Lektury o miłości

Najlepiej wchodzą uczniom do głów utwory o miłości, ale w kanonie lektur szkolnych jest ich niewiele. A przecież już Mikołaj Rej w „Żywocie człowieka poczciwego” dowodził, że najważniejszym celem kształcenia jest umiejętność właściwego ożenku. Gdy w szkołach nie uczą, jak się żenić lub za mąż wychodzić, nie ma sensu do tych szkół chodzić. Trzeba wtedy wybrać prywatną edukację, tzw. dobry przykład innych. Nie ma lepszej nauki od tej – głosił pisarz – jaką zapewnia dobre towarzystwo. Rej miał na myśli szczęśliwych ojców rodzin i szczęśliwe matrony. Tak trudno jest znaleźć odpowiedniego partnera, że trzeba się tej sztuki – dowodzi Rej – uczyć latami. Jeśli nie w szkole, to w domu, a jeśli własna rodzina nie daje dobrego przykładu, to u przyjaciół.

Dowodem, że poziom edukacji spada, jest wzrost liczby rozwodów. Patrząc bowiem z Rejowej perspektywy, trzeba powiedzieć, że każdy rozwodnik to nieuk do potęgi – sercowy analfabeta. Głąbami trzeba by też nazwać tych, co się wahają w miłości. Czego uczyli się w szkole, skoro nie chcą bądź nie potrafią tworzyć rodzinnego szczęścia?

Niestety, współczesna szkoła nie uczy, jak znaleźć miłość swojego życia. Na lekcjach języka polskiego wciąż omawia się teksty o śmierci, a pomija tematykę miłości, szczególnie w kontekście rodzinnym. Na przykład z Biblii omawia się motyw marności nad marnościami, gdy kilka kartek wcześniej mamy cudowny opis kochanej żony:

„Żonę dzielną któż znajdzie? Wartość jej daleko większa niż klejnotów. Ufa jej serce tego, kto ją ma, i nie brakuje żadnego zysku. Odpłaca mu dobrem, a nie złem, przez wszystkie dni swego życia.”

Ten tekst powinien być w lekturach, a nie o marności nad marnościami.

Jeśli chodzi o wybór żony przeze mnie, to powiem nieskromnie, że swoim ożenkiem dowiodłem, iż jestem doskonale wykształcony. Normalnie czuję się, jakbym co najmniej Oxford i Sorbonę skończył – po prostu nie brak mi niczego. Czyli, według Reja, ideał.