb na ząb nie trafia. Z czego to wynika? Oczywiście z oszczędnego gospodarowania ogrzewaniem ( minimalne, żeby dyżurujące ciało pedagogiczne nie zamarzlo, nie piszę o dzieciach, bo oczywiście nikt nie przyszedł), oraz całkowtym jego zaprzestaniem od Sylwestra. Rozpalenie pieca w kotłowni o 1 w nocy w poniedziałek dało efekt hmmm…. żaden. I tak, pospołu marzliśmy solidarnie. Inna sprawa, że dzieci jakby mniej, pewnie tak jak i łódzkie zażywają kanikuły wraz z rodzicami. A co tam, zima przyszła.
Ależ proszę bardzo:
Podoba mi się zarówno wpis Gospodarza, jak i komentarz belfrzycy. Są spójne i lekkie, jak scholae spiritus, co ulata tam, gdzie chce, czyli jak przewidywałem, na tropy sprawców mrozu w krótkich spodenkach, uczniów.
Niewdzięczni sabotażyści chcą zmrozić belferstwo!
Ale przecież Ciało grzeje i to zdrowo, a zasila tę grzałkę wina uczniów, co widać na belferblogu 😉
Jeśli więc w szkole jest zimno, to z powodu nieobecności niewdzięcznych bachorów!
Stąd przecież, cytuję Gospodarza: „oszczędne gospodarowanie” ciepłem wychowawczym, bo przecież „nikt nie przyszedł” (a „nikt”, kontekstualnie i merytorycznie tak we wpisie jak i w szkole, to uczniowie).
Duch belferstwa nie da się jednak zmrozić i zło za oknami pokoi gogicznych nie zwycięży.
Jak się dzięki nauczaniu wie, kto za mrozem stoi, to żadna oszroniona biała chusteczka rozgrzewających ciało gogiczne uczniowskich win nie przesłoni!
Tak jak w tytule wpisu, czyli na odwrót w treści: więcej wolności od szkoły, to więcej mrozu na pokojach.
Od czego uchowaj belfrów, św. Etacie!
😉
Nie ma co się nabijać z Rąbienia bo Polityce też się może zdarzyć awaria ogrzewania. Cytując odwieczne prawo natury z filmowego klasyka: „Jest zima to musi być zimno”.
A zupę jaką gotujecie na Trzech Króli?
O tym warto pogadać.
Ja uważam, że na mrozy najlepsza jest grochówka, dziś zrobiłem, na wędzonych żeberkach. Moja żona, uważa, że powinienem dodać ziemniaków, ja wolę bez.
A wy z ziemniakami, groch przecieracie? Ja zostawiam nieprzetarty.
Subwencje na nauczanie domowe obniżyli o 70%. Pewnie myślą, że lemingom utrudnią życie, bo oni wiadomo, rowerek, wegeburger i … nauczanie domowe.
A tu o wiele dzieci które z medycznych powodów do szkoły chodzić nie mogą stracą.
Obawiam się, że szefowa może jednak czytać
Awaria, awarią. Jednakże o stan techniczny budynku dba użytkownik. Możemy sprowadzić to do absurdu i mówić, że dyrektor ma się znać na rurach albo podjeść zdroworozsądkowo używając odpowiednich fachowców w odpowiednim czasie. Kolejna kwestia to podejście części nauczycieli, ja wiem że dla kwiatu polskiej inteligencji wyjście z inwencją jest trudne. Wskaże z tego powodu mamy proste testy oceniające dzieci. Zero wysiłku, zero problemów. Jakby ktoś szukał pomysłów to w mieście łodzi są biblioteki, kina, kawiarnie, osir-y itd. Wychowawcy w szkole obecni i zabrać dzieci do takiego przybytku można od tylko jak mówię trzeba myśleć.
Co do tematu wolnego, to słusznie Pan zauważa, jest go zdecydowanie za dużo. Z jakiś niezrozumiałych przyczyn zamiast 3 dni wolnych 24-26 grudnia wpada kilkanaście. Każdy w tym czasie pracuje, nauka to też praca…
Przydałyby się wolne dni dla osób oglądających nocne posiedzenia Sejmu, które trzeba później odespać.
@świder666
O ile umiem liczyć, to w szkołach wolne były (poza 24-27 (26 i 27 to sobota i niedziela skądinąd!) dni robocze 23, 28, 29, 30 i 31(?) grudnia. To 5(!) dni, a nie kilkanaście … 😉
Więc może zacznij od nauki własnej dodawania … 😉
Oczywiście, że to wina nauczycieli. Dyrektorzy winni wysłać leniwych belfrów na kursy – hydraulika (geografów i fizyków), pielęgniarki (biologów) oraz konserwatorów (wszystkich pozostałych po za historykami). Historycy winni być kadrą kierującą tym pozostałymi :-)) W wolnych chwilach belfrzy winni mieć nocne dyżury w szkole i pilnować rur i węzłów. A i jeszcze kilkoro belfrów winno się przeszkolić jako kucharki i dietetyczki aby biednym zapominalskim uczniom przygotować ciepły posiłek w ziemnej szkole.
„Więcej wolności z powodu zimna” to oczywiście nie jest żadna wina nauczycieli.
Tak jak żadna wolność nie jest ich zasługą, ani udziałem.
Zimno bowiem, wynika z winy nieusprawiedliwionej nieobecności w miejscu pracy grona uczniów, o czym pięknie i jakże ciepło Gospodarz tu napisał.
Całkiem sprytnie dodając, że u niego w szkole, na stanowiskach grzeje ciepło ciał pedagogicznych.
Przecież nie wiadomo, kto to czyta… a szkoda byłoby stracić nie tylko uczniów, ale i tak ciepłe gniazdko 😉
–
A o tym, jak grono przepłasza uczniów ze szkół, w okresie wymaganego świadczenia pracy przez belfrów, pisałem wcześniej ja – relacjonując powszechną praktykę belferską, znaną mi (i każdemu rodzicowi) także z doświadczenia doznanego przez latorośl.
Belferski dylemat: jak się ogrzać w cieple etatu bez uczniów, belfrzy rozstrzygnęli sami, wybierając rozgrzewki w gronie własnym.
