Nienawiść dzieci
Od lat moją pasję stanowi czytanie utworów literackich, w których pojawia się wątek szkolny. Czasem trzeba przeczytać 300 stron bezsensownego dzieła, aby znaleźć taką oto wypowiedź:
Szkoła to instytucja, w skład której wchodzą przeciętni nauczyciele i przeciętni uczniowie. Jak pomóc jednym i drugim, aby się przestali nienawidzić?
Najwięcej wzmianek o szkole można znaleźć w literaturze niemieckiej. Świetnie opisał zblazowanie jednego z nauczycieli Tomasz Mann w „Buddenbrokach”. Belfer stosował metodę, że z częścią klasy przechodził na „ty” i uznawał ją za uprzywilejowaną, a pozostałą grupę niemiłosiernie piłował. Potem znienacka do kilku prześladowanych osób zwracał się per „ty”, a dotychczasowe święte krowy gonił, jak tylko mógł. Uczniowie marzyli tylko o tym, aby przejść z profesorem na „ty” i mieć święty spokój. Każdy wierzył, że kiedyś przyjdzie na niego kolej. Nienawidzono profesora i jednocześnie kochano.
Przez rok stosowałem tę metodę, chociaż uznaję ją za niemoralną. Była jednak skuteczna. Ludzie marzyli o tym, abym przyznał im status świętej krowy. Podobnie jak profesor z „Buddenbroków” wybrałem też osobę, której nie pytałem przez cały okres edukacji. Ja i ona świetnie bawiliśmy się w kotka i myszkę.
W mniej znanych dziełach są jeszcze lepsze kawałki. Heinar Kipphardt, Niemiec ze Śląska, w powieści „März” napisał o współczesnej szkole:
W społeczeństwie bazującym na walce konkurencyjnej nie można ludzi nauczyć, żeby się lubili i wzajemnie sobie pomagali. Całkowicie automatycznie wpaja się w naszych szkołach techniki pogardy, nietolerancji i nienawiści. Równocześnie trzeba to jednak maskować, ponieważ nasza kultura nie potrafi pogodzić się z myślą, żeby dzieci miały się nienawidzić. W ten sposób w szkole trenuje się podwójną moralność, niezbędną do funkcjonowania w systemie.
U Kipphardta znalazłem wytłumaczenie, dlaczego uczniowie nie odpowiadają na pytania, mimo że znają poprawną odpowiedź. Pisze on:
W szkole doświadczałem tortury konkurencji. Przykład. Jedna dziewczyna miała problemy z ułamkami, stała jak skamieniała i nic jej nie wychodziło. Wszyscy się zgłaszali, wszystkich aż ponosiło, żeby ją poprawić. Kiedy poproszono do odpowiedzi akurat mnie, nie mogłem mówić. Wtedy nauczyciel wywołał do odpowiedzi kogoś innego i ten ktoś wykrzyknął odpowiedź. Upokarzając nas, odniósł sukces. – Dlaczego czułeś się upokorzony? Przecież znałeś odpowiedź. – Tak, ale o tym wiedziałem tylko ja.
Zapytałem kiedyś na osobności chłopca, który dostawał ode mnie jedynki za jedynką, dlaczego milczy przy tablicy. Przecież zna odpowiedź. Wiedziałem, że jest świetny z przedmiotu, ponieważ poprawiał te jedynki, odpowiadając tylko przede mną. Poprawiał jedynki na piątki. Nie wyjaśnił mi, dlaczego tak się dzieje. Kręcił. Sądziłem, że jest nieśmiały. Chodziło jednak o coś innego. Dopiero po skończeniu szkoły powiedział, że jego klasa to byli sami debile, którzy nie zasługiwali na to, aby on przy nich mówił. Niejeden uczeń/ niejedna uczennica tak myśli o swojej klasie – debile, kretyni, bydło.
