Dyrektor dyrektorem
W Łodzi mamy nowego dyrektora wydziału edukacji. Został nim Krzysztof Jurek, który do tej pory rządził w gimnazjum. Mam nadzieję, że to dobra wiadomość dla dyrektorów szkół. Swój swojego powinien rozumieć (zob. info).
Do tej pory bywało z tym różnie, czasem fatalnie. Nieraz patrzyłem na swojego dyrektora, gdy wracał po rozmowie z szefem wydziału edukacji. Po czymś takim robiło się z niego pół człowieka i kłębek nerwów. Rzadko który włodarz miał w ogóle pojęcie o tym, co się dzieje w szkołach. Równie dobrze oświatą mógł kierować kosmita, efekt byłby podobny.
Z dyrektorami wydziału edukacji miałem zwykle do czynienia dopiero wtedy, gdy już kończyli kadencję. Wtedy stawali się przystępni i dostępni. Wyjątkiem była Beata Jachimczak, dotychczasowy szef, która wpadła do mojego liceum na jedną z imprez szkolnych. Zabrała publicznie głos, pogadała z uczniami, wymieniła się wrażeniami z nauczycielami, obejrzała szkołę. Wszystkim szczęka opadła, bo chyba od półwiecza coś takiego się nie wydarzyło.
Po skończeniu kadencji odwiedził nas niejeden były dyrektor. Na przykład po to, aby poprowadzić szkolenie i podzielić się wiedzą, którą pozyskał na kierowniczym stanowisku. Nie powiem, to bardzo potrzebna wiedza. Szkoda tylko, że przekazywana w formie opowieści o minionych czasach. Wolałbym, aby dobrze było od razu, a nie dopiero we wspomnieniach.
PS Nowemu dyrektorowi wydziału edukacji łódzkie środowisko zgotowało ostre przyjęcie, tutaj uwagi prof. B. Śliwerskiego.
Komentarze
Lekcja lekcją, ale martwy język nie umiera…
Na ostatnich lekcjach, drodzy belferblożanie, omawialiśmy system, zapewniający Wam, etatom, komfortowe wyparcie się odpowiedzialności za rolę i kompetencje zawodowe, a przez to oczyszczający środowisko z jakiejkolwiek rozumnych refleksji nad skutkami nieuchronnych patologii i osobniczych dewiacji (jak np. bicie uczniów czy sabotaż a nawet wykoślawienie ocen zawodowych).
Oczywiście, w podsumowaniu i samoewaluacji wyniku edukacyjnego lekcji, bijący i wykoślawiający są systemu nie funkcjonariuszami, ale …ofiarami; winnymi – dzieci, społeczeństwo i ministerstwo.
Pomoc więc, jak uczy lekcja belferbloga, należy się nauczycielom: oprawcom dzieci – psycholog, a molestowanym samoewaluacjami belfrom – czekoladki (także dzieciom odbierane). O wódce podbieranej Witkacemu nie wspominając.
Dzisiaj, kontynuując tę słuszną drogę, po etapie lekcji wypierania (się i sumień), omówimy szlachetną sztukę donosu paraingracjacyjnego, jako formy klasowej manifestacji i walki o dalszą poprawę bytu i godne warunki pracy.
Omawiana na przykładzie Łodzi, w/w metodyka, to klasyczne narzędzie zarządcze, przydatne jak każdy oświecony dyrektor – dyrektorowi, nawet, jeśli podpowiadane przez belfra.
Po pierwsze więc, nadajmy wiadomość dobrą, że to ładnie, gdy swój swojego etatem karmi. To się będzie podobać w towarzystwie systemowo uwarunkowanym.
Lecz po drugie, donieśmy, że poprzedni swój był swojszy, „przystępny i dostępny” nawet na stołku, a nie tylko spod i spoza utraconego stołka. A swojactwo to przecież jedyna kompetencja usprawiedliwiająca w oczach ludu dyrektorstwo.
Ergo – albo obecny się szybciej oswoi, albo …i tu zręcznie podsuwamy źródło, wyjaśniające nieprawe politycznie i proceduralnie pochodzenie nominanta, w całkowitym przeciwieństwie do profesjonalnie wyposażonej i wybranej poprzedniczki.
Tak oto, wielbiąc swojactwo, sami się uswajamy o poziom wyżej w rankingu swojskości systemowej, unikając posądzeń środowiskowych o osobiste krytykanctwo czy merytoryczne szczególanctwo, zyskując też wdzięczność nowej władzy za cenne wskazówki kompetencyjne.
Ta skończona lekcja zarządzania (co najmniej karierą na tzw.odcinku oświaty) dobitnie dowodzi, że dyrektora nie dyrekcja czyni (na dłużej) dyrektorem, ale głębokie doświadczenie i znajomość realiów.
Tego natomiast, bez usystematyzowanego grona belferskiego po swojej stronie stołka, posiąść ani zapoznać się dyrektorstwem nie da.
Dyrektor dyrektorem, a do ławy i tak zasiadać pora.
Belfrzy z lekcją zarządzania czekają… 🙂
Gekko, jako, że masz wyrażne inklinacje do prawienia kazań długich a mało przejrzystych, może powinienes pójść w tym kierunku- wystawać pod kościołami i niesć słowo oświecone. Tylko omijaj młodzież szkolną, bo cię potraktują całkowicie niepedagogicznie – zabiją śmiechem. Do szkoły także nie idź, omijaj je z daleka, stanowią zagrożenie dla twojej mowy potoczystej. Uczniowie zaś słuchając twojego gaworzenia mogliby popełniać zbiorowe samobójstwa z nudów.