@Gekko
„Belferski dylemat: jak się ogrzać w cieple etatu bez uczniów, belfrzy rozstrzygnęli sami, wybierając rozgrzewki w gronie własnym”
Taka pisanina trolla to jak nawoływania do instalowania uchodźców w Polsce na koszt, a jakże: podatnika. Gekko, Parker. red.red. Paradowska, Żakowski, Pacewicz, Michnik, Passent na pewno już zaopiekowali się i mają po jednym w domu, zapewniając ogrzewanie na swój koszt.
swider666
„Jakby ktoś szukał pomysłów to w mieście łodzi są biblioteki, kina, kawiarnie, osir-y itd. Wychowawcy w szkole obecni i zabrać dzieci do takiego przybytku można od tylko jak mówię trzeba myśleć.” Jak rozumiem, nie masz najmniejszego pojęcia o procedurach „zabierania” uczniów poza teren szkoly. Pomysł z kawiarnią mnie szczególnie rozczulił- i co niby w owych kawiarniach miałby nauczyciel z uczniami robić? Posadzić pod ściana tych bez kasy, resztę zachęcać do zamówienia sobie czekolady, czy fundować z wlasnej kieszeni? Już widzę właścicieli restauracji entuzjastycznie witających setkę 10-latków. Podobnie z kinem. Skąd pieniądze na bilety? A teraz najważniejsze: mój drogi niezorientowany swidrze: by uczeń mógł pod opieką belfra opuścić szkolne mury i pójść „w miasto” rodzic musi PISEMNIE wyrazić na to zgodę, uczeń podpisać regulamin wycieczki, a nauczyciel sporządzić i zebrać takie papierzyska oraz wypełnić kartę wycieczki, zorganizować opiekę (1 opiekun na 15 uczniów) i zdobyć pod tym wszystkim podpis dyrekcji. Przy super zdyscyplinowaniu uczniów i rodziców, minimum 2 dni. Tak więc wyjaśnij mi, mój drogi, jak przeprowadzić taką operację w chwili awarii, która, jak to awarie, planowana nie jest. Nie znam się, ale się wypowiem, tak?
Całe szczęście.
Jak to belfrzyca pięknie wyliczyła, procedura wycieczki, wymagająca pracy nauczyciela po prostu nie wchodzi w grę.
Co ciekawe, procedury aby rodzice wyrazili PISEMNIE zgodę na zakup wystroju estetyzującego stanowiska pracy belfrów i aby wyłozyli na to pieniądze, idą belfrom jak po maśle…
Chętnie służę opisem i dokumentacją ze szkoły krewnych dzieci – verticale, telewizor do pokoju gogicznego, komputer dla wychowawczyni i wykładzina. W tym pismo do rodziców z belferską PROŚBĄ uprzejmą o kasę na to.
Cóż za płatna pokora..aż się ciepło robi na duszy. 😉
@Gospodarz
Nie ma cenzury? Troll notorycznie produkujący insynuacje pod adresem całej grupy zawodowej publikowany jest natychmiast. Skąd ta estyma? Ciekawe kto opłaca jego wpisy.
Na pewno nie opłaca go „Polityka”?
2 dni na załatwienie procedur wycieczki oznacza, że W NAJLEPSZYM WYPADKU (WSZYSCY rodzice podpiszą stosowne zgody i zbiorą pieniążki na program – to już nie zależy od nauczycieli!) pierwsze wycieczki są możliwe na 3 dzień od wystąpienia NAGŁEJ awarii … 😉
@gekko,
Pleć dalej, pleć, tylko co to ma wspólnego z czymkolwiek? Twoje produkcje na tym blogu są już tak bez sensu, że chyba wkrótce będą stawiane za wzorzec pisania obok (o mile obok) tematu. Chyba naprawdę musiał cię kiedyś skrzywdzić jakiś nauczyciel. Co, postawił 5- za szlaczek, czy obniżył ocenę wypowiedzi pisemnej z uzasadnieniem „praca nie na temat”?
@ belferxxx
no tak to wygląda, stąd u nas np. wymaganie dyrekcji, by wyjście zostało zgłoszone, a paiery dostarczone do sekretariatu minimum 3 dni przed dniem zero. Stąd wniosek- nagłą awarię dla swidra666 należałoby przewidziec na tydzień przed 🙂
I jakże tu się nie uczyć z belferbloga 🙂 🙂 🙂
Wszak jasne, że gdy procedura uniemożliwia belferską robotę, to dlatego, że trwałaby dłużej, niż robota, a więc kończyła się po niej, czyli robota by się nie zaczęła, więc po co ta głupia procedura… 😉
No, może procedura da się zrobić, gdy chodzi o rodzicielską kaskę na zakup wertykali (dało się!), tylko wtedy po co w ogóle robota?
Ech, szkolna egzystencja, egzystencja, tkliwa od uma rekonwalescencja…
@gekko, ty masz jakąś fobię. Nie wiem, co na to pomaga, może herbata z cytryną, może medytacja, a może psychotropy? Co ty masz z tymi wertykalami, preferujesz rolety, produkujesz rolety, ktoś ci z gardła pieniądze wyciąga ? (tv do pokoju nauczycielskiego ? -swoją drogą, już dawno takiej bzdury nie słyszałam- nauczyciele oglądający TV w pokoju nauczycielskim przez te 10 minut przerwy, matko boska!)
Czy ty w ogóle umiesz czytać ze zrozumienie? Ależ oczywiście, że umiesz, natomiast pisać z sensem to nie. A zresztą, pisz, człowieku, pisz, jesli ma ci to jakoś pomóc, albo kontakt społeczny jakowyś zapewnić, pisz.
byle choć troszkę z sensem.
Co szkoła i nauczyciele zrobili z telewizorem, kupionym przez rodziców (jako „pomoc dydaktyczna”) rzeczywiście nie wiadomo.
Faktycznie, nikt z darczyńców go od chwili przekazania szkole nie oglądał.
Uczniowie, to nawet przez te 10 minut przerwy nie widzieli.
Może dowiemy się z belferbloga?
Są tu bywalcy pokoi gogicznych i nie tylko.
A może odpowiedź tkwi w herbacie z cytryną?
Procedura odesłania dzieci do domu jest nadzwyczaj prosta, telefon i radź sobie rodzicu.
@ parker
Na melodię: „bring the boys back home” ?
🙂
Co jest w życiu szkoły gorsze i częstsze: brak ciepła w zimie czy brak klimatyzacji w lecie?
Gorsze od częstszego jest rzadsze od gęstszego.
Serio.
Procedura wzięcia się do roboty jest skomplikowana i w warunkach szkoły nie możliwa do zrealizowania, natomiast procedura uchylania się od obowiązków nadzwyczaj prosta. Tu żaden podpis nie jest potrzebny. Nie ma w ustawie dni wolnych dla nauczycieli w okresie świątecznym poza dniami ustawowo wolnymi dla wszystkich. Ale jest procedura, chętni do przyjścia do szkoły muszą złożyć podanie, dziwne, że nie odwrotnie. A nauczyciele wiedzą, że takie podanie stygmatyzuje dzieci, przecież wszyscy mają wolne, posiedzę mamo przed telewizorem, ciocia przyjdzie, a sala gimnastyczna zamknięta. Szkoda gadać, zupę ugotować.
W kwestii zupy, to aktualnie na topie jest kacza.
Też, ta zupa w całym kraju, jak w Rąbieniu koło Łodzi – awaria.
–
A w Łodzi kierownictwo, a jakże, czyta belferbloga.