Kipphardt pisze:
Każdego dręczy lęk, aby nie okazać swych prawdziwych uczuć. To, co oglądamy w naszych szkołach, to kapitulacja dzieci. Jeśli proces kapitulacji natrafia na jakieś przeszkody, mamy do dyspozycji domy poprawcze, zakłady i więzienia.
Literatura piękna lepiej wyjaśnia problemy edukacji dzieci niż literatura fachowa. Gdy profesjonaliści od wychowania mówią często zwykłe pierdoły o tym, co dzieje się w szkołach, pisarze trafiają w sedno. Dzieci się nienawidzą, bo system edukacji zmusza je do nieustającej konkurencji.
Komentarze
„Dopiero po skończeniu szkoły powiedział, że jego klasa to byli sami debile, którzy nie zasługiwali na to, aby on przy nich mówił. Niejeden uczeń/ niejedna uczennica tak myśli o swojej klasie – debile, kretyni, bydło.” – bardzo się cieszę, że uważałem moja klasę za inteligentną, a nie bandę debili. To budujące. Miło przebywać z ludźmi na poziomie 🙂
„Literatura piękna lepiej wyjaśnia problemy edukacji dzieci niż literatura fachowa. Gdy profesjonaliści od wychowania mówią często zwykłe pierdoły o tym, co dzieje się w szkołach, pisarze trafiają w sedno. Dzieci się nienawidzą, bo system edukacji zmusza je do nieustającej konkurencji.”
Koniecznie uczmy się historii z kart Sienkiewicza. Nic tak nie mobilizuje dobrego psychologa jak krótka, skuteczna terapia z wykorzystaniem opisów Stephena Kinga. Takoż i socjolog będzie czuł się upośledzony na łonie własnej dyscypliny, jeśli nie przeczyta ‚Granicy’ lub ‚Przedwiośnia’.
Jak pisze Kłoskowska, sztuka to tylko piękne jabłko na wielkim drzewie kultury. Zjadając, lub nawet badając je, nie dowiemy się o drzewie praktycznie niczego. Problem tutaj zarysowany można krótko wyłuszczyć: dzieło literackie potrzebuje mniejszej ilości czasu na publikację, niźli naukowe – pedagogiczne. Z reguły takie twory/utwory nie są dwoma w jednym, jak powieści Camus’a. Gdyby DCH chciał wydać książkę pedagogiczną, to zarówno ten wpis, jak i komentarze pod nim nie istniałyby. (bo by ‚nie było niczego’)
„Zapytałem kiedyś na osobności chłopca, który dostawał ode mnie jedynki za jedynką, dlaczego milczy przy tablicy. Przecież zna odpowiedź. ”
A przecież Otto Speck w „Być nauczycielem…” wyraźnie zaznaczał, że wyróżnianie ucznia poprzez osobiste spotkania jest swego rodzaju „procesem stygmatyzacji” który z czasem sprawia, iż sam uczeń odcina się od klasy – i w efekcie, jak w tym przypadku, uznaje rówieśników za obcych, „debili, kretynów, bydło.”
„Przez rok stosowałem tę metodę, chociaż uznaję ją za niemoralną. Była jednak skuteczna. Ludzie marzyli o tym, abym przyznał im status świętej krowy. Podobnie jak profesor z ?Buddenbroków? wybrałem też osobę, której nie pytałem przez cały okres edukacji. Ja i ona świetnie bawiliśmy się w kotka i myszkę.”
No proszę, a tymczasem Horst Speller w krytyce tej książki (‚Unterhaching Gesellschaft’) tak idealnie spointował przedstawiony model, który został zrealizowany przez nauczyciela w rzeczywistości, w owym mieście: ‚(…) prezentując wszem i wobec, na scenie szkolnej, swoje chore, zakulisowe pomysły, pedagog ten zapewnił sobie spokój na kilka lat gimnazjalnego współżycia. Jakież było jego zdziwienie, gdy później jego syn uczony był przez dwóch jego byłych uczniów tą samą metodą. Uczucie klęski dopadło właściwą w tej historii -świętą krowę-.’
