Nauczyciel w związku, uczeń w samorządzie
Nauczyciele działają w związkach, a uczniowie w samorządach, aby nie wszystko było w szkole dozwolone. Związki zawodowe ograniczają samowolę ministerstwa, wydziału edukacji oraz dyrekcji, zaś samorządy uczniowskie ograniczają widzimisię nauczycieli. Dlatego bardzo ważne jest, aby w każdej szkole te organizacje społeczne prężnie działały. Jako związkowiec dobrze rozumiem potrzebę funkcjonowania samorządów uczniowskich. Podobnej postawy oczekuję od uczniów, czyli akceptacji związków zawodowych. Także rodzice uczniów powinni rozumieć, że nauczyciele działają w związkach zawodowych, a ich dzieci – w samorządzie.
Piszę o tym, ponieważ jeden z rodziców zarzucił mi, że brałem udział w manifestacji podczas godzin mojej pracy. Wyjaśniam więc, że przedstawiciel organizacji związkowej (nie wszyscy nauczyciele, lecz reprezentant) ma zagwarantowane statutem szkoły prawo do działalności związkowej także w godzinach swojej pracy. Nigdy to prawo nie było i nie jest nadużywane. Na przykład na zebrania związkowe nieomal zawsze chodzą tylko ci nauczyciele, którzy w tym czasie już nie mają lekcji. A jednak czasem trzeba opuścić zajęcia z młodzieżą, aby wziąć udział w ważnym dla całej grupy zawodowej przedsięwzięciu, takim był protest nauczycieli w stolicy.
Rodzic zarzuca, że w tym czasie uczniowie stracili jakieś lekcje. To jednak nie jest winą związku. Dyrekcja ma obowiązek zapewnić w czasie nieobecności pracownika zastępstwa. I tak się stało w przypadku wszystkich klas, z wyjątkiem jednej. Oprócz formalnych zastępstw mogły też odbyć się tzw. zastępstwa koleżeńskie (inni nauczyciele gratis weszliby na lekcje kolegi). Jeżeli jednak uczniowie uważają, że stracili jakąś lekcję, mogą wystąpić osobiście bądź za pośrednictwem samorządu do nauczycieli, aby ci odrobili tę lekcję. W mojej szkole zresztą nikt nie czeka w tej sprawie na prośby uczniów, sami oferujemy uczniom dodatkowe lekcje (ja prowadzę koło filozoficzne oraz oferuję swój czas uczniom potrzebującym indywidualnych konsultacji).
Rodzic, któremu nie podoba się działalność związkowa nauczycieli, niech przyjmie do wiadomości, że szkoła to nie hipermarket. W placówkach edukacyjnych związki działają legalnie, a nauczyciele mają prawo się zrzeszać. Także uczniowie mają prawo wdrażać się do działalności w służbie publicznej, biorąc udział w pracach samorządu klasowego i szkolnego. Jestem dumny z tego, że należę do ZNP (zrzesza ok. 25 proc. nauczycieli naszej szkoły), szanuję też koleżanki i kolegów, którzy należą do nauczycielskiej Solidarności (zrzesza ok. 12 proc. nauczycieli XXI LO), doceniam także uczniów, którzy aktywnie pracują w samorządzie. Tak trzymać! Nie dajmy się zastraszyć ani zniechęcić!
Komentarze
Hmm… a powiedział Pan to wszystko temu rodzicowi podczas spotkania?
Jestem związkowcem. Zawsze byłem członkiem związków istniejących w kolejnych zakładach pracy. Nie szkoda mi składek, które wiążą się z tą przynależnością. Przez dwie kadencje byłem przewodniczmacym Komisji Rewizyjnej przy Zarządzie Oddziału ZNP- oczywiście społecznie. Nie wyobrażacie sobie jak oglądany był każdy grosz wydatków a wydatki właściwie dokumentowane i księgowane.
Trzykrotnie byłem na spotkaniu z p. Broniarzem i podzielam pogląd Autora o jego kwalifikacjach i kompetencjach. Nie żałuję mu pensji. Wiem, że ma równie dobrych współpracowników. Zawsze jednak bolało mnie różne – koniunkturalne traktowanie związków przez panujących. Szczególnie ostatnio, za Gertycha my z ZNP okazaliśmy sie niegodnymi rozmów.Ponad 100-letnia historia w znacznej części przypadała przecież na PRL. Co się działo na „Górze” wiemy. Na dole jednak była zwyczajna praca związkowa.
Mniej więcej wiem po co się dzieli ludzi i ich organizacje na dobrych i złych. Ostatni Rząd dał nam dobrą lekcję w tym zakresie. Jednak to boli i uwiera. Nie tego trzeba srodowisku nauczycielskiemu, które powinno przecież uczyć tolerancji, szacunku dla inności, dla innych poglądów itd.
Drugi temat jeszcze ważniejszy. Wszak mamy być społeczeństwem obywatelskim. Samorząd szkolny mogłby być szkołą postaw społecznikowskich i uczyć demokracji przyszłych polityków, menadżerów – po prostu obywateli.
Może młodzi czytelnicy tego bloga wskażą na przyczyny obecnej sytuacji?
Jest ten samorząd uczniowski, czy go nie ma ? Działa, czy jedynie figuruje na tablicach ogłoszeniowych, ograniczając się do wyznaczania „szczęśliwych numerków”czy obsługi radiowęzłą w czasie przerw ?
Ciekawe, czy tacy rodzice zdają sobie sprawę, jak chętnie i często zwalniają się z lekcji uczniowie działający w szkolnym samorządzie, czy też radiowęźle, kawiarence, gazetce, etc. Trzeba być strasznym hipokrytą, żeby krzyczeć o tym, ile to lekcji jest traconych i jakie to jest straszne.
od kiedy działalnośc zwiazkową można przyrównywac do działalności samorządowej. Przecież związki zawodowe to quasi partie polityczne i dziwię się, że Pan jako oświecony belfer udaje, że tego nie dostrzega. ZNP to jeden z filarów lewicy, a „S” – PiS-u. Samorząd uczniowski to, w przeciewieństwie do związków, najautentyczniejsza forma samorządności rozumianej jako zasada oddolnego kształtowania norm wspólżycia jednostki w grupie.
Wy nauczyciele macie pretensje do wpajanie młodzieży zasad samorządności, a sami macie niewielkie pojęcie o tym.