Właśnie władze oznajmiły, że z braku uczniowskiej frekwencji w łódzkich szkołach, skierują do przedszkoli 130 łódzkich belfrów (będzie trochę ciasno u starszaków).
Brakujące z tytułu frekwencji dotacje na belferskie, nieusuwalne przecież pensje, zostana przez władze uzupełnione z budżetu na wyposażenie i utrzymanie szkół.
Za etaty zapłacą więc dzieci – i bezpieczeństwem pobytu i standardem lokali. Również te, które do szkół …nie pójdą.
Belferski to majstersztyk a nowa fala wyłudzeń od rodziców „na wyposażenie” – pewna.
Jak zakładowa zupa regeneracyjna w peerelu.
@parker
A skąd parker wie? Bo ja na przykład wiem, że w mojej szkole dyżury były, a owszem, a ŻADNE dziecko się nie pojawiło. I nie wiem, czy gotowało zupę, siedziało z nosem w książce (daj Boże, choć wątpię), czy z nosem w Internecie. Wiem też, że gdyby takie właśnie deklaracje rodzice składali, to pewnie, jak już kiedyś, kilkoro rodziców złożyłoby chęć przysłania dzieci , a w końcu i tak ŻADNE dziecko by nie przyszło (jak onegdaj bywało, hej hej). Tyle, że: słabo, bo słabo, ale szkoła musiała być ogrzewana, panie sprzątające musialy być obecne, bo a nuż….I tyle. Za to tacy gekko i parkeropodobni członkowie społeczeństwa byli zadowoleni, przynajmniej częściowo, bo w pełni byliby zadowoleni, gdyby ostatnie dziecko w Wigilię wychodziło ze szkoly po 18, wtedy sprawiedliwość społeczna byłaby że hoho!
Aha, i nie mówimy tu o wyjściach do muzeum, na koncert, wyjazdach na wycieczki itd na zwyczajnych zasadach, które choć obłożone męczącą biurokracją, sa chlebem powszednim szkoły, a o propozycji swidra666, który proponował nauczycielom w czasie awarii ogrzewania zabranie dieci do kina lub do kawierni (sic!) Więc przestańcie drogi parkerze i gekko pisać nie na temat. zrobi to dobrze nam wszystkim. I jeszcze : co zaproponowałbyś parker w sytuacji, gdy w szkole +8, na zewnątrz -15 zamiast odebrania dzieci. Tylko błagam, nie mów, że można ich zabrać do muzeum, galerii handlowej czy do mieszkania nauczyciela.
O składaniu …się w pół przed uwłaszczonymi na etatach, jako warunku świadczenia pracy.
Telewizja pokazała straż miejską, jak przetrząsa w trzaskające mrozy chaszcze i ruiny celem, jak zapewniono, ochrony bezdomnych przed zamarznięciem i śmiercią (poprzez umieszczenie w noclegowni).
Jak pokazano, znalezionym bezdomnym składano taką oto propozycję:
„Do noclegowni nie chcecie, nie pójdziecie, nie?”
Odpowiedź, na tę jakże uprzejmą i kompetentną groźbę marszu przez całe miasto i pozostawienia dobytku, była ze strony półprzytomnych bezdomnych ta sama i oczekiwana:
„Nie…”
I już etatowi niedasie zacierają ciepłe rączki i zmykają dzięki cwanej oddolnej procedurze do ciepłej limuzynki.
–
Dokładnie tak samo wyglądało przepisowe i opłacone etatami publicznymi „oferowanie przez szkołę zajęć w czasie wolnym” ustami nauczycieli rodzicom dzieci z klasy moich krewnych:
„Do szkoły dzieci nie posyłacie, jak nie ma lekcji…bo jakby co, to TRZEBA PODPISAĆ…”
Owszem dzieci nie zamarzły pod tą nauczycielską troską, zajęli się nimi rodzice.
Z bezdomnymi, pod analogiczną opieką publicznych etatowców ze straży miejskiej, już tak wesoło nie było.
Tak, na etatach publicznych nadal darmowy byt kształtuje i świadomość i kompetencje i moralność.
Na koszt społeczeństwa, a czasami i za cenę życia.
@gekko, a może zamiast powoływać się na mitycznych krewnych i klasy ich dzieci, opowiesz nam jakąś historyjkę ze swojego podwórka? Twoich dzieci?
Oczywiście dzieci/młodzież uwielbiają być w wolne dni w zimnej szkole pod nadzorem nauczyciela zamiast po prostu bawić się w domu czy jego okolicy w to co i jak lubią. Tylko ci wredni nauczyciele je z tych szkół przeganiają groźbą a czasem i kijem … 😉
Moje dzieci już dawno szkoły ukończyły.
Były to jednak szkoły niepubliczne, z wyboru (po krótkim pobycie w publicznej).
Obecnie bywam na podwórku dwojga krewnych gimnazjalistów i jednej licealistki, (dwie różne szkoły publiczne), w naprawdę dużym mieście, innym niż moje.
Między innymi dlatego, że szkoła zaoferowała ich rodzicom to i tak, jak napisałem.
–
Każdy kto choć raz był w publicznej szkole i miał kontakt z jej kadrą etatową, wie doskonale, że nic co pisze o tym nie wymaga szczególnych dowodów.
To po prostu rutynowy i powszechny obrazek.
Cytat:
„Oczywiście dzieci/młodzież uwielbiają być w wolne dni w zimnej szkole pod nadzorem nauczyciela”
–
Oczywiście, że proponuje się rodzicom dzieci faktycznie ich „siedzenie w szkole pod nadzorem”, jako wymagane prawem i opłacone wynagrodzeniem „zorganizowanie(!) zajęć(!) w czasie wolnym od lekcji”.
Tak, taka propozycja, zaangażowanie, odpowiedzialność i kompetencje zawodowo-społeczne etatowców, to jest ten mróz Mordoru, który wypędza ze szkół – najpierw dzieci, a potem na nie dotacje.
Pycha i arogancja tutejszych, zaetetowanych na Mordorze nie pozwala im usłyszeć i zobaczyć, jak szczerze sami się opisują, nie wiedząc, że piszą prozą… 😉
Jasne – przyjdzie jedno dziecko z 1 klasy, jedno z 3, dwoje z 4 i jedno z 6. Przyjemnej organizacji atrakcyjnych zajęć dydaktycznych czy jakichkolwiek innych poza zadbaniem o to żeby sobie krzywdy nie zrobiły … 😉
@gekko, moje dzieci chodziły do szkół społecznych i publicznych. Szczerze? WLaśnie dziecko, które skończyło szkoły publiczne odnosi największe sukcesy. A dlaczego? Bo miałam szansę wcześniej bliżej się przyjrzeć społecznym i potem dokonałam właściwego wyboru. To nie znaczy, że wcześniejsze były złe, nie były. Ale publiczna dawała mojej córce nie tylko wiedzę (tu i tak liczy się chęć do nauki i zdolności, z mało zdolnego lenia i szkoła za 2tys miesięcznie orła nie zrobi), ale przede wszystkim kompetencje społeczne, w tym wrażliwość, nie wynoszenie się ponad ludzi biedniejszych i umiejętność funkcjonowania w bardzo zróżnicowanym pod wględem (to modne ostatnio określenie) kapitału społecznego środowisku.