Myślę, że dzieci najlepiej się integrują, gdy są ‚przeciwko’ czemuś. Ale to akurat nic nowego. O Polakach jako narodzie mówi się to samo.
Jeśli chodzi o wrogość pomiędzy nimi, bo nienawiść to według mnie za mocne słowo (oznacza trwały stan, a to chyba uczucia- przemijające),
szkoła rodzi takie emocje… . Muszą znaleźć ujście. Pozwólmy im odczuwać także negatywne uczucia.
Też uwielbiam literaturę o szkole. Ostatnio czytałam Ingmara Villquista ‚Archipelag wysp pingwinich’ . Dość pieprzne.
Ale najbardziej lubię starego Niziurskiego.
Bertolt Brecht (tez niemiecki pisarz) chyba powiedzial, ze szkola przez rutynowe bezsensowne powtarzanie regulek wspaniale przygotowuje do rownie automatycznej i bezsensownej pracy.
Panie Dariuszu
Bardzo ciekawy felieton!Przyznam,że w latach siedemdziesiątych(ogólniak) nie doswiadczałem uczucia lęku i nienawiści siedząc przez cztery lata w ostatniej ławce wśród kumpli abnegatów.Miałem też duzo wyrozumiałości dla dziewczynek z pierwszych ławek stukających na pamięć np.tematykę”Restytucja żubra w Polsce”.I tak już zostało przez ponad 30 lat-niewiele mnie konkurencja lub presja grupy rusza.Właściwie grup unikam-dwie osoby to dla mnie grupa w sam raz.Najważniejsze zaś jest to,że mi się nieźle z tym żyje.Z powodzeniem realizuję projekty życiowe,mam poczucie wolności i niezależności,nadal ciekaw jestem świata. Widać szkoła mnie nie okaleczyła jak moich rówieśników żyjących w poczuciu zmarnowanego życia.Gdy pytają o marzenia zwykle odpowiadam o projekcie kolejnej podróży.Nigdy nie mogą zrozumieć dlaczego zawsze podróżuję sam.
Pozdrawiam
Dziwny jest ten blog, zupelnie nie rozumiem o czym pan pisze. Chyba gdybym miala takiego nauczyciela to w zyciu nie skonczylabym liceum. jak dla mnie to pana wypowiedzi sa bardzo niejasne i nudne jezli pan w ten sam sposob prowadzi lekcje lub wychowuje uczniow to szczerze im wspolczuje. Przecytalam kilka pana wpisow zaden niestety nie przypadl mi do gustu…
Bo czasem klasa zachowuje się jak bydło, albo jest grupa osób która się w ten sposób lansuje.
BYcie z nauczycielem po imieniu to nic złego- tylko nie „we wtorki X i Y a w czwartki A i B”
Wojtek… nie podciagaj wszystkich dam pod „dziewczynki z pierwszej lawki, wkuwajace”, a Ty taki luzak i abnegat, gosciu jednym slowem („nic sie nie uczylem, a wszystko wiedzialem” – przez osmoze przeszlo?). Z mojej szkoly, a potem ze studiow pamietam takich panow, ktorzy zapamietale wkuwali ( a byla to scisla galaz wiedzy) i byli chorzy, jesli egzamin nie byl zdany na piatke. Nie lubie traktowania z poblazaniem, poklepywania po ramieniu, a to sie bardzo czesto panom zdarza, zwlaszcza panom – Polakom. Wbrew powszechnemu mniemaniu panow Polakow, kobiety posiadaja mozg, co udowodnila dwukrotna laureatka Nobla, i to w naukach scislych. I na tym skoncze.