Nie na temat, to szanowne grono właśnie.
Pod nadzorem nauczyciela to nikt nie chce.
Jak się ma mentalność klawisza, to się tak myśli.
Zapewniam, dzieci uwielbiają spędzać czas razem i uwielbiają się razem bawić, sprawą dorosłych jest im ten czas zorganizować tak, żeby chciały przychodzić, do szkoły.
Pominę już nadzwyczajną łatwość pogodzenia się grona z faktem, że szkoły lubić nie można. Można, gdyby nauczyciele chcieli, to by się dało. Ale nie chcą. A dlaczego? Bo im się wysilać nie chce to raz, a dwa, że ten brak wysiłku jest premiowany absencją w szkole uczniów i dniami wolnymi dla nauczycieli z powodu absencji tychże. I to jest tematem rozmowy do której wypadek awarii ciepła był tylko pretekstem.
Albo szanowni dyskutanci tego nie pojmują, co ich dyskwalifikuje jako nauczycieli, albo kapują, i rżną głupa co dyskwalifikujące jest tak samo.
Selekcja nauczycieli a nie uczniów!
Każdy nienadający się do zawodu nauczyciel, czy to ze względów moralnych czy intelektualnych często obydwu tych powodów, to kilkadziesiąt skrzywdzonych dzieci rocznie, przez czas trwania „kariery” to tysiące.
Mało zdolny leń. Spadam stąd, obiecałem gospodarzowi nie dawać się sprowokawać.
Takie myślenie o uczniach jest dla każdego pedagoga dyskwalifikujące. Mój syn, 12 lat by z ciebie taką kretynkę zrobił jakbyś go uczyła przed całą klasą, że płakała byś z wściekłości.
Gekko, dokończę jak się skończyła historia z panią co czyta liściki na głos przed klasą jako karę za wysyłanie tychże. List przerwała w połowie, przy odpowiednim artykule z Konstytucji. Klasa ryła, pani poczerwieniała i zamilkła. Wstawiła synowi jakieś punkty ujemne z zachowania, on uważa, że było warto. Poradziłem mu, żeby poszedł do pani, i poprosił ją, żeby mu te punkty cofnęła, w innym wypadku pójdzie do dyrektorki na skargę. Co Pani zrobiła, zgadnij Gekko?
Powiedziała, że tym razem mu daruje, ale jeszcze raz, to mu odejmie podwójną liczbę.
Dość często mam kontakt ze znajomymi i ich dziećmi np. ze sztandarowej (i drogiej) Bednarskiej/Raszyńskiej – oni raczej teorii Gekko nie potwierdzają … 😉
I oto cały ty, parker. Powodzenia dla młodego w przyszłym życiu. Mam nadzieję, że mimo wszystko nie będzie twoim wiernym odbiciem, bo jak na razie zwyczajnie hodujesz i cieszysz się z jego podłych zachowań. Ja nie czytam cudzych liścików, ale nie toleruję wysyłania takowych w trakcie lekcji; zabieram i wyrzucam do kosza. Ale ludzie są różni. Natomiast to, że cieszyłoby cię „robienie kretyna” z kogokolwiek i doprowodzanie ludzi do płaczu świadczy o ty, że, nazywając rzeczy po imieniu, jesteś nadętym bufonem z empatią na poziomie wypławka. Gorzej, że widać, że kształtujesz dziecko na swój obraz i podobieństwo. Ma szansę zostać prezesem lub politykiem. W sumie jakaś tam kariera, prawda?
Prezesem zostaje się nie od razu – najpierw trzeba nie popaść w konflikt z przełożonymi i kolegami … 😉
@belferxxx, no tak, ale są i tacy, którzy idą do władzy po trupach. Choć czasy się zmieniają i HR-y poszukują raczej tych, którzy łączą i potrafią zmotywować pracownika nie robiąc z niego kretyna i nie doprowadzając do płaczu. Tyle, że tego się trudno nauczyć, to trzeba wynieść z domu. Szacunek dla uczuć innych.
Mało zdolny leń, to oznaka szacunku nauczyciela dla ucznia. Mój syn jest klasowym bohaterem po starciu z panią, a moją rolą jest, tonować go w triumfalizmie i hamować młodzieńczy zapał w kontynuowaniu trollowania pani, rozumie, że leżącego się nie kopie, to empatyczne dziecko, konflikt się zaczął, jak stanął w obronie koleżanki.
Mało zdolny leń – oznaką braku szacunku byłoby, gdybym tak powiedziała do dziecka. Natomiast uznaj parkerze, że nie wszyscy są zdolni, nie wszyscy są pracowici. Czy usatysfakcjonowałoby cię stwierdzenie: oszczędnie gospodarujący wysiłkiem intelektualnym błyskotliwy na swój szczególny, ale całkowicie odmienny sposób uczeń. Voila, oto jest poprawność. Co nie zmienia faktu; bez względu na to, czy będzie chodziił do takiej czy innej szkoły, uczeń z deficytami i brakiem zapału (staram się parker) czołowym uczniem nie będzie. I bez względu na motywy parkerze, stwierdzenie z radością, że dziecko zrobiłoby z kogkolwiek; kolegi, nauczyciela, sąsiada (podstaw dowolne) kretyna i doprowadziło do płaczu w obecności innych jest żenujące i dyskwalifikujące jako rodzica. Ileż ja się natłumaczę dzieciom, że trzeba szanować innych, że nie wolno ich poniżać, że wyśmiewanie się i podłostki codzienne niszczą nie tylko ofiarę, ale i agresora, bo to jest agresja parker. I bum, komentator na blogu triumfalnie ogłasza, jakie to cechy ceni u syna. Brawo.
Parę lat temu trzech uczniów podtrójmiejskiego gimnazjum zostało bohaterami klasowymi molestując koleżankę i nagrywając to. Dziewczyna(Ania) się powiesiła … 🙁 W tym wieku różnie się zostaje klasowym bohaterem … 😉
Brak szacunku ma się w głowie, a polityczna poprawność to nic więcej jak oznaka kultury i dobrego wychowania. Zachowania syna są obroną, nie atakuje, słabszych szczególnie. Większość nauczycieli lubi i szanuje, ale z tymi którzy próbują go zdominować których nie szanuje za postawę, walczy i ma moje wsparcie.
Sportowiec który nie pozwoli sobie w kaszę dmuchać, ani na boisku ani w domu ani w szkole. Ja go szanuję za postawę i nonkonformizm, ma zadatki na lidera, cokolwiek będzie robił, bierze jeńców, nie zabija. Brawo on:)
@ belfrzyca
–
Nic w tym, co piszesz nie przeczy mojej relacji o rutynowych praktykach co do wolnego okresu w szkole.