System edukacji zmusza dzieci do konkurencji, to prawda – ale czyz nie jest to regula? Wszystko nas zmusza do konkurencji, zycie jako takie, toz to natura rzeczy! Nienawisc to chyba za duze slowo, Panie Dariuszu – bardziej na miejscu bylaby zazdrosc. Nikt nie jest omnibusem i nie moze byc doskonaly we wszystkim. Szkola, tak mi sie wydaje, powinna wlasnie uswiadamiac uczniom taki fakt – no dobra, kulejesz na matmie, ale za to jestes doskonaly w geografii, historii czy w tym pogardzanym jezyku polskim (poniewieranym, bo co to w koncu za przedmiot, nie?Wszyscy sie urodzilismy z jezykiem polskim w gebie, czego tu sie uczyc…). Moja szkola tego nie robila, wymagala ode mnie bycia dobra we wszystkim, ale nawet to nie zmusilo mnie do „wkuwania” w pierwszej lawce. Natomiast Andrzejek B. i owszem, wkuwal, bez zrozumienia, ale na „stopien”! Targnalby sie na swoje zycie, gdyby nie mial piatki na swiadectwie czy w indeksie! Ciekawa jestem, co teraz porabia…
P.S do Wojtka – no jak to, wszak siedziales w ostatniej lawce, wsrod kolesi-abnegatow, czyli w grupie? Poza tym jestes pewien, ze wszyscy z Twojej szkoly wyszli „okaleczeni’ a Ty jeden taki wolny i podrozujacy, z duza wyrozumialoscia dla idiotek z pierwszej lawki?
Tez konczylam ogolniak w latach 70-tych. Do matury doszlo 19 osob. Z tych 19 osob 5 (przynajmniej, to sa te osoby, o ktorych wiem i z ktorymi mam kontakt) mieszka poza granicami kraju od lat. Wszyscy pracuja w swoim zawodzie, podrozuja, nie widze ani okaleczonych, ani zawiedzionych. Dodam, ze moja klasa, Rzeczpospolita Babska, byla klasa bez chlopakow. Dwie dziewczyny z mojej klasy skonczyly informatyke, i te dwie sa na antypodach – mimo sporej konkurencji od lat pracuja jako programistki, byle hacker im nie podskoczy.
Za „wyrozumialosc” dziekuje.
Dzieci się nienawidzą, bo się nienawidzą, bo jest w nich nienawiść, bo jak kazdy człowiek mają w sobie zło i dobro. System edukacj ma tu niewiele wspólnego, raczej postawa nauczyciela może tę niechęć potęgowac lub zmniejszać. Rywalizacja nie jest jednoznacznie zaś zła. Zreszta może dawno chodziłem do szkoły, ale jakoś nie pamiętam rywalizacji, nie lubiłem wiele osób,ale nie dlatego, ze były lepsze czy gorsze ode mnie. Raczej jest zjawisko wykorzystywania i symbiozy, czasem pasozytnictwa na lepszych uczniach. Na studiach zas rywalizacja była, ale ja przebywałem w grupie która wszystko olewała i wolała przy piwie od rana dyskutować o literaturze, filmie, zyciu, słuchając w knajpie depresyjnego rocka niż przejmowac się uczelnianymi plotkami/konfliktami itp. Wydaje mi sie więc przeszadzony problem, może w elitarnych szkołąch jest inaczej, jest gorzej, ale ja wspominam zarówno klasę w szkole średniej jak i kilka osób z roku ze studiów raczej jako wspólnote, a nie rywalizujące jednostki o oceny czy sympatię nauczyciela. Może mam wypaczony pogląd, bo ja się zawsze uczyłem dla siebie, by wiedziec, a nie dla prestiżu czy zadowolenia kogokolwiek.