Co do indywidualnych doświadczeń ze szkołami, dodam tylko, że też mam zróżnicowane.
Nigdy nie twierdziłem, wbrew insynuacjom, że szkoła niepubliczna z definicji musi być lepsza od publicznej. Po pierwsze, najczęściej są tam i nierzadko właścicielami, a prawie zawsze nauczycielami belfrzy, „wychowani” na etacie. Po drugie, gdy szkoła niepubliczna nie ma realnej konkurencji w pobliżu, to często się szybko degeneruje. Po trzecie, i najważniejsze, kryteria co czyni szkołę „lepszą”, to bardzo indywidualna, wbrew mitom, kwestia oczekiwań i wskaźników wybranych przez rodzica i uczniów. Niestety, to co wskazujesz jako sukces Twoich dzieci (gratuluję szczerze) jakoś słabo jest widoczne w Twoich postach – może po prostu i one, dzieci, mogą Cię czegoś (zawodowo) nauczyć? 😉
Jest jednak jedno i niezaprzeczalne prawo: dla poziomu nauczycieli a przez to i szkół wolność form własności, wyboru i konkurencja placówek jest warunkiem koniecznym tak samo, jak sama i monopolowo jednolita forma własności byłaby czynnikiem niewystarczającym, a wręcz destrukcyjnym. A właśnie to wśród nauczycieli zatrudnionych etatowo i publicznie widać silny resentyment do pluralizmu i kolegów z niepublicznych, czego odwrotna strona nie występuje. I to jest wyraz socjopatologii środowiskowej, konserwującej z niskich pobudek system i koterie „równania edukacji w dół”.
Co jest permanentnym leitmotivem występów i koreferatów belferbloga, niestety.
–
PS
Cieszę się, że możemy wymienić poglądy po ludzku, bez pozy „obrońców twierdzy”.
To być może jest mądrzejszy niż ty, parker. Mam w takim razie nadzieję, że twój wyskok oratorski kilka wpisów powyżej jest tylko oznaką chwilowej pomroczności jasnej, której daleko do poprawności politycznej, a nawet zwykłej kultury osobistej. Bo lider upokarzający ludzi to żaden lider.
belferxxx, 7 stycznia o godz. 21:33
–
A jakiej „teorii Gekko” nie potwierdzają?
Zdaje się, że Ty powołujesz się na szkoły prywatne, a ja pisałem o behawiorze publicznych…
Napisz proszę coś więcej, ku oświacie. 😉
>Moje dzieci już dawno szkoły ukończyły.
Były to jednak szkoły niepubliczne, z wyboru (po krótkim pobycie w publicznej).<
Coś tam coś tam pisałeś, ale rozumiem, że ciebie żadna realna szkoła nie zadowoli ani żaden realny nauczyciel – co najwyżej tacy z twoich majaków … 😉
@ parker
–
Mam za sobą dość doświadczeń rodzica w starciach z tzw. „paniami”.
Jednym z silnych powodów, będących też żądaniami moich dzieci, o wyjście ze szkoły publicznej, była niemożność utrzymania godnej i rozumnej postawy dziecka jako ucznia w konfrontacji z wykoślawioną i niekompetentną postawą nauczycieli, ponieważ ta ostatnia jest uwarunkowana nie tylko personalnie (przez negatywną selekcję), ale i systemowo. To znaczy, że naszym wnioskiem było, że nie chcemy wygrywać należnych nam, zupełnie podstawowych praw (np do nieponiżania dzieci i do sprawiedliwych ocen) z ludźmi systemowo nagradzanymi za łamanie takich praw i kształtujących je postaw, nieustannie i programowo stwarzającymi konflikty interesów, wartości i przyzwoitości.
Szkołę niepubliczną wybieraliśmy długo i w bólach, odrzucając „fermy finalistów”, „dojarnie kasy”, „drukarnie papierów na żądanie rodziców” i inne tego typu liczne placówki usług finansowo-certyfikacyjnych.
A także szkoły, na które nie było nas stać, tak finansowo, jak i logistycznie.
Mieliśmy szczęście, szkołę niemal marzeń, jak się okazało po latach, wybrały …same dzieci, nie bez naszych wątpliwości.
Miały nosa i zasłużyły na szansę, jakie im te szkoły (i gimnazjum i liceum) dały.
Dodam, że oboje dzieci, to chyba także jak Twoje. „zdolne lenie”, w których wybrana szkoła obudziła „ciekawych mądrych i pracowitych” ludzi (oczywiście nie bez wybojów na drodze i nie w stopniu idealnym).
…
Nie mogę zgadywać, jakie reakcje w gronie wzbudzą Twoje taktyki ukierunkowania Syna, bo …ja to wiem ;).
Taki mam zawód, między innymi, a także jak przeczytałeś, wypróbowałem wiele na własnych dzieciach.
Teraz prowadzę negocjacje, aby moi krewni połozyli kres udręce swoich dzieci, z jakże typową szkołą i nauczycielami publicznymi.
Tak jak za nich trzymam kciuki, tak co najmniej mocno – za powodzenie Twoje i Syna, a wierzę że świetnie dacie sobie radę.
Powodzenia.
@gekko, nie masz racji, znam i lubię wielu nauczycieli ze szkół społecznych, jedną z moich przyjaciółek namówiłam nawet na udział w konkursie na dyrektora takiej szkoły (z powodzeniem). Inna jest dyrektorką jednaj z lepszych szkół w Trójmieście, od wielu, wielu lat. Moi przyjaciele uczą w różnych szkołach, i wiem z jak różnymi prblemami muszą się borykać. W szkołach społecznych z rodzicami, wybacz , w stylu „płacę, to wymagam”- generalnie wymagam podejścia akceptującego wszystkie wyskoki dziecka i jego ekscentryczny stosunek do nauki. Na szczęście to nie przeważające podejście. W szkołach państwowych – z patologią społeczną, biedą wynikającą z niezaradności, brakiem zrozumienia dla wagi wykształcenia (hmm, ostatnimi czasy…) Jednocześnie znam rodziców, którzy przenosili dzieci ze szkół społecznych do publicznych, bo mieli dosyć kolegów ich dzieci, którym kasa rodziców, poniekąd zapewniająca im bezkarność w układzie klient- usługodawca, uderzała do głowy. Gekko, ludzie są różni, a nawiasem mówiąc moje dzieci trzymają się jak najdalej od zawodu nauczyciela- przez lata miały okazję przyjrzeć się z bardzo bliska tym wszystkim fruktom zawodu, tym naszym tak znielubianym przez przeciętnych obywateli przywilejom i zdecydowanie odmówiły pójścia w ślady matki. Po prostu, jak powiedziały: nie chcemy żyć 24/24 w pracy. Nie chcą wciąż żyć problemami innych, nie chcą rozwiązywać spraw domowych uczniów, nie chcą być powiernikami spraw rodziców. Nie chcą być obrażani jako etatowe lenie i niedouki, które to „pracują w szkole, bo niegdzie indziej ich nie przyjmą” versus „pracują w szkole, bo mają znajomości”. Chcą jechać na wakacje w maju i móc pojechać do sanatorium bez brania urlpu bezpłatnego, jeśli owo sanatorium będzie wyznaczone w innym terminie niż latem, itd, itp. W każdym razie drogi gekko, każdy zawód ma swoje plusy dodatnie i plusy ujemne. I bez względu na to, w jakiej szkole się naucza, człowiek zwyczajnie wypala się zawodowo z biegiem lat. Są oczywiście chlubne wyjątki, ale jak to wyjątki, nieliczne. „Praca w ludziach” wyczerpuje, praca w ludziach i hałasie, wyczerpuje bardzo. Angażowanie własnych emocji, bo bez tego można pewnie dobrze przekazać wiedzę, ale nie można być dobrym wychowawcą, wysysa energię. Ot, tak.
@ belfrzyca
–
– ale w czym nie mam racji?
– ale szkoła nie jest od rozwiązywania problemów nauczycieli …z rodzicami (jasne, że rodzice mają swoje „mylne przekonania” i mają do nich prawo, tak jak szkoła ma obowiązek wypracować konsensus przekonań rodziców i zadań oświatowo-wychowawczych; to jednak trzeba w zawodzie nauczyciela i zawodzie(!) dyrektora UMIEĆ!)
– tzw. patologia społeczna, bieda czy niezamożność rodziców to mają być wymówki, czy wyzwania dla nauczyciela? Bo na pracę na Marsie nie ma co w tym zawodzie liczyć.
– jasne że ludzie są różni, tak jak szkoły i nie widzę w tym nic dziwnego że są powody by przenieść dziecko tak ze szkoły społecznej, jaki i odwrotnie. Ale to nie postawa czy zamożność rodziców determinuje klasę szkoły, ale właśnie jakość z jaką szkoła sobie z tymi „różnymi ludźmi” daje radę, nieprawdaż?
– to prawda, wśród moich znajomych nauczycieli, lekarzy czy prawników, coraz częściej dzieci nie chcą iść w ślady ich ciężkiej pracy i mozolnego budowania pozycji. Oczekują easy living – takie pokolenie i moda, trzeba z tym żyć i umieć tym …zarządzać, o co nie łatwo, bo nas się w tym nie …edukuje!
– sz. belfrzyco, jest sporo zawodów wymagających pracy z ludźmi, nie mniejszej niż nauczycielska, wierzaj mi. Tak, wypalenie zawodowe to istotnie poważny symptom, a dla niektórych wręcz przeznaczenie w pracy z ludźmi. W cywilizacji, tacy ludzie i takie zawody są szczególnie wspierane terapiami i rekwalifikacją zawodową przez system i/lub pracodawców. Dramat jest wtedy, gdy dla takich osób, w stanie wypalenia, za swe wybory i wypalenie jedynym sposobem nie terapii, a zemsty i odreagowania jest kontakt z ludźmi, nawet albo zwłaszcza na blogu. Tragedia jest wtedy, gdy taka postawa staje się normą środowiskową, za której kontestację klika zaszczuwa. Rozumiemy się ? 😉
–
Pozdrawiam.
Pani Belfrzyco, zadałem sobie trud i sprawdziłem dokumenty dotyczące wyjść poza szkołę. Przedmiotowe jest rozporządzenie Ministra o wycieczkach. W nim nie ma mowy o zgodzie rodziców. O wyjściu decyduje dyrektor, który w zależności od długości wycieczki i jej miejsca ma stosowny czas na akceptację wyjścia od 2 tygodni do doby w przypadku zajęć trwających w ramach lekcji. Reasumując może się nie zgodzić jeśli dobę wcześniej nie dostał by planu wyjścia. Problemem może być ilość dzieci ponieważ podczas wyjść na teren miasta w którym znajduje się szkoła, opiekun może mieć maksymalnie 30 dzieci (ale są Panie ze świetlicy). Tu zwrócę uwagę, że niektóre szkoły błędnie zakładają liczbę 15 osób jeśli korzysta się z komunikacji publicznej. Tak, trzeba stworzyć plan, tak trzeba wypełnić kartę wyjścia, tak trzeba napisać listę uczestników. Gotowe formularze i 15 minut pracy. Sytuacje awaryjne oczywiście nie dają się przewidzieć, jednakże dopuszczamy ich występowanie. Akurat pracuję w turystyce zajmuje się dziećmi – dużymi grupami. Czasami coś, z powodów losowych; z założonego planu nie wychodzi. Oczywiście mógłbym zasłonić się daną przesłanką co do braku organizacji danego punktu lub dnia programu. Zasadniczo dużo rzeczy można wtedy zrzucić na „nieprzewidziane czynniki losowe”. Tyle, że ja szanuje swoich klientów i jeszcze przed tym zanim gdziekolwiek pojadą mam odprawę z kierownikami, opiekunami danego miejsca. Mamy rozpisane scenariusze od przypadków prostych po skrajne, ze śmiercią uczestników włącznie (nie zdarzyło się, ale może się zdarzyć). Przy ćwiczeniu tych scenariuszy na „sucho”, opiekunowie zgłaszają swoje uwagi, mają swoje pomysły i mniej więcej poznają swoje możliwości.
Nie widzę problemu w tym, aby Pani i Pani koledzy po fachu, również przewidzieli sytuacje różne wydarzające się w szkole od ktoś rozpyli gaz dla zabawy, a jest mróz, ot pęknie rura, ot dzieciak przyniesie broń ojca do szkoły. Jak czytałem jeden z poprzednich wpisów Gospodarza to zazwyczaj kończy się na tym, że znają Państwo procedury, a z tymi procedurami to jest jak resuscytacja wiadomo 30 na 2, tylko jakoś pełno gapiów, a człowiek umiera czekając na „Rke”.
Dyrektor prosi o pomysły za tydzień poświęcicie godzinę może dwie na spotkanie grona pedagogicznego i ustalenia jedynki mogą zrobić to i to, dwójki tamto, Panie ze świetlicy pomagają w tym i w tym. Tu jest problem, że się nie chce i nie jest to pierwszy przykład nie chce się, bo ręczę przykładem z Dnia Edukacji Narodowej. Jak byłem uczniem to był apel lub inna uroczystość, a następnie zajęcia, jaz zwykle. Tak się składa, że mam porównanie patrząc na latorośl. I owszem Minister zarządził dzień bez zajęć dydaktycznych o 12.30 punkt poza Paniami w świetlicy całe grono uroczyście wyszło ze szkoły, dzieci zostały. Retorycznie zapytam jakiej postawy uczycie? Jak jest możliwość wolnego to trzeba ją wykorzystać? Jak awaria wiejemy? Potem się dziwimy, że mamy społeczeństwo, aspołeczne bo się im nie chce, bo trzeba wiać to takie proste.