Odnosze wrazenie – chociaz przeczytalam tylko ta notke – ze jest pan socjopata lubujacym sie w manipulowaniu ludzmi i swietnie bawiacym sie „przygladajac sie im z boku”. Jakims cudem przeszlam przez szkole w grupie mniej lub bardziej lubianych rowiesnikow. Byly jednostki inteligentne i mniej inteligentne, podobnie nauczyciele – byli lepsi i gorsi (w liceum glownie ci lepsi). W sumie obie grupy mialy dla siebie sporo ludzkiego zrozumienia i szacunku. Wiec jednak nie musi byc „bydla” i „chorej konkurencji” i „nienawisci”. Choc pewnie jek sie trafi jakis socjopata to wszystko moze sie zmienic w pieklo…
Alicjo
Nie miałem zamiaru uogólniać.Nie mam protekcjonalnie wyrozumiałego stosunku do kobiet.Po prostu tak akurat się złożyło jak opisałem.Klasa była biologiczno-chemiczna i uczęszczały na te zajęcia w większości dziewczyny.Co do abnegacji i luzactwa…Chciałem tylko wyrazić,że nie poddaję się stadnym zachowaniom.Jasne,że się uczyłem(ciągle się uczę)ale nie z powodu konieczności sprostania konkurencji lecz prostej ciekawości świata.Wsród moich rówieśników panuje silne poczucie zmarnowanych szans życiowych i przegranego życia.Mam często okazję wysłuchiwać tych żalów.Myślę,że w dużej mierze składa się na to wypalenie gonitwą i niekończącym się wyścigiem konkurencyjnym. Niewątpliwie szkoła szczuła ich do tego wysiłku-to właśnie tam zaczyna się tresura człowieka.Szanuję niezależnych ludzi,szanuję indywidualistów.Bardzo cenię niezależne kobiety,inspirują mnie.Przepraszam jeśli Cię uraziłem.Nie miałem takiego zamiaru.
Serdecznie pozdrawiam
Życie dopisuje coraz to nowe puenty do tego co już za nami.
W wątku „Uzależnieni od korepetycji” opisałem dziewczynę która bardzo pilnie się uczyła, w ramach przygotowania do matury i egzaminów na uczelnie była w stanie odpowiedzieć na kilka tysięcy pytań zadanych jej „na korkach”.
Studia skończyła koncertowo, wyszła za mąż, nic nie wiedziałem na temat jej aktywności zawodowej. Wczoraj pantoflową pocztą dotarła do mnie taka opowieść: moja bohaterka, nazwijmy ją Martą, po celująco ukończonych studiach zatrudniła się w firmie ze „średniej półki”, przepracowała tam jakieś dwa lata, po czym stwierdziła że trzeba dalej rozwijać się zawodowo. Złożyła aplikację do „Top firmy”,(stanowisko menager projektu)światowa korporacja, szczyt marzeń niejednego absolwenta Elitarnego Licum. Dotarła , jako jedna z trzech osób do rozmowy z Dyrektorem Generalnym.Rozmowa przebiegała mniej więcej tak:
Dyr Gen.-Jakie konflikty miała Pani w poprzedniej pracy?
Marta-Nie miałam żadnych.
Dyr Gen.- A na studiach, jakie konflikty Pani miała?
Marta-Nie miałam żadnych.
Dyr Gen.-No cóż, to należy Pani do tego pół procenta ludzi, którzy nie mają konfliktów.Dziękuję Pani.
Koniec rozmowy.
Pracy na razie nie dostała.
Jak myślicie drodzy blogowicze, jaka odpowiedż byłaby miodem dla dyrektorskich uszu.
Co możemy poradzić Marcie, jeśli nadal tej(lub podobnej) pracy chce?
Ja kilka pomysłów mam, ale ciekaw jestem tych innych.
Istnieje jakś szansa że Marta ten blog czyta, jest absolwentką Elitarnego Liceum.
Do Wojtka: ponioslo mnie, bo wlasnie Twoja wypowiedz zabrzmiala protekcjonalnie, a tego sie w zyciu nasluchalam, wystarczy! A propos, ze rzuce cytatem:
„Wsrod moich rowiesnikow panuje silne poczucie zmarnowanych szans zyciowych i przegranego zycia.Mam czesto okazje wysluchiwac tych zalow.”