@belferxxx PS. Tak kilka dni roboczych było wolnych, ale wychodzi kilkanaście z wolnymi – skrót myślowy wskazujący na długą przerwę pomiędzy zajęciami. 6 dni roboczych to 23% całego urlopu pracownika w Polsce, tak dla odniesienia skali, czy to dużo czy mało.
„6 dni roboczych to 23% całego urlopu pracownika w Polsce, tak dla odniesienia skali, czy to dużo czy mało.”
Zero dni roboczych to 100% całego urlopu, 100% świąt oraz 100% chorobowego jakie gwarantuje Amerykaninowi federalne prawo. Płatnych czy bezpłatnych.
Tak dla odniesienia skali, czy to dużo czy mało.
Najwyraźniej macie państwo w tej bogatej Polsce kłopoty bogaczy. 😉
**http://wyborcza.pl/1,75478,19441870,czy-kosciol-obroni-gimnazja-przed-likwidacja.html
Świeckie państwo, ale kino… 😉
@swider666
Akurat wymóg zgody rodziców jest w innych dokumentach bo ich zgody wymaga WSZYSTKO co nie jest wprost realizacją podstawy programowej – również w szkole… 😉
@swider666, wyprowadzenie uczniów ze szkoły na, na przykład, lekcję biologii w ramach godziny lekcyjnej jest zapisywane do zeszytu w sekretariacie. Pozostałe wyjścia, na czas dłuższy niż owa godzina, a szczególnie te związane z korzystaniem z komunikacji miejskiej czy podmiejskiej, wiąże się z obowiązkiem otrzymania zgody rodziców, pisemnej. I ty, oczywiście, możesz mieć inne zdanie, ale moim pzrełożonym jest moja szefowa, a one wymaga ode mnie pełnej dokumentacji. Co więcej, rodzice też mogliby mi zarzucić, że bez ich zgody wyprowadzam dzieci ze szkoły. Nawet wolę nie myśleć, co by było, gdyby zdarzył się w czasie takiego wyjścia jakiś wypadek (nb pań w świetlicy jest kilka , każdej klasy nie wspomogą).
@swider, jeszcze jedno- są, oprócz szkół miejskich, także te wiejskie. Co zaproponujesz? Zaprowadzenie dzieci do kościoła, czy może po polach mają polatać?
Tak, po wyjściu ze szkoły z dziećmi, to nie wiadomo co można robić, do kościoła tylko, no bo gdzie? Jak się ma w głowie pustkę, rzeczywiście trudno coś wymyślić.
Dlatego nie powinno się zatrudniać nauczycieli z pustą głową, lepiej już instruktora harcerstwa, on by sobie poradził. W wielu wypadkach również lepiej z przedmiotami, jeżeli miał dobre stopnie w szkole i dana dziedzina jest jego pasją, ja lubię historię i mój syn uwielbia się ze mną uczyć, WOSu też. Bardzo ciekawe lekcje mu organizuję a studiowałem ekonomię. Historię polubiłem dopiero w dorosłości, nie miałem pamięci do dat i cierpliwości do zakuwania faktów bez zrozumienia ich znaczenia, przyczyn i konsekwencji, takich nauczycieli wylosowałem niestety w podstawówce i szkole średniej, obrzydzili mi przedmiot który jest tak fascynujący. Do pracy z dziećmi powinno się zatrudniać ludzi którzy dzieci lubią.
„Do pracy z dziećmi powinno się zatrudniać ludzi którzy dzieci lubią.”
–
Ale, zupełnie słusznie, zatrudnia się takich, którzy ZAMIAST dzieci, lubią zatrudnienie. Do tego stopnia, że zatrudniająca władza nie musi nawet ich straszyć, sami odczytują władzy oczekiwania i dzieci w nie zakuwają, w nadziei na łaski etatowe:
„Zaprowadzenie dzieci do kościoła, czy może po polach mają polatać?”
Lekcja jasna jak konstrukcja cepa czy kazania: wieśniaki w krótkich spodenkach, jak nie na mszę, to won na pole!
To się nazywa lekcja oświatowa spójności czasu, miejsca i przekazu… i niechby tylko komu przyszły do głowy inne „pomysły”…
😉
@parker jak zwykle wie wszystko najlepiej- postawiłabym cię drogi parkerze przed grupą rozjuszonych rodziców, których 7-letniej progeniturze zafundowałabyś na przykład spacery przy -10 od 8 rano do 14. Satysfakcja gwarantowana. Świetnie, że zarażasz syna historią, chwali ci się to. Tylko co to ma do awarii węzła ciepłowniczego czy kotłowni? Trzymajmy się szkoły wiejskiej- gdzie owo fascunujące nauczanie historii przeprowadzić? Tak ad hoc zorganizować przewóz dzieci do muzeum (odsyłam do kwestii papierologicznych i finansowych), czy je wójtowi do gabinetu wprowadzić? Jeśli w szkole 9 stopni powyżej zera, na zewnątrz -10 i nie ma dokąd pójść, to można długo i kwieciście opowiadać, co by się powinno. Tylko ta rzeczywistość skrzeczy. A właściwie skrzypi. Z zimna.
@gekko, a już wczoraj ludzkim głosem mówiłeś… Ale przeszło
Zdolność do abstrakcyjnego myślenia powinna być podstawową cechą każdego nauczyciela. Już wyżej napisałem, że awaria jest tylko przyczynkiem do dyskusji na ogólniejsze tematy. Powtórzę, to ty piszesz nie na temat, temat się zmienił i nawet tego nie dostrzegłaś.
Z życia szkoły:
Dziś syn po powrocie, tato co ci nauczyciele mają w głowach, normalna załamka.
Co dziś, pytam?
Na historii powtarzaliśmy Grecję starożytną.
Koleżanka powiedziała, że w czasie wakacji wybierali się na wyspy, ale ze względu na uchodźców, rodzice zrezygnowali.
Wcale się nie dziwię, odpowiedziała pani, ja też bym zrezygnowała.
A co wam zrobili uchodźcy, włączył się do rozmowy mój syn, krzywdy jakiejś doznaliście z ich strony?
Jak to co, zalewają Europę, zagrażają naszej kulturze. Ale co konkretnie wam?, ciągnie.
Na moim osiedlu mieszkają, brud i bałagan, odpowiada pani. Tak, to proszę na Pragę pojechać, zobaczy pani jak nasi mieszkają, jak czysto, jak spokojnie.
Zakończmy już tę głupią dyskusję odpowiedziała pani.