To chyba jakas choroba narodowa. Ile razy jade do Polski i rozmawiam z ze znajomymi, tyle razy wysluchuje tego, o czym wspominasz. A wierz mi, niektorym moim znajomym przynajmniej pod wzgledem materialnym powodzi sie calkiem niezle, powiedzialabym, ze odniesli sukces. Ale nie, to nie o to szlo. To o co szlo? Dlaczego nie mam tego ja i te 5 kolezanek z klasy, ktore szlajaja sie gdzies po Australiach, Afrykach, Stanach, Kanadzie?
Slowo daje, nikt nie zapyta mnie – a co tam u ciebie, jak zyjesz?
Poniewaz z definicji, skoro mieszkam cwierc wieku w Kanadzie, to powinnam byc szczesliwa. Kazdy natomiast narzeka na swoje zycie, ktore na oko przynajmniej dla mnie wyglada calkiem niezle (dodam, ze ci, ktorzy autentycznie sa w tarapatach zyciowych, zazwyczaj finansowej natury, narzekaja najmniej).
Dlaczego Polacy pielegnuja w sobie to uczucie niezadowolenia, dlaczego im zawsze zle? Ja to sie ciesze byle czym – byla kiedys taka piosenka 🙂
A pewnie, ze jestem w miare szczesliwa, bo znam swoje ograniczenia i wiem, ze wyzej d… nie podskocze, a poza tym mam maly apetyt na gromadzenie dobr materialnych, szczescie nie na tym polega. I moze tu jest pies pogrzebany, bo czesto wyglada na to, ze jak chcemy podliczyc nasz dorobek zyciowy, to podliczamy ten materialny. Przynajmniej tak podliczaja moi znajomi, i zawsze wychodzi im na minus… Nie dziwota!
Pozdrawiam serdecznie!
Alicjo
Cieszę się,że napisałaś.Chodzi mi po głowie niepokojąca myśl-może podświadomie napisałem w protekcjonalnym tonie?Chwasty w głowie rosną niepostrzeżenie-trzeba wyrwać póki się nie rozplenią.Dzieki,że mi zwróciłaś uwagę.
To o czym piszesz wynika chyba z bezsensownego, bieżącego życia.Ludzie zapieprzają jak mrówki w mrowisku i nie zdają sobie sprawy,że to mrowisko jest kompletnie zaburzone.Lata płyną jak woda przez palce i w końcu się okazuje iż nic w dłoniach nie ma.Nie ma przyjaźni,miłości,satysfakcji i czego tam jeszcze w życiu potrzeba.O uczuciach nie potrafią mówić,wstydzą się i niewiele o nich wiedzą bo to przecież abstrakcja.Więc mówią o kasie,przedmiotach bo to konkretne jest i przeliczalne.No i patrzą z zawiścią na innych.Wrócę do tematu rozmowy tj szkoły.Niewątpliwie trzeba mieć charakter silny by się nie rozpłaszczyć jak placek pod pedagogicznym walcem,zachować rozsądek i poczucie wolności.Do późniejszego życia też jest ta siła potrzebna.Praca,państwo, media,bliźni i ich stadne zachowania-wszystko to człowieka ściera i walcuje. Chyba najsłabsi psychicznie, najbardziej zsocjalizowani najwięcej marudzą.W nich najwięcej tego bólu jest.Myślą:dlaczego mam poczucie pustki,przecież tak się starałem-w szkole,pracy,rodzinie.Bolesne pytanie na które jest jeszcze bardziej bolesna odpowiedź.Taki to strumatyzowany kraj jest.
Pozdrawiam serdecznie
Stawiał Pan jedynki za jedynka ? Palęza pałą? .ZOMOWIEC , nie nauczyciel !
?Dopiero po skończeniu szkoły powiedział, że jego klasa to byli sami debile, którzy nie zasługiwali na to, aby on przy nich mówił. Niejeden uczeń/ niejedna uczennica tak myśli o swojej klasie – debile, kretyni, bydło.?
A co jesli w ten sposob (w pelni zasluzenie!) mysli o nauczycielu?