@ belfrzyca:
…wzajemnie, nie ja dzieci na plebanię przez pole chcę gonić…
Jak wychyniesz z oblężonej twierdzy, to sama zobaczysz dalej niż pole i plebania.
Na razie szkoda, na jutro – nadzieja, ta ostatnia. 😉
Nie, drogi parkerze, to ty zmieniasz cały czas temat, wsiadając na swojego konika, a ja po prostu proszę nie o dywagacje na temat uchodźców i zapatrywań twojego dziecka na czystość osiedli na Pradze, ale o konkretną odpowiedź. Co zrobiłbyś w takiej sytuacji, jaka się zdarzyła w Łodzi, z drobną poprawką- jesteśmy z dala od dużego miasta. Bo skoro zarzucasz mi brak wyobraźni, to błyśnij i przedstaw konkretne, lecz nie wziete z sufitu, praktyczne rozwiązanie. Bo odpowiedzi w stylu; moi nauczyciele historii byli beznadziejni, mnie nie satysfakcjonują. W ten sposób można prowadzić monolog- ja o jednym, ty o czym innym.
@gekko, nie udawaj, że nie zrozumiałeś ironii 😉
Jeszcze o ważnym argumencie pani zapomniałem, przed zakończeniem głupiej dyskusji padło, ale oni są u siebie:)
Sala gimnastyczna jest? Nie musi być ogrzewana.
Kościół z interesującą historią, jak już pomysł kościoła padł? Architektura interesująca?
Ciekawostki przyrodnicze jakieś?
Podchody? Ognisko na polanie pod lasem a wcześniej zbieranie chrustu? Nie ma lasu?
Nic nie ma, szkoła kościół i pola?
Napisz gdzie się akcja rozgrywa, wygoogluję sobie to coś konkretnego napiszę.
Ale zaraz, gdzie ta awaria była?
To teraz abstrakcyjnie rozmawiamy, czy o Łodzi?
Akurat kościół ma zapewne jakąś interesującą historię, ale to nie wystarczy, żeby zająć dzieci przez 7- 8 godzin, a z ogniskiem? Przy minus 10 i 350 uczniach do zagospodarownania, następnego dnia, a uwierz mi parkerze, naprawdę wiem, co mówię, pod gabinetem dyrekcji byłyby procesje wściekłych rodziców pełnych pretensji, że:
a) nikt ich o zgodę na takowe ognisko nie pytał,
b) dzieci nie były odpowiedio ubrane
c) dziecku zmarzły nogi i kicha
d) trzeba było zadzwonić, to zamiast ciągać dzieci w mrozie zabralibyśmy je do domu.
Oczywiscie uznasz, że wymyślam, ale spotykałam się już z tak absurdalnymi sytuacjami i zarzutami rodziców („dziecko wróciło do domu po lekcji w-f i miało brudne trampki”), że ognisko organizowane jako recepta na przetrwanie całego dnia na mrozie, obawiam się, nie ma racji bytu. Zwłaszcza w tych czasach. Widziałes ostatnio dzieci wspinające się na drzewa? Ja, mieszkając w dużym mieście to robiłam. Teraz nawet na wsi część rodziców zawału by dostała, gdyby dzieciak wspiął się na gruszę, niestety ochronny klosz, podpierany milionem przepisów ogranicza. Zabezpiecza tyły, ale ogranicza. No tak, ale ja też odchodzę od tematu.
Po chrust się nie wspina, chrust się zbiera. Skąd pomysł na 350 osobową grupę?
Daj już spokój, zgadzam się, nie da się.
Ani w mieście, ani na wsi i to wiedzą wszyscy.
Ja napisałem dlaczego, ty kompromitujesz profesję próbując to nie da się uzasadnić. Dla dobra rodziców nie da się, mieliby pretensje.
O telefon, żeby dziecko zabrać, czy się jest w pracy, czy gdzie indziej nikt kto szkołę zna pretensji mieć nie będzie. Mógłby być co najwyżej zaskoczony gdyby nauczyciele się kreatywnością wykazali w niestandardowej sytuacji.
Skąd pomysł na 350 osób? Ano co najmniej tyle, albo więcej uczniów jest w jednej szkole.
I wszyscy muszą razem, no właśnie, pisząc o zgodzie rodziców na transport komunikacją, nie wspomniałaś o koronnym argumencie, że nie ma takich dużych autobusów. Wszyscy byśmy padli pod takim dictum. Pisałem, daj spokój, jakbym opinię o gronie czerpał z belferbloga, bałbym się dziecko do szkoły posłać, jest jakaś granica autokompromitacji której nauczyciele w sieci nie przekroczą?
@ parker
A Ty, jakbyś chciał dzieciom wycieczkę zorganizować, a to wasza matka była…?
Przecież Bareja kręcił filmy dokumentalne, o czym się dziś można przekonać po ich szkolnym pokłosiu… 😉
Ty natomiast parkerze wcale się nie kompromitujesz proponując zbiorową wycieczkę do lasu po chrust i palenie ogniska do zmroku (normalnie szkoła funkcjonuje do godz 16) grupie , w której wchodziłyby także 6-latki. Brawo ty.
Nie wiem Gekko, czy z powodu naszej obecności na blogu, rzadko normalni nauczyciele się tutaj udzielają, czy ze wstydu za kolegów i koleżanki których aktywność jest wprost proporcjonalna do braku kompetencji nauczycielskich, moralnych, intelektualnych i pedagogicznych, obstawiam, to drugie.
Jestem pewien, parker, że jakby gupie i roszczeniowe społeczeństwo wymienić na inne, albo przynajmiej mu buźke skuć w ciup(ie), to talenta i blaski belferstwa wykwitłyby jak Kaczeńce…
Jest nawet jeden, co już tę lekcję odrobił i bardzo się, za całe belferstwo, stara. Wróżę sukces, bo i w tym parlamencie zawodową większość stanowią nauczyciele.
Pogadamy na dołku…
@parker
>Koleżanka powiedziała, że w czasie wakacji wybierali się na wyspy, ale ze względu na uchodźców, rodzice zrezygnowali.
Wcale się nie dziwię, odpowiedziała pani, ja też bym zrezygnowała.
A co wam zrobili uchodźcy, włączył się do rozmowy mój syn, krzywdy jakiejś doznaliście z ich strony?<
Ja mam taką ofertę – skoro u nas ludzie tak się boją imigrantów, to wyjedź na ferie zimowe z synem na wyspę Lesbos na przykład, rozbijcie namiot (tam jest dość ciasno) – tam jest w miarę ciepło również teraz – nakręćcie z tego film i pokazujcie np. pod tytułem "Fajne ferie z imigrantami". To rozumiem, to jest przykład właściwej postawy, a nie jakieś teoretyzowanie. Własnym przykładem trzeba!!! A tak właściwie to gdzie spędziliście z synem wakacje i dlaczego nie na Lesbos albo innej takiej greckiej wyspie ??? 😉 Just asking …